Ostatni Książę Kościoła

Adam Suwart

publikacja 11.05.2009 20:46

Przed dziesięciu laty, 12 maja 1999 roku, o zmierzchu, dzwony kościołów i kaplic archidiecezji poznańskiej oznajmiły odejście do wieczności arcybiskupa Jerzego Stroby. Musiało minąć wiele lat, zanim przekonano się, jak opatrznościowa była Jego życiowa misja. Przewodnik Katolicki, 10 maja 2009

Ostatni Książę Kościoła



Przed dziesięciu laty, 12 maja 1999 roku, o zmierzchu, dzwony kościołów i kaplic archidiecezji poznańskiej oznajmiły odejście do wieczności arcybiskupa Jerzego Stroby. Po ponad 20 latach pobytu Arcybiskupa w Poznaniu, Wielkopolanie pożegnali jednego z najbardziej zasłużonych dla Kościoła i Polski pasterzy i mężów stanu. Musiało minąć wiele lat, zanim przekonano się, jak opatrznościowa była Jego życiowa misja.

- Ostatnie miesiące i tygodnie życia księdza Abp. Stroby naznaczone były Jego wielkim cierpieniem – opowiada siostra Remigia Soszyńska, elżbietanka od lat pracująca w Domu Arcybiskupów Poznańskich, w czasie emerytury Abp. Stroby opiekująca się coraz bardziej schorowanym Pasterzem. - Przez długie lata nie wiedzieliśmy o Jego chorobie nowotworowej.

Dowiedzieliśmy się o niej dopiero w ostatnim stadium, kiedy już trudno było ją ukryć - dodaje zakonnica. - Mimo że od pewnego czasu wiedzieliśmy o chorobie Arcybiskupa, nie okazywał, że cierpi z powodu swojego stanu zdrowia – potwierdza ks. Paweł Minta, ostatni sekretarz Arcybiskupa Stroby, a dziś proboszcz kościoła parafialnego pw. św. Anny w Poznaniu.

- W dniu śmierci Arcybiskupa Stroby rano zatelefonował z Krakowa kardynał Franciszek Macharski. „W nocy śnił mi się Ksiądz Arcybiskup i chciałem zapytać, jaki jest stan jego zdrowia” – usłyszałem w słuchawce, relacjonuje wydarzenia sprzed 10 lat ks. Waldemar Babicz, sekretarz Abp. Stroby w latach 1991-1994, który czuwał przy Arcybiskupie także w ostatnich dniach jego życia.

Gdy poinformowałem, że stan jest krytyczny – kontynuuje ks. Babicz, dziś proboszcz parafii w Żabnie – krakowski kardynał odrzekł: „Zaraz idę na Wawel odprawić Mszę św. w intencji Arcybiskupa”.

Zaskoczenie w Poznaniu

Modlono się także w Poznaniu. Choć dla wielu świeckich wiadomość o śmierci Abp. Stroby przyszła niespodziewanie. - Ostatnie spotkanie z okazji kwietniowych imienin Księdza Arcybiskupa – nieco spóźnione - odbyło się 2 maja 1999 roku, kilka dni przed śmiercią – wspomina prof. Jadwiga Rotnicka, senator RP, która spotykała się z Arcybiskupem od początku lat 90. początkowo oficjalnie - jako przewodnicząca Rady Miasta Poznania, później też prywatnie. Utkwiło mi w pamięci, że Arcybiskup, już wyraźnie schorowany, w ogóle nie uskarżał się na swoje dolegliwości.

Chwalił natomiast opiekujących się nim lekarzy. Rozmowa nie dotyczyła choroby i nie była ostatecznym pożegnaniem, przebiegła pogodnie i przyjemnie, mimo widocznego cierpienia Arcybiskupa. Gdy niespełna dwa tygodnie później dowiedziałam się o śmierci Arcybiskupa Jerzego – wspomina senator Rotnicka - było to dla mnie zaskoczeniem.

Na pogrzebie tej historycznej już postaci miałam świadomość, że przyszło mi spotkać na swej drodze człowieka niezwykłego formatu i wyjątkowej kultury, o którym zachowałam serdeczne i ciepłe wspomnienie.





Szorstka powierzchowność – wielkie serce

Podczas ceremonii pogrzebowej Abp. Stroby w poznańskiej katedrze, której przewodniczył Prymas Polski kard. Józef Glemp, wielu wracało myślami do niepewnego roku 1978 i starało się objąć ponad dwudziestoletni okres obecności Arcybiskupa w Poznaniu.

- Przyjście Ks. Abp. Jerzego Stroby do Poznania zbiegło się z początkiem pontyfikatu Jana Pawła II i mimowolnie wielu porównywało tych dwóch Pasterzy – wspomina biskup Grzegorz Balcerek, biskup pomocniczy archidiecezji poznańskiej. Często przeciwstawiano bezpośredniość nowego Papieża pewnej sztywności i dystansowi, jakie budził nowy Arcypasterz Poznański.

