Benedykt intymny

Z Brennanem Pursellem rozmawia Magdalena Rittenhouse

publikacja 13.08.2008 16:01

Każdego geniusza otacza za życia jakaś tajemnica. A Joseph Ratzinger jest jednym z nich. Tygodnik Powszechny, 10 sierpnia 2008

Benedykt intymny



Magdalena Rittenhouse: Skąd pomysł na tę książkę?

Brennan Pursell: Z miłości. Z miłości do mojej rodziny, do poszukiwania prawdy, do Kościoła katolickiego i do jednego z najwybitniejszych umysłów ostatniego stulecia.

Nie sili się Pan na bezstronność: to bardziej hagiografia niż biografia. Czy zadaniem historyka jest kreślenie takich „intymnych portretów”?

Ludzie kształtują historię w stopniu nie mniejszym niż historia kształtuje ludzi. Bardziej pociąga mnie badanie postaci wpływających na momenty dziejowe niż zajmowanie się teoriami na temat tego czy innego mechanizmu. Nie jestem zresztą pewny, czy bezstronność w opisie ludzi w ogóle jest możliwa. Łatwo być bezstronnym wobec czegoś, co nas nie obchodzi i nie ma znaczenia. Ale nie ma istot ludzkich, które nie mają znaczenia. W przypadku Benedykta z Bawarii starałem się być rzetelny. Ale przyznaję, że darzę go ogromnym szacunkiem.

To Papież, o którym wielu mówi, że jest nieprzenikniony. I bardzo skryty. Pan nigdy go osobiście nie spotkał. Trudno tak pisać biografię. Z jakich źródeł Pan korzystał?

Rzeczywiście, nigdy go nie spotkałem. Obracamy się nie do końca w tych samych kręgach [śmiech]. Ale napisałem do niego dwa razy i ku mojemu zaskoczeniu za każdym razem odpowiedział. To interesujące, że nazywa go pani nieprzeniknionym. Nie zapominajmy, że opublikował swą autobiografię, a na przestrzeni kilkudziesięciu lat udzielił mnóstwa wywiadów, które dotyczyły także rozmaitych aspektów życia osobistego. Ilekroć przemawia lub pisze, wyraża się jasno i precyzyjnie. Ale rzeczywiście, jest skryty. Tak został wychowany, z takiej pochodzi kultury i, co ważniejsze, do takiego należy pokolenia. Od osób, które go znają, nigdy nie usłyszałem jednak, jakoby był nieprzystępny, budował wokół siebie barykady, zasłaniał się powagą urzędu. Jest rozbrajająco prosty, to mówią zgodnie wszyscy, którzy go znają. Takim ludziom, którzy z nim pracowali i spędzali dużo czasu, pozwoliłem mówić w mojej książce. Ale prawdą jest, że każdego geniusza otacza za życia jakaś tajemnica. A on jest jednym z nich.

W mediach jest czasem określany jako „boży rottweiler” lub „pancerny kardynał”. Pan twierdzi, że to błędne oceny. Skąd więc ów brak zrozumienia?

Z dwóch powodów. Po pierwsze z pow­szechnego błędu, jakim jest stawianie znaku równości między człowiekiem i urzędem. Przez ponad 20 lat Joseph Ra­tzinger pełnił funkcję prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Do jego zadań należało zajmowanie się wszelkimi buntami, sporami, kryzysami. To niewdzięczna rola „piorunochrona”. Po wtóre, wszelkie anty­niemieckie sentymenty i personalne ataki to nic więcej jak pełne goryczy głosy tych, którzy niewiele potrafią wnieść do dyskusji, porzucili już debatę i tylko wykrzykują, że zmierza ona w niewłaściwym kierunku. Wszystkim nam się to czasem zdarza, prawda? Jesteśmy ludźmi, mamy słabości.



Myślą przewodnią tej biografii jest wpływ Bawarii na myślenie Papieża. Bawaria to jego Heimat. Czemu to takie ważne?

