Przeistoczenie

Ks. Grzegorz Ryś

publikacja 14.10.2009 16:10

Chrześcijanin jest zobowiązany do przyjęcia tego, co jest objawione w Słowie i działaniu Boga, w Piśmie Świętym i w Tradycji. Zachwiejemy konstrukcją wiary, mówiąc o cudach, a nie o Ewangelii. Tygodnik Powszechny, 11 października 2009

Przeistoczenie


Ks. Grzegorz Ryś: Potrzebny mi jest eucharystyczny Cud każdej Mszy. Bez Eucharystii nie ma Kościoła: to główny motyw komentowania takich wydarzeń. Prawdziwym cudem jest sama Eucharystia.

Opowieści o cudach eucharystycznych pochodzą jednak już z wczesnego średniowiecza, musiały być Kościołowi potrzebne.

Te podania funkcjonują zawsze w jakimś kontekście. Pierwszy to zwrócenie uwagi na cudowność przemiany eucharystycznej w ogóle. Opowiadania tego typu mnożą się zwłaszcza od X w., kiedy w odniesieniu do Eucharystii pojawiły się głosy kwestionujące realność obecności w niej Chrystusa; konsekwentnie, akcent w wykładzie został przesunięty z Komunii na samą przemianę eucharystyczną.

Częstszy kontekst „cudów eucharystycznych” stanowiła czyjaś niewiara. Najpopularniejsze opowiadanie dotyczy tu wydarzenia z udziałem papieża Grzegorza Wielkiego. W czasie odprawianej przez niego Mszy pewna kobieta zaczęła się śmiać, mówiąc, że codziennie wypieka chleb i nie wierzy, żeby mógł być w nim obecny Bóg. Wskutek modlitwy św. Grzegorza miała otrzymać wizję krwawiącego palca Chrystusa (w innych wersjach: wizję Męża Boleści). Z kolei uczestniczący we Mszy sprawowanej przez Bazylego Wielkiego Żyd miał podjąć decyzję o przyjęciu chrześcijaństwa, skoro w rękach celebransa zobaczył zamiast hostii – małego Chłopca.

Trzeci kontekst to wyjątkowa łaska, którą otrzymuje ktoś mocno wierzący; niektórzy mistycy odżywiali się samą Komunią. A niektóre opowiadania o cudach mówią o szacunku całego stworzenia wobec Eucharystii. Złodziej zakopuje w polu skradzioną hostię. Wół nie chce orać tego pola, tylko klęka (podobnie jak osioł przed monstrancją niesioną przez św. Antoniego). Natura uznaje cudowność przemiany eucharystycznej.

Podręczniki pastoralne zabraniały spożywania cudownie przemienionej hostii, nakazując powtórną konsekrację.

Chodziło o to, żeby uzyskać postacie nadające się do spożycia. Nikt przecież nie zje kawałka ludzkiego ciała. W przypadku takich cudów przemieniona Eucharystia zaczyna być traktowana jako relikwia.

W hostii, która pozostaje chlebem, Chrystus też jest obecny dosłownie – a jej nie wahamy się spożyć.

Jest obecny prawdziwie. Ale to nie jest tak, że kiedy łamiemy hostię, to ktoś dostaje Jezusowy palec, a kto inny oko. Dogmat IV Soboru Laterańskiego (1215 r.) opisuje przemianę eucharystyczną terminem „przeistoczenie”. Zmienia się substancja, ale pozostają przypadłości. Stąd już średniowieczni teologowie podkreślali cudowność owej przemiany, skoro przypadłości zaczynają istnieć bez oparcia w substancji. Jest kolor, kształt i smak chleba, ale nie ma już jego substancji – tylko substancja Ciała Chrystusowego. Logik zapyta, jak to możliwe. W średniowieczu pytał o to np. John Wicliffe, odrzucając dogmat o przeistoczeniu. Wolał używać pojęcia konsubstancjacji – było łatwiejsze do zrozumienia i likwidowało napięcie wpisane w cud dokonywany przez Boga contra naturam (co w odniesieniu do Eucharystii podkreślał Tomasz z Akwinu).

Nie ma więc problemu z połknięciem hostii – bo przypadłości dotyczą chleba. Jeśli byśmy pojmowali to dosłownie, powtórzylibyśmy zarzuty, jakie formułowano wobec chrześcijan od II w. – o kanibalizm.

Jedni nie mają wątpliwości, inni czują rezerwę albo się śmieją: skąd nasz problem z wiarą w cuda?

Jedni powiedzą, że świat potrzebuje tego rodzaju znaków, bo np. Eucharystia jest na wiele sposobów profanowana. Inni powiedzą, że dojrzała wiara nie potrzebuje takich znaków. Nie wartościowałbym tych reakcji.

