Mówić czy nie mówić?

Andrzej Kulig

publikacja 17.04.2008 19:31

Filozofowie jak św. Augustyn czy Kant uważali rygorystycznie, że nigdy nie należy kłamać. Nakaz ten wobec skomplikowanych spraw ludzkich jest nie tylko trudny do przyjęcia, ale często sprzeczny z nakazem ludzkiej życzliwości lub uzasadnionego interesu społecznego. Nie zawsze można milczeć czy unikać odpowiedzi. Posłaniec, 4/2008

Mówić czy nie mówić?



Filozofowie jak św. Augustyn czy Kant uważali rygorystycznie, że nigdy nie należy kłamać. Nakaz ten wobec skomplikowanych spraw ludzkich jest nie tylko trudny do przyjęcia, ale często sprzeczny z nakazem ludzkiej życzliwości lub uzasadnionego interesu społecznego. Nie zawsze można milczeć czy unikać odpowiedzi, by w ten sposób uchylić się od powiedzenia prawdy.



Obowiązek pierwszy – rozmowa


Podstawowym elementem bezpośredniego kontaktu lekarza z chorym jest rozmowa. Dobitnie podkreślam: rozmowa, a nie udzielanie informacji czy nierzadko wręcz sprawozdania, co dzięki badaniom dało się wykryć. Ostatnie lata wprowadziły do naszego życia pośpiech, nerwowość i pogoń za czymś, co jedni nazywają dążeniem do celu czy sukcesu, inni zaś – szukaniem “pełni życia”. Przeciętnemu lekarzowi często brak czasu na bezpośrednią rozmowę z chorym, wsłuchanie się w jego problemy, lęki czy niepokoje. Z tych samych powodów nierzadko trudno o porozumienie się z jego bliskimi: z żoną lub mężem, z synem czy córką… Spotkanie tak oczekiwane przez rodzinę zamienia się w “informację o stanie pacjenta”. Tymczasem, gdy choruje ojciec, matka, dziecko, choruje z nim cała rodzina – nie somatycznie rzecz jasna, ale w sferze psychicznej – bo oni przecież też cierpią, boleją, boją się…

Pojawia się jednak problem, gdzie prowadzić takie rozmowy, by zapewnić choćby minimum intymności. Przecież nie można tego robić na sali chorych w obecności innych; czy na korytarzu, po którym “biegają” różne osoby. Pokój lekarza często jest niczym ul, gdzie się pisze, dyskutuje, zjada w pośpiechu posiłek. Rozmowa z chorym czy z jego rodziną rwie się, przeradza się w przelotną wymianę zdań.

Każdy chory jest inny, niepowtarzalny, stąd trudno o podanie szablonowego postępowania; zresztą każdy lekarz to również odmienna osobowość. Do rozmowy z chorym niezbędny jest klimat, jaki stwarza sam lekarz wraz z otoczeniem. Składają się nań przede wszystkim spokój, opanowanie, umiar i takt w prowadzeniu rozmowy, wywieranie właściwego wpływu na otoczenie. Chory i jego rodzina mają prawo oczekiwać od lekarza wyjaśnień dotyczących choroby, przewidywanego jej przebiegu, widoków na wyleczenie, zagrożeń, a lekarz ma obowiązek tych odpowiedzi udzielać. Ciężka choroba stanowi często kres drogi; pada wówczas pytanie – co dalej? W tym miejscu pojawiają się przepisy prawne mówiące, że chory ma prawo do szczegółowych informacji o stanie zdrowia, nawet tych najgorszych, a bliscy, rodzina mogą być informowani tylko za wyraźnie wyrażoną zgodą chorego. Gdy takiej zgody brak, zgodnie z literą prawa lekarz powinien milczeć, bo zobowiązuje go do tego tajemnica lekarska, podobnie jak księdza tajemnica spowiedzi.





Obowiązek drugi – rozwaga


Młodzi lekarze w zetknięciu się z chorym czy z jego rodziną, tłumacząc genezę choroby czy niebezpieczeństwa z nią związane, często ubierają sprawę w rozbudowaną otoczkę naukowości. Uczą się przecież medycyny przez sześć lat, poznają tajniki złożonych procesów patologicznych, chcą się więc wykazać ich znajomością, podając terminy – zwykle nieznane choremu – mówią o uwarunkowaniach genetycznych, o mutacjach, ekspresjach, o zaburzeniu synchronizacji na osi i o wielu, wielu podobnych rzeczach. Tymczasem większość chorych nie jest na to przygotowana. Zwykle interesuje ich proste i zrozumiałe objaśnienie istoty choroby, oczekują uspokojenia, wyrazu nadziei na poprawę i wyleczenie…

