W ogrodach rozmodlenia

o. Marian Zawada OCD

publikacja 05.09.2007 20:03

Modlitwa ma imię człowieka. Każdy podąża swoją drogą. Modlitwa ma imię Boga. Dla każdego jest Drogą. Jest „oddechem życia” chrześcijańskiego, być może dlatego, że przed modlącym „otwiera się” Jezus. Czas serca, 5/2007

W ogrodach rozmodlenia



Przyjaźń ofiarowana


Jedną z mistrzyń modlitwy jest św. Teresa z Avila. Swej modlitwy nie wywodzi ona ani z głębi pustyni, ani z wnętrza zatłoczonych miast, ale z głębi miłującego serca. Modlitwa stała się prostą, gorącą odpowiedzią na bardzo szczególne odkrycie, że Bóg jest samotny, że ma tak niewielu przyjaciół. Dlatego była rozumiana jako rodzaj wewnętrznej, duchowej gościnności – polegała na towarzyszeniu Dostojnemu Gościowi. Gościnność przekształca się w przyjaźń. Teresa z całą siłą kobiecego przekonania wypowiada słowa o przyjaźni pomiędzy Bogiem a człowiekiem: „Modlitwa wewnętrzna… jest… to poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie i po wiele razy powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiem, że mnie miłuje”. Modlitwa jest czasem przyjaźni wybieranej i potwierdzanej, czasem wzajemnym. Przemierza dziedziny więzi, dąży do uczynienia miejsca w sercu i całym życiu, w końcu staje się życiem jedynym, wspólnym, zaślubionym. Duchowa przyjaźń zasadza się na odpowiedniości, braterstwie, zbrataniu ducha z Bogiem. To nie tylko pasja poznania i wymiany w przestrzeni osób, lecz także chęć widzenia wokół siebie podobnych. Dlatego modlitwa nie zacieśnia się do jakiejś wydumanej i bronionej intymności. Staje się misją – pragnie innych obdarzyć odkrytym skarbem. Dlatego na dnie mistycznego serca nie trwa bierna biesiada, ale pasja, by Bóg był przez wszystkich miłowany. Takiej przyjaźni nie da się zatrzymać żadnym religijnym rozsądkiem.


Wpatrywanie się w Boga


Modlitwa wyrasta z podziwu, podziw zaś z zapatrzenia w duchowe piękno Boga. Teresa podaje bardzo prostą metodę: „Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz…”. „Nie żądam od was o Nim rozmyślań ani natężonej pracy rozumu, ani zdobywania się na piękne, wysokie myśli i uczucia – żądam tylko, byście na Niego patrzyły”. To właśnie patrząc, usilnie wpatrując się w Boga, człowiek oczyszcza swój wewnętrzny, duchowy wzrok. Zwłaszcza modlitwa kontemplacyjna wiąże się z przejściem przez trud oczyszczenia. Ono uczy zasadniczego widzenia rzeczy. W oczyszczeniu doznaje tej samej prawdy, o której wspomina Jan Paweł II w „Novo millenio ineunte”: „urzeczenie serca” (nr 33). Owo „urzeczenie serca” sięga tajemnicy obecnego w człowieku Boga. Przywołajmy znów Teresę: „On blisko jest, usłyszy cię bez głosu, nie potrzeba ci skrzydeł, aby latać i szukać Go; wystarczy udać się na samotność i patrzeć i oglądać Go obecnego we własnym wnętrzu i nie oddalając się od Gościa tak drogiego… cieszyć się Nim”. Modlitwa jest jak zdzieranie zasłon, welonu przypadkowości, pokonywanie barier zmysłów. W widzeniu natury rzeczy człowiek dociera do prawdy zawartej w rzeczach, w Boskim świetle ocenia ich wartość. Modlitwa odsłania dramat niewystarczalności natury i jej skłonność do uwodzenia powierzchownym pięknem. Modlitwa toruje drogę do piękna ukrytego. Uczy się człowiek, jak żyć ukryty dla Boga ukrytego, ogarnięty i zawładnięty Jego tajemnicą.





