Wy, biali

Joanna Żeber

publikacja 07.03.2007 07:27

Jak rozpoznać Cygana? Po ciemnej karnacji, ciemnych włosach i oczach. Po tym, że żebrze albo kradnie. No i po tym też, że jest muzykalny. Na tym zwykle kończy się wiedza przeciętnego Polaka o narodzie, który żyje w naszym kraju od setek lat. Znak, 3/2007

Wy, biali





– Czy biały może być lepszy od Cygana, powiedz mi, pani? – pyta Antonina Gil, energiczna siedemdziesięciolatka z papierosem w ręku i złotymi kolczykami w uszach. – Oni mówią, że my nie mamy rozumu, że my się nie znamy na niczym. Są Romowie, którzy by chcieli, ale nie mogą niczego zrobić. Nie ma dwóch Cyganów jednakich. Tak samo jest z białymi.

Trudno o kontakt. Najwięcej z nich mieszka w Małopolsce, ale jeśli samemu nie żyje się w sąsiedztwie, trudno nawiązać rozmowę z nieznajomym Romem. Dotyczy to zwłaszcza osób starszych, które bardzo nieufnie podchodzą do Polaków. Nawet prezesi stowarzyszeń romskich wykręcają się od rozmów z obcymi. Jedynym sposobem na pokonanie tej bariery i wejście w środowisko romskie jest znalezienie kogoś, kogo darzą zaufaniem i kto wprowadzi nas w ich świat.

O wiele bardziej otwarte jest młode pokolenie. Wychowani razem z Polakami, mili, uprzejmi, nierzadko ambitni, chcą wyrwać się z biedy. Jak na przykład Krzysztof Gil z Nowego Targu, dziewiętnastoletni uczeń liceum plastycznego w Krakowie: – Mnie samego ciekawiło, skąd się wzięliśmy. Jestem Romem i poza językiem i kilkoma prawami nie znałem historii i zwyczajów cygańskich. Dopiero sam zacząłem dużo czytać…

***


Romowie prawdopodobnie przywędrowali z Półwyspu Indyjskiego. Opuścili go – nikt nie wie dlaczego – między VIII a X wiekiem, w kilku etapach, docierając do Armenii i Azji Mniejszej. Stamtąd jedna grupa powędrowała przez Bałkany i w XV wieku doszła do Europy Środkowej, a druga – szlakiem przez Syrię i Afrykę osiągnęła Półwysep Iberyjski i Francję.

Początkowo przyjmowano ich przyjaźnie. Dopiero pod koniec XV wieku zaczęto przymuszać do osiedlania się i podejmowania pracy lub opuszczenia kraju. W Polsce Romowie żyją od początku XV wieku. Według spisu powszechnego jest ich około trzynastu tysięcy, ale w rzeczywistości może mieszkać ponad dwukrotnie więcej. Polscy Romowie nie są społeczeństwem jednolitym. Żyją tu członkowie czterech szczepów, które mówią odmiennymi dialektami i prowadzą różny tryb życia. Polska Roma używają dialektu z licznymi zapożyczeniami z niemieckiego i prowadzą bliskie wędrówki. Kełderasze przybyli z Rumunii oraz Mołdawii i nadal mają zwyczaj udawania się na dalekie wyprawy. Często prowadzą własne interesy i wyróżniają się zamożnością. Lowarowie prawdopodobnie przywędrowali z Węgier i do dzisiaj konkurują z Kełderaszami o wpływy handlowe i towarzyskie. Bergitka Roma natomiast przybyli z południa. Ich dialekt zawiera wiele słów pochodzenia słowackiego i węgierskiego. Mieszkają w Nowym Targu, Zakopanem, Rabce, Czarnym Dunajcu, Krościenku, Czarnej Wsi, Czorsztynie, Bukowinie Tatrzańskiej, a od lat 50. także w Krakowie i Nowej Hucie. Są najbiedniejszą grupą Romów i jedyną, która się osiedliła.

