Biskup nie jest dziełem doskonałym

Ks. Adam Boniecki

publikacja 01.05.2008 08:28

Skąd się bierze niechęć wobec nowego metropolity gdańskiego? I z czego wynika nadmierna ostrość jego wypowiedzi? Tygodnik Powszechny, 27 kwietnia 2008

Biskup nie jest dziełem doskonałym



Piątek, 18 kwietnia, „Sygnały dnia” w Polskim Radiu. Gościem jest ksiądz arcybiskup Sławoj Leszek Głódź... Prowadzący: „Jak ksiądz arcybiskup ocenia te ostatnie dni, całą sytuację? Czy to było potrzebne, czy te emocje rzeczywiście rzutują na przyszłość metropolii gdańskiej?”. Arcybiskup: „Naturalnie, wychodząc z mojej strony, byłoby lepiej, gdyby towarzyszył klimat normalny, ciepły, tak jak się to odbywa przy odchodzeniu i przychodzeniu, czyli przy zmianie warty, zmianach pasterza diecezji. Ponieważ stało się nieco inaczej, a towarzyszyło wielkie zainteresowanie mediów, dlatego uważałem za stosowne spotkać się po prostu na konferencji prasowej z mediami i w pierwszej osobie przedstawić te sprawy, jak je widzę...”. Prowadzący: „Czy zdaniem księdza arcybiskupa to były takie autentyczne emocje, czy może miały jakieś drugie dno?”. Arcybiskup: „Żyjemy w świecie pluralistycznym, rozdyskutowanym, wszyscy mają prawo do wypowiadania swoich opinii i tak się to dzieje, to jest jakieś ujście i jakaś wypadkowa”.

Na konferencji prasowej dość nieśmiało wysunięto krążące w mediach zarzuty. Arcybiskup odpowiadał spokojnie, np. odrzucając zarzut eurosceptycyzmu, stwierdził: „Spędziłem 16 lat poza Polską (...) i Europę znam. Znam jej bolączki, znam jej wielkość, ale znam jej małość. Nigdzie nie ma ani jednego słowa, które bym wypowiedział o Unii Europejskiej i o moim sceptycyzmie. Wprost przeciwnie – byłem zawsze za wejściem do Unii”. O Radiu Maryja: „Ja nie jestem biskupem dyżurnym Radia Maryja, ale chcę powiedzieć, że stoję na czele Zespołu Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja z woli Konferencji Episkopatu Polski. Do tego gremium należy pięciu biskupów. Zespół był powołany do rewizji umowy, statutu, rady programowej. Natomiast zespół nie jest ani przełożonym ojca dyrektora (...), ani innymi sprawami się nie zajmuje”. Tu arcybiskup powtórzył swoją ulubioną frazę, że Radio Maryja, jak każde medium, „nie jest dziełem doskonałym”.



Ambony i armaty


Trzeba przyznać, że w obliczu burzy, którą rozpętała wiadomość (początkowo nieoficjalna) o jego gdańskiej nominacji, w spotkaniach z mediami zachowywał spokój. 20 kwietnia, w pożegnalnym kazaniu do diecezjan zgromadzonych w praskiej bazylice św. Floriana, wyliczał raczej obfite owoce swojej posługi, o poprzedzających nominację komentarzach i protestach nie wspominając ani słowem.

To nie znaczy, że zarzuty i ataki do niego nie dotarły. Dzień przed ogłoszeniem nominacji, nie bez zaskoczenia w głosie, powiedział mi: „Popatrz, jakiego wilkołaka ze mnie zrobili”.



Zaskoczenia... bo trudno zaprzeczyć, że curriculum vitae następcy arcybiskupa Gocłowskiego jest prawie doskonałe. Urodził się w 1945 r. we wsi Bobrówka na terenie archidiecezji białostockiej, pielęgnującej tradycje diecezji wileńskiej, do których chętnie się odwołuje (jego nauczycielami w szkole średniej w Sokółce byli dawni pracownicy Uniwersytetu Stefana Batorego, a w seminarium – przedwojenni profesorowie wileńscy). Należał do pokolenia kleryków branych do wojska, co dla przyszłego biskupa polowego okazało się cennym punktem odniesienia. Studiował w paryskim Instytucie Katolickim, ukończył prawo kanoniczne na KUL-u, by następnie w Rzymie, w Papieskim Instytucie Wschodnim, zdobyć stopień doktora (w zakresie wschodniego prawa kanonicznego). Po krótkim stażu w macierzystej diecezji wrócił do Rzymu, do pracy w Kongregacji Kościołów Wschodnich. Kiedy w 1991 r. został przywrócony Ordynariat Polowy, Jan Paweł II – który doskonale znał (już wtedy prałata) Sławoja Leszka Głódzia – mianował go biskupem polowym.

