Społecznicy w depresji

Przemysław Wilczyński

publikacja 01.08.2008 15:42

Polacy coraz mniej chętnie odrywają się od życia prywatnego i coraz mniej ufają organizacjom pozarządowym. Czy polskie społeczeństwo obywatelskie przeżywa kryzys? Tygodnik Powszechny, 27 lipca 2008

Społecznicy w depresji



Beata Zadumińska – psycholog, wieloletnia działaczka organizacji pozarządowych – ocenia sytuację radykalnie: w Polsce niszczy się działalność społeczną. – Zbyt często obie strony, społecznicy i beneficjenci, odgrywają role: społecznicy wrażliwych, a beneficjenci potrzebujących – wylicza. – Zbyt wiele jest osób, które nie dorastają do działań na rzecz potrzebujących, a dorastają do absorpcji środków; zbyt często obserwuje się zanik społecznikowskiego etosu; zbyt wiele sytuacji, w których na przeszkodzie działań dobrych organizacji stoi mało precyzyjne prawo.



Naginanie misji


Zadumińska podaje przykłady polskich patologii.

Przykład pierwszy. W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej pracują na etacie urzędnicy. Ci sami ludzie zakładają fundację na rzecz bezdomnych. Fundacja podnajmuje pomieszczenia od MOPS-u, gdzie korzysta z darmowej obsługi księgowej, stanowiącej jej wkład własny. Dodatkowo, zaradny dyrektor MOPS zakłada firmę, która w ramach terapii zajęciowej wytwarza – rękami bezdomnych – meble.

Przykład drugi. Projekt mający zrównywać sytuację kobiet i mężczyzn na rynku pracy. O wartości zgłoszeń decyduje liczba tzw. beneficjentów ostatecznych. Zakłada się fundację, idzie do enklawy nowopowstającej klasy średniej i zapisuje panie, które niekoniecznie mają zamiar pracować. Fundacja ma tzw. wyniki, ale nie pomaga rzeczywiście potrzebującym.

Przykład trzeci. Projekt streetworkowy dla młodzieży wykluczonej. Żeby się w niego włączyć, trzeba dostarczyć numery PESEL i miejsca zamieszkania ludzi objętych pomocą. Jak tu zbudować zaufanie?

I czwarty. Młoda osoba stara się o pracę. Jej doświadczenie to trzyletni staż w organizacji pozarządowej. Pracodawca kandydatkę odrzuca, ostrzegając jednocześnie, by w przyszłości nie chwaliła się tego typu doświadczeniem, bo na polskim rynku pracy świadczy ono o społecznej niewydolności.

I choć z pozoru cztery przykłady niewiele łączy, to patologie, które ilustrują – fasadowość działań, naginanie prawa, biurokracja i niezrozumienie przez pracodawców wagi społecznej działalności – mogą przyczyniać się do spadku zaufania wobec organizacji pozarządowych.

– Dzisiaj zrezygnowałam z pracy na rzecz jednej z nich – mówi Zadumińska. – Miałam dość praktyk, które sprawiają, że pomoc potrzebującym zmienia się z misji w narzędzie do zarabiania. Oczywiście, nie zniechęci mnie to do działalności społecznej jako takiej, ale jest wielu, którzy przeżyją trwałe rozczarowanie.



Nie tylko spuścizna po PRL


Niezależnie od tego, czy podobne przykłady są odosobnione, czy rozpowszechnione, jedno jest pewne: Polacy coraz mniej angażują się w działalność społeczną. Przynajmniej tę zinstytucjonalizowaną.

Ów spadek potwierdza raport, który Stowarzyszenie Klon/Jawor (wspierające organizacje pozarządowe), jako krajowy przedstawiciel, ogłosiło w ramach międzynarodowego projektu „Indeks Społeczeństwa Obywatelskiego” (autorem projektu jest CIVICUS, ponadnarodowa sieć organizacji pozarządowych).

Z polskiej wersji „ISO 2007” wynika, że organizacje pozarządowe utraciły w ubiegłym roku ponad 2 miliony członków: w 2007 r. należało do nich 14 proc. Polaków, podczas gdy rok wcześniej – 22 proc. Zmalały też: liczba darczyńców na cele charytatywne oraz liczba organizacji, które korzystają z darowizn od osób prywatnych. W 2006 r. z darowizn skorzystało 35 proc. organizacji, czyli o 5 punktów procentowych mniej niż rok wcześniej (warto przy tej okazji wspomnieć, że znacznie wzrosła liczba osób przekazujących 1 proc. podatku na rzecz organizacji pożytku publicznego).

Raport wskazuje też na zmiany jakościowe. Na przykład mniej czasu poświęcamy na wolontariat – w 2007 r. wolontariusze przepracowali średnio cztery godziny miesięcznie, podczas gdy trzy lata wcześniej – sześć.

