Nowa rekonstrukcja starej tezy

ks. Henryk Witczyk

publikacja 19.03.2008 20:15

Uczniowie rozpoznają i wierzą, uczeni w Piśmie odczytują Jezusowe roszczenie jako bluźnierstwo, Tomasz Węcławski banalizuje. Tygodnik Powszechny, 16 marca 2008

Nowa rekonstrukcja starej tezy



W cyklu wykładów „Uniwersum wczesnych chrześcijan – rekonstrukcja i znaczenie krytyczne” prof. Tomasz Węcławski zaprezentował socjologiczno-psychologiczną interpretację narodzin chrześcijaństwa, sformułowaną w latach 1977–1996 przez ewangelickiego badacza środowiska życia Jezusa, Gerda Theissena. Dodał do niej jeden punkt, który sprawia, że traci ona logikę i sens.

Według Węcławskiego, religia chrześcijańska powstała wbrew zamysłowi Jezusa z Nazaretu, który miałby chcieć jedynie odnowy i umocnienia żydowskiego monoteizmu. To „dopiero krzyżowa śmierć Jezusa jest fundamentem nowej religii, a nie wezwanie, którym on sam żył i które próbował przekazać” (wykład 8). Gdy Jezus umarł (ponosząc tym samym drugą porażkę po pierwszej, jaką było narzucanie Mu w ziemskiej działalności idei mesjanizmu politycznego), Piotr i jego towarzysze („struktura władzy”) w imię własnych interesów psychologiczno-społecznych nadali klęsce Nauczyciela sens ofiary za grzechy, a Jego uznali za Sprawiedliwego, wywyższonego przez Boga, który nie zostawia duszy swoich wiernych w Szeolu (por. Dz 2, 27a).

To „struktura władzy” dokonała „mityzacji historii” Jezusa, zmieniając przy tym radykalnie Jego obraz – twierdzi założyciel Pracowni Pytań Granicznych. Jezus był wspaniałą postacią, ale tylko człowiekiem; po śmierci zaczęto go wywyższać do tego stopnia, że w końcu uznano za Mesjasza i Syna Bożego. Zakładając nową religię, „struktura władzy” w ostatecznym rozrachunku zaprzepaściła pochodzące z „ruchu Jezusa” humanistyczne impulsy odnowy religii monoteistycznej i życia ludzi.



Rekonstrukcje przed Węcławskim


Trzeba wiedzieć, że zasadniczą logikę tego modelu wprowadzili H.S. Reimarus (1694–1768) i D.F. Strauss (1808–1874). W rękopisie „O celu Jezusa i jego uczniów”, opublikowanym dopiero w 1778 r., Reimarus twierdzi, że należy odróżniać cel Jezusa od celu uczniów, a naukę apostołów od tego, czego nauczał Mistrz z Nazaretu. Różnica – jego zdaniem – rzuca się w oczy w okrzyku: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mk 15, 34), który wskazywałby, iż Ukrzyżowany nie osiągnął celu, ponieważ nie było nim odkupienie ludzkości, jak będą głosić uczniowie, ale wyzwolenie Żydów z niewoli rzymskiej. Według Reimarusa, Jezus miałby być żydowskim mesjaszem politycznym, uczniowie natomiast najpierw wykradli Jego zwłoki, a następnie zmyślili nowinę o zmartwychwstaniu i pozyskali w ten sposób stronników. Reimarus twierdzi zatem, że chrześcijaństwo powstało dopiero po śmierci Jezusa na skutek działania zawiedzionych uczniów.

D.F. Strauss natomiast, w opublikowanym w 1835 r. sławnym życiorysie Jezusa („Das Leben Jesu kritisch bearbeitet”), proponuje jako klucz do zrozumienia narodzin chrześcijaństwa i ewangelii kategorię mitu. Apostołowie z jednej strony mieliby uhistorycznić w swoim nauczaniu znany z pism greckich mit boga-człowieka, przedstawiając Jezusa z Nazaretu, który był zwykłym człowiekiem, jako Boga wcielonego. Z drugiej strony mieliby dokonać „umitycznienia” historii Jezusa, wpisując w Jego biografię takie mity, jak chrzest z teofanią nad Jordanem, kuszenie na pustyni, przemienienie, cuda, egzorcyzmy, zmartwychwstanie.

