Problem i Partner : Jan Paweł II i artyści

Piotr Wojciechowski

publikacja 11.06.2005 21:37

Czy więc dziwne, że miłujemy Papieża - a zarazem boimy się go? Tygodnik Powszechny 42/2003

Problem i Partner : Jan Paweł II i artyści



Piękno i mądrość zawarte w przekazywanym przez Papieża orędziu Jezusa to dla każdego życiowy problem. Dla artysty problem wielokroć większy, bo oprócz konfrontacji Prawa Królestwa z życiem, każdy z nas musi wiedzieć, że światy jego literackich, plastycznych, muzycznych wizji nie są poza Bożym prawem. Czy więc dziwne, że miłujemy Papieża - a zarazem boimy się go?

Po ostatniej pielgrzymce napisałem artykuł na zamówienie kobiecego tygodnika. Pisałem szczerze i profesjonalnie. Z dobrą wiarą i gorzką świadomością, że pismo, dla którego układam tekst, handluje Papieżem od święta, a na co dzień oszukuje kobiety reklamami, ogłupia obrazkami z wyższych sfer medialnych, demoralizuje technologiami orgazmu i uzasadnieniami rozwodu. Podaję tu swoje zbójectwo za przykład, bo mam pisać o relacjach między polskimi twórcami a jednym z nich, który stał się następcą świętego Piotra.

Serca podzielone

Jeśli więc napiszę, że polscy twórcy, polscy artyści, czują w stosunku do Papieża miłość i solidarność, to zaraz muszę dodać, że wielkość tej miłości i siła tej solidarności wahają się od zera do plus nieskończoności, a w sporadycznych wypadkach przyjmują wartości ujemne. Mają artyści swoje zbójectwa. Kochają i chcą współdziałać, uczestniczyć w ewangelizacji, ale jakże często chcieliby też przy okazji przymnożyć sobie chwały i zarobić, ile się da.

Są solidarni i miłujący, ale są ludźmi tylko, artystami do tego, więc ich serca są podzielone. Jakże być w pełni solidarnym z Papieżem, jeśli jest się zarazem solidarnym z warstwą inteligencką, jakże często ateistyczną, agnostyczną, raz szyderczą, raz snobistyczną. Jakże tu trwać przy Papieżu, gdy się tak uważa, aby być we właściwym miejscu linii napiętej między Michnikiem a Rydzykiem? Papież pociąga i zobowiązuje, ale czy nie kuszą salony władzy, pałace show-biznesu, spotkania na rybach, na kortach, przy barku i w saunie?

Jak tu być solidarnym z Rodakiem w Watykanie, jeśli czuje się zarazem przynależność do artystycznych i intelektualnych salonów Europy, do ich tradycyjnej lewicowości, libertynizmu, sceptycyzmu, ich wiary w Marksa i postęp? Tyle jest nowych wyznań, mniej kłopotliwych, lepiej widzianych w salonach niż wiara w Jezusa: religia zysku, antyamerykanizmu albo antyglobalizmu, feminizm, strukturalizm czy postmodernizm.

Zawdzięczamy Papieżowi wolność, czujemy, jak nas ceni i potrzebuje, więc jest powód, by kochać i wspomagać. Jak jednak przyjąć jego naukę, iść z nią w nasz świat bohemy, gdzie niemało rozwodów, kochanek, dezorientacji seksualnych, alkoholowych uzależnień, skrzywdzonych i zdemoralizowanych dzieci, pychy szalonej, uwikłania w zawiści i kliki? Jak tu przyjąć od niego Chrystusa, który uprzedzał “twarda jest moja mowa”? On wzywa, aby “płynąć na głębię” - a dorastanie do metafizyki kosztuje i boli. Piękno i mądrość zawarte w przekazywanym przez Papieża orędziu Jezusa to dla każdego życiowy problem. Dla artysty, dla twórcy, problem wielokroć większy, bo oprócz konfrontacji Prawa Królestwa z życiem, każdy z nas musi wiedzieć, że światy jego twórczości, literackich, plastycznych, muzycznych wizji nie są poza Bożym prawem. I dlatego czuje się ciężar przykazania miłości i moc Odkupienia jako coś, co może ograniczyć wolność twórczą. Czy więc dziwne, że w swoim zagubieniu miłujemy Papieża - a zarazem boimy się go, bo jest problemem do rozwiązania?

Artysta ceni wolność, a ostatnio wiele zrobiono, aby tę wolność czcił bałwochwalczo. Większość twórców ma mniej lub bardziej świadomą potrzebę przewodzenia duszom, rządzenia umysłami i sercami czytelników, widzów, słuchaczy. Artysta ma przeświadczenie, lub podejrzenie, że razem z talentem otrzymał od Ducha Świętego prawo rządzenia. Wrażliwość z nadwrażliwością, kompleks niedocenienia, narcyzm i pycha podszyte niedojrzałością - to wszystko towarzyszy darom tworzenia piękna, zachwycania i uwodzenia dziełami. Wieczna więc pokusa do tego, aby samemu tworzyć kościół swojej sztuki, samemu być w nim jak największym papieżem.



