Wspólnota solidarna. Analiza fenomenologiczna

Adam Workowski

publikacja 06.10.2006 20:52

„Solidarność” mogła się wydarzyć dlatego, że wolne i samodzielne osoby zbudowały wspólnotę, opierając ją na uniwersalnych wartościach etycznych. Wspólnota oparta na solidarności ze skrzywdzonymi miała w sobie niezależność i siłę, która przemieniała sumienia, przywracała ludziom poczucie godności i pobudzała ich dobrą wolę. Znak, 10/2006

Wspólnota solidarna. Analiza fenomenologiczna



Lektura pism fenomenologów pozwala lepiej zrozumieć polskie doświadczenie „Solidarności”. „Solidarność” mogła się wydarzyć dlatego, że wolne i samodzielne osoby zbudowały wspólnotę, opierając ją na uniwersalnych wartościach etycznych. Wspólnota oparta na solidarności ze skrzywdzonymi miała w sobie niezależność i siłę, która przemieniała sumienia, przywracała ludziom poczucie godności i pobudzała ich dobrą wolę.

Życie współczesnego człowieka jest pełne podskórnego napięcia. Marzymy o wspólnocie i bliskości z innymi ludźmi, ale zazdrośnie bronimy własnej niezależności. Bezskutecznie usiłujemy zachować harmonię między pragnieniami jednostki i wymaganiami społeczności. W poczuciu bezradności niektórzy chcieliby powrócić do bezpieczeństwa organicznych wspólnot, w których jednostka była tylko członem całości, inni zaś godzą się na życiowe ryzyko i projektują nowe wspólnoty, w których bliskość jest co prawda nietrwała, ale pozostawia jednostce swobodę i niezależność. Większość z nas jednak godzi się na nieunikniony konflikt i poszukuje złotego środka między dążeniem do dobra własnego a dobrem społeczności.

Doświadczenie „Solidarności” z sierpnia 1980 wydaje się tej bezradności zaprzeczać. Sierpniowe wydarzenia połączyły w sobie rozkwit wspólnoty z przywracaniem autentyczności i godności jednostki. Wciąż jednak nie potrafimy dobrze opisać tamtego doświadczenia. Dla entuzjastów „Solidarność” była cudem albo karnawałem, czyli świętem, podczas którego odwróceniu uległa naturalna hierarchia wartości; dla sceptyków była mitem, który przenosił realne zdarzenia do krainy doskonałości, gdzie nie ma sporów i konfliktów. Jedni i drudzy zgadzają się jednak, że „Solidarność” zawiesiła na chwilę twarde prawa obowiązujące w życiu społecznym.

Próba Tischnera

Poważną próbę zrozumienia i opisu praw rządzących wspólnotą „solidarną” podjął Józef Tischner w Etyce solidarności.

Dobrosław Kot dowodzi słusznie (zob. tekst Solidarność bez solidarności w niniejszym numerze „Znaku”), że w Etyce solidarności pojawiają się przynajmniej dwa rozumienia solidarności – samarytańska pomoc bliźniemu i robienie tego, co do nas należy (lub tego, o co nam w życiu chodzi). Można mówić tu o solidarności odświętnej i codziennej, do której bardziej pasuje nazwa solidności. Te znaczenia pojęcia solidarności wydają się prowadzić do różnych wizji wspólnoty. Owa „dwuznaczna” solidarność obejmuje zbyt wielki zakres zjawisk: od pomocy ofiarom tragedii, aż do sprawnego obsłużenia klienta w supermarkecie. Zdaniem Kota pojęcie solidarności, które ma opisywać tak odmienne typy zjawisk, staje się niespójne.



Zamierzam bronić tezy Tischnera, przyjmując hipotezę, że podział solidarności na dwie sfery: „altruistyczną”, opisaną przez przypowieść o dobrym Samarytaninie, i „egoistyczno-kooperacyjną”, opisaną przez formułę: „każdy robi swoje”, wcale nie rozbija pojęcia solidarności, ale przeciwnie – pozwala uchwycić jej istotę. Solidarność jest syntezą obu wymiarów: samarytańskiego wychylenia ku bliźniemu i odzyskiwania własnej autentyczności. Jednostka w „byciu dla innych” odsłania własną twarz – „siebie samą”.

Czy jednak postulat „robić swoje” naprawdę dotyczy egzystencjalnej autentyczności czy po prostu międzyludzkiej kooperacji? Na kooperację wskazują konkretne przykłady Tischnera, który opisuje codzienne czynności: „trzeba siać, orać” itd. Natomiast całość Etyki solidarności skłania do mówienia o autentyczności. Wydaje się, że „Solidarność” była potężnym doświadczeniem osobistym, nie zaś tylko wspólnym działaniem na rzecz bliźniego. „Solidarność” sprawiała, że nawet w zwykłych obowiązkach zawodowych ludzie odnajdywali samych siebie.

