Moralność bez wiary

Ks. Jacek Prusak SJ

publikacja 14.10.2009 16:05

Czy bycie ateistą oznacza bycie gorszym człowiekiem? Organizatorzy Marszu Ateistów i Agnostyków sądzą, że tak postrzega ich wierząca większość społeczeństwa. Tygodnik Powszechny, 11 października 2009

Moralność bez wiary


Ateiści byli zawsze, ale ateizm jest późnym wynalazkiem ludzkości: narodził się dopiero gdy stwierdzono, że budowa i funkcjonowanie wszechświata nie wymagają istnienia pojedynczej, nadrzędnej, niezależnej zasady wyjaśniającej.

Na podium

Ateizm jako ideologia nie jest jednak „dzieckiem” nauki wrogo nastawionej do religii ani reakcją na scholastykę, ale odmową przyznania doświadczeniu religijnemu wartości poznawczej (zob. „Ateizm w sporze z religią”, WAM 2009). Powstał w łonie chrześcijaństwa i towarzyszył wierze chrześcijańskiej przez dwa stulecia. Zmęczenie tradycyjną religią (chrześcijaństwem kościelnym) nie przyniosło jednak jego zwycięstwa – raczej zwrot ku religijności zastępczej, ezoteryzmowi i neognozie. Jak podkreśla ks. Tomáš Halík, „na podium zwycięzców stanęła częściowo rozmyta, dyfuzyjna religijność, za którą kroczy »religijna obojętność«, po niej religijność tradycyjna, a na końcu »wiara ateistów«” („Wzywany czy niewzywany, Bóg się tutaj zjawi”, WAM 2006).

Badania kwestionariuszowe, przeprowadzone w latach 30. XX w. na 325 losowo wybranych członkach Amerykańskiego Towarzystwa Krzewienia Ateizmu pokazały, że najczęstszymi przyczynami ateizmu były konflikty w dzieciństwie oraz w okresie dojrzewania. Prawie wszyscy badani przeżyli w latach dziecięcych śmierć kogoś bliskiego lub drogiego ich sercu, niemal jedna trzecia przyznała, że nie miała szczęśliwego dzieciństwa ani dorastania – bardzo podobnie jak w przypadku dwu grup porównawczych, złożonych z radykałów (spośród konserwatystów nikt nie mówił o nieszczęśliwym dzieciństwie, a tylko 4 proc. wspomniało nieszczęśliwy okres dojrzewania).

Bolesne wydarzenia egzystencjalne mogą być jednak powodem zarówno odrzucenia wiary religijnej, jak jej przyjęcia czy pogłębienia. Istnieją „ateiści w imię wartości”, ale nie tworzą homogenicznej grupy, dla identyfikacji której mogłaby zostać stworzona skala psychometryczna. Niewiele więc wiemy o ich psychologicznym profilu. O ile jednak psychologiczne badania nad ateizmem są wciąż w powijakach – psycholodzy zakładali, że trzeba wyjaśniać religijność, a nie jej brak, gdyż ateizm uważano za synonim dojrzałości emocjonalnej – o tyle o rozwoju moralnym ateistów i osób religijnych wiadomo już całkiem sporo.

Trzecia fala

Niewiele osób wierzy na tyle mocno, aby zostać ateistami. Badania socjologiczne na populacjach narodowych pokazują, że w skali światowej proporcja ateistów w ostatnich latach zmalała – w Europie tak radykalnie, że socjologicznie jest za mała, aby być używaną w badaniach statystycznych, poza Europą zaś – oprócz mocno „zwesternizowanych” krajów czy elit wykształconych na Zachodzie – praktycznie nie istnieje (dla porównania, w latach 60. XX w. połowa światowej populacji była nominalnie ateistyczna; trzeba jednak pamiętać, że badania były robione głównie na osobach żyjących w państwach oficjalnie zwalczających religię).

Metamorfoza, jakiej uległ ateizm w ostatnim dziesięcioleciu, związana jest z nadejściem czegoś, co „Wall Street Journal” nazwał „wojującym ateizmem”, a co określa się również mianem „trzeciej fali ateizmu”. Jej głównym dogmatem jest twierdzenie, że między przekonaniami naukowymi a religijnymi istnieje konflikt. „Rację może mieć tylko jedna strona. Pozbądźmy się tej, która się myli” – pisze Richard Dawkins („Bóg urojony”, CiS 2007). Odrzucając wszelki „konstruktywny dialog” między nauką a religią Steven Weinberg, wybitny fizyk i laureat Nagrody Nobla, twierdzi, że „jednym z wielkich osiągnięć nauki było jeżeli nie uniemożliwienie, aby inteligentni ludzie byli religijni, to przynajmniej umożliwienie, aby nie byli religijni. Nie powinniśmy wycofywać się z tego dokonania” (cyt. za: „Ateizm w sporze z religią”).

Tradycyjnie przywołuje się argument za tym, że ateizm przyciąga naukowców. Sytuacja jest jednak bardziej złożona. Ani w założeniach, ani we wnioskach żadnej z teorii naukowych nie wspomina się o istnieniu Boga. Teorie same w sobie niewiele odsłaniają, a skoro nauka ma wspierać ateizm, to – jak argumentuje David Berlinski, ateista, matematyk i popularyzator nauki – wymagany dowód powinien odwoływać się do czegoś takiego w niej samej, co wykracza poza to, co ona stwierdza, sugeruje albo ujawnia.