Pan Bóg nie jest związany porządkiem sakramentalnym i jeśli chce, może posłużyć się objawieniem prywatnym, aby np. zwrócić uwagę na taki fragment objawienia publicznego, który został zapomniany. Kościół nie zobowiązuje do wiary w prywatne objawienia – nawet jeśli uznaje ich autentyczność. Zwykle wyraża nihil obstat – czyli że w danym objawieniu nie ma treści sprzecznych z nauczaniem.

Chrześcijanin jest zobowiązany do przyjęcia tego, co jest objawione w Słowie i działaniu Boga, w Piśmie Świętym i w Tradycji. Nie ma sensu reinterpretowanie objawienia publicznego przy pomocy objawień prywatnych. Sensowny jest proces odwrotny. Zachwiejemy konstrukcją wiary, mówiąc o cudach, a nie o Ewangelii.


Jeden z autorów książek o cudach eucharystycznych zatytułował swoją publikację „Reason to Believe” (Przyczyna wiary). Czy cud może być punktem wyjścia do wiary?

Wiara jest odpowiedzią na Słowo Boga. W odniesieniu do Eucharystii polega na przyjęciu, że Chrystus jest obecny w każdej hostii po przeistoczeniu. Argumentem za wiarą nie jest cudowna hostia, tylko słowa: „to jest Ciało Moje”.

Z hostii tryska krew, pojawiają się tkanki serca – to gwałt na wrażliwości...

Więc może nie wy jesteście adresatami tego znaku. Objawienie prywatne jest zawsze skierowane do kogoś konkretnego. Przez niego może być oczywiście skierowane ku pożytkowi Kościoła.

W „Encyklopedii katolickiej” czytamy, że przez cuda Bóg „oznajmia swą zbawczą wolę człowiekowi”. Więc czy cud może być dowodem na prawdziwość Objawienia?

To jest proces toczący się po kole: cuda mają wartość apologetyczną, ale także żeby uznać znak, potrzebna jest wiara. To, co kiedyś wydawało się contra naturam, dzisiaj takim nie jest. Nad Morzem Czerwonym wiał wiatr, woda się cofnęła; współczesny naukowiec wyjaśni to racjonalnie. Dla Mojżesza to był jednak znak działania Boga. Pozostaje też takim dla nas.

Ale dlaczego Pan Bóg miałby się nie posłużyć zjawiskiem naturalnym?

Właśnie! I tu dochodzimy do klasycznego rozumienia cudu: nie zjawisko przeciwne naturze, ale znak.

Czy warto, żeby Kościół wykorzystywał w kaznodziejstwie opowieści o cudach?

Gdyby exempla o cudach wyrzucić ze średniowiecznego kaznodziejstwa, niewiele by zostało... Dzisiaj człowiek jest bardziej sceptyczny, ale też może stanąć wobec zjawisk niezrozumiałych, które powinny wzbudzić jego refleksję. Znaczące, że w procedurach kanonizacyjnych utrzymano konieczność wystąpienia cudu.

Dr Maciej Krzywosz z Pracowni Badań i Dokumentacji Zjawisk Mirakularnych Uniwersytetu w Białymstoku powiedział, że „cuda związane z Eucharystią są rzadkie w naszym kręgu kulturowym, gdzie dominuje kult maryjny”. Więc od treści naszej kultury zależy, jakie cuda się zdarzają?

Co to znaczy „nasz krąg kulturowy”? Jest nim Kościół łaciński, chrystocentryczny, nawet jeśli kult maryjny stanowi w nim znaczącą jakość.

W historii można nieraz dostrzec równoległe działania Pana Boga: coś, co dokonuje się w kościelnych elitach, zachodzi w nieco inny sposób w masowej pobożności. Biskupi zgromadzeni na Soborze Laterańskim IV odkryli, że istnieje potrzeba pogłębienia nauczania o Eucharystii, a jednocześnie cuda eucharystyczne budowały ludową pobożność eucharystyczną. Przed Soborem Watykańskim II ludzie pokroju Chiary Lubich czy Kiko Argueillo dochodzili do intuicji, których potwierdzenie zyskiwali ze strony Vaticanum II.

Najważniejsze jednak, by nie sprowadzać wiary do poziomu fantastyki. Od uznania prawdziwości nadzwyczajnych cudów eucharystycznych znacznie ważniejsze pozostaje zawierzenie Słowu Chrystusa, które prowadzi do Komunii eucharystycznej z Bogiem i z braćmi we wspólnocie Kościoła.

Rozmawiali Joanna Bątkiewicz-Brożek i Maciej Müller