Bóg cię kocha

Z o. Wilfridem Stinissenem OCD rozmawia Kuno Arnkilde (cz. I)

publikacja 14.07.2008 11:12

Nikt nie pomyślał o Bogu jako o Trójcy Przenajświętszej, że Bóg jest wspólnotą, rodziną, harmonią, że Bóg jest miłością. Myślę, że odpowiedzi nie byłyby lepsze, gdyby pytano katolików. Bóg jest inny. Bóg jest całkiem inny. Bóg jest miłością. On – poza tym, że kocha – nie czyni nic innego. Czas Serca, 95/2008

Bóg cię kocha



Świecki i święty


Pozwolę sobie oprzeć naszą rozmowę na książce Henriego J. M. Nouwena (1932-1996) pt. „Życie Umiłowanego”, w której – na życzenie swojego świeckiego przyjaciela – autor przedstawił, czym jest życie duchowe. Zakrawa to na paradoks, że w naszych zlaicyzowanych czasach wydaje się tak wiele książek o chrześcijaństwie. Czy pisarz może stworzyć pomost między laicyzmem a świętością?

Sądzę, że może, ale naprawdę istotne jest to, by odnieść się do egzystencjalnych doświadczeń, tęsknot, potrzeb, a może i lęku. Jesteśmy ludźmi i łączy nas coś wspólnego: wszyscy odczuwamy tęsknotę za miłością, szczęściem, powodzeniem, sensem życia, wspólnotą i bezpieczeństwem. Ta głęboka potrzeba jest w każdym z nas. Jako chrześcijanie rozumiemy, dlaczego tak jest. Bóg stworzył nas, byśmy byli szczęśliwi i daje nam tęsknotę za tym szczęściem, którym jest życie w Nim. Jest jednak wielu, którzy o tym nie wiedzą. Kiedy ktoś podejmie trud i przedstawi Boga jako kogoś, kto spełnia te tęsknoty, wielu świeckich będzie chciało tego posłuchać i przekona się, że Bóg jest całkiem inny niż sobie wcześniej wyobrażali. Co więcej, wielu chrześcijan ma błędny obraz Boga.

Kilka lat temu w jednej ze szwedzkich gazet opublikowano wyniki ankiety. Na jej pytania: „Kim jest Bóg?”, „Jak wyobrażasz sobie Boga?” odpowiedzieli tamtejsi chrześcijanie. Ktoś oświadczył, że Bóg jest św. Mikołajem, który przychodzi z prezentami. Ktoś inny powiedział, że Bóg, w białej szacie i z długą brodą, siedzi na wysokim tronie. Ktoś inny stwierdził, że Bóg jest jak morze, a my jesteśmy potokiem, który wpływa do tego morza. Nikt nie pomyślał o Bogu jako o Trójcy Przenajświętszej, że Bóg jest wspólnotą, rodziną, harmonią, że Bóg jest miłością. Myślę, że odpowiedzi nie byłyby lepsze, gdyby pytano katolików. Bóg jest inny. Bóg jest całkiem inny. Bóg jest miłością. On – poza tym, że kocha – nie czyni nic innego.



Od ilości do jakości


Zanim zaczniemy mówić o „człowieku eucharystycznym”, chciałbym, aby Ojciec opowiedział trochę o Kościele i o tym, jak być mistykiem. Znany niemiecki teolog Karl Rahner powiedział kiedyś, że chrześcijanie XXI wieku albo będą mistykami, albo nie będzie ich wcale. Co Ojciec o tym sądzi?
To jest, oczywiście, zawężona opinia. Nie można tego brać dosłownie. Myślę jednak, że czas, kiedy Kościół był Kościołem powszechnym, już minął i być może nigdy już nie wróci. O tym zresztą nasz papież też wiele razy mówił. Kościół będzie mniejszością, a to oznacza, że nie będzie się miało takiego samego wsparcia dla swojej wiary, jak wcześniej. Obecnie obserwujemy odchodzenie wielu osób od Kościoła. Laicyzacja posunęła się bardzo daleko.

