Moherowe obywatelskie państwo

Jan Pospieszalski

publikacja 13.02.2008 17:49

Kiedy kilkanaście lat temu na przejściu granicznym miedzy Austrią a Włochami pojawiły się pierwsze autokary z pielgrzymką Rodziny Radia Maryja, włoskie stacje telewizyjne były przygotowane. Przewodnik Katolicki, 3 luty 2008

Moherowe obywatelskie państwo



Dziennikarze z kamerami i reporterzy radiowi dostali „przeciek” od służb granicznych, że dzieje się coś niecodziennego, bo niekończący się sznur autobusów z polskimi pielgrzymami już kilka godzin wcześniej zaszokował celników wjeżdżając z Czech do Austrii. Blisko dwadzieścia tysięcy uczestników jednorazowo przekraczających granicę jako zdyscyplinowana, dobrze organizacyjnie przygotowana społeczność, nawet dla oswojonych z manifestacjami reporterów była czymś niezwykłym. Łakome sensacji media relacjonując pielgrzymkę, tłumaczyły ten fenomen specyficznym polskim katolicyzmem, umiłowaniem Papieża Polaka, popularnością, jaką się cieszy w naszym kraju.

Żaden z komentatorów nie dostrzegł, że ma do czynienia z ruchem mającym również swoje społeczne oblicze. Marginalizowana i nieobecna w przestrzeni publicznej na co dzień wspólnota powiedziała światu: „Ja jestem! „My jesteśmy!!!” - uśpiony olbrzym dał o sobie znać. O tym, że polskie media nie poświęciły temu wydarzeniu więcej uwagi, nie muszę polskiemu czytelnikowi przypominać.



Inicjatywy chrześcijańskie czy partyjne?


W zalewie niechętnych, często wrogich komentarzy opisujących toruńską rozgłośnię, aspekt społeczny pojawia się rzadko, a jeżeli, to w kontekście zaangażowania politycznego. Słuchaczy - Rodzinę Radia Maryja - zazwyczaj przedstawia się jako rezerwuar elektoratu rozdzierany przez prawicowe partie, którego dysponentem jest „sprytny polityczny gracz” - ojciec dyrektor. Próba upartyjnienia w opisie tej wspólnoty i politycznej interpretacji społecznego żywiołu katolików nie jest tylko publicystycznym uproszczeniem. Dostrzegam tu potworny kłopot, przed jakim stanęli raczej liberalnie i progresistowsko nastawieni ludzie mediów.

Zaangażowanie społeczne to cecha rozpoznawcza współczesnego społeczeństwa obywatelskiego. Niedoścignionym ideałem dla tęskniących za europejskimi standardami postępowców jest popularność NGO (w żargonie dziennikarskim: „en-dżi-ous”), czyli organizacji pozarządowych. Społeczeństwo obywatelskie i jego forma aktywności jako tzw. trzeci sektor kojarzy się dziennikarzom raczej z ekologami, Zielonymi, stowarzyszeniami feministek czy różnej maści ruchami na rzecz walki z dyskryminacją. Dobrą prasę mają też fundacje, najlepiej z europejsko brzmiącymi nazwami, np. Fundacja Szumana, Adenauera czy Case. Owszem, dostrzega się także wolontariat, ale głośno o nim przy okazji Dnia Uchodźcy lub wiosennego sprzątania świata. Zaangażowanie społeczne słuchaczy Radia Maryja i katolików w ogóle nie mieści się w tym opisie, najprościej więc uporać się z nim, przypinając łatkę upolitycznienia - a jak wiadomo polityka raczej jest brudna, a już na pewno podejrzana.





Dokładnie tym samym tropem podążają komentatorzy hiszpańskich mediów, relacjonujący madrycką demonstrację katolików sprzed miesiąca. W stolicy Hiszpanii na placu Kolumba 30 grudnia - w święto Świętej Rodziny - miała miejsce wielka manifestacja „Na rzecz rodziny chrześcijańskiej”. Zorganizowała ją stołeczna archidiecezja we współpracy z hiszpańskimi organizacjami obrony życia oraz ruchami i stowarzyszeniami kościelnymi. Około półtora miliona katolików wyszło na ulice Madrytu w obronie tradycyjnej rodziny. Rodzice z małymi dziećmi, często w wózeczkach, dali wyraz swojemu zaniepokojeniu zmianami prawa, nowymi pomysłami zrównującymi w przywilejach związki homoseksualne, ułatwieniami w przeprowadzaniu rozwodów i klimatem przyzwolenia dla aborcji.