Stawka sporu o rozumienie Etyki solidarności jest bardzo wysoka. Jeśli opis Tischnera był błędny, istota solidarności nadal pozostaje w mroku. Ale czy obrona wizji Tischnera i przyjęcie hipotezy, że solidarność była syntezą życia dla innych i rozkwitu autentyczności jednostki, nie jest uprawianiem mitologii? Otrzymujemy wizję społeczności, w której znika antagonizm między dobrem jednostki a dobrem społeczności. Przypomina to nieco „wspólnoty organiczne”, w których jednostka czuje się członem żywej całości. Lecz Tischner nie zgadza się, aby solidarność miała być powrotem do wspólnoty „organicznej”. Stale odwołuje się do pojęcia sumienia, a sumienie jest znakiem radykalnej indywidualności jednostki, której nie da się zredukować. W innych typach społeczności jednostka zwykle musi wybierać między dobrem osobistym a dobrem członka wspólnoty. „Altruistycznie” poświęca się wspólnocie lub „egoistycznie” dba o własne interesy. Albo może szukać rozsądnego kompromisu równoważącego oba dążenia. Czy zatem przedstawiona wizja solidarności nie jest utopijna?

Nie musimy popadać w pesymizm. Jeśli bowiem opis Tischnera jest słuszny, oznacza to, że kiedyś wydarzyła się wspólnota „Solidarności”, w której doszło do połączenia dobra jednostek i dobra wspólnoty. A jeśli się wydarzyła, to znaczy, że wspólnoty solidarne mogą istnieć!

Będziemy poszukiwali ogólnej teorii (modelu) wspólnoty, która spełnia wymogi solidarności. Jeśli uda się znaleźć taką teorię, będzie to dowód, że „wspólnota solidarna” nie jest mitem, ale realną możliwością życia społecznego. Prowadziłoby to do wniosku, że ruch „Solidarności ‘80” nie był unikalnym cudem, ale wydarzeniem, które może się powtórzyć. Nie trzeba podkreślać, jak ważne są te rozważania z praktycznego punktu widzenia.


Poszukiwanie teorii wspólnoty solidarnej zaczniemy od rozważenia wstępnej wątpliwości: dlaczego poszukiwana wspólnota musi być nazywana „solidarną”? Pytanie jest pozornie absurdalne. Przecież punkt wyjścia do badań stanowi opis ruchu „Solidarności” dokonany przez Tischnera! Jednak pojawiają się poważne głosy, że ruch społeczny z sierpnia 1980 został dość przypadkowo nazwany właśnie „Solidarnością”, Tischner zaś istotnie zmienił naturalny sens potocznego terminu „solidarność”.

W „zwykłym” użyciu termin solidarność wcale nie jest jasny i jednoznaczny. Określamy nim wspólnotę postaw i zachowań, którą ktoś nazwał „płynięciem w jednej łodzi”, ale również ponoszenie ofiar na rzecz innych ludzi, nie z powodu osobistej sympatii, lecz z racji nieszczęścia, jakie ich spotkało. Obrazy dobrego Samarytanina i „jedni drugich ciężary noście” z Etyki solidarności odwołują się do tych zwykłych znaczeń terminu. Dlatego solidarność w ujęciu Tischnera mieści się w zakresie znaczeniowym zwykłego pojęcia solidarności. Tischner nie zmienia sensu terminu, tylko go zacieśnia. Jego rozumienie solidarności jest też solidarnością z zwykłym znaczeniu. Według Tischnera jednak solidarność nie ogranicza się do wspólnego działania albo sympatii i udzielania pomocy potrzebującym, ale wymaga pełnego zaangażowania i radykalnej przemiany własnego życia.

Spróbujmy wstępnie opisać wspólnotę solidarną. Oczywiście nie będziemy poszukiwali jej wśród wszystkich typów społeczności. Istnieją wspólnoty „intymne” (np. wspólnota miłości), które z natury rzeczy są solidarne oraz „związki oparte na interesach”, które ze swej istoty wykluczają solidarną ofiarność. Interesuje nas społeczność, która jest (1) naturalna, a nie tworzona sztucznie, (2) trwała w czasie, (3) na tyle duża, żeby istniały w niej nie tylko bezpośrednie, ale również pośrednie relacje między jednostkami, wreszcie, (4) jednostka w takiej społeczności nie jest samotnym atomem ani trybikiem w społecznej maszynie. Obdarzona została sumieniem, wolnością i swobodą działania.

Nie znamy na razie koniecznych warunków powstania wspólnoty solidarnej. Na razie możemy co najwyżej, odwołując się do doświadczeń „Solidarności ‘80”, zarysować ogólną wizję takiej wspólnoty.

We wspólnocie solidarnej dobro osoby jest równoważne z dobrem zbiorowości. Wspólnota jest wyjątkowa, bo jej rozkwit idzie w parze z rozwojem i doskonaleniem się jednostki, ale i realna, a nie idealna – możliwe są w niej braki i kryzysy. Ludzie we wspólnocie kierują się dobrem innych, przede wszystkim bardziej potrzebujących, ale ta ofiarność zarazem pomaga im w jednostkowym rozwoju. Jednostki są silnie powiązane ze wspólnotą, pozostają jednak „żywymi” ludźmi, podatnymi na ludzkie słabości. Pamiętamy cały czas, że „cud” Sierpnia polegał na zbudowaniu niezwykłej wspólnoty zwykłych ludzi.