***


Krzysztof Gil należy do szczepu Bergitka Roma. Z rodzicami, trójką rodzeństwa, a także z dziadkami, ciotkami, wujkami i kuzynami, mieszka na jednym z nowotarskich osiedli. Choć dopiero za dwa lata będzie zdawał maturę w liceum plastycznym, ma już na swoim koncie kilka wystaw malarskich. Jest stypendystą premiera RP, nadzieją rodziny i całego romskiego otoczenia. Zainteresowania plastyczne wykazywał od najmłodszych lat. W dzieciństwie chodził na zajęcia plastyczne do pobliskiego domu kultury. Po szkole podstawowej zdecydował, że będzie się dalej kształcił w tej dziedzinie. Teraz marzy o studiach na Akademii Sztuk Pięknych.




Trzydzieści procent romskich dzieci nie wypełnia w ogóle obowiązku szkolnego. Od kilku lat lokalne samorządy starają się poprawić poziom edukacji wśród Romów. Uruchomiony został program dofinansowań do podręczników i pomocy szkolnych oraz opieki tzw. asystentów. Asystentami są specjalnie przeszkolone osoby ze społeczności romskiej, które opiekują się romskimi uczniami danej szkoły; pilnują, aby nie opuszczali lekcji i aktywnie uczestniczyli w zajęciach. Potrzeba jednak lat, aby wykształciło się pokolenie umiejące pisać i czytać.

Opowiada Józefa Gil, ciotka Krzysztofa: – Byłam zdziwiona, kiedy wyszła za mąż znajoma z Dunajca i zamieszkała w moim bloku. I wie pani, dostała od listonosza list, i przychodzi do mnie, i pyta, czy ja jej przeczytam. Byłam pod wrażeniem! Dziewczyna nie ma więcej niż dwadzieścia osiem lat!

Bergitka Roma jest szczepem, w którym największy procent rodziców posyła dzieci do szkoły. Rodzice i ciotka Krzysztofa edukację zakończyli na szkole podstawowej. Babcia nie umie pisać ani czytać. Dziadek potrafi. Kiedyś był wójtem Romów w Nowym Targu. Teraz członkowie grupy na ogół żyją w potwornej biedzie. Najgorzej jest w małych wioskach.

W Krośnicy, niedaleko stąd, jest mała osada, w której żyją Cyganie – opowiada Krzysztof. – Ich domy to totalnie porozwalane baraki. Dzieci nie chodzą do szkoły. Żyją opuszczeni, jak w jakimś innym świecie.

Członkowie Bergitka Roma ucierpieli w czasie tzw. transformacji ustrojowej. W epoce komunizmu wielu przeniosło się z terenów górskich na nowo budowane osiedla, m.in. do Nowej Huty, gdzie każdy miał zapewnioną pracę. Byli najtańszą siłą roboczą, ale opłacenie mieszkania czy kupno chleba nie stanowiły problemu. Za szczęśliwych uważają się dziś ci, którzy zdążyli wypracować sobie w tamtych czasach emeryturę. Teraz – bez wykształcenia, nieprzystosowani do wolnego rynku – nie są w stanie znaleźć jakiejkolwiek pracy.

– Romowie nie są źli. Gdyby tylko mieli możność wykazać się, pracować... A wie pani, jak się teraz odczuwa, gdy tej pracy nie ma – żali się Józefa Gil. – Nasi kursy porobili, a ofert żadnych. Mają papierki w rękach i skończyło się na tym. Na własną rękę to wie pani, jak to jest: jak Rom idzie do zakładu pracy, to już z góry jest przegrany. Rom? Trzeba się go pozbyć. Tak to wygląda. Na pytanie, co państwo albo samorządy powinny zrobić, żeby pomóc Romom, pani Józefa odpowiada: – Myślą, że my tylko idziemy do opieki, że tylko prosimy, żeby nam dali pomoc. Nieprawda, my chcemy pracować, tylko niech coś organizują, bo sami nie możemy. Ja wiem, że te kursy nic nie dawają. Pieniądze dostawają z Unii, to trzeba coś zrobić. Żeby tylko było w papierach, że coś robią. Ale w rzeczywistości nic nie robią.