„Historyzacja mitu” (tym razem: mitu Królestwa Bożego i Syna Człowieczego dokonana przez ziemskiego Jezusa) oraz „mitologizacja historii” Jezusa (dokonana po Jego śmierci przez „strukturę władzy”) to zdaniem Theissena i Węcławskiego (por. wykład 6) najtrafniejsze ujęcie istoty procesu, którego efektem końcowym jest uczynienie z Jezusa-człowieka-Mesjasza, Pana i Syna Bożego oraz narodziny nowej wspólnoty religijnej, z rozbudowanymi „strukturami władzy” i z „legendami początków”, czyli ewangelicznymi opowiadaniami.



Historia przykrojona


Węcławski czyta świadectwa historyczne Nowego Testamentu, przyjmując perspektywę socjologiczną i psychologizującą (odwołuje się nawet do osobistego doświadczenia). Z obrazu Jezusa ziemskiego wybiera tylko te elementy, które pasują mu do założonego z góry modelu człowieka ogarniętego ideą wolności, braterstwa i miłości między ludźmi oraz głoszącego im bliskość Boga. Inne minimalizuje, a jeszcze innych nie dostrzega, mimo że należą do powszechnie przyjmowanej wiedzy o Jezusie i Jego „ruchu”.

Relatywizuje zatem Węcławski nowość Jezusowej wykładni Tory, wskazującą na Jego nadprzyrodzony (większy niż Mojżesza!) autorytet. Przytacza wprawdzie (wykład 5) spostrzeżenie J. Gnilki, że w antytezach zbudowanych według wzoru: „słyszeliście, że powiedziano przodkom [Bóg powiedział] (...), a ja wam powiadam (...)” (Mt 5, 21 n. 27 n.) Jezus jak żaden rabin „konfrontuje swe nauczanie ze słowem Bożym”, ale przechodzi nad tym do porządku dziennego i nie zauważa usytuowania się mówcy na poziomie Boga Prawodawcy Starego Testamentu. Co więcej, Jezus dodaje przykazanie miłości nieprzyjaciół, a znosi wygodne prawo o liście rozwodowym (Pwt 24, 1-4) i odwołując się do swej znajomości zamysłu Stwórcy nakazuje: „Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela” (Mk 10, 9). A zdanie to bez wątpienia pochodzi z Jego ust (potwierdzone przez Pawła w 1 Kor 7, 10; zachowane także w drugim nurcie tradycji synoptycznej – Łk 16, 18; Mt 5, 32; we wspólnocie judeochrześcijańskiej mówiącej po grecku i posługującej się Septuagintą – por. S. Legasse, „L’evangile de Marc”, Paris 1997).

Węcławski banalizuje stosunek Jezusa do grzeszników, do których przychodzi On jako lekarz z zamiarem usprawiedliwienia (przemienienia). Nazywając tę postawę prowokacją wobec judaizmu, poznański badacz pomija zbawczy cel Jezusa. Analizując tekst Mk 2, 13-17, twierdzi, że uczeni w Piśmie zarzucali Jezusowi, iż jako ortodoksyjny Żyd jada z grzesznikami. Tymczasem pytanie uczonych dotyczyło nie braku rygoryzmu, lecz celu Jezusowego postępowania, i nie chodziło w nim o kwestię definicji „ruchu Jezusa”, ale o kontestację soteriologicznych implikacji Jego misji: „dlaczego On...”. Soteriologiczne (dotyczące wewnętrznej przemiany i usprawiedliwienia grzeszników przed Bogiem), a nie obyczajowe są również implikacje Jezusowej odpowiedzi: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.

Podobnie ma się rzecz z uzdrowieniem paralityka. Gdy Jezus zwraca się do niego słowami: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy” (Mk 2, 5), budzi oburzenie uczonych: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga?” (Mk 2, 7). Jego krytycy mają za sobą Pismo (por. Wj 34, 6-7), a nawet prośby z „Ojcze nasz” (Mt 6, 12 i Łk 11, 4) – teksty żydowskie nie przypisywały Mesjaszowi władzy odpuszczania grzechów. Świadkowie wydarzenia są wezwani, by rozpoznać, że w Jezusie Bóg rzeczywiście mówi (odpuszcza grzechy) i działa (uzdrawia paralityka – cud uznany w krytyce historycznej za rzeczywiście dokonany przez Jezusa, a obecny już, razem z dialogiem, w ww. 6-10 w pre-Markowej kolekcji 2, 1–3, 6; zob. J. P. Meier, „A Marginal Jew”, Doubleday 1994). Uczniowie rozpoznają i wierzą, uczeni w Piśmie przynajmniej zdają sobie sprawę z powagi Jezusowego roszczenia i odczytują je jako bluźnierstwo, Węcławski natomiast banalizuje.



