Nie zawsze liczą się pieniądze

Z Elżbietą Langer, odznaczoną przez Benedykta XVI medalem Pro Ecclesia et Pontifice rozmawia ks. Jerzy Mordalski SCJ

publikacja 02.11.2007 15:51

Wydawało mi się, że do takiego miejsca uciekają dziewczyny w związku z doznanymi porażkami życiowymi lub te, które czegoś się boją, czegoś nie potrafią. Okazało się, że są to osoby inteligentne, dobrze wykształcone, dowcipne, wcześniej świetnie funkcjonujące w społeczeństwie, a przy tym bardzo ładne. Czas serca, 6/2007

Nie zawsze liczą się pieniądze




4 listopada 2006 roku została Pani odznaczona przez papieża Benedykta XVI medalem Pro Ecclesia et Pontifice, który jest dowodem uznania postawy moralnej i zaangażowania w pracę dla dobra wspólnego. Co przyczyniło się do przyznania Pani tego wyróżnienia?

Moja praca dla Kościoła jest związana z zawodem architekta, który wykonuję. Dużo zawdzięczam w tym względzie jednemu z księży diecezji tarnowskiej, który po studiach we Włoszech został skierowany do Lipnicy Murowanej, aby prowadzić prace związane z dokończeniem odnowienia dworu Ledóchowskich. Była to druga połowa lat dziewięćdziesiąte. Ten ksiądz, za poradą sióstr urszulanek, skontaktował się ze mną. Nie dysponował środkami materialnymi, dlatego zdecydowałam się pomóc na tyle, na ile będę mogła.
Zbiegło się to w czasie z powołaniem ks. Wiktora Skworca na ordynariusza diecezji tarnowskiej. W czasach, gdy jeszcze pracował w archidiecezji katowickiej, przyjaźnił się z karmelitankami. Po objęciu diecezji postanowił utworzyć nową fundację karmelitańską właśnie w Tarnowie. Zaproponowano mi zaprojektowanie klasztoru. Zgodziłam się bez zastanowienia. Przy tym nie było w ogóle mowy o pieniądzach. Nie miałam jednak poczucia, że oto zaczynam teraz działać społecznie.

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że budowa klasztoru to były jakby rekolekcje. Zobaczyłam, jak od środka wygląda życie w klasztorze klauzurowym. Wcześniej wydawało mi się, że do takiego miejsca uciekają dziewczyny w związku z doznanymi porażkami życiowymi lub te, które czegoś się boją, czegoś nie potrafią. Okazało się, że są to osoby inteligentne, dobrze wykształcone, dowcipne, wcześniej świetnie funkcjonujące w społeczeństwie, a przy tym bardzo ładne. Projektowanie klasztoru okazało się trudne. Rozwiązanie architektoniczne musiało zostać przystosowane do reguły, która szczegółowo określa życie wspólnoty. Z pomocą matki przełożonej udało się zaprojektować klasztor, który jest funkcjonalny i – jak twierdzą siostry – bardzo dobrze się w nim żyje. Klasztor ten stał się moją „kościelną wizytówką”.
Były to także czasy, gdy proboszcz mojej parafii w Bochni zaprosił mnie do współpracy. Rozpoczęłam wówczas realizację wielu różnych inicjatyw kościelnych, do których projekty po prostu podarowałam. Jednym z nich jest budujący się kościół w Rajbrocie. Tego rodzaju projektowanie, choć nie przynosi korzyści materialnych, daje człowiekowi wiele innych rzeczy. Tworzą się bliskie więzi z ludźmi, którzy pracują przy realizacji takich projektów, i to daje bardzo dużą duchową satysfakcję.

Pani praca społeczna rozciąga się poza granice naszej ojczyzny. Proszę opowiedzieć o tej Pani działalności.

Ta część mojej działalności łączy się z postacią ks. Janusza Kalety. Pracował on jakiś czas w Bochni, a następnie wyjechał do Kazachstanu. Po dwóch latach warunki pozwoliły już na budowę tam świątyni. Ks. Kaleta przyjechał do Polski i, poszukując projektu kościoła, nawiązał ze mną kontakt. Gdy zobaczyłam, w jakiej roli występuje ks. Kaleta (teraz już biskup), że jest pionierem, który stawia pierwsze kroki w dość jednak nieprzyjaznym, skorumpowanym kraju, to poczułam, iż nie powinnam także za tę pracę brać pieniędzy.





