Odpocząć od Pana Boga?

Jerzy Wolak

publikacja 03.07.2007 19:53

Odkąd pamiętam, lato było dla mnie czasem swoistych rekolekcji, czyli przypominania. Wtedy najłatwiej mi przypomnieć sobie, że jestem chrześcijaninem. Może dlatego, że letni czas sprzyja zadumie. Posłaniec, 7/2007

Odpocząć od Pana Boga?




Doświadczeni duszpasterze zauważają, iż wakacje sprzyjają rozluźnieniu stosunków z Panem Bogiem, osłabieniu praktyk religijnych i ogólnemu odpoczynkowi od religii. Coś w tym musi być, trudno wszak przeczyć wieloletnim obserwacjom. A jednak niepomiernie mnie to dziwi. Ze mną bowiem jest całkiem odwrotnie.


Więcej czasu


Odkąd pamiętam, lato było dla mnie czasem swoistych rekolekcji, czyli przypominania. Wtedy najłatwiej mi przypomnieć sobie, że jestem chrześcijaninem. Może dlatego, że letni czas sprzyja zadumie. Więcej wtedy światła, od czego umysł jaśniejszy. Człowiek nawet sobie nie zdaje sprawy, jak bardzo potrzebuje światła – zaraz po powietrzu, wodzie i pożywieniu. Ba, światło to rodzaj pożywienia. Jakże jego głód odczuwamy w styczniu, z jaką radością witamy wydłużanie się dnia po miesiącach zimowego zaciemnienia…

Więcej światła! – wołam więc z Goethem, nie mogąc się doczekać najdłuższych dni w roku, a naładowany energią oddaję się rekolekcyjnemu duchowi lata. Kiedy bowiem mam poświęcić Bogu więcej czasu, jak nie wtedy, gdy mam go pod dostatkiem? I wcale nie daję Mu z tego, co mi zbywa, lecz po prostu mogę się z Nim spotkać w spokoju. Z dala od natłoku spraw, spotkań, terminów. Człowiek współczesny, chcąc nie chcąc, musi pędzić, a nawet jeśli ma zamiar zwolnić czy wręcz się zatrzymać, to też musi uważać, żeby go coś nie rozjechało. Gdybym wiódł żywot człowieka poczciwego, do jakiego zachęcał Mikołaj Rej z Nagłowic, pewnie byłoby inaczej, ale jako prosty redaktor nie mogę przestać się “gimnastykować”, żeby moim dzieciom nie zabrakło chleba naszego powszedniego.


Więcej zachwytu


Staram się nie zapominać o Tobie, Panie, nawet w okresie największego zagonienia, za to w wakacje cały jestem Twój. Czyż można sobie wyobrazić lepszy czas na zbliżenie się do Boga niż właśnie wakacje? Gdzie łatwiej Go dostrzec niż w majestacie gór, pieśni strumienia, bezmiarze morza? Trzeba być chyba kołkiem w płocie, by nie stanąć z zapartym tchem wobec potęgi natury, której On jest Stwórcą. Modlitwa uwielbienia sama wyrywa się z piersi. I stają przed oczyma duszy słowa poety: Smutno mi Boże! Dla mnie na zachodzie rozlałeś tęczę blasków promienistą; przede mną gasisz w lazurowej wodzie gwiazdę ognistą. Słowacki skarżył się, że mu smutno, bo to histeryczny maminsynek był (a ponadto – dziecko smutnej epoki), ale tym dwuwierszem dotknął samego sedna sprawy – to wszystko dla mnie! To wszystko moje, mnie to dałeś, mój Ojcze! Jakże Ci za to dziękować?





Mnie nie jest smutno – ani wieczorem, ani tym bardziej rano, kiedy na usta ciśnie się pytanie innego poety: Chwała najsampierw komu, komu gloria – na wysokościach? Pragnąc światła, które wraz z krwią opłynie całe moje ciało, śpiewam z Edwardem Stachurą: Chwała Tobie, Słońce, odyńcu ty samotny, co wstajesz rano z trzęsawisk nocnych. I w górę bieżysz, w niebo sam się wzbijasz, i chmury czarne białym kłem przebijasz, i to wszystko bezkrwawo – brawo, brawo, i to wszystko złociście i nikogo nie boli: Gloria, gloria in excelsis Soli. Chwała niech będzie Ojcu, który stwarza jagody (ks. Jan Twardowski), i Mount Everest, i Rów Mariański; chwała niech będzie Synowi, który jest Słońcem naszego świata; chwała niech będzie Duchowi, bez którego nawet nie umielibyśmy powiedzieć: chwała!

