Zwyczajna niezwyczajna więź

Maria i Janusz Poniewierscy

publikacja 02.01.2009 20:51

W Księdze Rodzaju czytamy, że kobieta została stworzona jako pomoc mężczyźnie. W Ewangelii dzieciństwa mężczyzna wspomaga kobietę. To podwójne świadectwo, że nie zostaliśmy stworzeni do życia w samotności, ale do wspólnoty. Tygodnik Powszechny, 21-18 grudnia 2008

Zwyczajna niezwyczajna więź


Maciej Müller, Artur Sporniak: Kościół dostrzega w Świętej Rodzinie prototyp chrześcijańskich relacji rodzinnych. Czy biorąc pod uwagę współczesny kontekst małżeństwa z licznymi jego trudnościami, małżonkowie rzeczywiście mogą skorzystać z tego wzorca?

Maria Poniewierska: Zadałam dzisiaj to pytanie znajomym w pracy – młodemu małżeństwu, mężatce z kilkuletnim stażem i mężczyźnie żonatemu od lat kilkunastu. Okazało się, że mają w swoich domach ikonę Świętej Rodziny, stylizowaną na bizantyjską, ale zdaje się, niezbyt akceptowaną przez tradycję prawosławną. Maryja przytula się na niej do Józefa, on Ją obejmuje ramieniem, a między nimi stoi Jezus. Moi rozmówcy, deklarując przywiązanie do tej ikony, mówili jednocześnie, że Święta Rodzina jako model życia rodzinnego i małżeńskiego nie dostarcza im wzorów.

Niewiele zresztą o tej Rodzinie wiadomo... Milczenie Ewangelii na temat życia w rodzinnym domu Jezusa sugeruje, że było ono zwyczajne. Jednak Maryja i Józef byli szczęśliwi. Dzisiaj boimy się zwyczajności – wydaje się nam szara, nijaka, nudna.

Czemu ta ikona jest przez Wschód nie uznawana?

Janusz Poniewierski: Bo, jak pisze Zbigniew Nosowski w książce „Parami do nieba”, taki wizerunek Świętej Rodziny „dla prawosławnych chrześcijan może być nawet gorszący. (...) Czuły gest Józefa wobec małżonki sugeruje, ich zdaniem, cielesny związek z Maryją”. W tradycji prawosławnej Świętą Rodzinę – to znaczy: Jezusa, Maryję i Józefa – przedstawia się jedynie w kontekście Bożego Narodzenia czy Ofiarowania w Świątyni. W tych scenach jednak Maryja i Józef stoją osobno.

Józef w malarstwie zachodnioeuropejskim przedstawiany jest prawie zawsze jako stary człowiek z siwą brodą, stojący w pewnym oddaleniu od żłóbka: bliżej Jezusa jest zazwyczaj Maryja. Czy to nie ten sam objaw lęku przed małżeńskimi uczuciami w przestrzeni sakralnej?

JP: Być może. Ale musimy pamiętać również o teologii. Niepokalanie Poczęta Matka Boga jest jednak bliżej Jezusa niż ktokolwiek inny, nawet Józef. I to próbowały pokazać obrazy. Poza tym, kiedy one powstawały, nie można było jeszcze mówić o kulcie czy choćby idei Świętej Rodziny. Widziano to raczej tak, że przed Wcielonym Bogiem stoją poszczególne osoby – każda z jakąś misją...

MP: Kult Świętej Rodziny jest stosunkowo młody. Ze źródeł liturgicznych wynika, że został on zainicjowany przez Kościół (w skali powszechnej, bo wcześniej pojawiały się takie inicjatywy w Kościołach lokalnych) dopiero pod koniec XIX wieku – i miał cel duszpasterski. Jak sądzę, wprowadzono go, żeby wzmocnić rodzinę (małżeństwo i ich dzieci), która zaczęła wtedy zyskiwać coraz większą autonomię względem grup rodowych, a jednocześnie była bardziej narażona na wpływy z zewnątrz.