Gdy się w rekonstruowanym modelu Jezusa ziemskiego pominie zbawczy cel Jego przebywania z grzesznikami, łatwo też minimalizować śmierć na krzyżu i nie łączyć jej z ekspiacją. Tyle tylko że wtedy trzeba też pominąć milczeniem deklarację Jezusa ziemskiego: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10, 45), podobnie jak trzeba usunąć z pamięci słowa wypowiedziane w wieczerniku, w jednym z najbardziej decydujących momentów Jego życia: „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana” (Mk 14, 24; używając wyrażenia „za wielu”, Jezus każe patrzeć na swą śmierć przez pryzmat ofiarniczego i usprawiedliwiającego grzeszników cierpienia Sługi Pańskiego z Iz 53, 10-12).

Wielkim brakiem rekonstrukcji Węcławskiego jest zignorowanie logiów i przypowieści („poetyzacja”). Nie podlega dziś dyskusji, że są to autentyczne wypowiedzi Jezusa, zebrane przez Jego bezpośrednich słuchaczy. Przebija z nich postać, która nosi cechy odwiecznej Mądrości Bożej (por. Łk 7, 31-35 i Prz 4, 1n.) bądź Proroka czasów ostatecznych, karcącego „to pokolenie” jak Jeremiasz (por. Łk 7, 31; 11, 31. 32. 51, oraz Jr 7, 29), ostrzegającego mocnym „Biada” (Łk 10, 13; 11, 42-46) i wzywającego do przyjęcia Jego osoby i słowa, od czego zależy zbawienie. Niektóre z tych przypowieści zawierają mniej lub bardziej wyraźną chrystologię (przypowieść o zagubionej owcy – dobry Pasterz; czy o dzierżawcach winnicy i synu gospodarza zabitym i wyrzuconym). W jednym z logiów Jezus mówi wręcz: „Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11, 27 i Łk 10, 22 – czyli źródło Q). Nie ma podobnego zdania w pismach żydowskich ani greckich (jedynie w hymnach qumrańskich można znaleźć daleką analogię do motywu przekazania mądrości). Jezus otrzymuje od Ojca nie tyle ogólnie „moc” (jak Syn Człowieczy w Dn 7, 13 n.), ile pełne mądrościowe poznanie Boga, Jego woli i planu zbawienia (Mt 11, 27 nawiązuje do ww. 25-26). Nazywa Boga „swoim Ojcem” odróżniając własną jedyną więź z Nim od relacji, jaka łączy z Nim innych ludzi (zob. M. Luz, „Das Evangelium nach Matthäus”, Neukirchen 1990). Podobnie mówi o sobie jeszcze w Mk 12, 6 i Mk 13, 32: „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”. Ten ostatni logion, gdyby nie pochodził od samego Jezusa, nie znalazłby się w Ewangelii (określa zależność Jezusa-Syna od Ojca, ale równocześnie Jego wyjątkową zażyłość z Ojcem – por. R. Penna, „I ritratti originali di Ges? il Cristo”, San Paolo 1996). Jezus też wyraźnie poleca uczniom: mówcie do Boga „Ojcze nasz”, a sam zawsze mówi „Ojcze mój” (nigdy – „Boże”, jak każdy Hebrajczyk – por. faryzeusz i celnik; na krzyżu Jezus cytuje Ps 22).

Naukowa analiza logiów i przypowieści nie zmusza nikogo do wiary, ale doprowadza do jej progu. Apostołowie nie musieli w długim procesie wymyślać, że Jezus jest Synem Bożym; późniejszy rozwój tego obrazu Jezusa – zwłaszcza w Ewangelii Janowej – nie jest niczym innym jak uznaniem i wyraźniejszym wypowiedzeniem tego, co sam zawarł już in nauce w logiach i przypowieściach, a co stało się bardziej oczywiste dzięki spotkaniu Go jako zmartwychwstałego (por. J 20, 17; Rz 1, 4a).