Tutaj chciałabym się podzielić krótką refleksją. Otóż w mieszkańcach Kazachstanu jest jakiś ogromny głód duchowy. Oni coraz bardziej lgną do Kościoła, choć praca wśród nich nie może polegać na nawracaniu. Działalność duszpasterska w tym kraju to przyciąganie dzieci i młodzieży, organizowanie im zajęć, czasem nakarmienie i przy okazji wpajanie pewnych wartości moralnych. Dopiero po jakimś czasie ktoś prosi np. o chrzest. Ta prosta praca wychowawcza przynosi niezwykłe efekty. Mimo trudnej sytuacji społecznej i moralnej (nie ma tam wychowania religijnego i wpajania norm moralnych w rodzinie), kościół powoli staje się za ciasny.

Zgodziłam się na to, by pomóc w tej ciężkiej pracy. W sumie na razie w Kazachstanie cztery kościoły wraz całym zapleczem duszpasterskim znajdują się w różnych fazach realizacji.

Jak rozpoczęła Pani działalność na Ukrainie?

Praca dla Polaków mieszkających na Ukrainie zaczęła się od wyjazdu turystycznego. W ostatnim dniu wycieczki wydało się przypadkowo, że jestem architektem, i wtedy niespodziewanie podjęłam się projektowania przebudowy Domu Miłosierdzia sióstr urszulanek w Kamieńcu Podolskim. Został on przebudowany i wyposażony praktycznie w całości przez grupę ludzi zakochanych w Podolu ze Stowarzyszenia „Miłośników Podola”. Obecnie ich pomoc polega głównie na organizowaniu „turystycznych” wyjazdów z darami – działa to trochę jak nasz Caritas. Ponadto w Polsce przyjmujemy dzieci na letnie turnusy. Całość tej pomocy koordynuje pani Aleksandra Świderska.

Dla Ukrainy zaprojektowałam także świątynię oraz kuchnię dla ubogich przy jednym z kościołów, która została zorganizowana wspólnymi siłami osób działających w stowarzyszeniu.

Tam zobaczyłam, że my, choć materialnie powodzi nam się dużo lepiej, straciliśmy prostą radość życia. Na Ukrainie można odkryć radość kontaktów między ludźmi pozbawionych wyrachowania.

A inne Pani projekty?

Podarowałam np. projekt domu pomocy społecznej w Grywałdzie. Pomagam wszędzie tam, gdzie mogę, a mogę pomóc, projektując, bo na tym się znam. Inni robią znacznie więcej, chociażby siostry albertynki, które ten dom prowadzą.

Zrobiłam także szereg projektów dla mojej parafii św. Mikołaja w Bochni oraz wiele różnych projektów w diecezji tarnowskiej: kościołów, kaplic, plebanii, rozbudowy domu księży emerytów w Tarnowie, a obecnie projektuję ośrodek rekolekcyjno-oazowy dla młodzieży w Zabawie. Zaprojektowałam również kościół wybudowany na przedmieściach jednego z wielkich miast w Brazylii.




Jak to się stało, że zostało Pani przyznane odznaczenie Pro Ecclesia et Pontifice?

O nadanie tego odznaczenia wystąpił biskup ordynariusz jeszcze do papieża Jana Pawła II. Uczynił to w związku z wybudowaniem klasztoru Sióstr Karmelitanek w Tarnowie. Choroba i śmierć Ojca Świętego spowodowały, że medal przyznał mi dopiero Benedykt XVI. Jest on powodem mojej ogromnej satysfakcji, ale nie dlatego, że stanowi nagrodę traktowaną jako „zapłata” za pracę. Cieszy mnie to, że ktoś mój wysiłek zauważył i docenił. To dla mnie jednocześnie pewien znak, by poświęcić się jeszcze bardziej tej działalności, by wykorzystywać swoje umiejętności, które są talentem danym od Boga, pomagając ludziom poświęcającym się dla innych, chociażby na Wschodzie.

Dziękuję za rozmowę.



***

Mgr inż. Elżbieta Langer – architekt, uczęszcza na spotkania Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców prowadzonych przez księży sercanów od marca 2003 roku