Świadectwo rodziny wielodzietnej

Wanda Śpikowska (druga)

publikacja 22.07.2008 16:22

Gdy ktoś nas poznaje, nie próbuje nawet ukryć zaskoczenia: „To was jest jedenaścioro? A ile chlebów kupujecie na śniadanie?”. „My kupujemy bułki” – odpowiedziałam kiedyś „tak około czterdziestu”. Przewodnik Katolicki, 20 lipca 2008

Świadectwo rodziny wielodzietnej



Niektórzy pytają też: „A wszyscy zdrowi?”. Czy gdybym powiedziała, że mam siostrę albo brata, to ktoś by mnie zapytał, czy jest zdrowa? Chyba nie, ale to miłe, że się ludzie troszczą.



Zwyczajna codzienność


Wiele osób widząc mnie pyta, co u nas słychać, „W sumie to nic” - odpowiadam, tylko Maciej (trzeci z kolei) miesiąc temu się ożenił, Asia (pierwsza) obroniła tytuł magistra na architekturze, a dzisiaj: Agnieszka (piąta) z Teresą (siódma) dostały się do drugiego etapu egzaminów na ASP w Poznaniu, Kuba (ósmy) i Stachu (dziewiąty) szykowali się na koniec roku szkolnego i chodząc w za małych koszulach udawali włoską mafię, Kasia (dziesiąta) przymierzyła prawie wszystkie ubrania ze swojej szafy, szukając czegoś odpowiedniego, Ola (szósta) uczyła się do egzaminu z ogrodnictwa, Marcin (czwarty) posprzątał całą kuchnię (syzyfowa praca) i zrobił kolację, Adaś (jedenasty) spał, a ja (druga) zaprawiłam 20 litrów kompotu z wiśni. Jednym słowem, nic się u nas nie dzieje, wszystko się toczy swoim rytmem.

Wakacje przyjdą, wszyscy pojadą jak co roku w góry, tylko Asia, Marcin i ja wyjątkowo do Sydney na spotkanie z Papieżem. I znowu przyjdzie kolejny rok. Życie u nas jest może trochę intensywniejsze, prawie cały czas ktoś jest w domu, czasami są też goście. Obiad robi mama albo ten, kogo akurat natchnie.



Trzynaście plus Tuzin


Parę lat temu na geografii jedna z nauczycielek pokusiła się, żeby przy zagadnieniu o demografii zahaczyć o temat rodzin wielodzietnych, a tak się stało, że na tej lekcji była nasza Asia. Pani opowiadała, jakie to kiedyś były duże rodziny - głównie chłopskie, bardzo ubogie, mające po 10-cioro dzieci, że powodem tego była duża umieralność i niedoedukowanie rodziców. No, ale teraz czasy się zmieniły i już licznych rodzin nie ma, a poza tym byłoby niemożliwe utrzymać taką rodzinę. Gdy ta jeszcze mówiła, cała klasa zaczęła szeptać do Asi: „No, powiedz jej, powiedz…”. Siostra zgłosiła się i powiedziała, że nas jest w domu 13 razem z rodzicami, że obydwoje są architektami, do tego mamy trzy samochody (co prawda, dwa to były popsute maluchy - ale liczba się zgadzała), działkę, dom i że jesteśmy normalną rodziną. Pani pobladła i usiadła. Zapytała oczywiście, czy wszyscy zdrowi, a potem poprosiła klasę, żeby zajęła się czymś do końca lekcji, sama tylko siedziała i powtarzała: „niemożliwe… niemożliwe”.

Zazwyczaj odbiór nas, jako dużej rodziny, jest bardzo miły - my mamy wiele satysfakcji z obserwowania reakcji ludzi na tę informację - szczególnie, gdy z rozpędu do jedenastki dopowiadamy jeszcze Tuzina - naszego psa, który nie bez powodu nosi takie imię.