Zdjęcie na stronie głównej: Jacek Bednarczyk/ PAP/EPA


Dogmatyczne stwierdzenia naukowców o rzekomym wykazaniu nieistnienia Boga nie mają nic wspólnego z nauką, a jeszcze mniej z istnieniem Boga. Z kolei, „każde stanowisko moralne, które rości sobie prawa do naukowości, mocno ryzykuje, że tak naprawdę będzie tylko formą dogmatyzmu” (Patrick Pharo, „Moralność a socjologia. Sens i wartości między naturą i kulturą”, Oficyna Naukowa 2008). Z drugiej strony teolodzy muszą pamiętać, że „dowodząc, iż Bóg istnieje, rozum jedynie dowodzi, że nie bardzo wiadomo, co znaczy słowo »istnieje«” (D. Turner, „On Denying the Right God. Aquinas on Atheism and Idolatry”, „Modern Theology”, 20/2004).

Wydaje się, że w sporze nauki z religią prawda leży gdzieś pomiędzy modelem „odwiecznych wrogów” a modelem „odrębnych sfer”. Czasami nauka i religia zabierają głos w tych samych sprawach, a gdy to robią, niekiedy nie zgadzają się ze sobą. Często bywa tak, że zderzenie nauki i religii jest skutkiem nie tyle sprzecznych przekonań, co przeciwnych postaw tych, którzy się ze sobą nie zgadzają. Dzieje ateizmu pokazują, jak bardzo jest to zjawisko ambiwalentne. W niektórych przypadkach ateizm jest krytyką idolatrii religijnej (albo prób idolatrii), w innych – jak trafnie ujął to Halík – „na zwolnione miejsce po Bogu wstawia natychmiast nowych bogów”.

Czy sumienie wystarczy

Urodzenie się ateistą nie jest prawem przyrody czy cechą genetyczną, tak jak stanie się ateistą nie jest przejawem wyższej inteligencji. Bycie ateistą nie oznacza też bycia gorszym człowiekiem. Rzecznikom „Marszu Ateistów i Agnostyków”, którym patronuje Stowarzyszenie Wolnomyślicieli z Krakowa, wydaje się jednak, że tak myślą o nich ludzie religijni, czyli większość katolików w naszym kraju, i z tego powodu czują się dyskryminowani.

Pytanie, czy ideał moralnego życia ma boską sankcję, czy też jest jej pozbawiony, nie jest banalne – najlepiej wiedzą o tym niewierzący rodzice wychowujący swoje dzieci. Podstawowy proces rozwoju moralnego przebiega w rodzinach świeckich i religijnych podobnie, tylko uzasadnianie przestrzegania zasad moralnych wygląda różnie. Nie ma dowodów empirycznych, które uzasadniałyby przekonanie o wyższości jednej grupy nad drugą. Plusy i minusy ma zarówno religijne, jak świeckie wychowanie moralne. Wychowywanie dzieci na „swój obraz i podobieństwo” jest tak samo ryzykowne jak wykorzystywanie Boga do potwierdzania własnego autorytetu nad nimi.

„Żyjemy w świecie – pisze Patrick Pharo, francuski socjolog moralności – w którym nie dominuje żadna określona moralność, ostatecznym odwołaniem do ludzkiego sumienia, uznawanego za wspólne wszystkim ludziom, wydaje się demokratyczna etyka praw człowieka. Nie ma jednak żadnej gwarancji, co pokazuje historia, że odwołanie się do sumienia wystarczy, ponieważ o ile bez zbytniego trudu można uzyskać uniwersalny, jednomyślny osąd na temat kilku zasad wyższego rzędu, o tyle znacznie trudniej osiągnąć porozumienie co do zastosowania ich w konkretnych sytuacjach”.

Na pytanie, co czyni prawdziwymi prawa moralne, są trzy odpowiedzi: Bóg, logika i nic. Bez żadnych absolutnych praw moralnych nie jest oczywiste, dlaczego mamy wybierać to, co słuszne. Jeśli uznamy, że w żadnym stanowisku moralnym nie może być nic obiektywnego, to nie jest możliwe również obiektywne poznanie moralności. Rację ma wtedy jedynie silniejszy. Odwołanie się do natury nie wystarcza do ustanowienia moralności m.in. dlatego, że ewolucja naturalna jest zjawiskiem przypadkowym, którego przejawy mogą być różnorodne, a przede wszystkim okrutne. Nawet jeśli założymy, że naturalizm moralny byłby możliwy, nadal pozostaje otwarta kwestia jego skutków praktycznych (np. problemu przyzwoleń będących nadużyciami).

Ateiści nie muszą być relatywistami moralnymi, czego tak bardzo obawiają się ludzie wierzący, nie znaczy to jednak, że moralność poza wiarą jest oczywista. W sytuacji, w której w polskiej debacie publicznej coraz częściej widać mentalność „wojny kulturowej” i w której demonizacja stanowiska przeciwnego jest na porządku dziennym, głoszenie „moralności bez wiary” może być odebrane przez Kościół jako prowokacja. Jednak, jak uczył Jan Paweł II, „zadaniem Kościoła jest uczynienie przeciwnika bratem”. Nie pochwalając metod reklamowania Marszu (tramwaj z ateistycznymi hasłami, mający jeździć pod papieskim oknem), nie ma co bić na alarm. Lepiej do samej idei podejść z dystansem, do maszerujących zaś – z szacunkiem.