Partnerstwo zamiast oczekiwań

Anna Wolff-Powęska

publikacja 28.04.2007 09:38

Odbudowa dialogu z Niemcami wymaga zbiorowego wysiłku. Ważny jest nie tylko charakter oficjalnych kontaktów. Liczą się język i klimat spotkania. Polska toczy rozmowy z przedstawicielami państw, sąsiaduje jednak ze społecznościami. Znak, 05/2007

Partnerstwo zamiast oczekiwań






Sformułowane w demokratycznej i wolnej Polsce cele i założenia polityki zagranicznej stanowiły odzwierciedlenie wieloletnich dążeń narodu, by stać się suwerenem własnych interesów i partnerem dla innych narodów. Mimo iż dotychczasowe wybory parlamentarne wyłaniały każdorazowo na najwyższe urzędy w państwie reprezentantów odmiennych opcji politycznych, w strategii wewnątrzpolitycznej została zachowana zasadnicza spójność i jedność celów. Również prezydenci, których konstytucja III Rzeczypospolitej określa mianem gwarantów suwerenności i bezpieczeństwa oraz ciągłości państwa w stosunkach międzynarodowych, choć różniący się orientacją partyjną, doświadczeniem i temperamentem, trzymali się wyznaczonego kursu. W burzliwym okresie ścierania się różnych racji i interesów w Europie, rosnących zagrożeń w świecie, szefowie polskiej dyplomacji wykazali w równym stopniu kunszt koncyliacyjny, co i determinację w dążeniu do celu; cieszyli się autorytetem, przysparzając jednocześnie Polsce uznania i szacunku.

Niemcy zajmują w polityce zagranicznej Polski szczególne, z uwagi na historię i położenie, miejsce. Toteż wyznaczenie priorytetów, których respektowanie miało dawać gwarancję dobrego sąsiedztwa polsko–niemieckiego i jednocześnie bezpieczeństwa europejskiego, stało się u progu niepodległej Polski bezwzględnym wymogiem. Pierwsze władze RP podjęły się trudu uczynienia z tego, co w dotychczasowych warunkach było przyczyną konfliktów, podstawy wspólnego działania dla przyszłości. Ich ambicją było przezwyciężenie myślenia w kategoriach fatalizmu geopolitycznego. Kierowały się zamiarem, by położenie geostrategiczne uczynić źródłem siły i korzyści.

Unikatowość historycznego zwrotu w stosunkach polsko–niemieckich polegała na jednoczesności przeobrażeń w sferze instytucjonalno- politycznej (traktaty o potwierdzeniu istniejącej granicy z 14 listopada 1990 roku i o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17 czerwca 1991 roku), zainicjowaniu dialogu społecznego oraz szeroko pojętej aktywności edukacyjnej na rzecz przełamania nieufności i uprzedzeń. Przyczyny przełomu w stosunkach polsko–niemieckich miały w dużej mierze charakter moralny. U progu lat 90. polskie środowiska opiniotwórcze nawiązały do treści Orędzia pojednania, zakładając, że kto inicjuje dialog, musi być silniejszy duchowo. Europeizacja stosunków z Niemcami i pojednanie z zachodnim sąsiadem miały stanowić ważny fundament dla budowania nowych relacji. Przyjęto, iż dramatyczna przeszłość nie powinna być przeszkodą, lecz motywacją do kształtowania polsko-niemieckiej wspólnoty interesów w Europie.

Zauważalne pogorszenie klimatu politycznego we wzajemnych stosunkach nastąpiło na przełomie stuleci. Zarówno obiektywne, jak i subiektywne uwarunkowania prowadziły do stopniowej destrukcji z trudem zbudowanych ram dialogu. Twarde warunki w trakcie negocjacji o członkostwo Polski w Unii Europejskiej, kontrowersje wokół strategii zwalczania terroryzmu i wojny w Iraku, stanowiska wobec polityki administracji George’a W. Busha, wreszcie cała paleta historycznych problemów wywołanych dyskusją wokół idei Centrum przeciw Wypędzeniom oraz żądań Powiernictwa Pruskiego to główne czynniki, które wpłynęły na oddalenie się i usztywnienie zachowań głównych aktorów politycznych Polski i Niemiec. Podważone zostało wzajemne zaufanie, zabrakło niezbędnej wiedzy o partnerze, woli wsłuchania się w rację drugiej strony oraz wrażliwości na odmienność partnera w dialogu.