Propozycja fenomenologii

Tischner pisał, że idea solidarności formowała sumienia, dawała poczucie bliskości i przywracała ludziom autentyczność. Poszukiwana teoria wspólnoty solidarnej powinna zatem opisywać bardziej jej ducha niż zewnętrzne procesy społeczne. Z tego powodu sięgam do dzieł fenomenologów: Schelera, Stein i Hildebranda, które z trzech powodów zasługują na baczną uwagę.

Po pierwsze, fenomenologowie nie skupiają się na przeżyciach jednostek ani na działaniach grup społecznych. Zatem nie uprawiają psychologii ani socjologii, lecz opisują ducha wspólnoty. Wymiar duchowy jest dostępny tylko od strony poznającego podmiotu. Takie badanie wymaga zachowania ostrożności, żeby nie stracić kontaktu z rzeczywistością. Dlatego fenomenologowie starają się pozostać wierni doświadczeniu i unikać tworzenia metafizycznych konstrukcji.

Po drugie, choć dzieła fenomenologów powstały niemal sto lat temu, nie są ani trochę anachroniczne, bo podejmują problemy zadziwiająco podobne do naszych. W międzywojennych Niemczech indywidualizm (liberałów) zderzał się z tęsknotą za wspólnotą organiczną (którą później doprowadził do karykatury faszyzm). W naszych czasach, po kompromitacji kolektywizmu, wydaje się, że na placu boju pozostał jedynie indywidualizm. Lecz wielu ludzi powraca do marzenia o ożywieniu dawnej „organicznej” wizji wspólnoty, w której jednostka jest przede wszystkim jej członem.

Trzeci powód czytania tekstów fenomenologicznych wydaje się najważniejszy. W ich wizji autonomiczne jednostki kształtują wspólnotę wedle zasady społecznej solidarności (Scheler). Nie jest to tylko zbieżność terminów. Fenomenologowie również próbowali zbudować teorię wspólnoty, która godzi samodzielność osób z niezależnością wspólnoty.

Klasyfikacje społeczności

W poszukiwaniu wspólnoty solidarnej, która pozwala pogodzić autentyczność jednostki i dobro społeczności, posłużę się klasyfikacjami wprowadzonymi przez fenomenologów. Przede wszystkim odróżniali oni wspólnotę od społeczeństwa. Społeczeństwo jest zbiorem jednostek, które łączą się, żeby chronić własne interesy. Jednostki są odpowiedzialne tylko za siebie, a nie za całe społeczeństwo. To sprawia, że w społeczeństwie nie działa zasada solidarności. Scheler uznaje, iż społeczeństwa pojawiają się wtedy, gdy między ludźmi przestaje istnieć wzajemne zaufanie (to stwierdzenie może być historycznie słuszne, ale nie dowodzi jeszcze istnienia ogólnego prawa). Jeśli nawet odrzucimy ten kontrowersyjny pogląd, to nie ulega wątpliwości, że w realnym społeczeństwie istnieje naturalny antagonizm interesu jednostkowego i ogólnego. Taki antagonizm znika we wspólnotach.

Fenomenologowie dzielą wspólnoty na witalne (życiowe) i solidarne. Istnieją poważne różnice między nimi. Wspólnota życiowa przypomina organizm, którego narządami są jednostki. Jednostki są współodpowiedzialne za innych, do siebie nawzajem odnoszą się za pośrednictwem wspólnoty. Witalna wspólnota sprzyja kolektywizmowi i obniżaniu znaczenia jednostki.


Wydaje się, że w naszych czasach wspólnoty witalne zanikają lub przeradzają się w nowoczesne społeczeństwa, w których zamiast bliskich relacji między ludźmi zaczynają dominować stosunki instrumentalne i przedmiotowe. Mimo to fenomenologowie zgodnie twierdzą, iż każde społeczeństwo wyrasta na podłożu jakiejś wspólnoty. Ludzie muszą uczestniczyć w jakichś wspólnotach (np. rodzinnych), żeby być w stanie stworzyć społeczeństwa (np. oparte na umowach społecznych). Zatem dopóki będą istniały ludzkie społeczności – nie znikną również wspólnoty.

Wspólnota solidarna natomiast składa się z autonomicznych osób odpowiedzialnych za siebie i za całą wspólnotę. Taka wspólnota unika skrajności – nie stawia na indywidualizm (jak społeczeństwo) ani nie stawia wyłącznie na wspólnotę (jak wspólnota witalna). Przyjęcie równowagi dwóch elementów: jednostki i społeczności pozwala tu wytworzyć zarówno silną wspólnotę, jak i mocne związki międzyludzkie. Według Edith Stein warunkiem powstania wspólnoty jest prowadzenie wspólnego życia, które wyklucza przedmiotowe i instrumentalne traktowanie innych ludzi.

Fenomenologowie uznają, że kolektywizm i indywidualizm źle opisują osobę ludzką, traktując ją jako samotny atom albo jako trybik w machinie społecznej. We wspólnocie solidarnej osoba jest samodzielnym podmiotem, który dla pełnego rozwoju potrzebuje związków z innymi ludźmi.

