Siedem marzeń o Kościele

Ks. Gerald O’Collins SJ

publikacja 09.12.2009 20:55

Na początku trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa musimy pracować nad mniej scentralizowanym Kościołem. Ale każda próba odnowy pozostanie doktrynalnie nieugruntowana, emocjonalnie pusta i nieefektywna, jeśli nie będzie czerpać inspiracji z Tajemnicy Paschalnej. Tygodnik Powszechny, 6 grudnia 2009

Siedem marzeń o Kościele


1

Moim pierwszym marzeniem jest, aby katolicy byli ludźmi żyjącymi Pismem Świętym. Kiedy we wrześniu 1978 r. zmarł nagle papież Jan Paweł I, w trakcie Mszy św. pogrzebowej ks. Carlo Maria Martini, późniejszy kardynał, wygłosił homilię, w której nawiązał do postaci Jana Chrzciciela: „On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście radować się krótki czas jego światłem” (J 5, 35). Martini trafnie uchwycił w tym fragmencie Pisma św. nastrój wiernych. Radowali się światłem i życiem, jakie płynęło od „Papieża uśmiechu”, którego pontyfikat był tak krótki. Czy jesteście gotowi – pytał Martini – realizować dalej misję, którą zostawił nam Jan Paweł I?

Bez cienia przesady można powiedzieć, że najważniejszym dokumentem, jaki Sobór Watykański II dał Kościołowi, była Konstytucja o Objawieniu Bożym „Dei Verbum”. Jej ostatnie paragrafy przedstawiają Kościół jako wspólnotę ludzi oddanych Słowu Bożemu. Sobór pragnął, aby cały Kościół został odnowiony duchowo przez Pismo Święte i stał się bardziej biblijny we wszystkich aspektach swojego funkcjonowania. Martini żyje tym nauczaniem. Jako kapłan chciałbym, by wszyscy prezbiterzy funkcjonowali bardziej biblijnie.

Zbyt wiele homilii wciąż ma charakter moralizatorski. Ich przesłanie można streścić jednym zdaniem: „Bądź dobry, bój się Boga i niech On ma naszą ojczyznę w opiece”. Oczywiście można usłyszeć homilie oparte na Piśmie św., ale często sprowadzają się do przywoływania odpowiednich cytatów – nie są zaś medytacją nad Słowem. Bez względu na postęp biblistyki, jaki nastąpił od czasów Soboru, z ręką na piersi musimy postawić sobie pytanie: czy naprawdę jesteśmy ludźmi Księgi? Czy całe swoje życie podporządkowaliśmy Słowu Boga?

2

Moje drugie marzenie dotyczy święcenia żonatych mężczyzn. Bez wątpienia istnieją uzasadnione argumenty za celibatem księży obrządku rzymskokatolickiego, ale nie można traktować ich w sposób absolutny, twierdząc, że celibat jest integralną częścią tożsamości kapłańskiej. Rozumując w ten sposób, ignoruje się fakt istnienia żonatego duchowieństwa w katolickich obrządkach wschodnich oraz w prawosławiu. Nie chodzi tu o wynajdywanie teologicznych racji za „połączeniem” kapłaństwa i celibatu, ale przejęcie się dramatyczną sytuacją wielu parafii pozbawionych księży.

Widać bardzo poważny spadek powołań kapłańskich – zagraża on eucharystycznemu życiu Kościoła. Wspólnoty lokalne mają prawo do regularnej celebracji Eucharystii, a nie jedynie roznoszenia Komunii św., z możliwością uczestnictwa wiernych w Mszy św. kilka razy w roku. Wiele lat temu Karl Rahner napisał, że na Kościele ciąży obowiązek dostarczenia wiernym wystarczającej liczby księży. Wynika to z prawa Boskiego i jest zobowiązaniem ważniejszym od wymogu celibatu duchownych. Również Walter Kasper, zgadzając się z Rahnerem, podkreśla wyższość Eucharystii nad celibatem. Tę zmianę w praktyce Kościoła wymusza nauczanie Soboru, stawiające Eucharystię w centrum życia Kościoła.