JP: Pierwsze próby wskazywania ideału Świętej Rodziny odnajdujemy jednak już w wieku XV. Jan Gerson użył określenia „trójca ziemska”, mając na myśli właśnie Jezusa, Maryję i Józefa. W XVII stuleciu biskup François Monmorency-Laval z Kanady poprosił papieża o zgodę na obchodzenie w swojej diecezji święta Świętej Rodziny. A potem dopiero Leon XIII (koniec XIX w.), Benedykt XV (początek XX w.) i Paweł VI (w 1969 roku) rozszerzyli ten kult na cały Kościół.


Leon XIII tak pisał o Świętej Rodzinie: „Pod opieką Najświętszej Matki i św. Józefa w zupełnym ukryciu wychowywał się Jezus, Słońce sprawiedliwości, zanim swym blaskiem oświecił narody. Niewątpliwie jaśniała w tej Rodzinie wzajemna miłość, świętość obyczajów i pobożne ćwiczenia – jednym słowem wszystko, co rodzinę może uszlachetnić i ozdobić, aby dać na wzór naszym czasom”. Znamienne jest słowo „niewątpliwie”, tak jakby Papież przewidywał wątpliwości...

JP: Biorąc pod uwagę ówczesny kontekst kulturowy, ta rodzina rzeczywiście była wyjątkowa: bez seksu i z jednym tylko dzieckiem, mającym przy tym niezwykłe pochodzenie. A trzeba pamiętać, że liczne potomstwo było w judaizmie znakiem Bożego błogosławieństwa. Jednak spoglądając na tę rodzinę przez pryzmat ikony, o której wspominaliśmy, dowiadujemy się tego, co w niej najważniejsze i aktualne także dzisiaj.

Nie chodzi tu nawet o bliskość Maryi i Józefa, choć ona w każdym małżeństwie jest niezbędna, ale o Jezusa jako centrum ich życia. Symbolizuje to gest uchwycony na obrazie: Józef i Maryja trzymają się za ręce, a w ich dłonie swą rękę wkłada mały Jezus. Tę postawę powinniśmy naśladować: zapraszać Jezusa do swojego małżeństwa. Pozwolić Mu, żeby był z nami, żeby nas łączył.

Józef i Maryja znaleźli się w samym centrum paradoksu Wcielenia. Maryja – jak głosi Akatyst – „rodzi Rodziciela życia” i „dźwiga tego, co wszystkie dźwiga rzeczy”. Jaka rola przypadła św. Józefowi?

MP: Świętego Józefa nazywa się często „cieniem Ojca”. To określenie opisuje go chyba najlepiej. Józef jest bowiem postacią zarysowaną w Ewangeliach bardzo dyskretnie. Swoją drogą, pomimo duszpasterskich wysiłków Kościoła, żeby stał się on patronem mężczyzn, ojców czy nawet rodzin, chyba nie bardzo się to udaje. Mąż Maryi wciąż jest słabo obecny w naszej wyobraźni religijnej i pobożności.

JP: Być może dzieje się tak dlatego, że duszpasterze, którzy na co dzień formują wiarę swoich parafian, pozostają pod silnym wpływem kultu matki. I nie chodzi mi tu wcale o Matkę Bożą...

MP: W kazaniach rzadko mówią o „świętych rodzinach”, z których wyszli, za to często o świętych matkach, które ich wychowały. To wynika chyba z doświadczenia historycznego Polaków: zabory, powstania i wojny odciągały ojców i mężów od rodzin, a odpowiedzialność za nie dźwigały kobiety. Dzisiaj podobny skutek przynoszą przemiany kulturowe i gospodarcze.

JP: Józef, milczący i stojący na uboczu, jest duchowym mocarzem, jedną z najważniejszych postaci w naszych dziejach.