Zazwyczaj przeciwstawiamy dobro ogółu i dobro jednostki. Działamy dla siebie albo dla społeczności. Działanie dla innych może prowadzić do jakiejś formy samorealizacji, ale zwykle wymaga poświęcenia własnego dobra. Czy zatem możliwe są wspólnoty solidarne, w których dobro społeczności pociąga za sobą korzyści dla jednostki?

Taka zbieżność może istnieć wtedy, gdy jeden z członów relacji traci swoją samodzielność. Może być tak, że jednostka odnajduje siebie we wspólnocie, albo tak, że społeczność istnieje tylko po to, by służyć interesom jednostek. Fenomenologowie odrzucają obie te możliwości: twierdzą, iż zarówno osoba, jak i wspólnota, mają w sobie samodzielność i niezależność, odrzucają też jednak i inne dogmatyczne założenie, wedle którego między jednostką a społecznością istnieje gra o „sumie zerowej” – czyli siłę i niezależność wspólnoty uzyskuje się kosztem osłabienia jednostek (i na odwrót). Wspólnota staje się solidarna wtedy, gdy istnieje sprzężenie zwrotne i siły wspólnoty i jednostek wzmacniają się nawzajem.

Sposób istnienia wspólnoty

Według fenomenologów wspólnota nie jest rzeczą materialną ani przeżyciem psychicznym, lecz istnieje na sposób duchowy. Duchowość rozumieją oni jednak w różny sposób.

Dla Hildebranda istnienie wspólnoty ma w sobie coś z paradoksu. Wspólnota nie jest samodzielną substancją, istnieje jednak po części niezależnie. Nie jest osobą, ale posiada również stronę wewnętrzną (która cechuje twory duchowe, w przeciwieństwie do materialnych). Edith Stein idzie znacznie dalej, przypisując wspólnocie nie tylko strumień świadomości, ale też charakter i duszę. Takie określenia użyte odnośnie wspólnoty wydają się dziwne i nieco egzotyczne, ale w ujęciu Stein wskazują jedynie, że wspólnota jest bytem duchowym, który istnieje na tyle samodzielnie, że może ponosić odpowiedzialność za swoje działania. Max Scheler idzie najdalej, śmiało uznając, iż niektóre typy wspólnot trzeba nazwać osobami zbiorowymi (Gesamtpersonen), bo stanowią centrum aktowe analogicznie do indywidualnych osób.


Hildebrand ostro protestował przeciw nadaniu wspólnotom statusu osoby. Jego argumenty wydają się mocne. Jeśli wspólnota jest osobą, to jako substancja nie może składać się z osób indywidualnych, które również są substancjami. Zatem wspólnota jest zupełnie niezależna od jednostek albo zawiera jednostki, pozbawiając je samodzielności. Oba rozwiązania były niemożliwe w świetle tradycyjnej ontologii, zarazem jednak nabierały złowieszczego i groźnego znaczenia w latach 30., kiedy w Niemczech szybko rozkwitało państwo hitlerowskie.

Wbrew pozorom spór fenomenologów nie był zbyt radykalny i wynikał raczej z różnic w rozumieniu pojęcia osoby. Osoba była dla Hildebranda wzorcowym przykładem substancji, lecz dla Schelera stanowiła niesubstancjalne centrum aktów. Pozwoliło to Schelerowi wyróżnić osobę jednostkową i zbiorową, które były niezależnymi centrami aktów.

Mimo różnic wszyscy omawiani autorzy uważają, że wspólnota solidarna jest duchowa (lub osobowa), trwała i samodzielna w istnieniu na tyle, żeby stanowić centrum działania i móc ponosić za nie odpowiedzialność. To najbardziej kontrowersyjna teza fenomenologicznego myślenia o wspólnocie.

Czy wspólnota nie buduje swojej samodzielności kosztem jednostek? Czy rozwojowi jednostki nie sprzyja raczej krucha i duchowo niestabilna wspólnota, która opiera swoją trwałość na instytucjach i stanowionym prawie? Takie pytania świadczą, że wciąż obracamy się w logice antagonizmu, wedle którego przyrost siły w jednym miejscu oznacza jego ubytek w innym. Jednak wspólnota solidarna czerpie swoją siłę od jednostek silnych, samodzielnych i zaangażowanych.

Fenomenologowie twierdzą, że dobro osoby przewyższa dobro nawet najlepszej społeczności. Jednak przyjmują, iż im wyższa wartość łączy ludzi we wspólnotę – tym bardziej pokrywają się dobro osoby z dobrem członka wspólnoty.

We wspólnocie solidarnej osoby są powiązane wzajemnie nie tylko subiektywnie, ale również obiektywnie. W innym przypadku istnienie wspólnoty byłoby uzależnione od zmiennych uczuć i zaangażowania jednostek. Tymczasem wspólnota istnieje na tyle niezależnie, że może przetrwać śmierć albo zniknięcie jednostek i pokoleń; również charakter wspólnoty jest tylko pośrednio zależny od jednostek.