Nie bez znaczenia jest fakt, że spora liczba żonatych mężczyzn, którzy wcześniej byli duchownymi w innych Kościołach chrześcijańskich, przeszła do Kościoła rzymskokatolickiego i jest z Nim w pełnej komunii, kontynuując posługę ministerialną. Z pewnością w niektórych krajach ci kapłani pomogli w sprawowaniu liturgii we wspólnotach, które bez ich posługi byłyby pozbawione Eucharystii. By jednak sprostać wyzwaniom, jakie niesie ze sobą wzrastająca liczba parafii bez regularnej Mszy św., potrzeba znacznie większej liczby kapłanów. Należy więc zacząć wyświęcać na prezbiterów dojrzałych, żonatych mężczyzn. Oni są w Kościele: można ich znaleźć wśród katechetów, administratorów parafialnych czy stałych diakonów.


3

Moje trzecie marzenie jest związane z Kościołem służącym ludziom w potrzebie, zagubionym, w których katolicy słyszeliby płacz ubogich w czasie, kiedy kryzys ekonomiczny i żywnościowy pomnaża liczbę głodujących i chronicznie niedożywionych. W pierwotnym Kościele „liturgia” (gr. leitourgia) oznaczała zarówno czynność kultyczną, jak i niesienie pomocy potrzebującym. Podwójne znaczenie wskazuje na ścisły związek między kultem a zaangażowaniem społecznym na rzecz cierpiących, bądź, jak to ujął współcześnie pewien katolik, „na związek pomiędzy ołtarzem a jadłodajnią dla ubogich”. Na ten związek szczególnie wrażliwi są młodzi ludzie i jest dla nich gorszące oddzielanie tego, co się wyznaje, od tego, co się czyni. Angażują się w życie parafii, jeśli widzą, że nie ma rozdźwięku pomiędzy słowami, jakie słyszą w Kościele, a naszymi działaniami.

Dzisiaj głos ubogich płynie także z Ziemi, która jest plądrowana i zanieczyszczana do granic możliwości wskutek ludzkiej zachłanności. Giną lasy w Afryce, Amazonii i Azji; w zastraszającym tempie zmniejsza się ilość paliw i innych naturalnych bogactw; topnieją pokłady lodu w oceanach, zagraża nam globalne ocieplenie. Sytuacja wygląda tak, jakby rasa ludzka wydała wyrok zniszczenia planety i siebie. Krzyk ubogiej i cierpiącej Ziemi musi zostać wysłuchany.

4

Moje czwarte marzenie dotyczy promocji życia rodzinnego. Chciałbym widzieć coraz więcej chrześcijańskich rodzin – i rodzin osób innych religii – będących świecącym przykładem prawdziwego humanizmu. Wspólnotami, w których dzieciom przekazywana jest wiara i wartości, gdzie otoczone są ciepłem i troską. Rodzin, w których inne osoby przyjmowane są z gościnnością. W świecie konsumeryzmu i pośpiechu, zdominowanym przez wpływ mediów, telefonów komórkowych i internetu, coraz trudniejsze staje się wspólne przebywanie rodziców z dziećmi, trudniejsze jest więc wychowywanie.

Rodzice i dorośli wierzący muszą mieć coś do przekazania, jeśli chcą, by ich dzieci „zaraziły się” wiarą – by Dobra Nowina kształtowała ich życie. Nie stanie się tak, jeśli będą żyć podwójnymi standardami, starając się wpoić dzieciom – bądź na nich wymusić – coś, w co sami nie wierzą i czego nie praktykują. Ważne, aby w każdym katolickim domu widoczne były symbole religijne, dobrane ze smakiem i podkreślające wspólnie przeżywaną wiarę. Rodzice powinni wprowadzać dzieci w świat Biblii, czytać im życiorysy świętych, a zwłaszcza uczyć modlitwy – i modlić się wraz z nimi. W przeszłości w wielu chrześcijańskich domach można było znaleźć rodzinne Pismo św. Na jego końcu znajdowały się specjalne strony, na których zapisywano daty narodzin, sakramentów, małżeństw, pogrzebów i innych przełomowych wydarzeń. Modlitwy przed posiłkiem czy do snu, w których uczestniczą rodzice i dzieci, są żywym językiem wiary.

Dzieci wierzą w naturalny sposób we wszystko, co mówią rodzice, na znaki wiary reagują instynktownie. Rodzą się jako istoty religijne i nie potrzebują zbyt wiele ze strony dorosłych, aby wierzyć i tworzyć swoją relację z Bogiem, jeśli nie widzą rozdźwięku pomiędzy tym, co im się mówi, a tym, czym się żyje. Wszyscy wiemy, jak wielką rolę w procesie przekazywania wiary i wartości mają dziadkowie, babcie i dalsi członkowie rodziny. Dziś na Zachodzie demonicznym błogosławieństwem stał się rynek: błogosławieni są ci, którzy produkują więcej, ponieważ oni będą mogli więcej konsumować. Dzieci, dopóki nie zepsują ich dorośli, czują, że ludzi nie można definiować na podstawie tego, co mają.