Sporą rolę odegrały czynniki subiektywne. Ujawnione różnice interesów zostały odczytane jako zagrożenie dla Polski. Arogancja przewodniczącej Związku Wypędzonych i niektórych jego funkcjonariuszy wywołała stare demony. Do głosu doszły uprzedzenia i myślenie w kategoriach geopolitycznych. Niepewność w nowych warunkach zintegrowanej Europy kazała szukać przyczyny niezadowolenia z pozycji Polski w mocarstwowych ambicjach Niemiec. Do łask wróciła stara teza o kolektywnej odpowiedzialności Niemców za zbrodnie II wojny światowej i doszukiwanie się w niemiecko–rosyjskich kontaktach odwiecznie antypolskiego przymierza. Publiczne widzenie Niemców zdominowała wielce emocjonalna ocena utrudniająca rzeczowe i efektywne rozwiązywanie kwestii spornych. Dojście we wrześniu 2005 roku do władzy ugrupowań, które od początku transformacji sceptycznie ustosunkowały się do procesu normalizacji stosunków z Niemcami, przyniosło zmianę priorytetów w polityce zagranicznej, w szczególności wobec Niemiec.

Nową politykę wobec zachodniego sąsiada wyróżnia kilka elementów, z których na uwagę zasługują między innymi:

  • przerwanie ciągłości,
  • fałszywa diagnoza kondycji, świadomości historycznej i aspiracji politycznych Niemiec,
  • brak pozytywnego programu działania,
  • nowa polityka historyczna na zewnątrz.


Członkostwo Polski w NATO i Unii Europejskiej stworzyło uwarunkowania zmuszające do przemyślenia na nowo stanowiska wobec niemieckiego partnera. Europeizacja stosunków z krajami UE daje bowiem nowe atuty i szanse, niesie jednak ze sobą również nowe wyzwania i zobowiązania. Takiej refleksji politycznej i intelektualnej zabrakło w Polsce w chwili przełomu u progu XXI wieku. Włączenie Polski w struktury europejskie i euroatlantyckie uczyniło nasz kraj bezpiecznym i stabilnym jak nigdy dotąd. Wbrew tej oczywistej prawdzie nowe władze, które po wyborach 25 września 2005 roku przejęły ster rządów, za priorytetowe zadanie uznały obronę narodowych interesów. Mimo iż nie sprecyzowano in extenso, przed kim i przed czym należy ich bronić, z wielu wypowiedzi czołowych polityków można wywnioskować, iż zagrożeniem dla suwerenności kraju są Niemcy i ich polityka europejska.

Rząd Polski zrezygnował więc z priorytetu strategicznego partnerstwa z zachodnim sąsiadem. Mimo iż pogłębiająca się współzależność czynników wewnętrznych i zewnętrznych państwa sprawia, że ciągle poszerza się obszar problemów, których rozwiązanie wymaga ścisłej współpracy aktorów narodowych i międzynarodowych, po 2004 roku gotowość do kooperacji na płaszczyźnie politycznej w kraju i na zewnątrz wyraźnie osłabła. Pojawił się nowy ton w wypowiedziach na temat Niemiec; ton pełen niejednoznaczności, niekiedy zaś sprzeczności. Tymczasem w dobie społeczeństwa informatycznego wzrosła rola dyplomacji społecznej. Obywatele krajów demokratycznych, lepiej wykształceni i obyci ze światem, oczekują od wybranych przez siebie reprezentantów rzetelnej i kompetentnej informacji o relacjach Polski z otoczeniem zewnętrznym. Nie wystarczą już same hasła i slogany: „dobra ogółu”, „interesu narodowego”. Obywatel chce wiedzieć, jaka jest wykładnia tego dobra. Co się kryje za wspólnym interesem? Komu i czemu on służy? Czy interes rządzących partii pokrywa się z interesem różnych grup społecznych i zawodowych? Polityka zagraniczna zaczyna się we własnym domu. Stan państwa, jego sprawność instytucjonalna, spójność, kompetencja, wiarygodność i demokratyczna legitymizacja mają decydujące znaczenie dla strategii państwa na zewnątrz. Toteż trudności młodej polskiej demokracji, pozbawionej ciągłości myśli politycznej, wpisane są niejako naturalnie w proces wypracowania głównych kierunków polityki wobec Niemiec.