Cuda pominięte


Nieufność Węcławskiego wobec redakcyjnej pracy świadków Jezusa (podkreślana także w „Zanikającej opowieści”, „TP” nr 9/08) jest reliktem liberalno-racjonalistycznych podejść do ewangelii sprzed 50 lat, dziś niepodzielanym przez egzegetów. Kolejne etapy głębszego rozumienia faktów i prawd źródłowych bada się metodą historii redakcji. Dzięki niej można dotrzeć do „pamięci Jezusa” (w sensie historii Jezusa) i „pamięci o Jezusie” (w sensie rozumienia jej w rodzących się wspólnotach chrześcijańskich; zob. G. Segalla, „Teologia del Nuovo Testamento”, Torino 2005 – tu także dynamiczne, historyczno-eklezjalne rozumienie kanonu jako anamnesis rozwijającej się we wspólnocie strzegącej i pogłębiającej swą tożsamość – w wykładach Węcławskiego mamy jego przestarzałe rozumienie).

Spłaszczeniem „ruchu Jezusa” i Jego postaci jest także wyłączenie z rekonstrukcji wiarygodnych historycznie cudów. Są one znakami przychodzącego w Nim „Królowania Boga”, czyli osobowej Obecności Boga, jego Mocy przemieniającej człowieka także w wymiarze cielesnym. Posłannictwo Jezusa „Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie” (Dz 2, 22). Dlatego tylko Jezus używa sformułowania dynamicznego „przyszło Królestwo Boże” (czas przeszły dokonany: engiken – przyszło i jest obecne; Mk 1, 15; Mt 10, 27), nieznanego nigdzie wcześniej (w Starym Testamencie występuje forma pasywna „Bóg króluje” albo „jest Królem” nad Izraelem). To wyraźna aluzja do Boga, który „przychodzi” („Odwagi, oto wasz Bóg przychodzi” – Iz 35, 4; por. 4, 5; 40, 9-10; Za 14, 5). Królestwo oznacza obecność Boga. „Bóg przyszedł” i jest obecny „pośród was” – głosi Jezus, wskazując siebie, a zwłaszcza dokonywane egzorcyzmy i cuda (por. Łk 11, 20).

Cuda Jezusa nie są wytworami wyobraźni ewangelistów, powstałymi, aby go przedstawić jako „zmartwychwstałego Pana” – jak twierdzi Węcławski – ale „tradycje o nich pochodzą od historycznego Jezusa, który świadomie zdecydował, aby w takim świetle odsłaniać swą osobę przed idącymi za Nim Izraelitami” (J. P. Meier, „The Present State of the »Third Quest« for the Historical Jesus”, „Biblica” 80/1999). Po zmartwychwstaniu cuda dokonane przed Paschą stały się dla uczniów tylko bardziej zrozumiałe, dostrzeżono ich sens jako znaków ostatecznego uzdrowienia człowieka ze śmierci i podkreślono to w redagowanych narracjach. Nawet Klaus Berger, cieszący się zaufaniem poznańskiego wykładowcy, wykazuje, że cuda Jezusa mają własną logikę, wprawdzie obcą prawom przyrody, ale niepozbawioną przez to racjonalności i prawdziwości („Czy wolno wierzyć w cuda?”, Poznań 2006).

Kolejny problem to pominięcie w rekonstrukcji prorockiego gestu, jaki Jezus spełnia w świątyni w Jerozolimie (poświadczonego przez wszystkie ewangelie i Dz 6, 13-14 – powód męczeństwa Szczepana; lata trzydzieste!), oraz równie mocno udokumentowanej Ostatniej Wieczerzy (ewangelie i Paweł), podczas której w słowach nad chlebem i winem Jezus wyjawia sens swojej śmierci (rzecz w tym, że nie w kluczu „klęski”, lecz właśnie ofiary ekspiacyjnej i ofiary nowego Przymierza; Mk 14, 22-24). Jego wypowiedź o piciu nowego kielicha w Królestwie Bożym (Mk 14, 25) nawiązuje do wcześniejszej zapowiedzi śmierci i zmartwychwstania, której uczniowie nie rozumieli, a nawet „bali się Go pytać” o jej sens – Mk 9, 31 n. Za słowa wypowiedziane przeciw świątyni, o której losach tylko Bóg (!) mógł się wypowiadać (por. Jr 7, 1-15; 26, 6-19), Jezus został aresztowany, osądzony i wydany Rzymianom. Analizę historyczną świadectw o obu zdarzeniach przeprowadzam w książce „Pascha Jezusa odpowiedzią na grzech świata” (Lublin 2003). Nie ulega wątpliwości, że zmieniają one – również na płaszczyźnie religijno-socjologiczno-psychologicznej – obraz „ruchu Jezusa”, jego celu i dynamiki rozwoju.