Słabe zaangażowanie w sprawy społeczne to częściowo spuścizna po okresie PRL-u, kiedy Polacy nabrali niechęci do jakichkolwiek publicznych działań. Są też przyczyny pozahistoryczne. – Wymieniłbym trzy czynniki – mówi Jan Herbst ze Stowarzyszenia Klon/Jawor, współautor projektu „ISO 2007”. – Pierwszy to emigracja, drugi to coraz lepsza sytuacja ekonomiczna, w tym spadek bezrobocia, a trzeci, i chyba najważniejszy, to ogólny kryzys zaufania do sfery publicznej, który nasilił się w ostatnich latach.

Raport wskazuje też na słabości wewnątrz organizacji. Jedną z nich jest problem z respektowaniem zasad demokratycznych: w podejmowanie decyzji nie włącza się szeregowych członków.

Inny problem to brak reprezentatywności: bywa, że organizacje działające w imieniu grupy społecznej nie mają w swoich szeregach jej przedstawicieli (na przykład w organizacji na rzecz osób niepełnosprawnych nie ma niepełnosprawnych).

Kolejny to brak dialogu, zarówno w łonie samych organizacji, jak i pomiędzy nimi (częste lub bardzo częste kontakty z innymi organizacjami deklarują przedstawiciele ledwie 17,5 proc. fundacji i stowarzyszeń).



– Dialog jest istotny, bo organizacje gromadzą ludzi, którzy razem chcą coś robić. – mówi Jan Herbst. – Można więc założyć, że mogliby skorzystać na kontakcie z innymi. To jedna z podstawowych wartości, z jakimi ten sektor się utożsamia, przestrzeń, w której tworzy się kapitał społeczny.

Prof. Ewa Leś z Instytutu Polityki Społecznej UW: – Współpraca jest rzeczywiście niedostateczna, ale to także efekt niedoskonałości legislacyjnych: w ustawodawstwie. Regulacje odnoszące się do organizacji trzeciego sektora winny zawierać rozwiązania nagradzające współpracę między samymi organizacjami, jak i między organizacjami a samorządem. Byłoby to zgodne z nowym modelem polityk publicznych opartych na koprodukcji usług społecznych.



Pomoc etapem kariery


Czy raport „ISO 2007” świadczy o depresji polskiego społeczeństwa obywatelskiego?

Przecząco odpowiada prof. Ewa Leś:
– Bierność społeczna, o jakiej mówi się w raporcie, wydaje mi się przesadzona. Czy rzeczywiście można mówić o bierności społeczeństwa, skoro w 2005 r. wg badań CBOS suma członkostw w organizacjach pozarządowych wynosiła ponad 11 mln? Raport koncentruje się na działalności zinstytucjonalizowanej. Autorzy pomijają np. lokalne samopomocowe grupy obywatelskie czy nieformalne grupy przy radach sołeckich bądź w samorządach mieszkańców. Warto też – dodaje prof. Leś – zwrócić uwagę na rezultaty badań, które wskazują na dysproporcje pomiędzy wysokim stopniem zaufania w sferze prywatnej a zaufaniem uogólnionym.

Jak wyjaśnia prof. Leś, Polacy wolą ufać raczej krewnym i znajomym: – W rezultacie duża jest rola i efektywność kapitału społecznego zakorzenionego w stosunkach rodzinnych – mówi. – Wpływa to na niewielkie zasoby tego kapitału w ramach organizacji trzeciego sektora. Bierność społeczna, o jakiej czytamy w raporcie, wydaje się w związku z tym przerysowana.

Jan Herbst, współautor raportu: – Rzeczywiście, koncentrujemy się na instytucjach, ale to one są uznawane za „kościec” społeczeństwa obywatelskiego. Z tego punktu widzenia fakt, że w Polsce z tą instytucjonalnością jest słabo, trudno zrównoważyć tezami o sile nieformalnego kapitału społecznego. Nie ma zresztą dowodów na to, że Polacy są w tę formę kapitału zasobniejsi niż obywatele innych krajów europejskich.

O kryzysie społeczeństwa obywatelskiego przekonana jest Beata Zadumińska. – Jest poważniejszy, niż wskazuje raport. Mamy do czynienia z upadkiem społecznikowskiego etosu. W latach 90. młodzi ludzie przychodzili do organizacji pozarządowych, żeby pomagać. Dziś to raczej etap kariery.



Prof. Ewa Leś: – Problemem nie jest wyłącznie społeczeństwo, ale też warunki działania. Nadal obowiązują u nas bariery pochodzące z minionego ustroju. Żeby założyć stowarzyszenie, potrzeba aż 15 osób, podczas gdy we Francji i Holandii wystarczą trzy. Bariery istnieją też w procesie rejestracji organizacji: nierzadko czas od zgromadzenia grupy inicjatywnej do wpisania stowarzyszenia do Krajowego Rejestru Sądowego wynosi rok i więcej!

Jak dodaje, motywacje ekonomiczne rzeczywiście zyskują na znaczeniu, ale pytanie o wybór między etosem i pensją jest niewłaściwe, bo te dwie rzeczy można połączyć:

– Istota działalności społecznej polega na łączeniu ekonomicznej efektywności z misją społeczną – przekonuje prof. Leś. – Tylko tyle i aż tyle!