5

Moje piąte marzenie dotyczy wzbogacenia kościelnej posługi. Od zarania bogactwem Kościoła była służba mężczyzn i kobiet, często heroicznie oddanych nauczaniu czy pomocy ubogim i cierpiącym. Zanim na Zachodzie powołano do istnienia uniwersytety, od wielu wieków w Kościele nauczaniem świeckim i religijnym zajmowali się tacy charyzmatyczni liderzy jak św. Hilda z Whitby (zm. 680) i św. Beda Czcigodny (zm. 735). Z kolei św. Bazylego z Cezarei (zm. 379), którego wspierała siostra św. Makryna Młodsza (zm. 379) można uznać za założycieli pierwszego chrześcijańskiego szpitala. Niezliczone zastępy lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników służby zdrowia podążyło za ich przykładem, poświęcając życie trosce o chorych, bezdomnych i umierających.

Kwestia duszpasterstw, które mogą wzbogacić Kościół i świat, dotyka spraw drażliwych społecznie. Jedną z nich jest z pewnością problem święcenia kobiet do diakonatu. Wiele kobiet przez zaangażowanie w pracę parafialną czy opiekę duszpasterską w szpitalach, szkołach i więzieniach, wykonuje w Kościele posługę podobną do diakonów. Te kobiety służą więc Kościołowi w sposób mniej lub bardziej zbliżony do stałego diakonatu mężczyzn. Co stoi na przeszkodzie, aby zrównać tę posługę z diakonatem?

Do zajęcia się tą kwestią zachęciła mnie watykańska Międzynarodowa Komisja Teologiczna. Przez wiele lat badała temat i w 2002 r. wydała dokument poświęcony historycznemu rozwojowi diakonatu i możliwościom jego rozwoju. W dokumencie nie ma żadnych przeciwwskazań doktrynalnych dotyczących diakonatu kobiet. Pozostawia otwartym pytanie o możliwość ich święceń – wskazując, że kluczowa w tej sprawie jest decyzja władz kościelnych.

6

Moje szóste marzenie związane jest z obrazem Kościoła wychodzącego do innych, szukającego z większą troską i miłością kontaktu z wiernymi, którzy go opuścili, z innymi chrześcijanami i wyznawcami innych religii. W wielu krajach miliony katolików straciło żywy kontakt ze wspólnotą Kościoła i przestało – bądź czynią to sporadycznie – uczestniczyć w liturgii. Czasami świadomie nie identyfikują się jako katolicy. Wydaje się jednak, że zazwyczaj odejście od Kościoła odbywa się stopniowo. Powodem może być rana zadana przez księży bądź innych przedstawicieli Kościoła.

Odejścia tworzą pustkę. W niektórych parafiach prowadzone są działania na rzecz zachęcenia tych wiernych do powrotu, ale działaniom tym brak odwagi, nadziei, a czasem delikatności.

Wiele w tej sprawie możemy nauczyć się od wspólnot ewangelikalnych, które przez regularne spotkania domowe w trakcie tygodnia podtrzymują i karmią duchowo życie parafian, którzy z różnych powodów czuliby się anonimowo w dużych kongregacjach i odeszliby z Kościoła. Ewangelikalni chrześcijanie nie boją się również działać na ulicach. Pamiętam, jak w trakcie turnieju tenisowego wspólnota ewangelikalna z Wimbledonu wywiesiła transparent: „Wygrasz albo przegrasz. Tak czy inaczej Bóg cię kocha, Andy”. Możemy uważać to za przejaw tabloidyzacji języka religijnego. Pamiętajmy jednak, że to język, który trafia do milionów ludzi.

Wychodzenie ku innym oznacza kultywowanie serdecznych i przyjacielskich relacji z innymi chrześcijanami. Potrzebujemy nie tylko wspólnych orzeczeń teologów i „milczącej posługi” uczonych, aby osiągnąć porozumienie w istotnych kwestiach doktrynalnych – jak Eucharystia, kapłaństwo i autorytet w Kościele – ale jeszcze bardziej potrzebujemy ekumenizmu serc. Przyjaźń, wspólne relacje i bycie stale dostępnymi dla innych chrześcijan, znaczy więcej niż setki dokumentów i wspólnych deklaracji. Musimy być razem we wszystkim, co możemy robić wspólnie, a być osobno tylko tam, gdzie to niemożliwe.