Brak busoli w polityce niemieckiej nowego rządu widoczny był w exposé zarówno premiera Kazimierza Marcinkiewicza z 10 listopada 2005 roku, jak i Jarosława Kaczyńskiego z 19 lipca 2006. Enigmatyczność sformułowań Kazimierza Marcinkiewicza, który zapewniał, że strategiczne priorytety Polski nie ulegną zmianie, a jednocześnie stwierdzał, iż „budowa IV Rzeczypospolitej oznacza również dokonanie istotnej zmiany w sposobie uprawiania polskiej polityki zagranicznej” utrudniała od początku znalezienie odpowiedzi na pytanie, w jakim kierunku zmierza polityka zagraniczna nowego rządu. Premier zapowiadał zmianę „filozofii dyplomacji”. Chciał „znaczącej poprawy pozycji Polski na arenie międzynarodowej”, czego warunkiem miało być „urealnienie polityki zagranicznej” i „jasno określone interesy narodowe”. W żadnym z dwóch exposé nie wspomniano o Niemcach, chociaż w obu dokumentach znalazło się miejsce na postulaty współpracy z odległymi krajami Azji i innych kontynentów. Kolejność pierwszych podróży zagranicznych prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego nie pozostawiała wątpliwości, iż Niemcy jako sąsiad znajdują się na odległym miejscu w hierarchii priorytetów współpracy naszego kraju.

Polityka wobec Niemiec sformułowana została nie na zasadzie pozytywnego programu rozwiązywania problemów i wypracowania mechanizmów dochodzenia do konsensu w kwestiach spornych, lecz poprzez negację dotychczasowej polityki zagranicznej III RP. W ten sposób stała się ona od początku elementem rozgrywki wewnątrzpolitycznej i zmagań o tzw. IV Rzeczpospolitą. Wyraża się ona w przeładowanej emocjami i bezprecedensowej nagonce na byłych ministrów spraw zagranicznych, przedstawicieli wszystkich dotychczasowych rządów oraz środowisk opiniotwórczych, do których zalicza się en bloc postkomunistów, część środowisk solidarnościowych, liberałów oraz elity refleksyjne, których stanowisko odbiega od oficjalnej linii rządu. Zakwestionowany został cały dorobek normalizacyjnej polityki wobec Niemiec, łącznie z wyborem zachodniego sąsiada jako adwokata w staraniach Polski o członkostwo w NATO i UE.

