Spojrzenie z miłością. Wspomnienie księdza Michała

ks. Michał Garbecki MIC

publikacja 06.05.2008 16:41

Stałem w pierwszym sektorze i mogłem z bliska wszystko obserwować, a widok był niezwykły: wielobarwny tłum, różnokolorowe flagi powiewające radośnie w zachodzącym słońcu, a pośrodku tłumu wolno poruszające się papamobile. Wiedziałem, że uczestniczę w czymś niezwykłym. Przyjdź, 1/2008

Spojrzenie z miłością. Wspomnienie księdza Michała



Ty wyzwoliłeś nas Panie, z kajdan i z samych siebie… – słowa tej pieśni ginęły we wrzawie rozentuzjazmowanej młodzieży z całego świata.

Stałem w pierwszym sektorze i mogłem z bliska wszystko obserwować, a widok był niezwykły: wielobarwny tłum, różnokolorowe flagi powiewające radośnie w zachodzącym słońcu, a pośrodku tłumu wolno poruszające się papamobile. Wiedziałem, że uczestniczę w czymś niezwykłym. Był 14. sierpnia 1991r. w Częstochowie. Co się ze mną działo? Byłem już licealistą, a wzruszałem się jak dziecko. Na Jasną Górę szedłem w pieszej pielgrzymce ze Szczecina nie przypuszczając, że Światowe Dni Młodzieży odmienią moje życie.

Kiedy Papież wyszedł z papamobile i wchodził po schodach, wrzawa jeszcze bardziej się wzmogła. Niezwykłe było jego spojrzenie, bo chyba nikt z nas nie czuł się anonimowym w tej wielości. Dawaliśmy mu znaki, jakby każdego z nas indywidualnie pozdrawiał. Byliśmy szczęśliwi, gdyż nawet w pełni nie zdając sobie z tego sprawy, czuliśmy obecność Chrystusa. To On napełniał nas tą radością przez niezwykły charyzmat Jana Pawła II. Jego spojrzenie było spojrzeniem Chrystusa. To była jakby nowa Pięćdziesiątnica, nowe Zesłanie Ducha Świętego. Jestem w stanie zrozumieć, co przeżywali uczniowie w Wieczerniku. W tym wielobarwnym tłumie z całego świata odkryłem prawdziwe oblicze Kościoła. Z poszukującego młodzieńca stałem się świadomym swojej tożsamości katolikiem. Odkryłem swoją wartość w Bogu, dar dziecięctwa Bożego. Gdy powróciłem do domu nie mogłem żyć jak dawniej, chciałem więcej. To więcej zaprowadziło mnie ostatecznie na drogę życia zakonnego. A przy tym miałem gdzieś wewnętrzne przekonanie, że czeka mnie bardziej osobiste spotkanie z papieżem...

***

…Przez Bazylikę św. Piotra przeszedł szmer. Na specjalnym fotelu wjechał Jan Paweł II. Już słaby. To nie ten sam Jan Paweł II, co przed 13 laty w Częstochowie. Ale za to w mocy Chrystusa! Mógłbym powiedzieć, że w jeszcze większej mocy poprzez świadectwo cierpienia a zarazem radości płynącej ze zjednoczenia z Mistrzem. Znowu nasze spojrzenia się spotkały… Następnego dnia rano, a było to 2. stycznia 2004r., jeden z zakonników wpadł do mojego pokoju wołając: „Jesteście umówieni na spotkanie!” „Jakie spotkanie?” – nie wiedziałem, o co mu chodzi o tak wczesnej porze… „No, Papież na was czeka!” Zerwałem się i co tchu pobiegłem budzić młodzież, z którą przyjechałem do Rzymu. To nic, że ktoś do spodni, jakie noszą blockersi założył marynarkę, a jedna z uczestniczek w pośpiechu założyła czerwoną suknię pasującą raczej na bal sylwestrowy. Ważne, że szliśmy na spotkanie z Ojcem Świętym!





I znowu to spojrzenie i błogosławieństwo. Papież nie przytłaczał swoim wiekiem ani chorobą, nie traktował nas jak intruzów, którzy mu przeszkadzają. Gdyby mógł, to zerwałby się z fotela i podszedł do każdego. Tak Go odebraliśmy. I te oczy… Odnaleźliśmy w nich Chrystusowe „spojrzenie z miłością”. radości, która jest owocem spotkania ze Zmartwychwstałym Panem. Poczuliśmy błogosławieństwo Jana Pawła II już nie z okna Pałacu Apostolskiego, ale z domu Ojca... Okolice placu św. Piotra 8. kwietnia 2005r. Byliśmy po dwóch nieprzespanych nocach. Uroczystości pogrzebowe dobiegały końca. „Księga życia” Jana Pawła II zamknęła się na oczach całego świata. Po skończonych uroczystościach nie rozchodziliśmy się. Czegoś nam jeszcze brakowało. Pod wpływem wewnętrznego impulsu krzyknąłem: „Jan Paweł II! Nowy święty!”. Nieoczekiwanie wywołało to eksplozję radości. Kolejne półtorej godziny wydawaliśmy radosne okrzyki i śpiewaliśmy. Zmęczenie odeszło w zapomnienie. Dołączały do nas inne grupy. Nie wyglądaliśmy na uczestników pogrzebu, a to dzięki paschalnej radości, która jest owocem spotkania ze Zmartwychwstałym Panem. Poczuliśmy błogosławieństwo Jana Pawła II już nie z okna Pałacu Apostolskiego, ale z domu Ojca...

***

Co z tych bardzo fragmentarycznie spisanych przeżyć wynika dla mnie? Na pewno stanowią moje dziedzictwo, moje wewnętrzne bogactwo, ale też są bogactwem mojego narodu i Kościoła na świecie. Pod ich wpływem zostałem ukształtowany i dziękuję za to Bogu. To bogactwo jest w tekstach Jana Pawła II, do których wracam i które przemawiają do mnie w nowy sposób (m.in. listy Papieża do kapłanów). Tym bogactwem jest spotkanie ze świętością bliską i na dzisiejsze czasy. Dziedzictwo, które zostawił mi Papież to dziecięctwo Boże, to stawianie sobie jasnego celu w życiu, aby go nie zmarnować, aby nie było ono byle jakie. Dziecięctwo Boże cechuje ufność i radość, dostrzeganie Chrystusa w spotykanych ludziach, zwłaszcza ubogich, a największym ubóstwem jest przecież głód miłości, głód Boga. Tym bogactwem jest dla mnie odkrycie Kościoła, który jest Matką, mimo swoich wad i słabości, który jest święty świętością Chrystusa, a nie ludzi, który jest moją ojczyzną. Zrozumiałem też, że moje życie jest krótkie, że niedługo spotkam się z Chrystusem - Prawdą mojego życia. Chcę w tym momencie przejścia z tego świata do domu Ojca spojrzeć z ufnością w oczy Chrystusowi, tak jak spojrzałem w oczy Janowi Pawłowi II. Ufam, że i wtedy rozpoznam w spojrzeniu Zmartwychwstałego radosne zadowolenie z tego, że Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie nie zostały zmarnowane oraz że nie zostało zmarnowane życie, nauczanie i śmierć Jego ucznia - Jana Pawła II.



***

ks. Michał Garbecki jest marianinem. Święcenia kapłańskie przyjął w 2001 roku. Studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Obecnie pracuje w parafii pw św. Józefa w Orszy, na Białorusi.