Jako pierwszy po wojnie biskup w mundurze zorganizował struktury diecezjalne Ordynariatu Polowego. Odwiedzał polskich żołnierzy w Bośni, Kosowie, Libanie i Syrii, a także w Iraku. Mianowany zaraz na początku generałem brygady, potem generałem dywizji, odznaczony Krzyżem Oficerskim Polonia Restituta i Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, odchodził w 2004 r. w stan spoczynku z uzasadnionym poczuciem sukcesu.



Z własnych oszczędności


W stan spoczynku z armii; w Kościele sześćdziesięcioletni biskup ma przed sobą jeszcze 15 lat czynnej pracy, a Sławoj Leszek Głódź (podniesiony przez Jana Pawła II do godności arcybiskupa) został mianowany biskupem diecezji warszawsko-praskiej. W stolicy dał się poznać jako prężny i skuteczny organizator duszpasterstwa, budowniczy kościołów, inicjator dzieł charytatywnych i społecznych, a nade wszystko jako entuzjastyczny promotor utrwalania pamięci historycznej Pragi i okolic. Z jego inicjatywy przed katedrą stanął pomnik ks. Ignacego Skorupki, arcybiskup zabiegał też o wzniesienie pomnika praskiej kapeli.

Jednocześnie był stale obecny w mediach. Od kilku lat w każdą niedzielę można go usłyszeć w I Programie Polskiego Radia, w audycji „Nie tylko z ambony” (piąty tom zapisów tych audycji ukazał się w 2007 r. nakładem Wydawnictwa Diecezji Warszawsko-Praskiej).

A więc człowiek pełen energii i inicjatyw. Jeszcze jako prałat Kurii Rzymskiej potrafił, z własnych oszczędności (watykańskie pensje, zapewniam, nie są zawrotne!), postawić kościół w rodzinnej wiosce, by mieszkańcy nie musieli, jak on w dzieciństwie, maszerować osiem km na niedzielną Eucharystię.



Z pewnością owa energia sprawiła, że pełni mnóstwo ważnych (a także honorowych) funkcji. Od 1994 r. jest konsultorem Kongregacji ds. Katolickich Kościołów Wschodnich, od 1998 r. członkiem Centralnego Biura do Spraw Koordynacji Duszpasterskiej Ordynariatów Polowych w Kongregacji ds. Biskupów. Jest członkiem Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski, Rady ds. Polonii i Polaków za Granicą, przewodniczy Radzie ds. Środków Społecznego Przekazu Konferencji Episkopatu Polski, oraz Zespołowi Biskupów ds. Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja. W 2000 r. został przyjęty do grona Kawalerów Maltańskich oraz do Zakonu Rycerskiego Bożego Grobu w Jerozolimie.

Trudom tych funkcji od czasu do czasu towarzyszą i honory. W styczniu 2005 r. otrzymał od Ordynariatu Polowego dyplom „Benemerenti” „za dawanie w pełnieniu pasterskiej misji świadectwa najwyższym wartościom, jakimi są prawda i umiłowanie Ojczyzny”; w październiku tegoż roku otrzymał medal „Gloria Artis” „za zasługi w zachowaniu kultury i dziedzictwa narodowego”; 2 czerwca 2005 r. ambasador Niemiec dr Reinhard Schweppe udekorował go Wielkim Krzyżem Orderu Zasługi RFN. Nawet od strażaków otrzymał medal im. Bolesława Chomicza.



Duch walki


Ma w sobie wiele ze „wschodniaka”: łatwość nawiązywania kontaktu, prostotę w obejściu, poczucie humoru, talent narracji wzbogacony niebywałą zdolnością imitowania cudzych głosów i sposobu mówienia, z czego chętnie, w gronie przyjaciół, korzysta. Nawet pewna predylekcja do tycia, która w latach generalskich niepokojąco dawała znać o sobie, na Pradze jakby nieco ustąpiła i sylwetka Arcybiskupa nie jest najgorsza.

