Przestrzenny nieład

Jan Pospieszalski

publikacja 07.05.2008 08:57

Polskie miasta i tereny podmiejskie stały się łupem deweloperów. A ci zachowują się jak na terenie podbitym. Tereny zabudowuje się tak, by zmaksymalizować zyskowność inwestycji. Nie tylko ignorując walory krajobrazowe, ale nie zostawiając miejsca na drogi dojazdy, trasy szybkiego ruchu. Przewodnik Katolicki, 4 maja 2008

Przestrzenny nieład



Mimo łagodnej zimy akurat tego dnia było minus 15”. Nie wystraszyło to na mieszkańców Zalesia. Od rana nadciągali pojedynczo i w grupach na Górki Szymona. W ciągu kilkudziesięciu minut nad rzeką Jeziorką, na niewielkich piaszczystych wzniesieniach, stało już około dwóch tysięcy protestujących. W rekach trzymali transparenty, niektórzy powyciągali narodowe flagi. Dwie emerytki przyniosły biało-żółtą chorągiew papieską, a młodzi, jak na rasowych eko-protestach tańczą z gwizdkami i bębnami. Trochę dalej matki z wózkami utrzymują bezpieczną odległość aby hałaśliwa grupa nie wystraszyła dzieci. Naprzeciw barakowóz, spychacz i rozpoczęty wykop, odgrodzony na prędce biało-czerwoną taśmą. Tablica ostrzega: Teren budowy - wstęp surowo wzbroniony!

Między manifestantami, a budową uwijają się radni wiedząc, że to ostatnia szansa zachowania twarzy w tym kompromitującym samorząd konflikcie. Korzystają z obecności kamer żeby wygłosić buńczuczne deklaracje - zresztą zupełnie sprzeczne z dotychczasowymi ich decyzjami. Skala protestu, determinacja mieszkańców, a przede wszystkim obecność mediów, dokonała czarodziejskiej przemiany. Na Górkach Szymona- w unikalnych krajobrazie, nie wyrosną pensjonaty. Pozwolenie na budowę zostaje uchylone. A przecież sprawa wydawała się prosta. Budowa nie miała niezbędnych opinii, planowana była z pogwałceniem lokalnych planów zagospodarowania przestrzennego, przepisów dotyczących ochrony krajobrazu i wbrew zdrowemu rozsądkowi. Mimo to samorząd do spółki z inwestorem potrafił tak kreatywnie zinterpretować zapisy, że można było rozpocząć budowę. Towarzystwo Przyjaciół Zalesia Dolnego - organizator protestu, na szczęście nie docenił kreatywności i mieszkańcy własnym ciałem obronili fragment unikalnego, krajobrazu.

Ten przykład jest niestety wyjątkiem od ponurej reguły.

Polskie miasta i tereny podmiejskie stały się łupem deweloperów. A ci zachowują się jak na terenie podbitym. Proceder jest możliwy bo samorządy nie mają wizji rozwoju miast i osiedli. Słowo urbanistyka radnym prędzej już kojarzy się z urologią niż z planowaniem. Tereny zabudowuje się tak, by zmaksymalizować zyskowność inwestycji. Nie tylko ignorując walory krajobrazowe, ale nie zostawiając miejsca na drogi dojazdy, trasy szybkiego ruchu. Decyzje samorządowców, urzędników i lokalnych polityków wyglądają jakby podejmowane były z myślą o zyskach inwestorów, a nie w trosce o interes publiczny. Powszechny jest brak starań o harmonijny rozwój miasta, o przestrzeń wspólną, o miejsca dostępne dla mieszkańców, rekreację, tereny zielone, infrastrukturę sportową.




W efekcie Polska jest jednym z najbardziej zdewastowanych urbanistycznie krajów UE. Najbrzydszych i najbardziej chaotycznie zabudowanych. Podmiejskie osiedla przypominają latynoskie fawele. Kiedyś pola uprawne i ogrody, decyzjami spolegliwych samorządowców, przemianowane zostają na tereny budowlane. Tam gdzie były pola truskawek powstają szeregowe domki, a w nie, bez składu powtykano jakieś wielkie bloki i strzeżone mini kondominia. Entuzjazm budowania nie idzie w parze z elementarną wizją rozwoju osiedla i lokalnej infrastruktury. W efekcie dróżka dojazdowa do truskawkowego pola zachowując swoją dawną szerokość pokrywana jest tylko asfaltem, a po obu stronach tłoczą się nowe domy. Każdy inny. Radosna twórczość i szlachetny polski indywidualizm, sprawia że spacerując (z narażeniem życia - bo nikt nie pomyślał o chodnikach), mijamy „zamki Gargamela”, pokryte plastikowym seitingiem kanadyjskie osiedla, dworki, domy z bali i bunkry z pustaków. Rano w godzinach wyjazdu do pracy i szkół, korki tworzą się już za bramą, a oczekujący na wyjazd w ciasnych uliczkach, oszukani przez zaradnych radnych i deweloperów, mieszkańcy modlą się żeby nigdy nie trzeba było wzywać karetki pogotowia. W tych warunkach - nie dojedzie. W wielu podmiejskich osiedlach w razie pożaru, interwencja strażaków możliwa będzie chyba tylko z powietrza.

Nieprawidłowości w urbanistyce jak w soczewce skupiają większość patologii ostatnich kilkunastu lat. To kolejny dowód na słabość instytucji państwa. Trudno w to uwierzyć ale ponad 90% obszarów kraju, do dziś nie ma planów zagospodarowania przestrzennego. Umożliwia to gigantyczne nadużycia i korupcję, bo pozwolenia na budowę wydają urzędnicy w oparciu o niejasne kryteria. Nie bez kozery dwie głośne prowokacje CBA: historia posłanki PO Beaty Sawickiej i odrolnienie ziemi na Mazurach, dotyczyły właśnie relacji polityk - deweloper. Sprawa jest poważna bo konsekwencje odczuwamy wszyscy. Realizowane inwestycje, na pokolenia zdeterminują charakter i kształt naszych miast i osiedli. Popsuto już bardzo wiele. Zafundowano nam życie w paskudnym otoczeniu. Odpowiedzialność za ten stan ponoszą solidarnie politycy i samorządowcy. Dziś pod pretekstem walki z biurokracja w tzw. komisji Palikota przygotowywane są projekty uproszczenia przepisów. Czy przepisy organizujące ład przestrzenny, wpływające na jakość życia naszego, naszych dzieci i wnuków, zostaną „uproszczone” w interesie obywateli czy właśnie deweloperów? Okaże się już wkrótce.