Wewnątrzpolityczne uwikłania, w stopniu niespotykanym od demokratycznego przełomu 1989/1990, rzutują na charakter postaw i poczynań wobec RFN. Tymczasem analiza sytuacji międzynarodowej w momencie załamania się komunistycznego systemu i jednoczenia Niemiec, gdy przedstawicielom pierwszego demokratycznego rządu: Tadeuszowi Mazowieckiemu, Krzysztofowi Skubiszewskiemu oraz Jerzemu Sułkowi, głównemu negocjatorowi polsko-niemieckich traktatów, przyszło pertraktować na temat ram porozumienia polsko-niemieckiego, nie pozostawia wątpliwości co do stopnia trudności, które musieli oni pokonać. Dla wynegocjowanych wówczas założeń i treści obu traktatów nie było bowiem alternatywy. Ci przedstawiciele obecnej władzy i związanych z nią środowisk, którzy szerzą opinię o „dyplomacji niemocy”, „serwilizmie” i polityce „na klęczkach”, przenoszą mechanicznie obecne warunki i doświadczenie w przeszłość. Zdają się oni zapominać, iż w trakcie ówczesnych rozmów Polska pozostawała jeszcze członkiem Układu Warszawskiego i RWPG, na ziemiach polskich stacjonowały wojska radzieckie, sąsiadowaliśmy nie z Niemcami, lecz Niemiecką Republiką Demokratyczną i obowiązywała nadal odpowiedzialność czterech mocarstw za Niemcy. Minister Skubiszewski wyznał po latach, iż obawiał się powtórzenia nowej Jałty. Dyplomacja jest sztuką osiągania tego, co możliwe. Priorytetem było wówczas dla Polski uznanie ostateczności granicy polsko-niemieckiej i temu zadaniu podporządkowano intensywne zabiegi dyplomatyczne w niezwykle trudnej i skomplikowanej sytuacji międzynarodowej, gdy wszystko nagle znalazło się w ruchu.





Nieufność do oponentów politycznych w kraju przeniesiona została automatycznie na zewnątrz. Polityka wobec Niemiec opiera się na fałszywej diagnozie kondycji i rzeczywistości politycznej RFN. Państwu niemieckiemu przypisuje się dążenia hegemonialne, wzrost arogancji i nową politykę historyczną, utożsamianą z ucieczką przed odpowiedzialnością za zbrodnie III Rzeszy. Wiele wskazuje na to, iż politycy odpowiedzialni za wypracowanie priorytetów strategicznych wobec Niemiec zdają się nie akceptować demokratycznego pluralizmu zarówno u nas, jak i u naszego sąsiada, stosują selektywną ocenę niemieckiej opinii publicznej oraz historiografii na zasadzie pars pro toto, przywracając jednocześnie do łask myślenie w kategoriach zbiorowej odpowiedzialności.

To, co jest naturalnym elementem procesu historycznego, jego ewolucji, odbierane jest jako zagrożenie. Tymczasem naród niemiecki, podobnie jak polski, podlega w ostatnich dziesięcioleciach głębokim przeobrażeniom. Wraz z przełomem demokratycznym w Europie Środkowo-Wschodniej i zjednoczeniem Niemiec zachwiany został dotychczas stabilny podział ról na Starym Kontynencie. Nowe elementy w kulturze politycznej i świadomości historycznej Niemców związane są nie tylko ze zmianą generacyjną. Uwarunkowania globalne i europejskie początku XXI stulecia zmuszają państwa i narody do poszukiwania dla siebie miejsca. Nowe wyzwania i trudy reformowania państwa socjalnego powodują większą koncentrację Niemców na własnych sprawach. Integracja europejska utraciła nie tylko dla nich atrakcyjność pierwszych, pionierskich lat. Postulat obniżenia wkładu niemieckiego do budżetu unijnego do 1 procenta PKB, sformułowany przez kanclerza Gerharda Schrödera, popierany również przez obecną kanclerz, związany był m.in. z trudną sytuacją gospodarczą Niemiec, problemami z dotrzymaniem warunków Paktu Stabilności i Wzrostu, nieprzekroczenia deficytu budżetowego w wysokości 3 procent PKB. Skończył się również etap paralelnego wzrostu gospodarczego Niemiec i rozkwitu Unii Europejskiej. Nic jednak nie wskazuje na to, by Niemcy chciały podążać własną odrębną drogą lub narzucać partnerom własne egoistyczne interesy.