„Struktura władzy” nad pustym grobem


Kluczową rolę w wywyższeniu i ubóstwieniu Jezusa człowieka miałaby odegrać „struktura władzy”, która według Theissena i Węcławskiego ukonstytuowała się i skonsolidowała pod wpływem pogłosek o pustym grobie: „W kręgu Piotra – najprawdopodobniej za sprawą jego samego – pojawia się interpretacja tej wieści (o pustym grobie) w dostępnych kategoriach starotestamentowych: sprawiedliwy żyć będzie – to Bóg podniósł Jezusa z martwych” (wykład 6). „Ci, którzy gromadzą się wokół Piotra i z nim razem decydują się na uznanie sprawiedliwości Jezusa”, doświadczają Jego duchowej obecności w miłującej się wspólnocie i wsparcia (por. 1 J 4, 7. 11-12. 16-18). „Dlatego właśnie ci, którzy w taki sposób zrozumieli wieść o pustym grobie (łącznie z kobietami), są opisywani jako ci, którzy Jezusa widzieli”, a równocześnie „zostaje zachowana i utrwalona hierarchia widzących – pierwszeństwo należy do interpretatorów tajemnicy Jezusa: do Piotra, Jakuba, Jana, Jedenastu (Dwunastu), pięciuset braci, Pawła...”.

Zatem – zdaniem Węcławskiego – siłą jednoczącą uczniów jest inspirowana tekstami Starego Testamentu Piotrowa interpretacja śmierci Jezusa i pustego grobu, a nie zjawienie się zmartwychwstałego Jezusa. Dowodem na taki przebieg spraw są trzy powody, dla których uczniowie musieli przezwyciężyć dysonans wywołany w ich życiu klęską Jezusa na krzyżu: religijny, psychologiczny i socjologiczny.

Analiza świadectw historycznych przeczy takiej rekonstrukcji: wieść o pustym grobie nie jednoczyła, lecz budziła strach, a nawet rozpraszała uczniów. „One wyszły i uciekły od grobu; ogarnęło je bowiem zdumienie i przestrach. Nikomu też nic nie oznajmiły, bo się bały” (Mk 16, 8). Słowa niewiast „wydały się Jedenastu i wszystkim pozostałym czczą gadaniną i nie dali im wiary” (Łk 24, 9 n.). Tomasz na wieść „Widzieliśmy Pana” (prachrześcijańskie credo) reaguje brakiem wiary – chce Go sam zobaczyć i dotknąć (J 20, 25; por. w. 18). A gdy się zebrali w wieczerniku, „drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami” (J 20, 19) – bali się, że spotka ich los Jezusa. Dlatego też zaczęli uciekać z Jerozolimy, choćby do Emaus (Łk 24, 13) czy do Galilei (Mt 28, 16; Mk 16, 7), a wieść o pustym grobie Jezusa coraz bardziej ich przerażała (Łk 24, 22-24).

Skoro Autor rekonstrukcji przytacza jako ważny argument fragment z 1 J 4 o miłości braterskiej jako sposobie doświadczania duchowej obecności Jezusa po Jego śmierci (z odwołaniem do „Mnieście uczynili” – Mt 25, 40), to dlaczego ignoruje o wiele donioślejszy początek tego Listu, bezpośrednio dotyczący relacji do żyjącego Jezusa: „To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce – bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione – oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli, abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami. A mieć z nami współuczestnictwo znaczy: mieć je z Ojcem i Jego Synem Jezusem Chrystusem” (1, 1-3)? We fragmencie tym „Słowo życia” to ziemski i zmartwychwstały Jezus, a redakcja Mt 25 jest znacznie późniejsza niż tradycja zjawień Zmartwychwstałego.