Konstytucja wspólnoty

Wspólne przeżycia. Dla fenomenologów podłożem każdej wspólnoty są indywidualne osoby. Osoba to byt samodzielny, wolny i świadomy, który otwiera się na świat rzeczy i na obiektywny świat wartości. Dzięki swojej otwartości może wchodzić w bliskie relacje z innymi osobami. Fenomenologowie twierdzą, że osoby mogą mieć wspólne przeżycia (np. gdy oddział wojskowy cierpi po śmierci ukochanego przywódcy). To potwierdza nasze naiwne przekonania, że wspólnoty mogą radować się albo smucić.


Świadomość wspólnotowa. Stein sądzi, że może istnieć wspólnotowy strumień świadomości ufundowany na indywidualnych świadomościach. Jeszcze dalej posuwa się Scheler, który przekonywająco argumentuje, iż w strumieniu świadomości osoby mogą pojawiać się nie tylko jej przeżycia własne, ale również przeżycia pochodzące od innych. Uważa za przesąd twierdzenie, że nie można samemu przeżywać cudzych przeżyć.

Wiemy, że istnieją różne typy społeczności. Fenomenologowie opisują te społeczności zazwyczaj z perspektywy jednostek. Zdają sobie jednak sprawę, iż życie we wspólnotach nie da się zredukować do zbioru bezpośrednich relacji jednostkowych, bo w większości społeczeństw nie wszyscy ludzie znają się nawzajem. Ludzie mogą żyć po prostu obok siebie (krąg życiowy) albo budują społeczeństwo, w którym dominują relacje typu przedmiotowego.

Wspólne wartości. Do wytworzenia wspólnoty potrzebne jest coś więcej niż życie obok siebie (krąg życiowy) albo instrumentalne relacje z innymi ludźmi w społeczeństwie. Trzeba prowadzić wspólne życie z ludźmi, które zdaniem fenomenologów wymaga „zadomowienia” (inkorporacji) we wspólnej sferze wartości. Wspólne życie pojawia się wtedy, gdy ludzie znajdują się w przestrzeni wspólnych wartości cementujących wspólnotę i nadających sens przeżyciom i działaniom jednostek. Jest wiele typów wartości i odpowiednio wiele sposobów prowadzenia wspólnego życia. Można łączyć się w stowarzyszenia i rozwijać podobne zainteresowania. Jednak ważniejsze są wspólnoty, które zwykle powstają w sposób naturalny i ogarniają całość osoby, a nie tylko pewien wymiar jej istnienia. Do takich wspólnot należą również wspólnoty solidarne.

Wzory i przywódcy. Tu pojawia się problem. Dla fenomenologów wartości mają istnienie obiektywne i trwałość w czasie. Zatem nie wiemy, co sprawia, że akurat „tu i teraz” pewne wartości stają się spoiwem ludzkiej wspólnoty. Scheler rozwiązuje ten problem, wskazując, że wartości mogą być ważne dla wspólnoty dopiero wtedy, kiedy zostają wcielone w konkretne wzory. Każda wspólnota wytwarza wzory – zwykle ucieleśnione w konkretnych osobach: istniejących, przeszłych, a nawet fikcyjnych, które ukonkretniają wartości wspólnoty i wpływają na działanie i wyobraźnię jednostek.

Wzór wspólnotowy zwykle nie jest przywódcą politycznym, bo wpływa na całego ducha, a nie tylko na wolę i postępowanie jednostki. Według Schelera każdej sferze wartości odpowiada pewien model wzorca: święty, mędrzec, bohater itd. Wspólnoty przyswajają i ukonkretniają wybrany model, który będzie decydował o tym, jakie wartości będą żywe i aktualne we wspólnocie. Bez wcielania i twórczego przetwarzania wzorców wspólnota kostnieje albo rozpada się i zanika.

Wzajemne działanie jednostki i wspólnoty. Jednostka i wspólnota wpływają na siebie nawzajem. Jednostki rozwijają wspólnotę przez kształtowanie i przyswajanie wzorów. Natomiast wspólnota tworzy przestrzeń duchową, która pozwala jednostkom zrozumieć sens ich działań i przeżyć. Im mocniejsza wspólnota, tym bardziej zanurzone w niej jednostki skłaniają się do widzenia świata i własnego losu z perspektywy wspólnoty. Jednostki potrafią dokonywać czynów solidarnych i mocno współodczuwać z innymi ludźmi. Jednak chwilowa solidarność zwykle nie tworzy trwałych więzi, bo uczucia i postawy jednostek często się zmieniają. Więzi duchowe we wspólnocie solidarnej są względnie niezależne, a przez to trwalsze od postaw i emocji jednostek. Co prawda jednostki budują specyficzny charakter wspólnoty, ale nie w sposób bezpośredni. Charakter wspólnoty wcale nie jest zestawieniem typowych właściwości członków wspólnoty. Większy wpływ na ten charakter mają jednostki nietypowe – przywódcy, a nawet ci, którzy znajdują się na marginesie wspólnoty.