Młodzi Romowie z Nowego Targu przyznają, że nauczyciele starają im się jak najwięcej pomóc. – Nie miałam nigdy problemów w szkole. Jak jesteś Romem, masz same przywileje z tego powodu – opowiada Ela Miśka, uczennica trzeciej klasy liceum. – Nie jestem niesamowicie inteligentna, mam przeciętne oceny, ale nauczyciele zwracają na mnie uwagę.

– Teraz jest moda na Romów – przyznaje Krzysztof Gil. – Jak widzą zdolnego Roma, to mu pomagają. Jakby mi pani w szkole nie podała ręki, też bym sobie nie poradził. – A zacofanych, niewykształconych traktują w urzędach z góry, jak ktoś nie umie się wysławiać, śmieją się – dodaje Ela Miśka.

Ela i Krzysztof polskiego uczyli się od małego, ale to nie zdarza się we wszystkich romskich rodzinach. – W Czarnej Górze jest romskie przedszkole – mówi Krzysztof. – Prowadzi je pani Stasia Mirga. Opowiadała mi, że gdy dzieci idą do przedszkola i ciężko się z nimi porozumieć, to nauczyciele myślą, że są głupsze – a one po prostu nie rozumieją! Ona ich uczy polskiego i podstaw matematyki.




***


Z wszystkich romskich grup Bergitka Roma najbardziej zasymilowali się z Polakami. Dopuszczalne są wśród nich małżeństwa mieszane. Lecz na integracji ucierpiała ich tożsamość. Czują się Romami, ale nie przestrzegają większości romskich zasad – za to nie są szanowani przez innych Romów. Wyjaśnia Krzysztof: – U nas w grupie jest najwięcej wykształconych Romów. Zaproponowałem kiedyś, by nasi romscy nauczyciele uczyli dzieci z innych grup. Wyniknął problem, bo takiej nauczycielki tamci by nie szanowali.

Ale jednak nawet w Bergitka Roma przetrwały zasady, które czynią ich życie innym od życia Polaków. Najstarszym członkom rodziny oddaje się głęboki szacunek. (Ja do swojej babci nie mówię „ty”, tylko „wy” – tłumaczy Krzysztof). Inną pozycję ma kobieta. Choć aranżowane małżeństwa nie są już praktykowane, a dziewczyny mogą na przykład nosić spodnie, nie pozostawia im się tyle swobody co ich polskim rówieśniczkom.

Ela: – Moje koleżanki Polki chodzą na imprezy, umawiają się z mężczyznami, śpią u nich. To nie jest dla mnie dziwne, bo sama wychowałam się w tym społeczeństwie. Ale nie mogłabym tak robić. Mam dwadzieścia lat i dopiero w tym roku zaczęłam chodzić na imprezy – jeszcze nie sama, tylko z kuzynem albo z bratem. Chodzi o opinię. Kiedy dziewczyna sama pójdzie na imprezę i wróci nad ranem, to opinia o niej będzie naprawdę zła. Rodzina będzie się za nią wstydzić. Dla rodziny to hańba, gdy dziewczyna się źle prowadzi.

– Czy przestrzegając tych zasad żyje się łatwiej?
– Pewnie nie. Ale na pewno lepiej.

Głównym źródłem dochodu dorosłych Romek było przez wieki wróżbiarstwo. Wykorzystywały ciekawość, jaką u miejscowych wzbudzała ich inność. W rodzinie Krzysztofa nikt nie wróży, nawet babcia. Ale słyszał o jednej sztuczce: – Cyganki prosiły dwa jajka. Obwiązywały je chustką, pod którą chowały dwa ludziki. Jak te jajka rozbijały, ludziki się pokazywały. Wyglądały jak diabełki. Cyganka mówiła, że ten dom jest skażony złą siłą, bo te dwa diabły znajdowały się w tym jajku. No i tak oszukiwały ludzi... Ale jak miały inaczej zarabiać? To one musiały przynosić pieniądze do domu. Mężczyźni rąbali drewno i dbali o konie.

