Proroctwo Witkacego

Natalia Budzyńska

publikacja 15.11.2008 19:42

Na początku XX wieku Stanisław Ignacy Witkiewicz prorokował upadek sztuki. Mówił, że niebawem w galeriach artyści prezentować będą własne ekskrementy, a sztuka znajdzie się w służbie ideologii. Przewodnik Katolicki, 16 listopada 2008

Proroctwo Witkacego



Na początku XX wieku Stanisław Ignacy Witkiewicz, artysta, którego trudno posądzać o jakikolwiek oportunizm, prorokował upadek sztuki. Mówił, że niebawem w galeriach artyści prezentować będą własne ekskrementy, a sztuka znajdzie się w służbie ideologii.

Marcel Duchamp poprzez swoje „ready-mades” wyśmiał artystę, dzieło i odbiorcę. Ogłosił, że dziełem sztuki może być cokolwiek, co artysta tak nazwie, przedmiot pierwszy lepszy z brzegu. Tym samym zniszczył wszystko, co miało jakikolwiek związek ze sztuką, wyrzucił na śmietnik pojęcia piękna, moralności, kontemplacji, duchowości, sacrum.

Sztuka zamiast przeprowadzać odbiorcę na „drugą stronę”, dawać mu nadzieję w świecie pełnym zła, chwyta go za głowę i nurza w tym bagnie z jakimś sadystycznym okrucieństwem. Desakralizuje wszystko. Mówiąc o wolności sztuki współcześni artyści oferują odbiorcy poczucie zagubienia i pustki. Kompletnej pustki.

Drogocenne pety
Od pół wieku przeróżnej maści artyści próbują stworzyć sztukę, która z estetyką i przeżyciem duchowym nie miałaby nic wspólnego. Co więcej, takie pojęcia, jak „piękno”, „metafizyka”, „kontemplacja” stały się dla tego pokolenia twórców brzydkimi wyrazami.

Oto co wystawiają dziś wielkie galerie: zbiór wypełnionych petami popielniczek i kubków po kawie oraz innych zwykłych codziennych śmieci to instalacja Damiena Hirsta wyceniona na setki tysięcy dolarów. Ten Brytyjczyk zyskał sławę wystawiając cykl „Natural History”, który składał się z martwych, wypreparowanych zwierząt umieszczonych w szklanych sześcianach wypełnionym formaliną. Jeden z okazów, rekin ludojad, został kupiony cztery lata temu za 8 milionów dolarów!

Sztuką może być także instalacja polegająca na zapalającej i gasnącej żarówce w pustym pokoju. Martin Creed otrzymał za nią w 2001 roku prestiżową Nagrodę Turnera. Jest także autorem innej instalacji: kawałka niebieskiej plasteliny przylepionej do ściany. Francuska performerka Orlan ze swoich operacji plastycznych uczyniła działanie twórcze a skrawki skrwawionych bandaży i kawałki swojego ciała zamyka w słoiku i sprzedaje jako… dzieło sztuki.

Para brytyjskich artystów Gilbert & George umieściła w galerii gigantyczne herbatniki zrobione z ekskrementów. Ideologiczni potomkowie Duchampa tak polubili czynności, które łączą się z defekacją, że można z dużą dozą ironii powiedzieć, że powstał nurt w sztuce, który można by nazwać „sztuką ekskrementów”. Czy to jakaś pomyłka? Zły sen? Ależ skąd, to właśnie uwielbiana przez snobów sztuka – została przecież stworzona przez artystę i pokazana w galerii.

W służbie ideologii
Polska sztuka współczesna nie pozostaje w tyle. Najsłynniejsze dziś nazwiska to osoby należące do nurtu nazywanego sztuką krytyczną. Zastanawiające, że w kraju, w którym kilkadziesiąt lat temu obowiązywał socrealizm dziś znów pojawiła się sztuka ideologiczna. I dziś mówi się także, że sztuka nie ma mieć konotacji metafizycznych, nie ma penetrować ludzkiej duszy, nie ma dialogować z drugim człowiekiem lub – o zgrozo – z istotą nadprzyrodzoną. Dziś sztuka ma krytykować i komentować rzeczywistość społeczną i polityczną.




Artur Żmijewski, jeden z „ojców” sztuki krytycznej w swojej teorii sztuki zaznaczał, że sztuka powinna wpływać na świadomość społeczną i pobudzać do myślenia, stąd musi być odpowiednio prowokacyjna, by mogła zostać zauważona. Nie musi być wcale ponadczasowa, wręcz przeciwnie – musi wiązać się z czasami w jakich powstaje.

