Eucharystia i galeria

ks. Andrzej Draguła

publikacja 25.07.2008 10:05

Przykazanie Pamiętaj, abyś dzień święty święcił mówi nie o dniu świętym, ale dniu odpoczynku. Pytanie natomiast, co dzisiaj owo świętowanie oznacza? Tygodnik Powszechny, 20 lipca 2008

Eucharystia i galeria



Kiedy podczas niedzielnej Eucharystii katolicy słyszą, że zgromadzili się w „pierwszy dzień tygodnia", mogą się czuć zaskoczeni. W powszechnej świadomości niedziela to nie pierwszy, lecz ostatni dzień tygodnia. Przecież właśnie kończy się weekend – czas odpoczynku. Nazajutrz trzeba wrócić do pracy lub do szkoły.

Współczesny tydzień już się nie dzieli na sześć dni roboczych i niedzielę, lecz na dwudniowy weekend i pięciodniowy tydzień pracy. A może nawet krótszy, bo weekend zaczyna się – jak twierdzą niektórzy – w piątek ok. godziny 16.00. W wysokorozwiniętych krajach pojawiła się tendencja, by ogarnąć nim nawet czwartkowe popołudnie. W korporacjach, gdzie obowiązują białe kołnierzyki, w piątek garnitur zostawia się w domu, a do pracy można przyjść w stroju casual, będącym zapowiedzią nadchodzącego wytchnienia.



Nie tylko, ale także


Mówi się, że kultura niedzieli została zastąpiona kulturą weekendu. Współczesne świątynie to nie kościoły, tylko centra handlowe, malle, galerie. Zamiast na Mszę ludzie idą na zbiorową celebrację poświęconą bogu Mamonie, czyli na niedzielne zakupy. Czy w takim myśleniu nie ma jednak zbyt wielkiego skrótu i uproszczenia? Czy weekend jest rzeczywistym zagrożeniem niedzieli? Chyba nie, przynajmniej nie na tyle, na ile by się wydawało. A może to tylko przesunięcie akcentów, a nie zmiana paradygmatu?

Owszem, w kulturze konsumpcyjnej zmienia się sposób świętowania niedzieli, ale przecież dla bardzo wielu Eucharystia pozostaje w jej centrum. Nie jest tak, że polscy wierni idą na zakupy „zamiast" na Mszę. Wielu idzie „także" na zakupy, kierując się do galerii handlowej bezpośrednio po Eucharystii. Co więcej, wielu nie widzi w tym żadnej sprzeczności.

Zasadnicza zmiana w rozumieniu świętowania niedzieli nie polega na odrzuceniu dotychczasowych norm wynikających z przykazania, ale na reinterpretacji zachowań konsumenckich, a zwłaszcza zakupów i korzystania z publicznej gastronomii. Zakupy zmieniają swoje znaczenie, przesuwając się ze sfery obowiązku i banalnej, koniecznej czynności w obszary przyjemności, by nie powiedzieć – rozrywki. Także profil niedzielnych zakupów jest nieco inny: skierowany raczej na przyjemności, prezenty i towary luksusowe. Zakupy niedzielne są robione nawet w bardziej eleganckich strojach. Także „jedzenie poza domem", traktowane niegdyś jako konieczność (np. w podróży), dzisiaj jest sposobem na ucieczkę od codzienności.



Człowiek (nie tylko) kupujący


Prorokinią tego zjawiska była Marilyn Monroe. Mawiała, że pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy. Miejsce zakupów w dzisiejszej kulturze dobrze oddaje napis umieszczony nad wejściem do Trafford Center w Manchesterze: „I shop therefore I am" (Kupuję, więc jestem). Ale czy rzeczywiście chodzi o kupowanie? Istnieje teza, która inaczej podejmuje fenomen popularności shopping center. Ma on polegać na tym, że ludzie przychodzą raczej w celu oglądania wystaw i towarów niż w celu kupowania. Można mówić o swoistej partycypacji przez asystencję, a nie przez czynność zakupu. Nie bez powodu w Polsce upowszechniła się nazwa „galeria" na określenie centrów handlowo-rozrywkowych. W galerii przede wszystkim się ogląda towary, a tylko czasem kupuje. „Wizyta w galerii" – to dziś wyrażenie bardzo wieloznaczne.

Na czym polega sukces centrów handlowych? Proponują rozrywkę kompleksową: spacer zastępuje oglądanie wystaw, posiłek przy domowym stole zamieniany jest na obiad w restauracji bądź fast foodzie, a rodzinne oglądanie telewizji – na kino z popcornem w ręku. Czy rzeczywiście można i trzeba potępić taki sposób weekendowego wspólnego spędzania czasu? Jego nowość polega jedynie na zintensyfikowaniu bodźców i na zgromadzeniu ich w jednym miejscu, ale przecież takie formy spędzania czasu istniały wcześniej.



