Ktokolwiek zostanie odstępcą...

Łukasz Kaźmierczak

publikacja 12.10.2009 22:17

Ashig Masih to urodzony szczęściarz – sadząc przynajmniej po opiniach wygłaszanych przez władze islamskiego Pakistanu. Za konwersję na katolicyzm otrzymał bowiem „najłagodniejszą” z możliwych karę: wyrok dożywotniego więzienia… Przewodnik Katolicki, 11 października 2009

Ktokolwiek zostanie odstępcą...



Jeden ze świeżo nawróconych arabskich chrześcijan stwierdził kiedyś, że dla muzułmanina uznanie Chrystusa jest trudniejsze, niż przejście słonia przez ucho igielne. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o trudności dogmatyczne, ale przede wszystkim o fakt, że nowy chrześcijanin musi liczyć się z zemstą ze strony swoich niedawnych współbraci w wierze. Pomimo tego każdego roku setki muzułmanów dobrowolnie decydują się wejść na drogę konwersji - drogę równie niebezpieczną, jak jazda ciężarówką po nieoznakowanym polu minowym.

Człowiek = muzułmanin

Szczególnie niepewny los czeka nawróconych chrześcijan w tych państwach muzułmańskich, w którym obowiązuje szariat – prawo koraniczne. Tak jest na przykład w Arabii Saudyjskiej czy Iranie. W wielu innych krajach szariat nie stanowi co prawda obowiązującej wykładni prawa, ale żaden świecki sędzia nie wyda wyroku, który byłby sprzeczny z koranicznym postrzeganiem życia społecznego. Ot, choćby w Afganistanie, gdzie tamtejsza konstytucja ma wpisany „bezpiecznik”, stanowiący, że żadne prawo nie może być niezgodne z zasadami „boskiego” islamu. Te zaś mówią wyraźnie, że konwersja powinna być karana „gardłem”. Najwyższy wymiar kary grozi przede wszystkim tym konwertytom, którzy odmawiają wyparcia się swojej nowej chrześcijańskiej wiary i ponownego przyjęcia islamu.

Przy szariackim oglądzie rzeczywistości na cud musi więc zakrawać sądowy finał głośnej sprawy sprzed kilku lat, kiedy to afgański katolik Abdul Rahman odmówił wyparcia się Chrystusa i został uznany „jedynie” za niepoczytalnego. Aby uniknąć samosądu, musiał jednak emigrować ze swoje ojczyzny.

W sąsiednim Iranie taki werdykt raczej by już nie przeszedł. W kraju tym publiczne wyznawanie innej wiary niż islam jest po prostu zakazane i taktowane jako krytyka rządu oraz stwarzanie „zagrożenia dla bezpieczeństwa państwowego”.

Muzułmanin decydujący się na murtadd (czyli apostazję) zostaje więc automatycznie wtrącony do więzienia i zagrożony karą śmierci. W 2008 roku udokumentowano 73 przypadki aresztowań irańskich chrześcijan. Ale konwertyci rzadko trafiają do więzień – z reguły giną bowiem wcześniej z rąk „nieznanych sprawców”. W Iranie tego rodzaju zbrodni się nie ściga, podobnie zresztą, jak w toczonym od ponad dwudziestu lat przez rewolucję islamską Sudanie.

W tym afrykańskim kraju najgłośniejszy mord miał miejsce kilkanaście lat temu, kiedy to czterech katechetów – konwertytów, którzy nie chcieli porzucić chrześcijańskiej wiary, zostało w okrutny sposób ubiczowanych, a następnie ukrzyżowanych. Chrześcijanie mordowani są zresztą w Sudanie niemal w majestacie prawa. Ich pozycję społeczną i sytuację prawną doskonale odzwierciedla sudańska wersja oenzetowskiej „Karty praw człowieka”, w której słowo „osoba” przetłumaczone zostało jako „muzułmanin”.

Egipskie dowody

Jeszcze inna sytuacja ma miejsce w Egipcie. W tamtejszym prawie nie ma formalnie zakazu konwersji, ale w praktyce jest ona właściwie niemożliwa. W ubiegłym roku egipski sąd administracyjny odmówił np. uznania konwersji na chrześcijaństwo Mahera al Gohariego oraz Ahmada Higaziego, co wymagane jest m.in. do wyrobienia nowych dokumentów tożsamości. Sędziowie zasłonili się w swoim wyroku prawem szariatu, twierdząc w orzeczeniu, że dla rdzennych muzułmanów islam jest „religią ostateczną i doskonałą”. Obaj chrześcijanie zostali więc de facto skazani na cywilną śmierć: bez dowodów osobistych nie mogą bowiem oficjalnie pracować, nabywać własności czy zapisać swoich dzieci do państwowej szkoły.

