Świat o nich nie pamiętał

Mateusz Wyrwich

publikacja 22.04.2008 11:32

Z chwilą rozpoczęcia powstania Żydów w getcie warszawskim, radio Polskiego Państwa Podziemnego „Błyskawica” rozpoczęło codzienne nadawanie w świat informacji o dramatycznej sytuacji powstańców. W wolnym od okupacji niemieckiej świecie nikogo to jednak nie poruszyło. Przewodnik Katolicki, 20 kwietnia 2008

Świat o nich nie pamiętał



Poniedziałek 19 kwietnia 1943 roku w Warszawie był spokojny i ciepły. Dla postronnych warszawiaków nic nie wskazywało na to, że tego dnia wybuchną walki w getcie, nazwane później powstaniem w getcie warszawskim i uznane przez Żydów za największe nowożytne powstanie żydowskie.

Za trzyipółmetrowymi murami Niemcy, od kwietnia 1940 roku, stłoczyli ponad 450 tysięcy ludzi, na nieco ponad czterech kilometrach kwadratowych. To było miasto w mieście. Żydzi tu mieszkali, pracowali. Odbywały się nawet koncerty, seanse filmowe. Pozory życia w mieście śmierci. Lecz to było miasto Żydów, którym nie wolno było opuszczać jego murów. Ani też nie pozwalano nikomu ich odwiedzać bez specjalnej przepustki. Miasto ludzi coraz bardziej pozbawianych dostępu do jedzenia, do wody. Dziennie umierały ich setki, z czasem tysiące. Z wycieńczenia, tyfusu, zakatowania. Stąd też wywozili ich Niemcy do obozów koncentracyjnych. Często przy wymuszonym na Żydach akompaniamencie muzyki i śpiewu... „Bo tam żądali od nas / pieśni ci, którzy nas uprowadzili / pieśni radości ci, którzy nas uciskali”... (Ps 137, 3.)

O sytuacji polskich Żydów środowiska żydowskie w USA czy Kanadzie były informowane już od pierwszych tygodni wojny przez kurierów Polskiego Państwa Podziemnego. Zarówno o zsyłaniu ich do obozów i poddawaniu tam eksterminacji, jak i o zakładaniu gett w kilkudziesięciu miastach Polski. A także o wydanym przez Niemców rozkazie mordowania wszystkich Polaków, którzy pomagają Żydom. Polska była bowiem jedynym krajem, gdzie wprowadzono tego rodzaju niemiecki rozkaz. Jednak Żydzi mieszkający w tamtym czasie w wolnych krajach albo nie wierzyli w te informacje, albo też nie chcieli uwierzyć w niespotykane dotychczas okrucieństwo człowieka wobec człowieka. Wcale więc, bądź tylko w niewielkim stopniu, starali się pomóc swym żydowskim braciom w Polsce.



Żołnierze powstania


Informacje o „jakichś” przygotowaniach Żydów do walki docierały do Niemców od końca 1942 roku. Odkryto m.in. jedno z budowanych podziemnych umocnień. Na początku stycznia 1943, po wizytacji Himmlera, z getta zaczęto wywozić coraz więcej ludzi do obozów śmierci. Wkrótce potem niemiecki konwój prowadzący Żydów na wywózkę został zaatakowany przez żydowskich żołnierzy podziemia (ŻOB). Niemcy nie wiedzieli jak dużymi siłami dysponują powstańcy. Aby nie dopuścić do ponownego zaskoczenia, dwa miesiące później sami zaatakowali. Przed południem 19 kwietnia na teren getta weszły silnie oddziały SS, Wehrmachtu, jak również formacji łotewskich i ukraińskich. Wcześniej dowódcą „likwidacji” getta został komendant warszawskiej SS i policji pułkownik Ferdynand von Sammern-Frankenegg. Jednak żydowscy powstańcy odparli ten atak. Po „kompromitacji narodu niemieckiego”, jak miał powiedzieć Himmler, do dowodzenia w getcie mianowany został generał SS Jürgen Stroop.





- Każdego dnia płonęły domy po stronie żydowskiej. Staraliśmy się, jak mogliśmy, pomagać żołnierzom powstania. Jeszcze w trakcie walk dostarczaliśmy im broń: pistolety, granaty, zapalniki. Wiem, że dziewczyny dostarczały środki opatrunkowe. Każdego też dnia z kanałów odbieraliśmy na naszą stronę ludność żydowską. Na początku maja odebraliśmy w ten sposób także kilkunastu żołnierzy ocalałych z powstania w getcie. Podczas powstania warszawskiego czterech z nich było w moim oddziale walczącym na Starówce. Trzej byli z ŻZW, jeden z ŻOB. Na kilka dni przed zakończeniem powstania dwóch z ŻZW zginęło. Pozostali przetrwali szczęśliwie. Byli niezwykłymi ludźmi. Nazywałem ich żołnierzami dwóch powstań. Z jednym z nich „spotkałem się” później na Rakowieckiej. Był jak ja więźniem komunistów. Miał długi wyrok. Wiem, że pod koniec lat pięćdziesiątych wyjechał na Zachód. – opowiadał w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Bronisław Godlewski, w czasie powstania w getcie żołnierz AK. Po wojnie skazany na dożywocie.