W relacjach głównych mediów początkowo starano się pomniejszyć liczbę uczestników, następnie, kiedy dane szacunkowe policji przedostały się do publicznej wiadomości, próbowano opisać manifestacje jako polityczny atak opozycji na rząd. To także okazało się nietrafione, ponieważ handlarze gadżetów i emblematów partii opozycyjnych, zwabieni łatwym zyskiem, rozstawili stragany, ale się przeliczyli. Partyjne flagi nie cieszyły się zainteresowaniem - demonstranci mieli ze sobą kościelne chorągwie i baloniki z nazwami swoich stowarzyszeń i ruchów pro life. Była to już trzecia w ostatnich latach potężna demonstracja katolików w Hiszpanii.

Czy fakt, że obywatele skłonni są poświęcić niedzielę (wielu manifestantów przyjechało setki kilometrów z odległych miast Hiszpanii), to wystarczający dowód społecznego zaangażowania? Czy na tej podstawie możemy mówić o katolickim społeczeństwie obywatelskim? Madrycka manifestacja nie miała tylko charakteru spotkania modlitewnego, choć modlitwy tam nie zabrakło. Obywatele w trosce o wspólnotę i kształt życia publicznego, czyli w trosce o własne państwo, przybyli, aby wyrazić swoje zdanie.
Czy silne w Polsce środowiska katolickie to też społeczeństwo obywatelskie?



Obywatel czy katolik?


Mimo że wspomniana wcześniej pielgrzymka Radia Maryja (i wiele następnych) były przedsięwzięciem religijnym i nie miały intencji publicznej demonstracji, w zlaicyzowanym świecie takimi niejako się stawały. Bo prócz wymiaru religijnego, daje tu o sobie znać wielki potencjał społeczny. To właśnie w tych środowiskach, skupionych przy parafialnych kołach, rozwija się ruch samopomocy troszczący się o starszych, emerytów, niepełnosprawnych. Wspólnota, prócz modlitewnego kręgu, staje się grupą wsparcia, wykształcając naturalny wolontariat, który reaguje na chorobę, samotność, najpilniejsze potrzeby. Te grupy jednak dalekie są od popadania w syndrom towarzystwa wzajemnej adoracji. Kiedy trzeba, angażują się na zewnątrz.




Gdy na początku lat 90. w Polsce toczyła się batalia o prawną gwarancję dla poczętego życia, to właśnie te środowiska były widoczne w pikietach przed klinikami aborcyjnymi i w marszach pod Sejm. Potem te same kobiety z różańcami w rękach pojawiły się w akcjach protestacyjnych przeciwko emisji szkalującego kapłanów filmu „Ksiądz”. W latach 2003-2004 na tych ludzi można było liczyć, gdy trzeba było zbierać podpisy pod społecznym projektem ustawy ograniczającej przemoc w mediach (około 200 tysięcy zebranych podpisów), a potem pod kolejnym dotyczącym przywrócenia funduszu alimentacyjnego.
„Moherowe berety” swoim bezinteresownym zaangażowaniem wyprzedziły działaczy świeckich fundacji i stowarzyszeń jakże często podłączonych do budżetu samorządu lub ciągnących środki z różnych państwowych i europejskich „grantów”. W przeciwieństwie do nich te skromnie żyjące panie wspierały niejednokrotnie wdowim groszem różne społeczne inicjatywy.

Właśnie w tych wspólnotach wytworzył się swoisty alternatywny obieg kultury. W parafialnych salkach i świetlicach mają miejsce koncerty, odczyty, prelekcje. To w tych środowiskach odbywa się kolportaż wydawnictw. Prostacki medialny opis socjologiczny zaangażowanych środowisk katolickich eksponuje często jako argument mający umniejszyć społeczne znaczenie, to że tzw. Moher to babcie, elektorat gorzej wykształcony, wiejski i małomiasteczkowy.



Moher to potęga


Pomijając dyskryminujący aspekt takiego opisu, jest on tyle „rasistowski”, co nieprawdziwy. No bo czym wytłumaczyć fakt, że na większości odbywających się w europejskich miastach, od Lizbony do Budapesztu, Światowych Dniach Młodzieży i sylwestrowych spotkaniach wspólnoty Taizé, zazwyczaj najliczniejszą grupę stanowią młodzi Polacy. Owszem, jadą, żeby się modlić, spotkać z rówieśnikami z innych krajów, często przeżyć przygodę. Trudno w tym dopatrywać się jakiejś specjalnej społecznej aktywności czy obywatelskiej postawy. Ale znów analizując motywy młodzieży angażującej się np. w wolontariat hospicyjny, zdecydowana większość podaje motywacje religijne, deklarując przynależność do katolickich ruchów i wspólnot formacyjnych.