Inny egipski chrześcijanin Mohammed Hegazy, który również bezskutecznie starał się o uznanie swojej konwersji, po nagłośnieniu procesu musiał ukrywać się z obawy przed zemstą najbliższej rodziny oraz skazującą go na śmierć fatwą, wydaną przez lokalnego muftiego.





Więcej szczęścia miało za to 12 Koptów, których rodzice przeszli wiele lat temu na islam, co automatycznie rozciągnęło się także na nich. Egipski sąd po długotrwałym korowodzie prawnym zezwolił w końcu na ich powrót do chrześcijaństwa, zgadzając się na umieszczenie stosownej adnotacji w dokumencie tożsamości. Nakazał jednak również dodanie wzmianki o przyjęciu przez nich islamu „na krótki czas”. Mimo to Koptowie nie kryli swojej radości: „Odzyskałem z powrotem moją tożsamość. Ponownie wróciłem do życia” – powiedział jeden z nich, 27-letni Jaser Helmi, wyznając, że przez wiele lat zmuszony był żyć „w zawieszeniu”.

Takie sytuacje należą jednak do wyjątków. Bliższy prawdzie jest raczej obraz wyłaniający się z dramatycznego listu otwartego napisanego kilka lat temu przez ludzi, którzy podpisali się jako „Nowo nawróceni chrześcijanie z Egiptu”: „Od wielu lat walczymy o najbardziej elementarne prawo człowieka, prawo do wyznawania i praktykowania wiary. Nas więziono, torturowano, szpiegowano i znęcano się na wszelkie sposoby za naszą wiarę w Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Zbawiciela. (…) Nasz muzułmański rząd nie akceptuje naszego przejścia z islamu na chrześcijaństwo. To prawo gwarantuje nam Konstytucja Egiptu, ale odbiera prawo muzułmańskie: „Ktokolwiek zostanie odstępcą i umrze w swojej niewierze, będzie słusznie palić się w ogniu” .

Sąd potwierdza wiarę

Problemy z konwersją mają jednak także muzułmanie żyjący w krajach cywilizacji zachodniej. Według dziennika „Le Monde”, we Francji na katolicyzm nawraca się co roku prawie 200 wyznawców islamu. Większość z nich stanowią dzieci pochodzące z małżeństw mieszanych. Gazeta podaje, że katechumeni spotykają się z niezrozumieniem nawet ze strony swoich najbliższych, którzy zarzucają im, że „wyrzekli się ich kultury”, a nawet grożą „honorowym zabójstwem”.

Podobnie wygląda sytuacja w Niemczech. Muzułmanie stanowią tam ok. 4 proc. wszystkich nowo ochrzczonych w ciągu roku, czyli ok. 150 osób. Kilkanaście dni temu katoliccy biskupi Niemiec wydali nawet dokument zatytułowany „Chrystus głoszony z miłości. Opieka nad kandydatami do chrztu pochodzenia muzułmańskiego”, w którym przyznają, że choć niemiecka konstytucja gwarantuje wolność religijną, to konwersja z islamu na chrześcijaństwo wiąże się nadal dla muzułmanina z dużym ryzykiem i zagrożeniem jego zdrowia i życia. „Muzułmanie mają prawo do zmiany religii. (...) Jeśli kandydat pochodzenia muzułmańskiego, który zdecyduje się na chrzest podejmie decyzję w sposób wolny i zgodny ze swoim sumieniem, to jego decyzja musi być w pełni respektowana” – piszą niemieccy biskupi.

Jak bardzo ważne są to słowa, widać choćby w świetle tegorocznej sprawy pewnego irańskiego konwertyty, który dopiero po kilkuletniej batalii sądowej otrzymał upragniony azyl w Niemczech. W 2002 roku Federalny Urząd ds. Migracji i Uchodźców uznał bowiem, że jego konwersja miała być jedynie pretekstem do uzyskaniu prawa do stałego pobytu w Niemczech.

Groziła mu więc deportacja do Iranu i pewny proces za apostazję przed szariackim sądem. Irańczyk nie dał jednak za wygraną i zwrócił się do niemieckiego Sądu Administracyjnego, aby ten potwierdził szczerość jego konwersji. Postępowanie sądowe rzeczywiście wykazało, że baptysta z Iranu przyjął wiarę chrześcijańską „szczerze” oraz że praktykuje ją w życiu osobistym. W konsekwencji otrzymał upragniony azyl.

Smutne doświadczenia większości muzułmańskich konwertytów sprawiają więc, że większość katechumenów z islamską przeszłością od razu decyduje się na niepubliczną ceremonię chrztu i ukrywanie tego faktu przed rodziną i znajomymi. W Kairze, Teheranie, Nowym Jorku Czy Berlinie obowiązujący stał się więc znów „model Świętego Achmeda” – XVII-wiecznego męczennika, pochodzącego z muzułmańskiej rodziny z Konstantynopola, który aż do momentu swojej męczeńskiej śmierci pozostawał ukrytym chrześcijaninem. Jego chrześcijańskiego imienia nie znamy do dziś.