Jan Paweł II jako pierwszy papież poprowadził wspólnie z abp. Robertem Runciem nabożeństwo ekumeniczne w katedrze kantenberyjskiej w trakcie pielgrzymki do Wielkiej Brytanii w 1982 r. Obaj podkreślili wspólną troskę o rozwój chrześcijaństwa. W grudniu 1983 r., z okazji 500-lecia urodzin Marcina Lutra, Jan Paweł II wygłosił homilię w kościele luterańskim w Rzymie i w ten sposób stał się pierwszym papieżem, który przekroczył progi kościoła protestanckiego.

W kwietniu 1986 r. przemawiał w Wielkiej Synagodze w Rzymie – to pierwsza znana wizyta głowy Kościoła rzymskokatolickiego w synagodze od czasów wczesnego Kościoła. W październiku 1986 r. Jan Paweł II uczynił coś nie mniej spektakularnego. Wraz z przedstawicielami innych światowych religii modlił się w Asyżu o pokój na świecie. Wracając z pielgrzymki do Afryki, zatrzymał się w Maroku, gdzie w Casablance na zaproszenie króla Hassana II przemawiał do ponad 100 tys. młodych muzułmanów na temat religijnych i moralnych wartości wspólnych dla chrześcijan i muzułmanów.

Od ponad 1300 lat, kiedy Mahomet założył nową religię, papież nigdy nie został zaproszony przez jakiegokolwiek przywódcę muzułmańskiego do podobnego spotkania. W trakcie wizyty w Damaszku w 2001 r. Jan Paweł II jako pierwszy papież w historii Kościoła modlił się w meczecie. Stał się ikoną chrześcijańskiego wychodzenia ku wyznawcom innych religii i wzorem poszukiwania przebaczenia, sprawiedliwości i pokoju.

7

Moje siódme i ostatnie marzenie o przyszłym Kościele dotyczy ściślejszego przylgnięcia wszystkich katolików do Jezusa, prawdziwego nawrócenia serc i umysłów. Dzięki Vaticanum II na początku trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa, musimy mieć nadzieję i pracować nad mniej scentralizowanym Kościołem i rzeczywistą reformą Kurii Rzymskiej. Ale każda próba reformy i odnowy pozostanie doktrynalnie nieugruntowana, emocjonalnie pusta i zdecydowanie nieefektywna, jeśli nie będzie czerpać inspiracji z Tajemnicy Paschalnej. Tylko głębokie i trwałe spotkanie z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Panem jest w stanie sprawić, by takie wysiłki przyniosły spodziewane owoce. Owoce, których tak bardzo potrzebuje nie tylko Kościół, ale i świat.

Były generał jezuitów – i moim zdaniem współczesny święty – Pedro Arrupe (zm. 1991) wyraził w prostych, ewangelicznych słowach treść mego ostatniego marzenia: „Zakochaj się w Jezusie, trwaj w tym zakochaniu, a to zmieni wszystko”. W trakcie Mszy pontyfikalnej 24 kwietnia 2005 r. Benedykt XVI podkreślił, że Kościół jest „młody” i „żywy”, ponieważ „Chrystus jest żywy”. To Jego „miłość nas zbawia”. Papież podjął posługę jako następca Piotra, mówiąc: „Jeśli pozwolimy Chrystusowi wejść do naszego życia, nic nie tracimy, nic, absolutnie nic z tego, co czyni życie wolnym, pięknym i wielkim”. Homilię zakończył przywołując znane wezwanie Jana Pawła II podsumowujące przesłanie Soboru: „Otwórzcie szeroko drzwi Chrystusowi, a znajdziecie prawdziwe życie”.

Tłum. Jacek Prusak SJ



Ks. Gerald O’Collins SJ jest emerytowanym profesorem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, długoletnim wykładowcą teologii systematycznej i fundamentalnej, autorem licznych publikacji z zakresu teologii, m.in. „Zwięzłego słownika teologicznego”. Zamieszczony tekst został wygłoszony w ramach „The Tablet Lecture” (www.thetablet.co.uk). Redakcji „The Tablet” dziękujemy za udostępnienie do publikacji wersji zredagowanej.