Ale kontemplacja może się rodzić z wyczerpania. „Gdy nie możemy się już dłużej modlić, patrzmy na Niego”, radzi bł. Elżbieta. Wypatrywanie Boga z głębi niemocy wznoszenia, zza przytłoczenia codziennością… Wtedy sam wzrok umęczony jest modlitwą.

Miłosna uwaga


Powoli człowiek przyzwyczaja się do przebywania w towarzystwie Boga. Rozumie, że nosi w sobie coś na kształt małego nieba, gdzie Bóg założył swoje mieszkanie. Wtedy powstaje coś w rodzaju „Bożej atmosfery” – jak to nazywa bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej – którą dusza oddycha. W niej rodzi się głębia spojrzenia przenikliwego. Perłą np. karmelitańskiej modlitwy jest miłosna uwaga (hiszp. „notizia amorosa”), jak nazywa ją św. Jan od Krzyża: „Dusza powinna tylko z miłością patrzeć na Boga… trwać niewzruszenie z miłosną uwagą prostą i szczerą, jak ten, który otwiera z myślą o miłości”. Otwieranie oczu z myślą o miłości pozwala właśnie tę miłość dostrzegać i nieugięcie być wiernym dobru. W miłosnej uwadze objawia się to, co godne miłowania, zwłaszcza ten, który jest Miłością. Miłością obejmuje się całą rzeczywistość i gruntowne dobro, jakie w niej tkwi. Rzeczywistość staje się ze wszech miar godna miłości. W modlitwie otwierają się oczy na miłość i rzeczywistość. Otwierają się bramy miłowania i zmienia się przede wszystkim poczucie czasu, jak u małej Teresy: „Mamy zaledwie krótkie chwile naszego życia, aby kochać Jezusa”. Czas modlącego zagęszcza się obecnością Boga, tężeje Bogiem, wyściela się dla Niego. Czas staje się czymś najdroższym, ponieważ dokonuje się podstawowe odkrycie: już tu i teraz, nie czekając na nic, można żyć dla Boga i Nim się cieszyć. Modlitwa otwiera oczy, by miłować. W jej płomiennych źrenicach dojrzewa pełnia człowieka.

W miłosnej uwadze człowiek dostępuje niezwykłej łaski, najbardziej rozległej formy wolności – przestaje myśleć o sobie, zapatrzony nade wszystko w Boga. Potrafi wydobywać Go z rzeczywistości, tropić Jego ślady, odnajdywać w szczelinach codziennych spraw. Człowiek wodzi za Bogiem, przyciągany i podbijany przez Niego, powodowany pasją bliskości, zamienia siebie w jedną, niecierpliwą, budzącą się nocą tęsknotę. Człowiek rozmodlony staje się powrotem stworzenia do Stwórcy.


Bóg modlitwy – odpoczynkiem i spotkaniem


Modlitewna miłość, choć czasem przemierza drogi krzyżowe, ostatecznie odnajduje status oblubieńczy. Po przejściu pól bitewnych, czasu oczyszczenia, można dotrzeć do komnat Oblubieńca. Jest ona jak radość poranków wyśnionych. Bł. Elżbieta z Dijon przywołuje taki wymiar modlitwy: „Ona jest odpoczynkiem, wytchnieniem. Po prostu przychodzimy do Tego, którego kochamy, i jak małe dziecko w ramionach matki trwamy przy Nim, pozwalając mówić sercu”.





Ponieważ modlitwa jest więzią dusz, jest wspólnym życiem w ramionach – pomaga nam głębiej wchodzić w tajemnicę Kościoła. „Dobrze jest modlić się wzajemnie i spotykać się przy Bogu. Tam nie liczy się ani odległość, ani nie ma rozłąki…”. Modlitwa nie tylko sięga szczytu ludzkich aspiracji, lecz także akcentuje wspólne bycie z Bogiem, byciem w Bogu. Ostatecznie to On wszystko ogarnia i zamyka w swej Tajemnicy.



***

Wykorzystane w tekście cytaty pochodzą z dzieł bł. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej i św. Teresy od Jezusa.