Poświęciłem temu tak wiele uwagi, bo we współczesnym świecie – tak bardzo mobilnym, z dnia na dzień coraz bardziej zuniformizowanym – to pojęcie dla wielu ludzi staje się coraz bardziej obce. Joseph Ratzinger często o tym mówi i podkreśla, że Bawaria go ukształtowała.

Co jest takiego w kulturze Bawarii szczególnego?

Jej mieszkańcy są z natury powściągliwi. Ale do tego trzeba dodać umiłowanie wspólnoty lokalnej, wspólne działania, celebrowanie świąt, ciężką pracę. Kultura, która tak bardzo ukształtowała Benedykta XVI, jest kulturą na wskroś katolicką. Dziś w mniejszym stopniu niż dawniej, ale korzenie nadal są ważne.

Ważne dla Ratzingera były też doświadczenia związane z II wojną światową i nazizmem. Większość ludzi, zwłaszcza w USA, chyba tego nie rozumie?

Jak najbardziej. Trudno zresztą sobie wyobrazić, by mogło być inaczej. Na jego oczach, a był nastolatkiem, jego kraj wybrał się w podróż do piekła, pociągając wraz ze sobą resztę świata. Wchodził w dorosłe życie w momencie, gdy Niemcy dały się omamić ideologii, której konsekwencją stały się najstraszniejsze zbrodnie w dziejach ludzkości. Amerykanie też mają swoje ciemne karty historii, ale czegoś takiego jak nazistowska dyktatura nigdy nie doświadczyliśmy. To dla nas coś zupełnie obcego.

Wspomina Pan o kuzynie Papieża, cierpiącym na zespół Downa i zamordowanym, jak tysiące niepełnosprawnych Niemców. Podobno miało to wielki wpływ na Jo­se­ph­a Ratzingera. Niektórzy twierdzą, że stąd m.in. jego stosunek do eutanazji i aborcji.

Los tego kuzyna to jeden z przykładów pokazujących, z jak ogromnym złem musiał się zmierzyć dorastający Papież. Nazizm był czymś realnym, z czym konfrontował się codziennie.

Pisze Pan, że teologia Ratzingera zachwyca Pana prostotą i jednocześnie jest bardzo przekonująca. Co najbardziej Pana w niej pociąga?

To, w jaki sposób rozumie ludzkość, jej miejsce w czasie i historii. To przenika wszystko, co napisał – niezależnie, czy rzecz dotyczy teologii, kultury, polityki, etyki. To fundamentalny problem, z którym zmierzyć się muszą wszyscy zajmujący się analizowaniem przeszłości. Ale wielu historyków chowa głowę w piasek, pomija te pytania, tłumacząc, że to kwestie filozoficzne, że to metarozważania albo coś bez znaczenia. Tymczasem Benedykt odważnie się z nimi konfrontuje.

Coś w trakcie pracy Pana zaskoczyło?

Jego poczucie humoru. Na konferencji prasowej, tuż po opublikowaniu jego biografii, któryś z dziennikarzy miał zapytać, dlaczego nie ma w niej ani słowa na temat kobiet czy życia intymnego Ratzingera. Odpowiedział bez namysłu: „Mój redaktor poinstruo­wał mnie, że całość ma nie przekraczać stu stron”.

Liczy Pan, że Benedykt XVI przeczyta Pana książkę?

Bardzo bym się ucieszył, gdyby ją przejrzał. Rektor mojego uniwersytetu przekazał ją na ręce osobistego sekretarza Papieża podczas jego niedawnej wizyty w USA. Ale wątpię, by Benedykt miał czas i chęć czytać książki o sobie. Adresowałem ją głównie do katolików, ale nie tylko katolików, także tych wszystkich, którzy znają Papieża jedynie z powierzchownych doniesień medialnych, a chcieliby czegoś więcej się o nim dowiedzieć. I zrozumieć, jak wiele ma nam do zaoferowania.



***

BRENNAN PURSELL jest profesorem katolickiego Uniwersytetu DeSales w Pensylwanii. Zajmuje się historią Europy.