Społeczny i obywatelsko korzystny wymiar polskiego katolicyzmu opisywała nieżyjąca już Wisła Surażska. Wywodząca się z lewicy solidarnościowej profesor socjologii, sama niezwiązana z Kościołem, po wielu latach pracy na uniwersytetach amerykańskich i włoskich wróciła do Polski, uruchamiając Centrum Badań Regionalnych. W swoich pracach wskazywała, jak znaczący wpływ mają postawy religijne rodziny, np. na wyniki młodzieży w ogólnopolskich testach gimnazjalnych. W regionach, gdzie żyją ludzie bardziej religijni, uczniowie gimnazjum lepiej radzą sobie z testami.




Kluczem do rozumienia tej zależności jest silna rodzina, której spoiwem jest zakorzenienie w tradycyjnej polskiej religijności. W obserwacjach pedagogów wszelkie dysfunkcje rodziny uwidaczniają się najwcześniej w gorszych wynikach dzieci i młodzieży w nauce. Inna obserwowana przez socjologów charakterystyczna zależność: matka po rozwodzie, z wyższym wykształceniem, pracująca, niepraktykująca, samotnie wychowująca syna i większa w tej grupie częstotliwość popadania syna w kolizje z prawem, uzależnienie od alkoholu czy środków odurzających.

Interesujące są również obserwacje urodzeń pozamałżeńskich. Dane pokazują znaczne rozbieżności w udziale procentowym na terenie kraju. W województwach północno-zachodnich, lubuskim i w łódzkim odnotowano ponad 25 proc., a nawet 33 proc. (zachodniopomorskie) urodzeń dzieci poza małżeństwem. Na Podkarpaciu, w Małopolsce, na Podlasiu jest tylko 7 do 9 proc.



Czy katolicyzm się państwu opłaca?


Te znaczne rozbieżności pokrywają się z mapą pokazującą udział w niedzielnej Mszy św. W zachodniopomorskim i łódzkim wskaźnik uczęszczania do kościoła jest najniższy, na Podkarpaciu i w Małopolsce - coroczne statystyki odnotowują największy udział wiernych w niedzielnych Mszach. O pożytkach społecznych wynikających z trwałości rodziny i lepszym przygotowaniu w pełnej rodzinie młodego człowieka do pełnienia społecznych ról nie trzeba chyba nikogo przekonywać.

Ale czy potrzeba specjalnych fakultetów z socjologii lub psychologii społecznej, aby dostrzec opisywane wyżej proste zależności? Wystarczy udział w niedzielnej wieczornej Eucharystii np. w warszawskim klasztorze oo. Dominikanów na Służewie. Ogłoszenia parafialne tylko w jednej trzeciej dotyczą spraw duszpasterskich, a reszta to wyraz społecznej aktywności parafian. Informacje o pracach grupy charytatywnej następują po zaproszeniu na spektakl amatorskiej grupy teatralnej, by potem mówić o wyjeździe integracyjnym dla młodzieży i pracowni poradnictwa rodzinnego. Następnie dowiadujemy się, co nowego w świetlicy Caritas, podany jest też termin spotkań AA. Na koniec wszystkich zaprasza się na kolejny wykład z cyklu dawne malarstwo bizantyjskie.

Duże parafie pełnią dziś często w osiedlach funkcje centrów wolontariatu, a także ośrodków kultury. Choćby taki drobny przykład - wraz z przemianami ustrojowymi upadły duże zakładowe orkiestry dęte, ale małe parafialne orkiestry przetrwały. Ten obywatelski aspekt polskiego katolicyzmu, korzystne propaństwowe postawy parafian, przez wielu polskich socjologów są niedostrzegalne. Wrażliwość ukształtowanych pod okiem marksistowskiej profesorskiej kadry ekspertów od społeczeństwa nie pozwala dostrzec prostych zależności. Brak tej refleksji to nie tylko kwestia wrażliwości. To problem rzetelności naukowca i etosu inteligencji.

Ale kto dziś chce o tym pamiętać?