Gdy polska dziewczyna wychodzi za Roma, musi nauczyć się zasad prowadzenia cygańskiego domu. To wymaga więcej wysiłku niż w domu polskim. Pani Rozalia Oraczko tłumaczy, co wolno, a czego nie:
– Wczorajsze jedzenie my nie zjemy. Świeże gotujemy codziennie.
– A jak coś zostanie?
– To do śmieci. Zupę, ziemniaki... do śmieci. Nie jemy wczorajszego. To jest samba. To jest wstyd! W zlewie w kuchni nie wolno ręce myć. Albo przepłukać coś. To jest zlew na naczynia. Nie wolno.




***


Młode pokolenie szanuje także pamięć o ofiarach wojny. Wtedy z rąk nazistów życie straciła ponad połowa polskich Romów, nawet do 500 tysięcy. Większość zginęła w miejscach, gdzie żyli. – Pamiętam, jak miałem 5 czy 6 lat… – wspomina pan Julek Gabor, czyszcząc stare skrzypce. – Do jednego budynka nas dali, no i dzięki Bogu, że Rosjanie po sam dach jeździli samolotem. Bo tak, to by nas już ułożyli do kolejki, żeby strzelać. Pierwsi byli Żydzi, drudzy chyba my, a trzeci Polacy. Ojcowie pouciekali do lasu, a żony zostały dziećmi. Niemcy zobaczyli, że nie dadzą rady, uciekli.

Dzisiaj Romowie mogą już otwarcie mówić o swojej tragedii. 2 sierpnia, w rocznicę mordu dokonanego na Romach z czternastu krajów w obozie w Auschwitz, obchodzą swój Dzień Pamięci. Kwestia odszkodowań z Niemiec poróżniła jednak ich środowiska: podważano autorytet Romskiego Instytutu Historycznego, osoby bezpośrednio zaangażowane w przekazywanie pieniędzy oskarżano o przywłaszczanie sobie części odszkodowań przyznanych tym, którzy zwykle nie potrafili pisać ani czytać. Sprawa była precedensem, jeśli chodzi o wewnętrzne stosunki w środowiskach romskich. Pierwszy raz bowiem złamano zasadę niedonoszenia na innych Romów i nieujawniania wewnętrznych problemów środowiska polskiej opinii publicznej.

Pan Julek nie mówi długo o odszkodowaniach, wraca do czyszczenia skrzypiec.
– Też mam takie stare skrzypce – chcę podtrzymać rozmowę.
– To przynieś, pani.
– Ale to skrzypce dziadka, pamiątka.
– A po co mają leżeć, marnować się? Odstąp, pani.
– Nie mogę.

Opowiada pani Teresa Rahms, mieszkanka krakowskiego Kazimierza:
– Pamiętam jak dziś: miałam kilka lat, szłyśmy z mamą ulicą Józefa, gdzie mieszkali Romowie – jeszcze zanim ich przenieśli do Nowej Huty. Spytałam mamy, skąd wzięła się nazwa „Cygan”. Czy dlatego, że cygani? Usłyszeli mnie Romowie i pogonili nas do samego placu Wolnica.

W 1978 roku Światowy Kongres Romów zalecił używanie określenia „Rom” zamiast „Cygan”.