Z ewangelicznych narracji św. Józef szybko znika: jest nieobecny podczas publicznej działalności Jezusa, nie ma go pod Krzyżem...

MP: Ostatnia wzmianka o świętym Józefie pojawia się w perykopie o odnalezieniu Jezusa w Świątyni. Ciekawe, że właśnie wtedy. Zdaniem niektórych egzegetów, dwunastoletni Jezus mógł być już po lub tuż przed obrzędem bar micwy, symbolicznie kończącym dzieciństwo i wprowadzającym w dorosłe życie oraz nakładającym obowiązek przestrzegania żydowskiego Prawa. To mogłoby też tłumaczyć „zniknięcie” Józefa. Jako prawny opiekun przestał odgrywać rolę, ponieważ Jezus stał się dojrzałym, pełnoprawnym członkiem wspólnoty.

JP: Według tradycji Józef umarł wcześnie, zapewne przed rozpoczęciem przez Jezusa publicznej działalności. Jest rzeczą interesującą, dlaczego ewangeliści nie wspomnieli o jego śmierci. Czemu uznali ją za fakt nie tak znowu istotny dla dziejów zbawienia?


W adhortacji o św. Józefie „Redemptoris custos” Jan Paweł II pisze, że dla Kościoła „równie ważne jest wyznawanie dziewiczego poczęcia Jezusa, jak i obrona małżeństwa Maryi z Józefem”. „Ono bowiem stanowi – pisze Papież – prawną podstawę ojcostwa Józefa”. Dlatego Jan Paweł II z naciskiem podkreśla, że „w małżeństwie tym nie brakowało żadnego istotnego elementu”. Ale czy tym samym nie wpadamy z powrotem w koleiny deprecjonowania seksualności?

JP: Spodobało się Panu Bogu, żeby Jezus przyszedł na świat w rodzinie, a z drugiej strony, żeby Jego Matka pozostała dziewicą. Ja nie muszę tego rozumieć. Jedyne, co mogę zrobić, to... ugiąć kolana i pochylić głowę. Wiem jednak, że na pewno nie chodziło o deprecjację seksualności, która jest darem i jest dobra! Papież, autor „Miłości i odpowiedzialności” oraz katechez o teologii ciała, na pewno to rozumiał.

Ale o co w gruncie rzeczy Panowie chcą nas zapytać? Do czego potrzebny był św. Józef?

MP: Jezus powinien mieć ziemskiego ojca. Tego wymagała Jego ludzka formacja.

JP: Pamiętajmy, że w kulturze żydowskiej dziecko (syna) do pewnego momentu wychowywała matka, a później ojciec. Obie te osoby były konieczne do właściwego wychowania Jezusa. Poza tym ktoś musiał zarabiać na życie rodziny!

Jan Paweł II wylicza za św. Augustynem i św. Tomaszem przymioty wyznaczające istotę małżeństwa: „nierozerwalne zjednoczenie dusz”, „zjednoczenie serc” i „wzajemna zgoda”. Czy uznając w Maryi i Józefie wzór chrześcijańskiego małżeństwa nie odchodzimy od biblijnego objawienia mówiącego o „jednym ciele”?

MP: Warunkiem zaistnienia małżeństwa jest „jedno ciało”. Dzisiaj Kościół ukazuje małżeństwo jako wspólnotę życia i miłości z natury ukierunkowaną na wspólne dobro kobiety i mężczyzny i na przekazywanie życia. Wymiar seksualny jest zatem niezbędny. Jan Paweł II wielokrotnie zresztą mówił o całkowitym darze składanym sobie nawzajem przez męża i żonę – ten dar dzieje się także poprzez ciało.

Zatem to, co Papież napisał w adhortacji, wydaje się jakąś niekonsekwencją. Trudno naśladować małżeństwo, w którym jedność realizowana jest jedynie poprzez „nierozerwalne zjednoczenie dusz” i „zjednoczenie serc”. Poza tym rodzi się podejrzenie, że skoro Święta Rodzina nie „zniżała się” do współżycia, to jest ono co najmniej czymś nie do końca właściwym, o ile nie grzesznym.