Ten artysta, który zajmuje się filmem i fotografią w 2002 roku zaprezentował film pt. „Karolina”, w którym pokazał ciężko chorą młodą kobietę. Odbiorca najpierw ogląda jej niewyobrażalne cierpienia, a potem dowiaduje się o jej postanowieniu popełnienia samobójstwa. W filmie „80064” Żmijewski namawia byłego więźnia Auschwitz do odnowienia numeru obozowego przez ponowny tatuaż, narażając dziewięćdziesięciolatka na poważną traumę. Jednak polscy artyści przede wszystkim mają problem z Kościołem, choć możliwa jest także inna sytuacja: aby zdobyć rozgłos najłatwiej w Polsce zaatakować symbole religii katolickiej. Przede wszystkim tym właśnie zajmuje się dziś sztuka krytyczna.

Grzegorz Klaman, profesor gdańskiej ASP, który w latach 90-tych użył w cyklach „Emblematy” i „Katabasis” szczątków ludzkich, ostatnio zajął się projektami zaangażowanymi politycznie. Kilka lat temu zaprojektował np. nową polską flagę: biało-czerwono-czarną, gdzie kolor czarny sugeruje nadmierną władzę Kościoła w Polsce. Od ponad dziesięciu lat polski katolicyzm drażni Roberta Rumasa, który najpierw wekował w słoikach figurki Madonny albo komunikanty w towarzystwie ogórków a dziś wystawia podświetlone plastikowe kiczowate figury Madonn i wciąż dziwi się, że w naszym kraju wywołuje to oburzenie i niezrozumienie tzw. zwykłego człowieka.

Zdziwienie nieobce jest też Dorocie Nieznalskiej, która umieszczając w swojej instalacji jako jeden z elementów fotografię męskich genitaliów na krzyżu, nie spodziewała się społecznego niezrozumienia. Procesująca się wciąż Nieznalska stawia się z jednej strony w roli artystki prześladowanej, a z drugiej strony świetnie wykorzystuje proces w akcji autopromocji.

Wystarczy zajrzeć na jej stronę internetową, gdzie najważniejsze informacje dotyczą procesu natomiast na dużo dalszym planie artystka proponuje swoją sztukę (notabene wciąż nawiązującą do symboli religijnych często połączonych z sadomasochistyczną przemocą).

Oburzające piękno
Czym jest sztuka i jaki jest jej cel? Van Gogh mówił, że celem sztuki jest miłość bliźniego. Czuł, że sztuka może zbawić człowieka, ocalić jego człowieczeństwo, uratować duszę; co więcej, może przynieść ocalenie światu.

Kiedyś myślano o artyście jako o kimś świętym, kimś kto ma „iskrę bożą”. Dziś artysta profanuje wszystko, co święte, nienawidzi świata i człowieka, gardzi pięknem, nabija się z duchowości. Być może najgorsze jest to, że sterroryzowani widzowie dają się na to nabrać bojąc się, że ktoś zarzuci im, iż są niedouczeni.

Kiedy dwa lata temu w Gdańsku słynny amerykański krytyk sztuki Donald Kuspit (m.in. autor kontrowersyjnej książki „Śmierć sztuki”) pokazał wystawę „Nowi Dawni Mistrzowie” wywołało to oburzenie znacznej części polskiej krytyki. Dlaczego? Było na niej coś gorszego niż pokaz filmowy, na którym z waginy artystka wyciąga sobie lalkę Barbie (Alicja Żebrowska)?

Albo może tym razem aż tak sprofanowano jakąś świętą figurkę (jak np. Christopher Ofili, który obłożył Maryję odchodami słonia)? Nie, na wystawie zobaczyć można było realistyczne prace młodych amerykańskich artystów, którzy odwołują się do inspiracji sztuką dawnych mistrzów.

Podobnie nie lubiani są polscy artyści zgromadzeni wokół Galerii Kersten w Krakowie, jak Michał Świder, Kacper Kalinowski, Andrzej Kozyra czy Maciej Urbaniak. Ich sztuka nie potrzebuje ideologicznego teoretyzowania i nie musi odwoływać się do najniższych emocji, żeby poruszyć widza. „Ludzie coś chcieli wyrazić przez piękno – przypuszczalnie dobro. Gdy istniała sztuka sakralna, to było proste: budowało się świątynie ku chwale Boga. Teraz wszystko zostało stłumione. Uważam, że temat zostanie podjęty i to w różnych dziedzinach – architekturze, dobrym malarstwie, dobrej poezji, która służy człowiekowi, dodaje mu odwagi i mówi: no widzisz, potrafimy śpiewać” – pisał Zbigniew Herbert.