Robienie liturgii

ks. Adam Boniecki

publikacja 10.07.2008 10:24

Benedykt XVI, otwierając przestrzenie dla zapomnianej i zdeprecjonowanej tradycji, nie zamierza zawracać nurtu historii. Tygodnik Powszechny, 6 lipca 2008

Robienie liturgii



Podczas tegorocznej liturgii wielkanocnej Papież posługiwał się tradycyjnym pastorałem: krzyżem Piusa IX. Nie tym, którego używali Paweł VI, Jan Paweł I i Jan Paweł II, a także on sam dotychczas.

W czasie liturgii Bożego Ciała wszystkie osoby, którym udzielał Komunii św., przyjmowały ją na klęczkach i do ust (inni koncelebrujący rozdawali Komunię św. przyjmowaną na stojąco i podawali ją także do ręki).

Liturgię św. Piotra i Pawła Benedykt celebrował w tradycyjnym paliuszu, a nie w tym, którego używał od inauguracji pontyfikatu, przygotowanym na wschodnią modłę przez dawnego mistrza papieskich ceremonii abp. Piera Mariniego.

Rok temu Benedykt XVI zezwolił wszystkim księżom na odprawianie Mszy św. według mszału trydenckiego bez specjalnych, jak dotychczas, pozwoleń. Wkrótce prawdopodobnie zachęci rektorów seminariów do wprowadzenia kursów liturgii trydenckiej.

Czyżby odwrót od soborowej odnowy liturgicznej?

Bez obaw. „Czy mamy teraz wszystko na nowo przestawiać?” – pytał w 2002 r. kard. Joseph Ratzinger, kończąc wywód kwestionujący racje na rzecz odwrócenia ołtarza „twarzą do ludu”. Odpowiadał przecząco: „Nic nie jest przecież bardziej szkodliwe dla liturgii, jak właśnie ciągłe jej »robienie«, nawet jeśli się wydaje, że chodzi tu o rzeczywistą odnowę”. Ten cytat pochodzi z książki „Duch liturgii”. Warto do niej sięgnąć, aby zrozumieć obecne poczynania Papieża.

***

Odkryjemy wówczas, że Benedykt XVI jest stanowczym przeciwnikiem utożsamiania reformy liturgii ze zmianami rubryk (drukowanych w mszale na czerwono wskazówek dotyczących przebiegu ceremonii) i zaleca wsłuchiwanie się w to, co mówią „nigryki” (teksty drukowane na czarno), czyli co mówi sama treść modlitwy Kościoła. Czy Kardynał jawi się jako przeciwnik „soborowej reformy liturgii”? Przede wszystkim uściśla pojęcia, przypomina, że „Sobór nie ustalił konkretnego kształtu reformy liturgicznej”.

Zasadniczą myślą soborowego dokumentu był powrót do źródeł. Realizację tej myśli Soboru kard. Ratzinger, przynajmniej w niektórych elementach reformy, kwestionuje. Książka nie jest polemiką, lecz wnikliwą rozprawą o duchu modlitwy liturgicznej Kościoła. Chwilami można jednak czuć w niej irytację teologa, który na to, co się w liturgii dzieje, patrzy z niepokojem. Jak np. na stopniowe eliminowanie postawy klęczącej: „usłyszeć można, iż klęczenie nie pasuje do naszej kultury (...), iż nie wypada to dojrzałemu człowiekowi, który wyprostowany staje naprzeciw Boga”. Tymczasem – dowodzi – jest to specyfika chrześcijańskiej postawy modlitewnej, wspomniana w 59 miejscach w Nowym Testamencie.



