Hańba?

Ks. Adam Boniecki

publikacja 04.10.2006 22:20

W odpowiedzi Księdzu Arcybiskupowi Józefowi Michalikowi. Tygodnik Powszechny, 7/2005

Hańba?



Katolik, a tym bardziej katolicki ksiądz publicznie oskarżony przez biskupa nie jest w łatwej sytuacji. Nie jestem w łatwej sytuacji. Czy powinienem z pokorą milczeć? Skoro jednak qui tacet, consentire videtur (kto milczy, przyznaje rację), niech mi będzie wolno, z należnym Przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Polski szacunkiem, także publicznie przedstawić swoje racje.

Nie czynię tego ze względu na mnie, ale na tych naszych czytelników i przyjaciół, których wierności wierze i Kościołowi nie sposób kwestionować, a którym publicystyka “Tygodnika Powszechnego” jest bliska i którzy z podziwem spoglądają na Kościół jako miejsce różnych sposobów myślenia nawet o sprawach wiary. Są pisma katolickie kościelne, jak “L’Osservatore Romano” czy te wydawane przez diecezje, biskupów albo zakony, które angażują - nie oficjalnie, ale jednak - autorytet Kościoła, i takie jak “Tygodnik Powszechny”, które w stawianiu problemów go nie angażują. Jako katolickie muszą oczywiście pilnie zważać, by nie zniekształcać nauki Kościoła. Za ich pośrednictwem Kościół toczy natomiast debatę ze światem, a debata, żeby nią rzeczywiście była, nie może być monologiem rozpisanym na głosy i wymianą zdań między przekonanymi, myślącymi tak samo lub podobnie, ale musi dopuszczać głos także tych, którzy widzą rzeczy inaczej, myślą inaczej, mają trudne do rozwiązania wątpliwości, stawiają nieprzyjemne dla uszu człowieka wierzącego kwestie. Osobliwością takich katolickich pism jest to, że w imię dobra ludzi i miłości Kościoła, nawet naruszając zasady sztuki dziennikarskiej, starają się czasem zaradzić złu bez wchodzenia z nim na łamy. Dopiero kiedy okaże się to niemożliwe, wypełniają powinność mediów: ujawniają zło. Ujawnianie zła bywa trudne i nie musi wiązać się ani z pychą, ani z arogancją. Ujawnianie zła - nawet małego - bywa źle przyjmowane.

Czy jest to podstawa do kwestionowania katolickości pisma? W ostatnich dniach ks. arcybiskup Józef Michalik w dwóch publicznych wystąpieniach powiedział przykre rzeczy pod adresem “Tygodnika Powszechnego”. Domyślam się, że zbyt dobrych uczuć do nas nie żywi. Rozumiem to. Przecież musiał się poczuć osobiście przez “Tygodnik” dotknięty, kiedy w grudniu ub.r. zamieściliśmy krytyczny materiał o problemach parafii w jego diecezji: Tylawy. Napływające do nas stamtąd głosy wymagały reakcji. Wysłuchaliśmy ludzi, przestudiowaliśmy dokumenty, wysłaliśmy poważnego reportera, którego relacja potwierdziła przekonanie o istnieniu problemu.

Zwróciliśmy się więc do Arcybiskupa z prośbą o wyjaśnienie. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi. W działaniach instytucjonalnych nie poprzestaliśmy zresztą na tym. Gdy mieliśmy pewność, że ludzie cierpią, a Instytucje milczą, że już nic innego nie możemy zrobić, zamieściliśmy relację naszego reportera i komentarz, który Metropolicie Przemyskiemu nie mógł się podobać. Byliśmy, rzecz jasna, gotowi zamieścić każdy protest, każde dementi podważające prawdziwość naszych informacji (gdyby okazały się nieprawdziwe). Nic takiego nie nadeszło. Za to “Tygodnik” zaczął się częściej pojawiać w wystąpieniach Księdza Arcybiskupa.

W wywiadzie dla KAI z 18 stycznia 2005, pt. “Obecność i służba”, na pytanie o wyniki pracy Zespołu Episkopatu ds. Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja, Arcybiskup Przewodniczący odpowiedział tak: “Nie tylko Radio Maryja jest problemem Kościoła w Polsce. Nie mniejszym jest sprawa »Tygodnika Powszechnego«. Wydaje się, że każdej grupie medialnej mieniącej się katolicką powinno zależeć na tym, aby w pełni, bez zastrzeżeń utożsamiać się z Kościołem i tym, co katolickie w słowach i czynach. Nie chodzi mi o ukrywanie słabości Kościoła, ale o to, że zanim je zaczniemy wyjawiać, warto nad nimi się namodlić i napracować dla ich wyeliminowania i poprawy człowieka. Weźmy zwykły przykład wydanej przez Ojca św. książki, którą Papież napisał sercem. Jest bardzo ciekawa i twórcza, bo jest świadectwem jego wnętrza, przeżyć związanych z wiarą i ludzką przyjaźnią. W książce pojawia się jakaś pomyłka, np. dotycząca daty czy osoby. Katolickie pismo w moim pojęciu powinno zawiadomić redaktorów książki o swych wiekopomnych odkryciach, aby poprawić ewentualną usterkę w kolejnym wydaniu”. Arcybiskup dodaje: “W moim rozeznaniu nie najlepiej to świadczy o stylu środowiska w tej błahej sprawie, a co dopiero mówić o sprawach poważnych?!”.



