Nie cały świat jest tutaj

ks. Krzysztof Ołdakowski SJ

publikacja 15.01.2009 20:17

Troską każdego dziennikarza obsługującego wydarzenie z udziałem Papieża było przede wszystkim umożliwienie odbiorcom bliskiego spotkania z jego osobą i orędziem. Zwłaszcza jeśli dotyczy to dziennikarza-sprawozdawcy transmisji radiowych lub telewizyjnych. Przyjdź, 1/2009

Nie cały świat jest tutaj



Reporterskich wspomnień ks. Krzysztofa Ołdakowskiego SJ
odcinek pierwszy


Pracę w Polskim Radiu rozpocząłem w roku 1989. Przez 15 lat towarzyszyłem Janowi Pawłowi w jego pielgrzymowaniu po świecie. Była to dla mnie wielka radość i wspaniała, pełna niespodzianek, przygoda duchowa, a zarazem praktyczna lekcja ewangelizacji.

Tego, co wydarzało się podczas pielgrzymek nie sposób było zarejestrować, a tym bardziej ocenić. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z konkretnym programem, czyli z tym co Papież realizował według założonego planu, a także spontanicznie poza nim.

Z drugiej strony trzeba być świadomym istnienia niewidzialnego, wewnętrznego wymiaru wydarzenia, który realizował się dzięki obecności Ojca Świętego w konkretnym miejscu. Nikt tego nie sfilmował, nie pokazało tego oko kamery, nie napisały o tym gazety. Ten program daru i łaski pozostał znany jedynie Panu Bogu.

Pierwszą pielgrzymką obsługiwaną przez Redakcję Programów Katolickich była bardzo krótka, bo zaledwie dwudniowa wizyta w kraju naszych południowych sąsiadów. Jan Paweł II przebywał w Czechosłowacji w dniach 21-22 kwietnia 1990 roku.

Była to 46-ta z kolei zagraniczna pielgrzymka jego pontyfikatu. Od tamtej pory Polskie Radio i Telewizja Polska towarzyszyły Janowi Pawłowi II na szlakach pielgrzymkowych całego świata, czyli w jego 58 wizytach apostolskich na wszystkich kontynentach. Miałem szczęście przeżywać z bliska wiele tych wydarzeń.

Muszę szczerze powiedzieć, że z biegiem lat czuliśmy coraz bardziej nieuchronność uciekającego czasu. Zależało nam więc coraz bardziej na ocaleniu i utrwaleniu wszystkich treści i przeżyć, których dostarczały wizyty Jana Pawła II.

Troską każdego dziennikarza obsługującego wydarzenie z udziałem Papieża było przede wszystkim umożliwienie odbiorcom bliskiego spotkania z jego osobą i orędziem. Zwłaszcza jeśli dotyczy to dziennikarza-sprawozdawcy transmisji radiowych lub telewizyjnych. Ta praca polega z jednej strony na tłumaczeniu tekstów z języków obcych, na przybliżaniu znaczenia słów i gestów obecnych w liturgii.

Ważne pozostaje oddanie atmosfery wydarzenia oraz jego osadzenie w szerszym kontekście kulturowym i społecznym. Dziennikarz-sprawozdawca musi zdobyć akredytację, przybyć wcześniej na miejsce zdarzenia, przejść wszystkie kontrole przy bramkach pirotechnicznych, zapoznać się ze sposobem funkcjonowania skrzynki komentatorskiej, powinien dowiedzieć się jak najwięcej o przebiegu uroczystości, zdobyć teksty przemówień polityków i dostojników kościelnych.

W ostatnich latach coraz częściej zdarzało się, że w ogóle nie byliśmy obecni na miejscu wydarzenia, ale komentowaliśmy je z centrum prasowego albo z siedziby stacji radiowej i telewizyjnej. Byliśmy sprawozdawcami wydarzenia z udziałem Papieża nie mając z nim bezpośredniego kontaktu. Wiele pielgrzymek obsługiwaliśmy ani razu nie widząc Jana Pawła II na własne oczy. Osobiste przeżycie pielgrzymki było obecne raczej na dalszym planie, chociaż dochodziło czasami do głosu, a niekiedy nawet go odbierało.