Artysta przemieniony

Ostatnio jestem pewien, że Jan Paweł II widzi ten problem artystów od swojej strony, od swojej strony próbuje go rozwiązać. Wyczuwało się to w jego “Liście do artystów” (1999 r.). Błysnęło to jasno poprzez sam fakt powstania i treść najgłębszą “Tryptyku rzymskiego” (2002 r.). Papież wie, że ze swoją wiernością, ze swoim stylem bycia jest problemem. Nie chce jednak wycofać się z niczego, ani mu w głowie ustępstwa. Chce rozwiązać problem idąc naprzód, płynąc na głębię. Z problemu chce stać się partnerem. A to znaczy - chce, abyśmy zobaczyli wspólne dzieło w krainie ducha, abyśmy zobaczyli, jak On nas uzupełnia i jak my uzupełniamy jego twórczą posługę, posługę myśli. W uniwersum symbolicznych języków - On, poeta, dramaturg, reżyser wielkich liturgicznych spotkań i dyplomatycznych happeningów jest partnerem artystów w dziele formowania świata języków symbolicznych późnej nowoczesności.

Już w “Liście do artystów” potraktował nas z pełną wdzięku i ciepła ironią. Znając słabości, podłości, śmieszności przemilczał je miłosiernie, pisał o artystach - i do nich - tak, jakby byli już po anielskiej przemianie. Zwracał się do artysty przemienionego, idealnego, jemu wkładał na ramiona jarzmo służby - służby pięknu, służby wspólnocie. “Odrębne powołanie określa pole jego służby, a zarazem wskazuje zadania, które go czekają, ciężką pracę, do której musi być przygotowany, i wreszcie odpowiedzialność, którą powinien podjąć”. A do tego wzbraniał artyście prawa do kierowania się “dążeniem do próżnej chwały ani żądzą taniej popularności, a tym mniej nadzieją na osobiste korzyści”.

A więc - służba, ciężka praca, bez chwały, bez materialnego zysku? On wiedział, że nie miał prawa stawiać ludziom z krwi i kości takich wymagań. Albo raczej - nie miałby prawa, gdyby sam ich sobie nie stawiał przez całe życie - już wtedy, gdy jeszcze nie był nawet klerykiem. On sam jako młody aktor, młody poeta tak pojmował sztukę i sytuację artysty. Teraz, jakby ponownie kładąc pieczęć własnej twórczości na takich regułach, ogłosił “Tryptyk rzymski” każąc każdemu z nas przejrzeć się kolejno w trzech jego lirycznych lustrach - “człowieka szukającego źródeł”, “Michała Anioła malującego Kaplicę Sykstyńską”, “Abrahama z wzniesionym nożem ofiarnym”. Zawarte w “Liście do artystów” postulaty dotyczące piękna uściślił tu, ukierunkował egzystencjalnie. Tam przypomniał słowa z listu Ojców soboru do artystów: “Świat potrzebuje piękna, aby nie pogrążyć się w rozpaczy” i cytat z “Idioty” Dostojewskiego: “piękno zbawi świat”. W “Tryptyku” od twórców piękna zażądał czystości, wielkości, ofiary. “Gdzie jesteś, źródło... pozwól mi wargi umoczyć...”, a potem: “Przyzywam was wszyscy »widzący« wszechczasów”, i wreszcie w części trzeciej: “Nie lękaj się, Abrahamie, idź dalej przed siebie i czyń...”.

Jak Michał Anioł

To wysokie wymagania. Zgodzić się ofiarować swoje zwyczajne, ludzkie życie, jak Abraham dał Izaaka na stos ofiarny. Ogarnąć początek i koniec twórczą wizją, jak zrobił to Michał Anioł w Sykstynie. Zachować świeżość, czystość, żywotność bijącego wieczną wodą źródła. Wymagania ponad siły, ale nie mogą być mniejsze, jeśli świat nie ma pogrążyć się w rozpaczy; jeśli zło tak przechyla szalę, że dobra nie starcza, piękno musi zbawić.

Czy staramy się podołać tym wymaganiom? Bóg widzi serca. A widać nie tylko tych, co na bezdrożach usiłują coś bełkotać językiem skandalu, aby uszczknąć trochę próżnej chwały, taniej popularności, osobistych korzyści. Widać także powstające piękno. Ciągle mamy wśród siebie artystów wszystkich pokoleń zaskakujących nas swoimi dziełami, wiernością swojej społecznej służby. Oni są warci Papieża - Partnera, który swoją poezją, swoim pasterskim pisaniem, spektaklem swojego życia uzupełnia, komentuje, kontrapunktuje ich sztukę. Jest też tłum ludzi średniego talentu, z trudem próbujących żyć ze sztuki. Błądzą i nawracają się, szukają lub słabną. Ale oni też wiedzą - piszę w końcu o sobie - że Papież, który potrafi znajdować okruchy dobra po prawicy i po lewicy, w feminizmie, globalizmie, antyglobalizmie - wierzy także w ich pracę, w ich wiersze, książki, spektakle i filmy. I dla nich chce i potrafi być Partnerem.