O sprawach poważnych już była mowa, więc kilka słów o sprawie błahej. Tekst, o którym mowa, nie dotyczył treści “książki pisanej sercem” (którą omawialiśmy osobno i gruntownie), ale niedbałości jej wydania. Wiedziałem, że do odpowiedzialnych za polskie wydanie (w Watykanie, nie w Krakowie!) napływały krytyczne uwagi, które zostały odrzucone. Z tym większym uznaniem odkryłem, że po naszym artykule zdecydowano się na wydanie wersji poprawionej, która w odcinkach została opublikowana jako wkładka do kolejnych numerów polskiego wydania “L’Osservatore Romano”. Szacunek dla tekstu i Autora wziął górę nad osobistymi ambicjami redaktora. To piękne.

2 lutego Ksiądz Arcybiskup znów się zajął “Tygodnikiem”. Jak czytamy w biuletynie KAI, “ostro zareagował na serię artykułów, które ukazały się w »Tygodniku Powszechnym« w grudniu ub.r., przedstawiających żeńskie życie zakonne w nieprawdziwym świetle”. Według arcybiskupa obraz życia zakonnego, jaki został tam przedstawiony, jest przerażający. “Zakonnice zostały przedstawione jako prymitywne i bezmyślne kobiety, żyjące zasadami, których nie rozumieją, wtłoczone w struktury, zależności i relacje nie akceptowane, niezrozumiałe i infantylizujące. Życie bezsensowne i bezużyteczne. Po prostu »gąski« - ubolewał abp Michalik. - To hańba dla »Tygodnika Powszechnego« i wyraz cynizmu myślowego”.

“Hańba”... Mocno powiedziane. Nie wiem, czy Kaznodzieja czytał inkryminowane artykuły, bo ich streszczenie zdaje się raczej temu przeczyć. Nie w tym rzecz jednak. O zasługach różnych zakonów żeńskich i zakonnic pisaliśmy obszernie setki razy. Tym razem napisaliśmy o problemach. Problemach, które nie były wydumane. Zamiast udawać, że ich nie ma, może lepiej o nich rozmawiać. Że jednostronnie? Przecież nikt artykułu w gazecie nie czyta jak adhortacji apostolskiej. I, ośmielę się powiedzieć, udało się nam. Obok urzędowego protestu Konsulty Wyższych Przełożonych (zamieściliśmy) otrzymaliśmy wiele listów i kilka artykułów (niektóre napisane na naszą prośbę), które przestrzenie nieobecne w artykułach Katarzyny Wiśniewskiej wypełniły z nadmiarem. Pokazanie ludzkich, rzeczywistych problemów sprowokowało poważną rozmowę o nich. Takie rozmowy w naszej katolickiej prasie nie zdarzają się często. Jaką wdzięczność winniśmy tym, którzy zamiast krzyczeć “hańba” pospieszyli z mądrym, dobrym słowem, nie uciekając od problemów, przeciwnie: podejmując je i szukając rozwiązania? Niestety, nie wszystkie siostry, które przeczytały pierwszy z trzech artykułów, znają dalsze. “Tygodnik” bowiem z wielu domów zakonnych usunięto i zakonnice nie mają już do niego dostępu.

“Komu i czemu mają służyć takie artykuły w piśmie, które w podtytule nosi słowo katolickie?” - pytał przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Może jednak służą tym, którzy odnajdują w nich własne pytania. Artykuły i to wszystko, co nastąpiło po nich. Może jednak służy...

Ksiądz Arcybiskup tezę, że tak samo należy traktować Radio Maryja i “Nasz Dziennik” jak “Tygodnik Powszechny”, opiera na argumencie, że więcej ludzi słucha radia ojca Rydzyka i czyta “Nasz Dziennik”, niż czytelników ma “Tygodnik”. Przyznam, że nie udało mi się zrozumieć tego argumentu.

Kiedy ktoś mnie ostrzegał, że tym tekstem strasznie się narażam Przewodniczącemu Konferencji Episkopatu, w głos się roześmiałem. Kościół w ten sposób nie funkcjonuje. Ani biskup, ani arcybiskup nie są kimś, z kim nie można by się było spierać. Bo na szczęście oni wiedzą, że mają się troszczyć nie o siebie, ale o Tego, któremu służą - jak pięknie powiedział w cytowanym tu wywiadzie ksiądz arcybiskup Józef Michalik.