Tak było w czasie transmisji z wieczornego czuwania podczas Światowego Dnia Młodzieży w Częstochowie w 1991 roku, kiedy to dająca świadectwo heroicznej wiary dziewczyna z Afryki ruszyła w stronę Ojca Świętego po stopniach oddzielających ją od papieskiego tronu. W ostatniej chwili została zatrzymana przez oficerów ochrony.

Na placu zapadła absolutna cisza; wszyscy czekali co zrobi Jan Paweł II, a on delikatnym ruchem ręki skinął na Afrykankę, aby podeszła do Niego. Ona ze łzami w oczach rzuciła się Papieżowi w ramiona. Nie wiedziałem co powiedzieć; bardzo się wzruszyłem i język stanął mi w gardle.

Podobne przeżycie miałem podczas spotkania Papieża z młodzieżą Europy w Loreto, we wrześniu 1995 roku. Po drugiej stronie Adriatyku toczyła się wtedy wojna. Nastąpiło połączenie z Sarajewem, gdzie w bunkrze zaimprowizowano studio telewizyjne, w którym młodzi ludzie opowiadali Papieżowi o swoim wojennym dramacie.

Kiedy zabrzmiały słowa pieśni: „Boże, spójrz na Sarajewo”, wszyscy łącznie z Papieżem płakali. Ja także przez kilka minut nie mogłem wydobyć z siebie głosu. To chyba były dwa najsilniejsze przeżycia, które odebrały mi mowę. Zwykle udawało się poprowadzić transmisję bez większych problemów, chyba że zawodziły łącza i urządzenia przekaźnikowe. Wtedy pozostawał telefon.

Jan Paweł II nie był pierwszym papieżem, który dostrzegł potrzebę wyjścia poza mury Watykanu, ale jego pontyfikat pod tym względem otwarcie nowej epoki. Podróże Papieża stały się dla całego świata jednym z najbardziej charakterystycznych znamion jego posługiwania. Można nie być katolikiem; można być zupełnie obojętnym religijnie, a nawet nieprzychylnie nastawionym do jakiejkolwiek religii, ale nie można było nie wiedzieć nic o papieżu-podróżniku, papieżu-pielgrzymie do świata.

Jan Paweł II od początku pontyfikatu musiał „tłumaczyć” się z tego nieprzejednanego pragnienia „wychodzenia” do świata. W 1980 roku Ojciec Święty powiedział: „wielu mówi, że papież podróżuje zbyt dużo i w zbyt krótkich odstępach. Myślę, że – rozumując po ludzku – mają oni rację. Lecz to Opatrzność nas prowadzi i czasem sugeruje, by zrobić coś per excessum.

Konieczność działania per excessum, czyli w sposób odbiegający od utrwalonych przez wieki zwyczajów dyktuje Papieżowi motywacja głęboko ewangeliczna”.
Jan Paweł II wyznał kiedyś wybitnemu francuskiemu intelektualiście Andre Frossardowi: „im trudniejsze staje się życie ludzi, rodzin, społeczeństw, świata, tym bardziej trzeba, aby w ich świadomości rysowała się postać Dobrego Pasterza, który ”.

Podczas pierwszej podróży do Afryki, w 1980 roku Ojciec Święty powiedział, „że ma świadomość iż nie wszystkim podoba się nowy styl i że słyszy oraz czyta czasami rady, że powinien siedzieć w Rzymie, tak jak bywało dawniej. Podkreślał jednak wtedy zawsze, że dla ludzi, do których przybywa jego pielgrzymowanie ma wielki sens, bowiem mogą oni pokazać swojemu pasterzowi samych siebie: jakimi są, w jakich warunkach żyją, jaki moment dziejowy przeżywają. I to utwierdza mnie w przekonaniu mówił Jan Paweł II, że przyszła pora na to, aby biskupi rzymscy – papieże – stali się nie tylko następcami Piotra, ale także naśladowcami Pawła, który wiadomo, że spokojnie nie usiedział: stale był w drodze”.