– Mnie nazwa „Cygan” nie przeszkadza. Podoba mi się – przyznaje Krzysztof Gil. – Ale niektórych Romów to obraża.
– Jaka była reakcja, gdy w szkole okazało się, że jesteś Cyganem?
– Teraz, w liceum w Krakowie, przez dłuższy czas nikt nie wiedział. Nie miałem okazji powiedzieć. Potem jeszcze, jak przynosiłem prace, jeszcze nie wiedzieli, że jestem Cyganem. Myślałem, że moje prace same za siebie mówią. Nawet jak przyniosłem portret Cygana czy obraz z motywem z cygańskiej muzyki.
– To jak się dowiedzieli?
– Dowiedzieli się ode mnie. Raz na lekcji rzeźby jeden chłopak zaczął mówić, że obudził go rano jakiś Cygan, który grał pod oknem. Tak zaczął się temat o Romach. Ja tak siedzę cicho, cicho, czekam, czekam, aż w końcu mówię: ja też jestem Cyganem. No i wtedy... cisza. Wpierw byli zmieszani, ale potem przerodziło się to w ciekawość. W sumie to myślałem, że reakcje będą gorsze.
– A co tobie się nie podoba u Polaków?
– U wielu z nich – niechęć do ludzi, stereotypy… Niechęć Polaków do Romów trochę wynika z tego, że Polacy bardzo mało o nas wiedzą. Jest nas mało i te złe rzeczy rzucają się w oczy. Jak Romowie są bardzo biedni i żebrzą albo jak chodzą źle ubrani – taki obraz Romów utrwala się Polakom w pamięci. Ale czy kiedy słyszę, że polska matka wyrzuciła dziecko do kosza, to mam myśleć, że wszystkie matki w Polsce tak robią? To przecież nielogiczne. Nie można mówić, że wszyscy Romowie żebrzą albo kradną.
– Może wcześniej rzeczywiście tak było – opowiada dalej Krzysztof. – Może kiedy jeździło się taborami, rzeczywiście zajmowano się kradzieżą kur, jajek. Mój nauczyciel plastyki mieszkał w niedalekim miasteczku, gdzie Romowie co roku zatrzymywali się. Opowiadał, że przed ich przyjazdem spuszczało się psy z łańcuchów. Wiadomo było, że inaczej żadna kura się nie uchowa.




– Dla nas nie ma różnicy czy Polak, czy Cygan – wtrąca Ela Miśka. – Wychowaliśmy się w polskim społeczeństwie i nie czujemy żadnej bariery. Nasi znajomi Polacy rozumieją romski, bo bawili się z nami od małego. Ale romscy przyjaciele są bardziej życiowi, oni wiedzą, co to bieda. Romowie muszą bardziej się o wszystko starać. O naukę w szkole. O wszystko musimy dwa razy bardziej się starać.

– A pani co się nie podoba w Polakach? – pytam Józefę Gil.
– Chamstwo. Nienawidzę tego. Z młodymi nie ma problemu. Ale starsi... Wydawałoby się, że swoje przeszły, że współczują młodym, że wiedzą o bezrobociu... Nieprawda. Na naszym osiedlu jest najwięcej Romów w całym mieście. Biały emeryt jeszcze dobrze z kościoła nie wyjdzie, a już... Wie pani, nawet nie chcę powtarzać tych słów. Później sobie człowiek do nich taką nienawiść wyrabia. Nie potrafię znieść ich. Że chodzi do kościoła i przed Bogiem to, tamto... i nie zdaje sobie sprawy, że kiedyś koniec nastąpi, że trzeba w zgodzie żyć, nic tylko: Cygan, Cygan...
– My tak lubimy z gromadką być – ciągnie pani Józefa. My tu nikomu nic nie robimy. Stoimy na polu. Ławek nie ma, to człowiek stanie, pogada. Przecież jak człowiek nie pracuje, to trudno siedzieć w czterech ścianach. Pamiętam, dwa lata temu, staliśmy tak. Akurat jeden człowiek z kościoła szedł. Mógł mieć po siedemdziesiątce. Z waszych, oczywiście. Stanął tam, przed blokiem i mówi: „Sk… wszystkich tylko wziąć i powystrzelać, tak jak za Hitlera”. I co? I jak mamy żyć? A przecież my jesteśmy dobrym narodem. Jeśli ktoś z nami w zgodzie żyje, to my też żyjemy w zgodzie. A jak ktoś do nas coś ma, to u nas też każdy chamski potrafi być.

Do naszej rozmowy dołącza się nagle pani Antonina, babcia Krzysztofa:
– My takie prawo mamy jak i wy, nie? Biały i Cygan mają takie samo państwo. Co słuszne, to słuszne. A co nie jest słuszne, to my też sobie nie damy po głowie srać w banię.