Boga spotykam na wakacyjnym szlaku, nie tylko pielgrzymim – również tym jak najbardziej turystycznym. Widzę Go, leżąc na plaży i wpatrując się w bezmiar nieba, widzę Go grzebiąc patykiem w dogasającym żarze ogniska – jakże inaczej wtedy smakuje różaniec! Przed żarem południa chronię się w chłodzie kościoła – jak miło wtedy zanurzyć się w niespieszną medytację! Niespieszną – to kluczowe słowo. Właśnie w wakacje nigdzie się nie spieszę, właśnie wtedy w pełni dociera do mnie każdy bodziec, każde przeżycie, każde doświadczenie…

W tym miejscu pozwolę sobie na pełną żalu uwagę, iż w Polsce niełatwo w dzień powszedni schronić się przed światem do kościoła, zwłaszcza wiejskiego czy małomiasteczkowego (te są dla mnie najciekawsze). Zamknięte na cztery spusty nie pozwalają w każdej chwili odpowiedzieć na wezwanie Pana: Przyjdźcie do Mnie wszyscy (Mt 11, 28). Szkoda…

Ale to już zupełnie inna historia…


Więcej pożytku


Boga widzę w moich dzieciach – w wakacje mam czas dokładnie się im przyjrzeć; nie odrywać od nich wzroku, gdy z zapałem kopią fosę wokół zamku, który za chwilę połknie przypływ, czy pląsają pośród krzewów amerykańskiej borówki. One wtedy również są w pełni sobą – wolne od kieratu codzienności szeroko promieniują swym prawdziwym “ja”. I nic innego nie przychodzi mi wówczas do głowy, jak tylko: Dziękuję! Dziękuję za wszystko, co mi dałeś, co mi wciąż dajesz, Ojcze. Nie pozwól, abym kiedykolwiek zapomniał, że wszystko, co mam, otrzymałem od Ciebie.




Byłbym zapomniał o lekturze. Wbrew stereotypowemu skojarzeniu czytania z długimi zimowymi wieczorami, mnie najprzyjemniej jest zanurzyć się w książkę od kwietnia do września. Najlepiej na świeżym powietrzu, gdzieś pod gościnną lipą, jak Jan z Czarnolasu. Wtedy przyswajam największą ilość drukowanej treści. Bóg przemawia również z książek, w końcu sam jest Słowem. Niekoniecznie musi to być literatura stricte religijna, wystarczy, że będzie dobra. Bóg przemawia z kart wielkiej prozy i poezji – czasem trzeba odrobiny wysiłku, aby Go usłyszeć, ale gdy już ten wysiłek podejmiemy, zbierzemy owoc przeobfity. Piękno zbawi świat – powiedział Fiodor Dostojewski. Bóg chce być odnajdywany nie tylko w cudach natury, ale też w owocach ludzkiej myśli, której wszak On jest motorem…

Rokrocznie latem rozmyślam o obserwacjach wspomnianych na początku duszpasterzy i niezmiennie dochodzę do tego samego wniosku: odpocząć w wakacje od Pana Boga chcą tylko ci, którzy zanadto się Nim w ciągu całego roku nie zmęczyli. Im więcej wszak masz Boga na co dzień, tym mocniej pragniesz go od święta. Zgodne ze starą biblijną mądrością: Kto ma, temu będzie dodane (Mt 13, 12). Albo bardziej wakacyjnie: podróże kształcą wykształconych. Może nam się to nie podobać, ale praktyka wskazuje, że tak właśnie jest. Dlatego miejmy jak najwięcej – wtedy otrzymamy jeszcze raz tyle; bądźmy wykształceni (nie chodzi o oceny, dyplomy, tytuły, lecz o szeroko otwarte oczy, serca i umysły) – a wakacyjny czas obróci się ku pożytkowi doczesnemu i wiecznemu.