Joaquin Navarro-Valls, przebywający kilka lat temu na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim z wykładem poświęconym papieskiemu pielgrzymowaniu przywołał epizod, który wydarzył się w styczniu 1980 roku w jednej z rzymskich parafii. Otóż pewien jedenastoletni chłopiec zapytał Jana Pawła II: „Ojcze Święty, dlaczego ciągle jeździsz po świecie?”. Odpowiedź Papieża była bardzo bezpośrednia: „Papież tak dużo jeździ, bo „nie cały świat jest tutaj”.

„Nie cały świat jest tutaj”, to znaczy nie wszystkie problemy świata możemy zrozumieć przebywając w tym samym miejscu. Aby poznać ludzi: ich wrażliwość, obyczaje i kulturę trzeba wyruszyć w drogę. Odległość grozi tym, że konkretni ludzie przemienią się w abstrakcyjną i anonimową „ludzkość”, a Papież powinien rozmawiać z konkretnym człowiekiem, trzeba, aby był blisko całego świata, aby był z każdym.

W podróżowaniu papieskim Jana Pawła II zmieniła się forma i fizjonomia pielgrzymowania. Dawniej Biskupi Rzymu podróżowali, aby przez swoją obecność uwydatnić ważne wydarzenie. Dla Jana Pawła II podróże były zanurzeniem się w konkretną rzeczywistość ludzi przeżywających to samo orędzie zbawienia w sposób nowy i oryginalny.

Pielgrzymowanie Jana Pawła II po świecie bardzo wpłynęło na sposób w jaki Kościół widzi dzisiaj swoją misję. Kiedyś to ludzie potrzebujący duchowej opieki przychodzili do Kościoła. Papież swoimi podróżami apostolskimi zainicjował styl duszpasterzowania polegający na wychodzeniu do ludzi.

Geografia papieskich pielgrzymek w niczym nie przypominała podróży, które odbywają głowy wielkich mocarstw kierujący się interesem politycznym i gospodarczym. Papież podróżował do krajów, gdzie chrześcijanie stanowią większość oraz do krajów – jak na przykład w Pakistanie czy w krajach skandynawskich – katolicy są mniejszością.

Odwiedzał kraje, w których istniały struktury totalitarne: Polskę w 1979 roku, Nikaraguę w roku 1983 – i kraje, w których chrześcijanie żyją w tragicznym położeniu; takie jak na przykład Sudan. Papieskie podróżowanie pokrywało się ze złożonością różnych ludzkich sytuacji, a nie z jakimś idealnym scenariuszem, który zostałby zrealizowany, gdyby poza programem zostawiono wszystko to, co trudne i niewygodne.

Papieżowi w jego pielgrzymowaniu towarzyszyła inna logika niż „wielkim tego świata”. Widać, że rozsądek i rozwaga ma różne miary. W pewnych sytuacjach Papież przyspieszał swoje wizyty, w innych opóźniał i czekał. Ile trzeba było odwagi, aby wyruszyć z misją pokojową do Wielkiej Brytanii i Argentyny dotkniętych ostrym konfliktem o Falklandy.

Niektórzy radzili Papieżowi, aby wkrótce po swoim wyborze nie jechał do Puebla Meksyku. Jan Paweł II zdecydował się na odbycie tej pierwszej pielgrzymki, która – opatrznościowo – miała wpłynąć na kształt tych wszystkich, które przyszły potem. Byli też tacy, którzy wielokrotnie radzili Papieżowi, aby pojechał do Ziemi Świętej, ale to opóźnienie pielgrzymki, aż do nadejścia właściwej chwili w marcu 2000 roku sprawiło, że stała się ona znakiem o niezrównanej treści.

Trzeba wciąż wracać do przesłania zawartego w podróżach apostolskich Jana Pawła II. W następnym numerze chciałem właśnie zaprosić na szlak jubileuszowej pielgrzymki do ojczyzny Jezusa Chrystusa.