Wydaje się, że polskie centra handlowe wykazują bardzo wiele podobieństw z amerykańskimi i kanadyjskimi malls, powstającymi jako namiastka rynku, którego próżno szukać w nowożytnych amerykańskich miastach. Prosperita centrów i galerii nakłada się często na kryzys miejskiego śródmieścia, które zatraca rolę kulturotwórczą i miasto-

twórczą, pozostając domeną turystów (ilu mieszkańców Krakowa chodzi na spacer po Rynku?). W wielu miejscach kompleksy rozrywkowe stają się także namiastką nowoczesnego śródmieścia dzielnicy, lokalnego punktu odniesienia, gdzie skoncentrowano wiele wymiarów życia towarzyskiego i rekreacyjnego. W nowoczesnym centrum handlowo-rozrywkowym „Place des Arts" w Montrealu oprócz sklepów są teatry i sala operowo-filharmoniczna. Dlaczego nie budować megakompleksów, w których obok sklepów, kin i restauracji, byłby jeszcze basen i gabinety odnowy biologicznej?



Ocalić piątek


Można się oburzać. Ale wydaje się, że w wielu przypadkach wizyta w lokalnej galerii z multipleksem to jedyny sposób na rodzinne spędzenie wspólnego czasu. Dodajmy, że nie taki tani. Poza tym: czy tego właśnie nie czyniono niegdyś podczas odpustów, a dzisiaj coraz częściej podczas festynów parafialnych, gdzie są i zakupy, i wspólne biesiadowanie, i zabawy, i tańce? Kino zastąpiło wędrownych kuglarzy. Różnica leży przede wszystkim w kontekście: kościelny dziedziniec został zastąpiony galerią handlową.

Ale różnica wiąże się także z intensywnością. Współczesny, konsumpcyjny „odpust" nie jest już organizowany raz do roku, jak średniowieczny Jahrmarkt. Nie trwa już tylko przez dzień czy tydzień. Oferuje zmiksowaną rozrywkę non-stop. Weekend to tylko zintensyfikowanie tego, co świat rozrywki i konsumpcji oferuje nam przez cały tydzień.

O wiele większe zagrożenie niesie kultura weekendu dla chrześcijańskiego (katolickiego) rozumienia piątku jako tradycyjnego dnia pokuty i pamięci o Męce Pańskiej. Sobotę coraz częściej przeznacza się na odespanie tego, co się działo dzień wcześniej. Bo to w piątki otwierają podwoje dyskoteki i kluby, i coraz częściej – ze względów organizacyjnych – mają miejsce studniówki, półmetki czy inne szkolne imprezy, stawiając proboszczów przed dylematem dać czy nie dać dyspensy, która staje się bardziej regułą niż wyjątkiem. Zdarzają się także piątkowe śluby i wesela. Interpretacja przykazania kościelnego, która określa każdy piątek w roku jako czas pokuty, staje wyraźnie w kontrze do współczesnej tendencji. Niestety, skuteczność tej normy bywa wątpliwa. Młodsze pokolenie niewiele sobie z niej robi. Czy jest jeszcze nadzieja na ocalenie piątku?



Dzień pierwszy i dzień siódmy


Teologiczne rozumienie odpoczynku ma swoje źródło w starotestamentowej instytucji szabatu. Trzecie przykazanie Dekalogu pamiętamy w wersji katechizmowej: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił". Wersja ta różni się od swego biblijnego oryginału, w którym jest mowa o „dniu odpoczynku", a nie o „dniu świętym". W przekładach znajdziemy także „dzień szabatu", ale po hebrajsku „szabat" znaczy przecież tyle co „odpoczynek". Tak powstaje wersja: „Pamiętaj, abyś dzień odpoczynku święcił".

Oczywiście, chrześcijańskie rozumienie niedzieli zmodyfikowało nieco starotestamentową teologię odpoczynku, skupiając się o wiele bardziej na samym świętowaniu Zmartwychwstania – i słusznie – niż na powstrzymywaniu się od pracy. Etymologia polskiej „niedzieli" wskazuje jednak – w odróżnieniu od innych języków – właśnie na „niedziałanie", w którym kryje się sugestia, by tego dnia powstrzymać się od tego, co codzienne: pracy, nauki, domowej krzątaniny.

Sobór Watykański II kwestię odpoczynku traktuje krótko, wskazując na potrzebę dysponowania przez człowieka czasem wolnym „wystarczającym do prowadzenia życia rodzinnego, kulturalnego, społecznego i religijnego", stwarzającego okazję do „swobodnego rozwoju zdolności i możliwości, do czego działalność zawodowa daje być może zbyt mało sposobności" („Konstytucja duszpasterska o Kościele", n. 67).

Są ludzie, których miasto męczy i gdy tylko mogą, uciekają na wieś czy do innego miejsca ciszy. Ale są i tacy, dla których miasto jest miejscem życia, a przebywanie w jego nowoczesnych centrach rozrywki daje wrażenie partycypacji w zbiorowym rytuale. To właśnie to miejsce wydaje się im najlepsze na świętowanie siódmego dnia tygodnia, czyli „dnia odpoczynku". I nie należy tego mylić z dniem pierwszym, czyli „Dniem Pańskim". Ten bowiem świętuje się inaczej i w zupełnie innych miejscach.