Nawet Theissen nie pomniejsza roli wielkanocnych widzeń (objawień) Jezusa. Dla ogółu egzegetów – poza nielicznymi przedstawicielami racjonalizmu, negującymi istnienie i działanie Boga w historii – odgrywają one decydującą rolę w procesie dorastania uczniów do pełnej wiary w Niego jako zmartwychwstałego Pana i Syna Bożego.



Wywyższanie Jezusa nie dokonywało się w głowach uczniów. Nie dochodzili do poznania Go jako zmartwychwstałego Pana i Syna Bożego w trwającym kilkadziesiąt lat długim procesie, jak twierdzi Węcławski. Już najstarsze wyznania wiary, podzielane przez ogół wierzących, a pochodzące z końca lat 30. I w. (!), jasno mówią, że „zmartwychwstał i ukazał się Piotrowi” (1 Kor 15, 4 n. – wspólnota antiocheńska) oraz że został „ustanowionym według Ducha Świętości przez powstanie z martwych [anastasis] pełnym mocy Synem Bożym” (Rz 1, 4a – wspólnota palestyńska). Przywoływany w tych wyznaniach Stary Testament („zgodnie z Pismem” w 1 Kor 15, 3-5 i „pochodzenie z rodu Dawida” w Rz 1, 3b) nie jest źródłem wiary w bliżej nieokreślone wywyższenie Jezusa przez Boga (Węcławski), lecz pomaga zrozumieć historio-zbawczy (zamierzony przez Boga i dotyczący ludzi) sens Jego śmierci i cielesnego zmartwychwstania.

Podobnie jak w przypadku „ruchu Jezusa”, również i historia chrześcijan po Jego śmierci dostosowana jest przez Węcławskiego do przyjętego przezeń modelu. Wykrojony został z niej Paweł i wydarzenie pod Damaszkiem, które miało miejsce zaledwie kilka lat po ukrzyżowaniu Jezusa. To nie pogłoski o pustym grobie (jak powtarza Węcławski), ale pusty grób jako fakt odegrał ważną rolę również dla Pawła, lecz nie jako motyw, wręcz przyczyna sprawcza wiary w zmartwychwstanie Jezusa, ale jako warunek, by wiara ta mogła zaistnieć i miała kształt wiary w cielesne zmartwychwstanie. Wykazuje to najlepszy dziś znawca historii religii I w. Martin Hengel („Das Begräbnis Jesu bei Paulus und die leibliche Auferstehung aus dem Grabe”, w: F. Avemarie, H. Lichtenberger [red.], „Auferstehung – Resurrection”, Mohr/Siebeck 2004). Natomiast źródłem tej wiary jest widzenie zmartwychwstałego cieleśnie Jezusa – tak w przypadku Piotra, Jakuba, Dwunastu, kobiet, jak i Pawła. Interpretowanie wszystkich świadectw o nich jako wtórnie zbudowanych opowiadań mających uzasadnić wcześniejsze wewnętrzne przekonanie o wywyższeniu Jezusa (niewidzialnym i czysto duchowym) nie wytrzymuje krytyki i jest banalizacją tego, co najbardziej oryginalne i nowe w historii zbawienia, choć w nieokreślony bliżej sposób oczekiwane w judaizmie (Iz 26, 19; Dn 12, 2; 2 Mch 7, 9. 11. 14) i zapowiedziane przez ziemskiego Jezusa (Mk 9, 31).

To nie wiara (inspirowana pogłoskami o pustym grobie i lekturą Starego Testamentu) jest przyczyną zmartwychwstania Jezusa (w myślach i pismach wczesnych chrześcijan), lecz zmartwychwstanie Jezusa, objawione uczniom w czasie cielesnych Jego zjawień, jest przyczyną ich wiary oraz stoi w samym centrum uniwersum wczesnych chrześcijan. Objawiający się im zmartwychwstały Pan w pełni odsłaniał mesjańską (królewską) i boską tajemnicę Jezusa z Nazaretu. Wtedy też w pełni zdali sobie sprawę z doniosłości „ruchu Jezusa”, w którym uczestniczyli nie jako entuzjaści wędrownego „prowokatora”, ale jako powołani przez nauczającego z mocą Męża Bożego.



***

Ks. Henryk Witczyk (ur. 1955) jest profesorem KUL, wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Biblistów Polskich.