JP: Gdyby jakaś para narzeczonych przyszła do proboszcza z pomysłem całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej po ślubie, nie otrzymałaby chyba zgody na ślub kościelny! To pokazuje, jak ważny jest – również dla Kościoła! – akt małżeński. To, że „dwoje będą jednym ciałem”.

A jednak ze czcią myślę o tym, że Maryja z Józefem postanowili zrezygnować z wymiaru seksualnego swego małżeństwa i złożyli w ten sposób dar z siebie samych. Zrezygnowali z seksu nie dlatego, że on jest zły, ale właśnie dlatego, że stanowi wielką wartość.

To nie jedyne wypowiedzi sprawiające nam trudność. W cyklu katechez maryjnych Jan Paweł II przekonywał, że Maryja wybrała dziewictwo, zanim jeszcze poślubiła Józefa.

JP: To część tradycji Kościoła, pochodzącej bodaj od świętego Augustyna. Ja tego nie rozumiem. Zastanawiam się czasem, czy Augustyn nie kierował się tu jakimś uprzedzeniem wobec spraw ciała. Ale to nie jest pytanie do nas. O to trzeba by zapytać teologów...


W małżeństwie bardzo ważny jest wymiar osobowy i psychiczny. Maryja zgodziła się na misję zupełnie wyjątkową – trudno sobie wyobrazić, że jeden człowiek w samotności zdołałby ją unieść. W tym sensie wtajemniczenie w tę misję Józefa jako bardzo bliskiej osoby jest całkiem zrozumiałe. Czy zatem współcześni małżonkowie nie powinni czerpać inspiracji ze Świętej Rodziny właśnie dla swoich przecież także wyjątkowych więzi i niezbędnego wzajemnego wsparcia?

MP: W Księdze Rodzaju czytamy, że kobieta została stworzona jako pomoc mężczyźnie. A teraz mężczyzna ma wspomóc kobietę. To jakby podwójne biblijne świadectwo, że jesteśmy – kobiety i mężczyźni – sobie przeznaczeni: nie zostaliśmy stworzeni do życia w samotności, ale do wspólnoty. Rodzimy się jako osoby dzięki relacjom, jakie nas łączą. Dzięki mężowi otwierają się nowe wymiary mojej osobowości. On pozwala mi być kimś więcej, w pewnym sensie mnie współtworzy.

JP: Pamiętając o tym wymiarze wspólnego życia, możemy sobie tylko wyobrażać, jak wiele łączyło Maryję i Józefa, jak wiele – jako osoby – zawdzięczali sobie nawzajem.

Bez Józefa nie byłoby Maryi, jaką znamy z Ewangelii, ale nie byłoby i Jezusa, jakiego znamy. Simone Martini na obrazie „Powrót Chrystusa do rodziców po nauczaniu w świątyni” (1342 r.) przedstawił Józefa, który patrzy na młodego syna z wyraźnym zagniewaniem.

Bartolomé Esteban Murillo („Święta Rodzina”, 1650 r.) ukazał Józefa, który bawi się z małym Jezusem, a Maryja, przędąc, przygląda im się z boku. Po tym, kim był Jezus, widać, jaka to była rodzina. Jezus jest męski, odważny, pełen charyzmy, a jednocześnie niezwykle delikatny wobec kobiet.


MP: Rodzina jest systemem naczyń połączonych, dlatego dziecko tak wiele „dziedziczy” po rodzicach. Gdybyśmy pod tym kątem przyjrzeli się Jezusowi, to analizując Jego postawy i czyny, moglibyśmy bardzo dużo dobrego powiedzieć o Jego ziemskim ojcu i o Maryi jako kobiecie matce.