Wspólnota solidarna istnieje względnie samodzielnie i dlatego może ponosić odpowiedzialność za swoich członków. Dynamika istnienia wspólnoty zależy od zaangażowania jednostek, które ofiarowują wspólnocie część własnego życia i duchowej energii. Czy jednak ofiarność jednostki nie obraca się przeciw niej? Przecież im mocniej zanurza się we wspólnocie, tym bardziej poddaje się jej działaniu. Czy taki proces nie prowadzi, koniec końców, do utraty samodzielności przez jednostkę?

Takie rozumowanie jest błędne. Wspólnota nie działa na jednostkę jak mechaniczna siła, która zniewala albo popycha do czegoś. Swoją moc wspólnota zawdzięcza działaniu wartości, które nie popychają, lecz przyciągają jednostkę, pozostawiając jej wolność wyboru, jako że wartość dotyka rdzenia jednostki, ale jej nie zniewala. Dostrzegamy teraz jak istotne było założenie, że solidarną wspólnotę budują osoby wolne i otwarte na wezwanie wartości. Wbrew oczekiwaniom – im silniejsza wspólnota, tym bardziej rośnie wolność jednostek.

Kształtowanie tożsamości

Siła wspólnoty zależy od jednostek, które w niej uczestniczą, nadają jej życie i kształtują ducha. Jednak im mocniej jednostka wpływa na tożsamość wspólnoty, tym bardziej się w nią angażuje i tym bardziej wspólnota zakorzenia się we wnętrzu jednostki i kształtuje jej tożsamość.

Pojawia się tutaj kolejna poważna trudność. Z jednej strony, wpływ wspólnoty zależy od wolności jednostki, a zatem nie osłabia jej samodzielności. Z drugiej strony, jeśli uczestnictwo we wspólnocie kształtuje tożsamość (a zatem sam rdzeń) jednostki, to wpływ wspólnoty musi być potężny. Jeśli bowiem relacja zmienia tożsamość członów relacji, oznacza to, że ich samodzielność staje się wątpliwa.

Musimy rozważyć bliżej pojęcie tożsamości. Jeśli wyobrażamy sobie tożsamość jako stały i niezmienny rdzeń rzeczy, to tożsamości dwóch odrębnych rzeczy są oczywiście różne. Co najwyżej jedna z nich może być podporządkowana drugiej. Jednak współczesna filozofia uznaje, że tożsamość osoby nie polega na zachowaniu niezmiennych własności, ale raczej stałej relacji do wartości. Osoba zachowuje tożsamość, gdy odnajduje się w przestrzeni moralnej, w której istnieje mocne odróżnienie dobra od zła – a pewne wartości są dla niej tak ważne, że stają się celem dążenia i zarazem źródłem moralnym, z którego czerpie ona siłę.

Jeśli wspólnota jest tworem duchowym (osobowym), to również do niej można zastosować nowoczesne rozumienie tożsamości. Analogicznie do jednostek również wspólnoty istnieją w pewnej przestrzeni moralnej. Wartości konstytuujące wspólnotę (oczywiście ukonkretnione przez wzory) można uznać za odpowiednik źródeł moralnych w tożsamości jednostki. Jeśli zatem tożsamość rozumiemy na „sposób nowoczesny” (powiązany z przestrzenią aksjologiczną) – to pojawia się możliwość „nakładania” się i „przenikania” tożsamości. W naszym przypadku odsłania się możliwość radykalnego wzajemnego oddziaływania jednostki i wspólnoty. Dobra wspólnotowe mogą okazać się źródłem moralnym dla jednostki, a zatem kształtować jej tożsamość. Z drugiej strony, charyzmatyczne osobowości mogą odnawiać wartości i przez to odnawiać życie wspólnoty. Pamiętamy, że przenikanie tożsamości dokonuje się przez wolne przyjęcie wartości, bowiem nie działają tu przyczyny sprawcze, ale przyciąganie dobra. Wolność zapobiega sytuacji, w której jednostki tworzą masę poruszaną przez przypadkowe zdarzenia i pokusy.


We wspólnocie solidarnej silne oddziaływanie wartości przy zachowaniu wolności jednostki stanowi podstawę wzajemnych związków między ludźmi. Jednostki mogą mieć bezpośrednie relacje emocjonalne, ale częściej są powiązane tylko pośrednio przez udział we wspólnej przestrzeni duchowej tworzonej przez wartości wspólnotowe. Połączenie więzów subiektywnych i obiektywnych sprzyja stabilności wspólnoty (Hildebrand).

Podziały we wspólnocie solidarnej

Od strony duchowej wspólnota przypomina jądro otoczone łupiną. Jądro tworzy elita, która buduje ducha wspólnoty i przez swoje zaangażowanie udziela jej swojej siły duchowej. Pozostałą część wspólnoty stanowią „konformiści”, którzy biernie przejmują wspólnotowe sposoby życia, i „outsiderzy”, którzy korzystają z zasobów materialnych i duchowych wspólnoty, lecz nie czują się za nią odpowiedzialni. Od siły i zaangażowania elity zależy spójność wspólnoty, a zatem stopień wciągnięcia do życia wspólnoty jednostek biernych i buntowniczych.