Nasz zachodni sąsiad zdał egzamin z demokracji w wymiarze państwowym i narodowym. W wymiarze indywidualnym dochodzą jednakże do głosu różne odczucia, resentymenty i stereotypy. Spotykamy się z nimi na co dzień nie tylko między Renem a Odrą. Proces rozrachunku z przeszłością nie ma końca. Każde pokolenie Niemców będzie w inny sposób zmagało się z własną historią. Również od nas zależy, czy refleksja nad wspólną przeszłością nie stanie się zarzewiem nowego konfliktu. Nie do przecenienia jest pod tym względem odpowiedzialność elit po obu stronach granicy polsko-niemieckiej.

W RFN trwa z różnym nasileniem debata na temat zarówno kierunków polityki zagranicznej, kwestii poszerzenia i pogłębienia Unii, jak i winy oraz odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie. Sporne tematy polsko-niemieckie, dotyczące m.in. rurociągu północnego, Centrum przeciw Wypędzeniom, pozwów Powiernictwa Pruskiego stanowią przedmiot głębokich kontrowersji niemieckiej opinii publicznej. Wielkie debaty historyczne prowadzone po zjednoczeniu, związane m.in. ze zmianą stolicy, budową pomnika dla żydowskich ofiar III Rzeszy, wystawą zbrodni Wehrmachtu na okupowanych ziemiach, uznane zostały przez jednych za obsesję historii, inni potraktowali je jako akt oczyszczenia. Nowe akcenty w dyskusji na temat patriotyzmu i tożsamości zbiorowej Niemców stanowią m.in. wyraz poszukiwań spoiwa dla integrującego się po latach podziału narodu, które nada sens nowej demokratycznej wspólnocie zjednoczonego państwa niemieckiego. Doszukiwanie się w tych zmaganiach wyłącznie mocarstwowych aspiracji i dążenia do podporządkowania sobie słabszych państw nie może służyć w żadnym razie ani poprawie stosunków polsko–niemieckich, ani realizacji polskich oraz europejskich interesów.





Największą słabością polityki wobec Niemiec jest niedostrzeganie jej kontekstu europejskiego. Akcentowana od początku nieufność do Unii w obawie przed utratą suwerenności, sprzeczność żądań i oczekiwań: „tak” dla poszerzenia, „nie” dla pogłębienia integracji, odrzucenie wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa i jednoczesne żądanie solidarności w kwestiach ważnych dla Polski, lekceważenie dotychczasowych instrumentów i gremiów współpracy w ramach Unii, takich jak chociażby Trójkąt Weimarski, wszystko to osłabia, a nie wzmacnia tak często zaklinaną „odpowiednią” pozycję Polski. Oczekiwania, iż zasługi historyczne uczynią nas beneficjentem klauzuli specjalnego uprzywilejowania, nie znajdują zrozumienia u partnerów europejskich. Normą jest bowiem, iż autorytet międzynarodowy zdobywa się dzięki obecnym zasługom. Tym bardziej iż toczona jeszcze przed kilku miesiącami w Polsce debata wokół polityki historycznej, z której wynikała potrzeba eksponowania na zewnątrz polskich zasług w walce z nazizmem i komunizmem, pokazała jeszcze raz obliczoną na doraźny, polityczny efekt akcyjność działania. Mało oryginalne pomysły zainteresowania Niemców polską produkcją filmową i muzeami pozostały wyłącznie w sferze deklaracji i pobożnych życzeń. Zabrakło konsekwencji i długofalowych polsko-niemieckich programów współpracy w tym zakresie. Promocją polskiej kultury zajmują się nadal na co dzień najczęściej regionalne ośrodki i fundacje, rzesze entuzjastów skazanych w większości na samotne borykanie się z biurokratycznymi i finansowymi trudnościami.