Skąd więc te reakcje, ta niechęć, protesty, skąd ten czarny PR? Dlaczego objęcie diecezji warszawsko-praskiej odbyło się bez takiego szumu, choć jako biskup polowy był przedmiotem uporczywych i zjadliwych napaści Jerzego Urbana i niektórych polityków lewicy?

Za motto biskupiej posługi wybrał deklarację: „Milito pro Christo” („Walczę dla Chrystusa”) i kto wie, czy nie właśnie duch walki zraził do niego tylu ludzi. Walczy przede wszystkim słowem. Niestety jego ciosy to często uogólnienia i kaznodziejski patos w kwestiach subtelnych, wymagających precyzji. To robi fatalne wrażenie.

Jak choćby w kwestii relacji państwo–Kościół. 11 listopada 1993 r. mówił: „pośród politycznych sporów, które wypełniają emocjami naszą Ojczyznę, Kościół nie będzie stroną. Nie będzie wiązał przyszłości ani z nogą lewą, ani z prawą”. Ale już dwa lata później, w Gnieźnie, podczas uroczystości ku czci św. Wojciecha szedł dalej: „Źle pojmowana zasada neutralności państwa stanowić może mocny oręż do stworzenia państwa antyreligijnego, zniweczenia religijnych wartości etycznych w życiu społecznym, rugowanie z instytucji życia Narodu Bożych znaków, odsuwanie tego, co polskie, co święte, co nasze – w półmrok nowych katakumb”.



Źle pojmowana neutralność do tego prowadzić rzeczywiście może, ale problem w określeniu, na czym polega dobre, a na czym złe pojmowanie neutralności i w określeniu roli oraz miejsca Kościoła w społeczeństwie pluralistycznym światopoglądowo.

Kiedy razem występowaliśmy w programie Moniki Olejnik – rzecz dotyczyła sprawy abp. Stanisława Wielgusa – na pytanie o wnioski płynące z prac powołanej przez rzecznika praw obywatelskich komisji, arcybiskup, bardzo poirytowany, oświadczył, że „Kościoła nie interesują wyniki badań żadnej komisji, bo Kościół ma własne modus procedendi”. Miał w pewnym sensie rację – dla Kościoła miarodajne były wyniki prac Komisji powołanej przez Episkopat – jednak to, co powiedział, i ton wypowiedzi sprawiły, że jego słowa powszechnie odebrano jako wykluczenie z debaty o sprawach Kościoła kogokolwiek spoza hierarchii („korporacji”).

Irytujący był też jego komunikat po zakończeniu paromiesięcznej pracy Kościelnej Komisji Historycznej, która badała „teczki” urzędujących polskich biskupów: „Zachowane i przedstawione Komisji materiały archiwalne SB – oświadczył – znajdujące się obecnie w zasobach IPN, a dotyczące duchownych, którzy zostali mianowani biskupami – są niekompletne i chaotyczne. Nie pozwala to rzetelnie określić zakresu, intensywności i szkodliwości ewentualnej i rzeczywistej, i świadomej współpracy tych osób z organami bezpieczeństwa PRL”. Nikt oczywiście nie pamiętał, że przy powołaniu Kościelnej Komisji zastrzeżono, iż wyniki jej prac będą przekazane tylko do Watykanu, by zapobiec sytuacjom takim jak z arcybiskupem Wielgusem.

Po ostatnim skandalu szczecińskim (tamtejszego księdza oskarżono o molestowanie wychowanków z domu opieki) napisał w liście duszpasterskim: „Przez nagłaśnianie w mediach faktycznych albo tylko domniemanych grzechów nielicznych przedstawicieli duchowieństwa poniżane jest kapłaństwo. Na naszych oczach przeszczepia się na polski grunt nihilistyczną ideologię, w której nie chodzi o szukanie prawdy, ale o zniszczenie Kościoła (...). Narzędziem tej ideologii stały się słowa klucze, jak »molestowanie« i »pedofilia«”.



Oblężona twierdza


Bodaj największe emocje budzi stosunek arcybiskupa Sławoja Leszka do Radia Maryja. Oczywiście, ani od przewodniczącego, ani od całego zespołu Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja nie można oczekiwać wchodzenia w funkcję przełożonego zakonnego, któremu podlega Radio i jego dyrektor, jednak z drugiej strony w łonie Episkopatu można było usłyszeć takie głosy jak kard. Stanisława Dziwisza: „nadszedł czas, aby w imię odpowiedzialności przed Ojcem Świętym i Kościołem, a także przed tymi, którzy po nas przyjdą, zabrać ostateczny głos w sprawie zasadniczej, a sprowokowanej przez Radio Maryja. Nie chodzi tu tylko o samą osobę dyrektora, lecz o naszą odpowiedzialność za duszpasterstwo, które stopniowo wymyka się spod kontroli biskupów i przechodzi w inne ręce. Dlatego wydaje się bezwzględnie koniecznym ustanowienie nowego zarządu Radia Maryja i Telewizji Trwam, które będą służyły Kościołowi w Polsce pod kierownictwem biskupów zjednoczonych z Ojcem Świętym Benedyktem XVI”.