Gdy byłem dzieckiem, w każdą niedzielę w Antwerpii widziano bardzo wielu ludzi idących do kościoła. Było pięć mszy św. do południa. Ale ten czas już minął... Z drugiej strony obecnie wierzący w bardziej świadomy sposób podchodzą do wiary. Nie jest ona dla nich tylko zwyczajem społecznym, dzięki czemu staje się bardziej autentyczna. Tak więc mniejsza liczba, ale lepsza jakość. Nie oznacza to, że wszyscy chrześcijanie chcą być mistykami, ale już można zauważyć systematycznie rosnącą potrzebę pogłębienia modlitwy, mistyki. Nie powinniśmy więc panikować, nawet jeżeli Kościół będzie stanowić mała grupa wiernych. Wiemy przecież, że Bóg powiedział, iż jeżeli znajdzie się w Sodomie chociaż dziesięciu sprawiedliwych, ocali całe miasto. Tych kilku uratuje wielu.






Prawdziwe i nieprawdziwe


Twierdzi Ojciec, że jakość wiary się poprawi. Czy wobec tego nie trzeba sobie coraz bardziej uświadamiać, co jest prawdą, a co nią nie jest?

Sądzę, że Kościół stale otrzymuje duży wgląd w prawdę i że w przyszłości w jeszcze większym stopniu będzie płonął wiarą i miłością. Nie jestem pesymistą. W obecnych czasach można narzekać, że ludzie odchodzą od wiary, ale Kościół w swojej historii został poddany wielu próbom. Były czasy, kiedy zachowania biskupów i papieży, delikatnie mówiąc, były kontrowersyjne, ale byli też święci i męczennicy, dzięki którym Kościół się rozwijał. Również we współczesnym Kościele jest wielu świętych. Wystarczy pomyśleć o tych, których Jan Paweł II tak licznie wyniósł na ołtarze podczas swego pontyfikatu. Pomimo tego, że w przeszłości Kościół bywał niekiedy w ślepym zaułku i wywoływał zgorszenie i że dziś stwierdza się odchodzenie od chrześcijaństwa w tych miejscach, nie możemy zapomnieć, że po wsze czasy znajdujemy wielką pociechę i prawdę u tak wielu świętych, którzy żyli przed nami.

Mistyka prowadzi do większego wglądu w Prawdę, w Bożą miłość. Tylko poprzez doświadczenie, poprzez żywą wiarę uczymy się czegoś o Bożej miłości. W przeciwnym razie wiara będzie się składała z abstrakcyjnych pojęć, a to nie zmienia życia.



Być „umiłowanym”


Czy nie jest to trudne: prowadzić żywe i aktywne życie wiary, jeśli nie utożsamia się siebie z „umiłowanym”– tym, którego kocha Jezus Chrystus?

Trudno mieć głęboką wiarę, żyć wiarą, jeżeli nie jest się tego świadomym. Jednocześnie chciałbym zauważyć, że jest wiele stopni wiary. Dokładnie tak, jak jest wiele stopni miłości. Nie można żądać od wszystkich wierzących najwyższego stopnia. Trzeba uczciwie przyznać, że wielu katolików nie ma egzystencjalnej świadomości, że są nieskończenie kochani przez Boga. Uważam, że to jest najważniejsze w nauczaniu: głosić kazania i stale powtarzać, że Bóg cię kocha. Wiele razy o tym słyszeliśmy, ale mimo to nie przyswoiliśmy sobie tego wystarczająco. Nawet ci, którzy wiedzą, że są kochani, i wierzą w to, nie wierzą faktycznie, ponieważ Boża miłość jest zawsze większa niż potrafimy to sobie wyobrazić. Przez całe życie musimy starać się coraz bardziej zgłębiać tę prawdę, że Bóg kocha każdego z nas swą nieskończoną, bezgraniczną miłością – miłością, która nigdy nie zawodzi, nigdy się nie zmienia i nigdy nie ustaje.





W jaki sposób mogę uświadomić sobie bycie „umiłowanym”?

Krzyż jest niepodważalnym dowodem tego, że Bóg nas kocha. To na krzyżu Bóg oddaje swoje życie. Tu miłość jest namacalna. Krew płynie. On jest skazany na śmierć, ofiarowany. Patrz na krzyż i nigdy nie przestawaj tego czynić. Powiedz sobie: „Tak bardzo On mnie kocha. Tak daleko się posunął z miłości do mnie”. Krzyż ci powie, jak być szczęśliwym.