W powstaniu ze strony żydowskiej udział wzięli w większości żołnierze Żydowskiego Związku Wojskowego, wchodzącego w skład polskich podziemnych struktur wojskowych. Byli w nim na ogół żydowscy żołnierze i oficerowie służący przed wojną w polskiej armii. W czasie wojny będący w strukturach konspiracyjnych Polskiego Państwa Podziemnego. Te powiązania skutkowały również w czasie powstania w getcie. W dniu jego rozpoczęcia oddziały Armii Krajowej zaatakowały Niemców przebywających w bliskości getta, w ten sposób odciągając ich od walk powstańczych. Żołnierze AK podjęli również próby rozbicia murów getta. Niestety, żadna z nich nie skończyła się powodzeniem. W największej kilkudniowej bitwie powstania, na placu Muranowskim, żołnierzy ŻZW wspierał oddział AK i żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa pod dowództwem kapitana Henryka Iwańskiego. Oddział kpt. Iwańskiego był też największym „dostawcą” broni dla powstańców żydowskich.



Fałszerze powstania


W powstaniu w getcie wzięli też udział nieliczni i bardzo słabo uzbrojeni żołnierze komunizującej Żydowskiej Organizacji Bojowej. Jednak propaganda komunistyczna w PRL właśnie ich „mianowała” jedyną organizacją walczącą w powstaniu. W jej skład, jak podaje historyk Paweł Szapiro, wchodziły bowiem również organizacje w pełni akceptujące pakt Ribbentrop-Mołotow. Ta prokomunistyczna orientacja ŻOB znacznie ułatwiła propagandystom PRL manipulowanie kartami historii. Wkrótce bowiem „dopisano” do powstania w getcie stronę o rzekomej pomocy udzielonej powstańcom przez komunistyczną Armię Ludową. „Wycięto” zaś informacje o żołnierzach Żydowskiego Związku Wojskowego, którzy byli torturowani i więzieni po wojnie w komunistycznych więzieniach. Również dlatego, że byli żołnierzami powstania warszawskiego.





„Historycy” Żydowskiej Organizacji Bojowej dowódcą powstania w gettcie „mianowali” tylko Mordechaja Anielewicza. Tymczasem, jak wynika z dokumentów archiwalnych, również pamiętnika Emanuela Ringelbluma, twórcy archiwum getta warszawskiego, przywódcami powstania byli również Mieczysław Apfelbaum i Dawid Wdowiński, a także Paweł Frenkiel i Leon Rodal z ŻZW. Jednak nawet w wolnej, pozbawionej cenzury, Polsce pomijane są książki Wdowińskiego, Bernarda Ber Marka, Chaima Lazara czy Kazimierza Iranka-Osmeckiego opisujące „nieżobowską” historię powstania.



Ofiary powstania


Kolejne dni powstania, trwającego blisko miesiąc, to wypychanie powstańców z kolejnych ulic getta. Aż w końcu nadchodzi jego kres. Jako zakończenie działań powstańców przyjmuje się 16 maja, czyli dzień wysadzenia przez Niemców wielkiej synagogi na ulicy Tłomackie. Do tego czasu każdy dzień przynosił kolejne zwielokrotnione ofiary po stronie żydowskiej. Trzem tysiącom niemieckich żołnierzy, świetnie uzbrojonych, wspomaganych przez artylerię i czołgi, nie mogło dorównać około tysiąca żydowskich powstańców i kilkudziesięciu Polaków. Uzbrojonych głównie w ręczne pistolety, jeden cekaem, butelki z benzyną czy pojedyncze pistolety maszynowe. Zabijano ich strzelając, podpalając piwnice. Również wykorzystując śmiertelnie trujące bomby gazowe. Dzień i noc Niemcy systematycznie burzyli domy, mordując ludność cywilną. W ten sposób, w dniach powstania, straconych zostało około dwudziestu tysięcy Żydów. Do obozów śmierci, głównie Treblinki, wywieziono ponad pięćdziesiąt tysięcy. Dzielnicę żydowską zrównano z ziemią.