Później z książki Jana Pawła II „Wstańcie, chodźmy!” mogliśmy się dowiedzieć, jak bardzo Karol Wojtyła cenił Abp. Jerzego – dodaje poznański biskup. - Warto też wspomnieć, że za ową powierzchowną szorstkością kryło się wielkie serce i skrywana uczuciowość. Byliśmy świadkami na przykład płaczu Ks. Arcybiskupa w czasie jednego z kazań – zaznacza bp Balcerek.

Podobnego zdania jest bp Zdzisław Fortuniak, któremu święceń biskupich udzielił Abp Stroba w 1982 r.: - Abp Jerzy Stroba był – mam takie przekonanie – człowiekiem z natury emocjonalnym. Ale odnoszę wrażenie, że wiele pracował nad tym, by emocje nie brały w nim góry w sprawach prywatnych. - Do księży zwracał się niekiedy w charakterystyczny sposób, per „panie” – wspomina ks. Babicz.

Kogoś, kto nie znał Arcybiskupa, mogło to w pierwszej chwili dziwić, a nawet zrazić i tak w istocie było, zwłaszcza w pierwszych latach Jego posługiwania w Poznaniu. Tymczasem nie było to nigdy podyktowane chęcią obrażenia interlokutora, dowodziło raczej, że Arcybiskup traktuje takiego księdza wręcz przyjaźnie – opowiada wieloletni sekretarz Abp. Stroby. - Bardzo często zwracał się tak nawet do swojego największego przyjaciela, jakim był biskup Ignacy Jeż. Ale oczywiście tylko w nieformalnych, powiedziałbym domowych sytuacjach – dodaje ks. Babicz.

„Tu chodzi o Kościół!”

Temperament Arcybiskupa przejawiał się w wielu sytuacjach: - Był niezwykle pracowity i tego samego wymagał od swoich współpracowników – wspomina ks. Paweł Minta. Zdarzyło się czasem, że zawieruszyło się jakieś pismo czy dokument, wtedy Arcybiskup potrafił się unieść i podnieść głos, ale zaraz dodawał: „Tu nie chodzi o mnie, tu chodzi o Kościół!”.

W swoją misję zaangażowany był całkowicie. Jego celem nigdy nie była władza sama w sobie, ale służba Kościołowi. – Był realistą i człowiekiem logicznego myślenia, zatroskanym o Kościół i Polskę – wyznaje bp Fortuniak.

Gdy obserwuje się dziś sytuację w Polsce, można odnieść wrażenie, że Arcybiskup w wielu sprawach mógłby powiedzieć: „A nie mówiłem!”. Chociaż wiem, że zapewne sam by tak nie powiedział, nie było to w jego stylu – konstatuje poznański biskup pomocniczy.






- Po przyjściu do Poznania Abp Jerzy szybko okazał się mężem Bożym, pełnym głębokiej wiary, ale i realizmu życiowego – wspomina bp Balcerek. Ów realizm nie przysparzał mu popularności zwłaszcza u księży żyjących złudzeniami, zafascynowanych ciągle dużą liczbą wiernych obecnych na Mszach Świętych i na katechezie.

- Na czas trudnego okresu przemian i przebudowy był człowiekiem niezwykle ważnym – senator Rotnicka wspomina rolę, jaką odegrał Abp Stroba w początkach lat 90. - Posiadał umiejętność godzenia a nie różnicowania.

Choć w niektórych kwestiach miałam odrębne zdanie, Arcybiskup Stroba zawsze spokojnie mnie wysłuchiwał i miałam wrażenie, że rozważa moje stanowisko. Dzięki takiej zdolności rozumienia drugiego człowieka zyskiwał prawdziwy szacunek i estymę nawet w oczach zupełnie dalekich od Kościoła środowisk – zapewnia Jadwiga Rotnicka.

Budowniczy kościołów

- Jako jeden z celów swojego pontyfikatu postawił budowę dużej liczby nowych kościołów, tak by każde nowe osiedle i każda miejscowość miały swoją własną świątynię. Sam tego doświadczyłem, kiedy jako młodego księdza posyłał mnie na budowę nowego kościoła i tworzenie jednej z parafii na Piątkowie w Poznaniu – opowiada bp Grzegorz Balcerek. - Wielu dziwiło się, że przez wiele lat nie remontował Pałacu Arcybiskupiego – relacjonuje ks. Waldemar Babicz.

Tymczasem od początku swych rządów w archidiecezji poznańskiej nastawił się na budowę nowych kościołów, co było niesłychanie ważne w latach 80. Osobiście pilnował, by proboszczowie najpierw budowali świątynie, a dopiero później plebanie.