Arcybiskup Głódź potraktował tę wypowiedź, jakby jej nie było. Zapytany o ujawniony przez „Tygodnik Powszechny” tekst powiedział: „Wychodzi coś, prawdziwe czy nieprawdziwe...”, a przecież doskonale wie, że to „coś” jednak było prawdziwe. Przy innej okazji publicznie oświadczył, że „problem Radia Maryja nie istnieje”. Cokolwiek miał na myśli, tym stwierdzeniem rozeźlił tych, którzy z niepokojem patrzą na efekt działalności „katolickiego głosu w Twoim domu”: pogłębiające się w polskim Kościele podziały i narastanie wrogości wobec inaczej myślących.

Podejrzewam, że przewodniczący Rady ds. Środków Społecznego Przekazu ma dość specyficzne rozumienie funkcjonowania tych środków. Wprawdzie w pożegnalnym przemówieniu na Pradze podkreślał swoją dyspozycyjność wobec mediów (dziękował dziennikarzom, „którym nie szczędziłem czasu, aż po tę ostatnią konferencję, zwołaną bezpośrednio po ogłoszeniu decyzji papieskiej o mej nominacji do Gdańska”), to jednak przyszło mi do głowy nieładne przypuszczenie, że ten Miles Christi w gruncie rzeczy się środków przekazu boi. Bo czym wytłumaczyć ogólnikowość i unikowe odpowiedzi na konkretne pytania? A czym często pojawiające się w jego wypowiedziach – sit venia verbo – arogancję i agresję (obronną?)? Skąd płynie przekonanie, że katolickie media nie powinny podejmować debaty na tematy dla Kościoła trudne i bolesne, jakby zasadę suprema lex salus animarum (najwyższe prawo – zbawienie dusz) należało rozumieć jako zalecenie pozostawiania debaty na te tematy mediom laickim i jakby biedni wierni, których wierze to może zagrozić, z tych laickich mediów nie korzystali?

Arcybiskup przewodniczący Komisji ds. Środków Przekazu tak dalece ignoruje rządzące nimi zasady, że potrafi nagrany z nim i wiernie spisany wywiad, nazajutrz po rozmowie (w ramach „autoryzacji”, o którą prosił) całkowicie anulować, niejako wycofując wszystkie powiedziane słowa.

Czego może dotyczyć ów lęk? Czy chodzi o własny wizerunek, do którego nowy metropolita gdański przywiązuje wielką wagę (wojskowa Caritas przygotowała na rok 2004 kalendarz ilustrowany zdjęciami: na dziewięciu z dwunastu widniał bp Głódź, dziesięciu miesiącom towarzyszyły cytaty z jego wystąpień, a obok dat kościelnych i wojskowych świąt zaznaczono również rocznicę jego konsekracji, ingresu do katedry polowej oraz imienin)? Ta odpowiedź wydaje mi się niewystarczająca. Raczej jest to autentyczny lęk o wizerunek Kościoła. Tak właśnie reagują ludzie owładnięci duchem oblężonej twierdzy i nie bardzo przekonani, że „moc w słabości się doskonali”, zatroskani o to, by obraz Kościoła jako instytucji jawił się bez najmniejszej „skazy lub zmarszczki”.

***

Pytany o swojego następcę abp Tadeusz Gocłowski powiedział m.in, że w Kościele nie tylko biskup kształtuje wiernych, ale i wierni kształtują biskupa. Pamiętając o tym, życzę nowemu metropolicie gdańskiemu, by w nowej wspólnocie mógł w pełni wykorzystać swoje liczne talenty, a także by mógł czerpać z jej bogactw (duchowych, oczywiście). I choć Lech Wałęsa twierdzi, że arcybiskup Głódź do Gdańska nie pasuje, ja jestem przekonany, że te życzenia mogą się spełnić. ?



Ks. Adam Boniecki, współpraca Michał Kuźmiński, Katarzyna Tracz