Jak wyjaśnić istnienie elit, skoro we wspólnocie solidarnej osoby mają identyczną godność? Wydaje się, że hierarchia wynika z istnienia wzorców wspólnotowych. Co prawda Scheler przyjmuje dość utopijne założenie, że we wspólnocie solidarnej wszystkie jednostki w pełni uczestniczą w życiu wspólnoty, ale bardziej realistycznie myśli Stein, która przyjmuje podział na centrum i peryferie, wedle stopnia uczestnictwa jednostek w życiu wspólnoty. W centrum każdej wspólnoty znajdują się osoby kształtujące życie wspólnoty przez kultywowanie, rozwijanie, a nawet wprowadzenie nowych wzorów. Zatem również we wspólnocie solidarnej tworzą się elity. Racją istnienia elity jest ochrona wartości, które konstytuują wspólnotę. Wzory osobowe i przywódcy pozwalają przyswajać i na nowo ukonkretniać wartości wspólnotowe, dzięki czemu wspólnota może się rozwijać. Charyzma przywódców nie wynika jedynie z magnetyzmu osobowości, lecz także z posiadania wartości szczególnie cenionych przez wspólnotę.

Każda wspólnota ma swoją wielkość i miarę zależną od wartości, jakie realizuje. Zajmuje przez to określone miejsce w rzeczywistości duchowej. Przywódcy mają za zadanie chronić to miejsce. Jeżeli nie potrafią realizować wartości albo wprowadzają fałszywe wzory, przestają być przywódcami i zamieniają się w zwodzicieli. Zwodziciela najłatwiej poznać po tym, że radykalnie przemienia wartości wspólnoty, nie licząc się z tradycją, albo nie respektuje naturalnych ograniczeń własnej wspólnoty, np. gwałcąc normy wspólnoty ludzkości lub ograniczając wolność i autonomię osób.

Upadki wspólnoty solidarnej

Stajemy przed kolejnym dylematem. Społeczności oparte na wartościach „materialnych” nie są solidarne, a wspólnota solidarna, ufundowana na wartościach „wysokich”, stawia ludziom ogromne wymagania i wydaje się zapominać o zwykłych, codziennych ludzkich sprawach.

Czy zatem członek wspólnoty solidarnej powinien być aniołem pozbawionym przyziemnych potrzeb? Niektórzy twierdzą, że solidarność obejmuje tylko więzi duchowe, pozostawiając sprawy materialne w rękach polityków i ekonomistów. Jednak teoria wspólnoty solidarnej odrzuca takie wyjaśnienie, stanowczo przyjmując, że solidarność obejmuje całość spraw ludzkich. Wiadomo, iż różne sfery naszego życia mają swoje specyficzne prawa, ale nie są „nieprzepuszczalne”, bo w każdej działa cały człowiek, którego nie da się zredukować do pełnionej funkcji.


Wedle fenomenologów wspólnota solidarna dostarcza wzorców kształtujących ducha jednostek. Jednak każdy wzorzec musi brać pod uwagę realne uwarunkowania ludzkiego życia, w którym duch wiąże się z ciałem. Jeśli podzielimy jednostkę na idealnego ducha i ociężałą cielesność, wtedy istnienie jednostki stanie się nieautentyczne. Zatem wymaganie solidarności powinno ogarniać całość jej życia.

Możemy się zgodzić, że jednostka oprócz solidarności z innymi, musi również zadbać o swoje sprawy. Nie jesteśmy aniołami i nie jesteśmy w stanie żyć jedynie w świecie wyższych wartości. Lecz możliwe spory o sprawy życia codziennego nie muszą niszczyć więzi solidarności.

Jednak można pytać dalej. Czy wspólnota solidarna może obejmować osoby niesolidarne? Czy jeśli ktoś wykroczy przeciw wartościom przestaje należeć do wspólnoty?

Możliwe są dwie sytuacje: upadek i zdrada. Jednostka, która upada, nie odrzuca wartości wspólnotowych, ale nie potrafi im sprostać. Mocno odczuwa wartości i dlatego zachowuje jasną świadomość upadku, uznaje swoją winę i stara się poprawić. Co więcej, do istoty wspólnoty solidarnej powinna należeć pomoc w trudnościach i upadkach. Dzięki temu wspólnota solidarna może „wchłonąć” i przemienić ludzi, którzy nie są solidarni (nigdy nimi nie byli albo być przestali).

Drugi przypadek dotyczy zdrady. Jednostka świadomie niszczy fundamenty wspólnoty solidarnej, która opiera się na wierności i na zaufaniu. Co dzieje się ze wspólnotą, w której ludzie zaczynają się zdradzać? Niekiedy zdrada jest widoczna, a niekiedy ukrywana. W pierwszym wypadku ujawnia się bezpośrednio brak wierności, czyli podstawowej więzi między członkami wspólnoty. W drugim – wspólnota pozornie trwa, a choroba zdrady toczy wyłącznie jednostki. Czasem mamy do czynienia z cyniczną grą jednostek podszywających się pod solidarność albo z głębokim rozbiciem tożsamości, gdy osoba może działać szczerze i ofiarnie na rzecz wspólnoty, a zarazem przyczyniać się do jej rozbicia.