Miał zwyczaj osobiście jeździć „w teren” i doglądać przebiegu inwestycji – ks. Babicz wspomina częste wyjazdy u boku Arcypasterza. Jak zapewnia bp Grzegorz Balcerek, Abp. Strobie najbardziej zależało na budowaniu żywego Kościoła. - Nie zapominał jednak o konkretach: dobrze zorganizowanej katechezie dla dzieci i młodzieży, prowadzeniu specjalnych spotkań dla rodziców, tworzeniu grup duszpasterskich, przygotowania niedzielnej Mszy św. – opowiada ksiądz biskup.

„Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”

Mimo wielu zalet, Arcybiskupa w różnych okresach nie ominęła krytyka, jakże często pokątna i szeptana. Nie jest wykluczone, że do jej rozpowszechniania przyczyniał się Służba Bezpieczeństwa, która do końca lat 90. podejmowała próby „działań dezintegracyjnych” i podrywania autorytetu biskupów wśród duchowieństwa i wiernych świeckich.

- Arcybiskupowi Strobie zapewne nie zależało na taniej popularności. Wolał zrezygnować z łatwego poklasku, narażać się na krytykę, ale w perspektywie odnosić sukcesy za sprawą swej dalekowzroczności - ocenia ks. proboszcz Babicz. - Tak było na przykład z „Solidarnością”.







Wielu krytykowało Arcybiskupa, że nie wydawał się być jakimś szczególnym entuzjastą tego ruchu, że nie udzielał mu swego jednoznacznego błogosławieństwa, pełnego i bezkrytycznego poparcia. - Kierował się przy podejmowaniu ważnych, kościelnych decyzji niezwykłym zmysłem przezorności i dalekowzroczności.

Potrafił przewidywać odległe konsekwencje bieżących decyzji, o których inni by nie pomyśleli. Był niezwykle konsekwentny w swoim postępowaniu i uważał, że „Kościół idzie zawsze do przodu małymi krokami”. Taki najmniejszy krok według Arcybiskupa to okres około 20 lat - tłumaczy ks. Paweł Minta. -

Jako wytrawny dyplomata miał zawsze wystarczający dystans tak wobec władz świeckich, jak i opozycjonistów – opowiada dalej były sekretarz Abp. Stroby. Nie chciał wikłać Kościoła i jego autorytetu w bieżące rozgrywki polityczne, co nie zawsze od razu było zrozumiałe i dobrze odbierane.

Późniejszy bieg spraw dowodził najczęściej, że była w tym racja. Uznawano go powszechnie jako pierwszego w kontaktach Kościoła z państwem i rzeczywiście jemu w dużej mierze zawdzięczamy pozycję Kościoła i jej utrwalenie po roku 1989.

„Nawracajcie się”

Zaangażowanie w rokowania pomiędzy Kościołem a państwem, duży zmysł dyplomacji, poważanie w międzynarodowych kręgach kościelnych, a także legendarne już zamiłowanie do wyrafinowanych win nie przesłaniało jednak Arcybiskupowi jego naczelnej, pasterskiej misji. Biskupi i księża współpracownicy podkreślają, że w całości oddany był wyłącznie Kościołowi.

- Jego męska pobożność przejawiała się na wielu płaszczyznach. Podczas wielkich uroczystości kościelnych, w pracy administracyjnej na rzecz Kościoła, w osobistym tworzeniu wszystkich kazań, listów pasterskich i przemówień, ale także w kaplicy – wspomina ksiądz Paweł Minta. Biurko Arcybiskupa zawsze koncentrowało najróżniejsze kierunki Jego pracy, dla przeciętnych niewyobrażalnej.

Po lewej stronie zawsze piętrzył się stos lekcjonarzy mszalnych, z których często korzystał. - Nie epatował nikogo swoim życiem duchowym – zaznacza ks. Babicz. Daleki był od przerysowanych gestów.

My, jego domownicy, widzieliśmy jednak, ile się modlił, ile czasu spędzał w kaplicy rezydencji na osobistej modlitwie. Miał tam też przy klęczniku stoliczek z lampką, przy którym często wynotowywał różne przemyślenia, zrodzone właśnie podczas modlitwy czy lektury Słowa Bożego.

Współpracownicy zmarłego przed dziesięciu laty Arcybiskupa wspominają, że przyjmując któregoś roku życzenia imieninowe, powiedział niby żartem: „Módlcie się o moje nawrócenie!”.

Jak ważne musiały być dla Arcybiskupa te przemyślenia, zaświadcza choćby ten wymowny fakt, że wokół słów Ewangelisty Marka: „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15), osnuł swoje ostatnie wielkie kazanie, które wygłosił pół roku przed śmiercią, z okazji jubileuszu 40-lecia sakry biskupiej. Tym samym te Markowe słowa Arcybiskup Jerzy Stroba zostawił nam jako swój testament duchowy.