Nouwen w swej książce próbuje wytłumaczyć, w jaki sposób człowiek staje się „umiłowanym”. Odwołuje się w tym celu do Eucharystii: Ty jesteś moim synem umiłowanym, On wybiera mnie – bierze chleb. Błogosławi mnie, jak kapłan błogosławi chleb. Dzieli mnie na kawałki, łamie mój egoizm – tak jak kapłan łamie chleb. Podczas dzielenia uwidacznia się moja kruchość, otwarcie na Jego miłość, skąd dalej mogę wyruszyć, by dawać siebie innym. Autor ukazuje związek między tym, co robił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy, i tym, co ja powinienem robić, żeby Go naśladować. Zgadza się Ojciec z tym?

To świetne zobrazowanie! Rzeczywiście tak jest. Po wieczerzy Jezus oddaje na krzyżu za nas życie. W Eucharystii daje nam swoje życie. On staje się pokarmem i napojem. Mamy prawo Go jeść i pić. Bardziej nie można się oddać.

Czy jest to tożsame z tym, co ja jako chrześcijanin powinienem czynić, by być „umiłowanym”?

Dokładnie. Ponieważ On, kiedy zamieszkuje we mnie, przemienia mnie, i ja upodabniam się do Niego. To jest mój cały życiowy program: być „człowiekiem eucharystycznym”, człowiekiem, który ofiarowuje się za innych, zapomina o sobie.



Wybrany


Jak powinienem odnosić się do tego, że jestem wybrany?

Sam nigdy bym nie powiedział drugiemu człowiekowi, że jestem wybrany. Jeżeli tak się powie, zostanie to zrozumiane jako: ja jestem wybrany, a Ty nie. Natomiast jestem świadom tego, że powinienem odnosić się do siebie tak, jak do wybranego. W tym tkwi siła.

Czyż Bóg nie wybrał jednego narodu?

To prawda i musimy przy tym trwać. W pewnym momencie Karl Rahner podjął polemikę z kard. Josephem Ratzingerem. Uważał bowiem, że historia zbawienia idzie w parze z ludzką historią, a zatem od początku Bóg wyzwolił wszystkich ludzi. Ratzinger twierdził natomiast, bardziej zgodnie z biblijnymi opisami, że Bóg najpierw stosował jakiś rodzaj partykularyzmu. Wybrał jeden naród – dokładnie jak powiedziałeś. Następnie byli apostołowie, a potem Kościół.





Musimy się tego trzymać: Bóg działa przez wybranie. On wybiera poszczególne osoby. Kiedy zaś wybiera, nie czyni tego dla nich samych, lecz dla wspólnoty. Wybiera do służby. Wybrał mnie, bym został księdzem, ale jeżeli bym myślał, że jestem kimś szczególnym i zapomniał, że jestem wybrany tylko po to, żeby służyć innym, byłbym w błędzie.



Błogosławiony


Błogosławieństwo ma coś wspólnego z byciem „umiłowanym”. Kiedy rzucamy się w wir życia, łatwo możemy stać się ofiarami manipulacji. Kiedy jednak nie przestajemy wsłuchiwać się w swoją głębię, w delikatny głos, który nas błogosławi, możemy iść przez życie z głębokim poczuciem bezpieczeństwa i przynależności – jak pisze Nouwen.

Czy nie powinno się dowartościować błogosławieństwa w świadomości chrześcijan? Czyż nie warto otrzymać błogosławieństwo, które będzie mnie wzmacniać i utwierdzać na dobrej drodze?

Uważam również, że należy pogłębiać świadomość bycia wybranym. Błogosławieństwo ma właściwie wiele znaczeń (np. błogosławieństwo medalika). Mogę błogosławić Bogu, a to oznacza, że wysławiam Boga, mówię dobrze o Nim. Kiedy Bóg nam błogosławi, wtedy On mówi dobrze o nas, czyni nas lepszymi. Bóg pozwala, by Jego oblicze mnie oświecało, żebym dalej przekazywał światło Jego oblicza innym. Poprzez słowa, ale również poprzez całe moje życie.



Tłum. z jęz. duńskiego: Joanna Jonderko-Bęczkowska

***

o. Wilfrid Stinissen – ur. 1927, karmelita bosy, doktor filozofii, znany w całej Skandynawii rekolekcjonista, autor licznych artykułów i książek poświęconych życiu wewnętrznemu, mieszka w Szwecji.
Wywiad ukazał się w: „Katolsk Orientering” z okazji 80. rocznicy urodzin o. Wilfrida Stinissena OCD (10.01.2007).

,/div>