Zdrada jednostek jest chorobą śmiertelnie groźną dla wspólnoty, bo narusza jej podstawowe więzi, które opierają się na wzajemnej wierności i autentyczności istnienia jednostek. Niszczenie wspólnoty może być winą jednostek, ale również jej samej. Wspólnota ginie, gdy przestaje być miejscem zakorzenienia w wartościach, miejscem, w którym biją źródła moralne. Gdy wzory obecne we wspólnocie tracą swoją siłę i zdolność przyciągania, jednostki wybierają inne wzory albo, deklarując przywiązanie dla dawnych wartości, przestają je realizować. W życie społeczne wkrada się obłuda. Narastanie nieautentyczności to najważniejszy symptom rozpadu wspólnoty, ponieważ wspólnota solidarna jest zarazem mocna i trwała, potrafi przetrwać wiele burz, ale jest też krucha, bo niszczy ją nieautentyczność i niewierność.


Zwykle o rozkładzie wspólnoty nie świadczą żadne spektakularne wydarzenia. Po prostu zanika więź wartości, która fundowała wspólnotę. Gdy pojawiają się symptomy rozpadu wspólnoty solidarnej, powraca odwieczny antagonizm między jednostką a wspólnotą. Jednostka obawia się, że im mocniej odda się wspólnocie, tym bardziej zatraci swoją samodzielność i w geście samoobrony pragnie odzyskać dystans i niezależność. Ale oto znajdujemy się w zaklętym kręgu: im mocniejsze pragnienie samodzielności, tym wspólnota staje się słabsza i bardziej abstrakcyjna. Proces rozpadu solidarności nabiera rozpędu. Nawet dobra wola i heroiczny wysiłek nie pomagają w przywróceniu delikatnych więzi wspólnotowych.

Tischner a fenomenolodzy

Lektura pism fenomenologów pozwala lepiej zrozumieć polskie doświadczenie „Solidarności” (w interpretacji Tischnera) i pokazać, na czym polega jego uniwersalne znaczenie. „Solidarność” mogła się wydarzyć dlatego, że wolne i samodzielne osoby zbudowały wspólnotę, opierając ją na uniwersalnych wartościach etycznych. Wspólnota oparta na solidarności ze skrzywdzonymi miała w sobie niezależność i siłę, która przemieniała sumienia, przywracała ludziom poczucie godności i pobudzała ich dobrą wolę.

Jak przedstawiają się główne różnice między teoriami fenomenologów i analizami Tischnera? Tischnera łączy z fenomenologami przekonanie, że więzi wspólnotowe muszą być oparte na wartościach duchowych. Jednak fenomenologowie akcentują przede wszystkim rolę wartości ucieleśnionych we wzorach, które kształtują świadomość jednostek. Natomiast Tischner podkreśla rolę spotkań z cierpiącymi ludźmi, kiedy naocznie współdoświadczamy wartości, które trzeba uratować. Dla fenomenologów solidarność jest gotowością do działania na wzór Samarytanina. Tischner sądzi, że solidarność to przede wszystkim konkretne działanie na rzecz cierpiących. Mówiąc jeszcze inaczej, dla fenomenologów żywe wartości wspólnoty pozwalają nam zobaczyć potrzebujących i poczuć więź z nimi. Gdy tymczasem dla Tischnera dopiero zobaczenie biedy i wspólne działanie pozwalają zbudować wspólnotę solidarności.

Z kolei analizy Tischnera z Etyki solidarności wzbogacają teorię fenomenologów o dwa ważne spostrzeżenia. Po pierwsze, warunkiem życia we wspólnocie solidarnej jest odkrycie w drugim człowieku bliźniego, który może potrzebować pomocy. Po drugie, społeczność staje się solidarna, otwierając się na uniwersalne wartości etyczne, a nie przez kultywowanie tradycyjnych więzów. Poczucie uczestnictwa we wspólnocie ludzkiej nie niszczy dawnych przywiązań, ale pozwala przełamać własne ograniczenia, zobaczyć siebie w prawdzie i odzyskać poczucie własnej godności. Jest to możliwe dzięki temu, że osoba może uczestniczyć w wielu wspólnotach, które przenikają się i wpływają na siebie nawzajem.

Widać jasno, iż doświadczenie „Solidarności ’80” jest świetną ilustracją teorii wspólnoty solidarnej tworzonej przez fenomenologów na początku XX wieku. Można jednak wnioskować odwrotnie: istnienie „Solidarności” potwierdza teorie fenomenologów! Czy to jednak nie pociągałoby za sobą przyjęcia kontrowersyjnych tez Schelera czy Stein? A czy dziś można poważnie głosić, że wspólnota ma duszę i charakter – a co gorsza, że istnieje jako osoba? Wiemy, że takie tezy są absurdalne w świetle współczesnych koncepcji osoby i wspólnoty. Lecz jakże ubogie są te koncepcje w porównaniu z bogactwem analiz fenomenologicznych. Może więc warto byłoby spojrzeć oczami fenomenologów na współczesne spory o rozumienie osoby i wspólnoty?

***


Adam Workowski - dr filozofii, adiunkt w Katedrze Metafizyki PAT, wykładowca Collegium Civitas w Warszawie, członek redakcji „Logosu i Ethosu”.