Miłość w domu rodzinnym Jezusa była na pewno obecna w sposób doskonały, ale czy to znaczy, że nigdy nie zdarzały się nieporozumienia i konflikty? Czy życie w Nazarecie było sielanką? Sądzę, że Świętej Rodziny nie ominęły normalne trudne sytuacje, ale na pewno były one rozwiązywane z miłością, wolą zrozumienia drugiej strony i bez stawiania na swoim.

JP: Pamiętaj jednak, że w tej trzyosobowej Rodzinie aż dwie osoby były wolne od grzechu pierworodnego...

W zeszłym roku na naszych łamach o. Wojciech Prus proponował, by Józef został patronem ludzi żyjących w stresie...

MP: Może też być patronem mężczyzn, którzy dowiadują się, że zostaną ojcami.


Gdy przyjrzymy się innym postaciom biblijnym i ich małżeńskim relacjom, to często były one bardzo zawikłane: kłopoty Abrahama i Sary z poczęciem, Juda poślubiający swoją synową Tamar, Dawid mordujący wiernego dowódcę, by romans z jego żoną nie wyszedł na jaw...

Do genealogii Jezusa trafia i Tamar, która w przebraniu prostytutki uwiodła swojego teścia, i prostytutka Rachab, która zdradziła swój naród. Nasze związki też są często powikłane. Czy to nie rodzi nadziei, że Bóg potrafi wyprowadzić historię zbawienia nawet z najtrudniejszych sytuacji?


JP: W genealogii Jezusa znalazła się też Rut i mnóstwo mężczyzn, o których zawikłanych jakoby związkach rodzinnych nie możemy niczego powiedzieć. Bohaterowie biblijni byli normalnymi ludźmi. Pismo Święte pokazuje ich w całym ich uwikłaniu, nawet grzechu. Bez lukru, bez retuszu...

MP: Pewnie w życiu wielu świętych dałoby się znaleźć jakieś – podobne do tych biblijnych – trudne, przełomowe sytuacje. Mnie te historie pokazują, że Bóg z każdej beznadziei może wyprowadzić coś niespodziewanego, nowego i dobrego.

Bóg poprzez Biblię pokazuje, jak ważne są relacje między ludźmi. Pod tym kątem czytałam Ewangelie dzieciństwa Jezusa. Nie ma w nich nawet wzmianki o rozmowach Maryi i Józefa – a przecież musieli ze sobą rozmawiać!

Na przykład Maryja musiała powiedzieć Józefowi, że jest w ciąży, narażając się na posądzenie przezeń o cudzołóstwo. Nie wiemy, jak jej mąż na tę wieść zareagował. Kiedy Józef podjął decyzję o ucieczce do Egiptu, też musiał rozmawiać o tym z Maryją. Ona posłusznie poszła za nim. Ale – myślę – nie na zasadzie surowego posłuszeństwa, lecz zaufania.

JP: Oczywiście, opisane w Biblii skomplikowane sytuacje rodzinne mogą być dla nas, często uwikłanych w trudne związki, źródłem nadziei. Bóg nawet z suchego badyla potrafi wzbudzić żywe pędy.

Co musimy zrobić, żeby Mu to ułatwiać?

JP: Józef „był człowiekiem sprawiedliwym” – mówi Pismo. A sprawiedliwy to w Biblii ten, kto chodzi po drogach Pańskich, jest posłuszny Bogu.

MP: Istota świętości Józefa i Maryi polega na tym, że oni, żyjąc przed obliczem Boga – w przeciwieństwie do Adama i Ewy – słuchali Go i mówili mu „tak”. To bardzo trudne do naśladowania, szczególnie w naszych czasach, kiedy stawiamy na niezależność.

Rozmawiali Maciej Müller i Artur Sporniak

*****

Maria i Janusz Poniewierscy, małżeństwo z 25-letnim stażem, rodzice dwóch córek