W kwestii informowania chorego i jego najbliższych niezbędna jest zatem rozwaga. Jak podać prawdę i jak dużo jej podać? Jak rozmawiać z człowiekiem cierpiącym na poważną chorobę, powiedzmy nowotworową? Wszyscy wiemy, jaką grozę choroba ta powoduje; często już na samym jej progu ludzie widzą beznadziejność wysiłków; dla wielu samo jej rozpoznanie oznacza wyrok śmierci. Lekarze mają świadomość, że wiele z tych chorób nie zawsze potrafią z powodzeniem leczyć, chociaż życie uczy, że przebieg tej czy innej choroby może być zaskakujący: raz niespodziewanie dobry, innym razem tragiczny. Znane są sytuacje, gdy uważa się, że chory nie ma już szans na wyleczenie, a tymczasem niespodziewanie powraca on do pełnego zdrowia.

Nierzadko mówi się wtedy o cudzie, o nieznanej przyczynie daru dalszego życia. A ileż to razy, gdy wszystko powraca do stanu prawidłowego, nagle się okazuje, że z niewiadomych przyczyn chory zakończył życie?!
Wypowiadanie się w tym świetle o szansach chorego w pojęciu statystycznym (na przykład, tyle procent szans na wyleczenie, tyle na tragiczny koniec) jest dobre do publikacji, nie ma natomiast sensu w rozmowach z chorym czy z jego rodziną. Lepiej zatem nie stawiać pytań, po których oczekuje się trudnych do sprecyzowania odpowiedzi. Ciągle dźwięczy mi w uszach wypowiedź mojego nauczyciela: Nie ja daję życie, ja tylko jestem sługą i chcę służyć, jak najlepiej potrafię – sługom nie zadaje się pytań.



Obowiązek trzeci – odpowiedzialność


Rozmowa z chorym staje się zatem kluczem do tego, co należy mówić, komu, w jakim celu, w naukach medycznych bowiem słowa “zawsze” i “nigdy” nie istnieją, stąd tak wielkie znaczenie ma odpowiedzialność za słowa. Składają się na nią przede wszystkim: dobra wola, czas dla chorego i jego rodziny oraz zmysł moralny – jak mówi Tischner – i sumienie.





Odpowiedzialność, jeszcze raz odpowiedzialność – odpowiedzialności nigdy za wiele. Aby poczucie odpowiedzialności właściwie się rozwinęło, lekarz musi być świadomy własnej kompetencji, zakresu swojej wiedzy, jak również konsekwencji swego działania.

Jeżeli zatem lekarz nie czuje się kompetentny, trudno oczekiwać od niego, by działał odpowiedzialnie. Odpowiedzialność za słowa i czyny jest niczym innym jak przekonaniem, że jest się sprawcą aktu moralnego. Pozwala ona na odkrycie tego co dobre, tego co lepsze i tego co najlepsze. W procesie wyjaśniania choremu, co jest dobre, a co złe, lekarz musi mieć świadomość własnych umiejętności i zdolności do przekazywania informacji, a ponadto musi dokładnie przemyśleć, jak to uczynić najlepiej.
Czy zatem cel uświęca środki? Czy kłamstwo w tym wypadku znajduje usprawiedliwienie? Odpowiem może pokrętnie: kłamstwo nie, natomiast niepełna prawda – tak.

Znalezienie odpowiedzi na potrzeby chorego i jego rodziny, bliskich czy przyjaciół wymaga taktu, mądrości, cierpliwości i roztropności. Trzeba budować płaszczyznę porozumienia, a może lepiej: zrozumienia, mając na względzie dobro i zło.

W takich chwilach niezmiennie przychodzi mi na pamięć horacjuszowska maksyma, którą nie zawsze rozumiałem w szkolnej ławce:

Aeqam memento rebus in arduis
servare mentem non secus in bonis
ab insoleti temperatam
laetitia moriture Delii...


a która w wolnym tłumaczeniu brzmi:
Na przekór złym i dobrym przygodom
masz równowagi zachować miarę.
Jedne i drugie na szalach;
Deliuszu, miarkuj, radzę…
(Horacy, Carmina, 2, 3, 1).


***

Andrzej Kulig – prof. dr hab. n. med., lekarz specjalista patolog, wieloletni nauczyciel akademicki, aktualnie kierownik Zakładu Patomorfologii Klinicznej Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.