Kardynał broni też adoracji Najświętszego Sakramentu: „Niech zatem nikt już nie mówi, że Eucharystia ma być spożywana, a nie oglądana!”. Wykazuje, że wszystkie liturgie wywodzą się z kościołów będących niegdyś siedzibami Apostołów, a więc z tradycji apostolskiej, stąd radosna twórczość wymyślających liturgię od nowa może być dla Kościoła groźna: „Liturgia, która jest »robiona«, opiera się na opinii i słowie człowieka, jest zbudowana na piasku i pozostaje pusta, niezależnie od tego, jakim ludzkim kunsztem będzie się ją ozdabiać”.

Joseph Ratzinger ukazuje historię liturgii po to, aby w tym kontekście pokazać ważne, jego zdaniem, zjawiska szczegółowe. Zwłaszcza te, które go rażą. „Do prawdziwie absurdalnych zjawisk – pisze – zaliczam fakt, że krzyż jest odstawiany na bok, aby nie zasłaniał kapłana. Czy krzyż przeszkadza Eucharystii? Czy kapłan jest ważniejszy od Chrystusa”?

Przytaczając w książce teksty liturgii Mszy św., autor ani razu nie odwołał się do nowych Modlitw Eucharystycznych. Odnosi się wrażenie, że dla niego istnieje tylko stary „Kanon rzymski”.

***

Rzecz jasna, to była książka teologa (bardziej niż Prefekta Kongregacji Nauki Wiary), zresztą ostatnia, którą wydał przed wyborem na Stolicę Apostolską. Dziś do jej autora należą nie teologiczne dywagacje, ale decyzje. Jest papieżem.

Benedykt XVI jest jednak ostrożny. Wie przecież, że „nic nie jest bardziej szkodliwe dla liturgii, jak właśnie ciągłe jej »robienie«”. Jego program to najwyraźniej przywrócenie należnego miejsca tej tradycji liturgicznej, którą w fazie posoborowego entuzjazmu odnowy chciano wyrzucić do lamusa. Z pewnością Benedykt nie odwoła posoborowej reformy, nie przywróci łaciny, nie zakaże używania obecnych mszałów ani nie odwróci ołtarzy. Raczej będzie otwierał coraz większe przestrzenie, w których tamta tradycja będzie mogła się rewitalizować.

Należę do pokolenia księży, które rozpoczynało posługę w rycie trydenckim i uczestniczyło we wprowadzeniu posoborowych zmian. Nigdy nie zapomnę Mszy św., w której po raz pierwszy nie byłem odgrodzony od wiernych murem nieznanego im języka, w której pokazując zgromadzonym przemienioną Hostię, nie stałem do nich tyłem i nie musiałem myśleć o tym, by podnieść ją tak wysoko, by nie zasłonić jej głową, w której podając Komunię św., zamiast szeptania łacińskiej formuły, mówiłem głośno: „Ciało Chrystusa” i słyszałem w odpowiedzi „Amen”.

***

Miesiąc temu w Rzymie powstała – chyba pierwsza w historii – personalna parafia rytu trydenckiego, gdzie można chrzcić dzieci, zawierać małżeństwa, odprawiać pogrzeby itd. Na inauguracji wielki barokowy kościół był wypełniony, ale już w następną niedzielę świecił pustkami, nie mówiąc o dniach powszednich, w które na Mszę św. (trydencką, odprawianą po łacinie) przychodzi kilkanaście osób.

Odnowa liturgii – mimo wszystkich mankamentów, o których pisze Joseph Ratzinger – była doniosłym wydarzeniem w religijnym życiu Kościoła. Ma świętych, którzy z niej czerpali, a kolejne już pokolenie żywi się jej owocami. Wpisała się w nurt historii liturgii, która nie jest muzealnym magazynem, ale pulsuje życiem. Benedykt XVI, otwierając przestrzenie dla zapomnianej i zdeprecjonowanej tradycji, nie zamierza zawracać nurtu historii. Dla nas nowa, dla przyszłych pokoleń kiedyś stara, posoborowa liturgia będzie się nadal wzbogacać, ewoluować, reformować i doskonalić, jako przestrzeń spotkania z Bogiem, który wychodzi na spotkanie człowieka.