Zastanawiałam się kiedyś z moją starszą siostrą, co by było, gdybyśmy były tylko my. Doszłyśmy do wniosku, że byłoby super - lekcje tenisa, jazda konna, pianino, wakacje na wyspach co roku, zimą narty, najnowsze ciuchy, własny pokój… etc. Ale zawsze po krótkiej chwili przychodziła myśl, że byśmy się strasznie nudziły, poza tym nie chciałybyśmy zamienić nikogo na żadną z tych atrakcji - ten argument zawsze wygrywał. Bo kogo by wybrać? Stacha? - młodego siłacza, który mając roczek łapał jedną ręką kostkę masła od góry; Kasię? - cichą blondyneczkę… czy kogokolwiek innego. Nikogo.

„Dlaczego?”


W rozmowach z innymi często padało pytanie „dlaczego?”, np. „Dlaczego twoi rodzice mają tyle dzieci?” albo „Dlaczego chodzicie do kościoła?”. Tak jak było łatwo wyrecytować imiona albo daty urodzenia wszystkich, tak z pytaniami „dlaczego?” wiązała się zawsze pewna trudność, bo odpowiedzi te dotyczyły Boga.

Rodzice mają tyle dzieci, bo Pan Bóg im tyle dał. Kiedyś usłyszeli, że Bóg najlepiej planuje życie i dlatego wszystkie dzieci były bardzo oczekiwane i przyjmowane z ogromną radością. Poza tym wszystkie przynosiły ze sobą błogosławieństwo. Przy każdym kolejnym rodzice byli spokojniejsi i bardziej zadowoleni, co nie oznaczało, że nie byli zmęczeni.

Niektórzy myślą, że miłość trzeba dzielić na liczbę dzieci, w rzeczywistości jednak jest odwrotnie - dzięki dzieciom miłość się mnoży. Również pod względem materialnym Pan Bóg się o nas troszczy: przy Teresie przeprowadziliśmy się do 100 m² mieszkania, przy Stasiu tata kupił duży samochód, a przy Kasi i Adasiu zaczęliśmy jeździć na wakacje w góry.

A dlaczego chodzimy do kościoła? To upewnia nas o ogromnej miłości Boga do nas, myślę też, że bardzo pomaga, uczy miłości do drugiego człowieka oraz wspiera, gdy przychodzą trudności. Jesteśmy we wspólnocie Drogi Neokatechumenalnej i mamy możliwość słuchania częściej Słowa Bożego, to również utwierdziło rodziców w tym, aby otwierać się na życie.

Rodzice nauczyli nas kochać, wpoili nam szacunek do starszych, pokazali piękno świata, w którym żyjemy - głównie od strony artystyczno-architektonicznej. Tata też nauczył nas łowić ryby, sam jest zapalonym wędkarzem, więc najstarsza szóstka, w tym ja i moje trzy siostry, mamy karty wędkarskie.



Nie ma czasu na nudę


Dzisiaj już większość z nas jest pełnoletnia i każdy ma jakieś swoje zajęcia - rzadko idziemy gdzieś wszyscy razem. Znajomi mówią: „to się w domu nie nudzicie…” - to prawda, nie nudzimy się wcale. Do tego latem jeździmy na festiwale, chodzimy ze znajomymi w góry, robimy ogniska. Goście przyjeżdżają do nas bardzo często, więc nie sposób nawet pomyśleć o nudzie.





W zeszłym roku odwiedziło nas naprawdę wielu znajomych (ok. 60) - oczywiście nie wszyscy w jednym momencie, gdy siadaliśmy do stołu, wyglądało to imponująco. Zazwyczaj nie trzeba było też długo szukać chętnych do gry w siatkówkę albo innej zabawy.

Zimą jest trochę spokojniej niż podczas wakacji - może z wyjątkiem sylwestra, a Boże Narodzenie to prawdziwy popis zdolności - każdy coś piecze lub przyozdabia. Siadamy do wieczerzy wigilijnej dość późno, kiedyś nawet Adaś z Kasią wpatrując się w niebo zawołali – „Tato, to już dziesiąta pierwsza gwiazdka, kiedy wreszcie zaczniemy?!”. A po wigilii dziwimy się, skąd nagle tyle prezentów pod choinką, przecież ja zrobiłem dla każdego tylko jeden.