Doraźność działań, brak wizji zbliżenia odmiennych interesów oraz mechanizmów przezwyciężania sytuacji konfliktowych i wspomagania roboczych kontaktów uzupełniają listę deficytów. Zaordynowana podczas spotkania prezydiów Sejmu i Bundestagu w Berlinie w marcu tego roku, przewidziana na wrzesień wspólna polskoniemiecka konferencja w Krzyżowej nie może stanowić panaceum na polsko-niemieckie bolączki. W Polsce i Niemczech odbywają się w ciągu roku dziesiątki konferencji z udziałem przedstawicieli obu społeczeństw. Stanowią one od dawna element normalności we wzajemnych kontaktach. Pozostaje jednak pytanie, jak ma przebiegać wymiana opinii, skoro na co dzień padają ze strony władz oskarżenia pod adresem tych, którzy krytycznie wypowiadają się na temat strategii politycznej wobec niemieckiego sąsiada. Żądanie solidarności i jednomyślności z rządem stanowi zaprzeczenie reguł demokracji i wolności słowa.

Polityka wobec Niemiec będzie w coraz większym stopniu polityką europejską. Jej skuteczność będzie zależeć w dużym stopniu od gotowości polskich władz do dialogu najpierw z własnym społeczeństwem. Warunkiem powodzenia musi być rezygnacja z języka wojennego, języka konfrontacji i nieufności. Bez względu bowiem na charakter argumentacji i sposób postrzegania Niemców wszystkim środowiskom w Polsce, bez względu na barwę orientacji, zależy na dobrych relacjach z największym naszym sąsiadem. Wykluczanie przez pomówienie największych autorytetów Polski w Europie nie przysporzy chwały rządowi polskiemu. Naszym dotychczasowym atutem w Europie była większa niż gdziekolwiek indziej wiedza na temat Niemiec i na temat wschodnich sąsiadów. Jej wykorzystanie dzisiaj w kształtowaniu wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa UE mogłoby stanowić największy nasz wkład w dzieło integracji.

Unia Europejska znalazła się bowiem na takim etapie rozwoju, na którym dochodzi do coraz większego zróżnicowania opcji i wizji nie tylko starych i nowych członków. Wynika to z nieprzewidywalności, kompleksowości i natury nowych wyzwań, np. terroryzmu, katastrof, zmian klimatycznych, polityki energetycznej, problemów migracji. W nowej sytuacji liczyć się będzie przede wszystkim fachowość, kompetencja, wiedza ekspercka. Nie „twardość” i „siła”, lecz umiejętność równoważenia narodowych, europejskich i globalnych interesów rozsądzać będzie o przydatności i atrakcyjności państw członkowskich. Stawianie na bezkompromisowość w sytuacji, gdy 27 państw szukać musi wspólnych rozwiązań, nie będzie dobrym znakiem firmowym Polski. Niemcy nie są i nigdy nie były jedynym partnerem i sojusznikiem Polski. Z uwagi jednak na położenie i historię dobra współpraca z nimi stanowić może nasz największy atut w UE. Wymagają tego również dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi i Rosją, dla których RFN pozostaje jednym z najważniejszych partnerów europejskich.





Odbudowa dialogu z Niemcami wymaga zbiorowego wysiłku. Ważny jest nie tylko charakter oficjalnych kontaktów. Liczą się język i klimat spotkania. Polska toczy rozmowy z przedstawicielami państw, sąsiaduje jednak ze społecznościami. Wysiłek edukacyjny na rzecz pogłębiania wiedzy i obiektywnego wizerunku sąsiada, wolnego od uprzedzeń i stereotypów, pozostaje stałym obowiązkiem, bez względu na to, jaka partia sprawuje rządy. Tymczasem dotychczasowa wizja Niemców i Rosji jest mieszanką fobii i uprzedzeń pojemnego środowiska, w którym jest miejsce dla manicheizmu Ojca Dyrektora, podejrzliwości śledczej wielu polityków PiS, filozofii Kalego Samoobrony i poczucia misji Ligi Polskich Rodzin. Postawa wiecznie pokrzywdzonego nie sprzyja równemu partnerstwu. Nowa polityka wobec Niemiec jest odwrotnie proporcjonalna do obiektywnej sytuacji społecznej. Wiele wskazuje na to, że antyniemieckie obawy i fobie z wolna się wyciszają. Tym bardziej iż młodzi Polacy, czujący się coraz bardziej obywatelami świata, mają okazję zweryfikować obraz Niemców wyniesiony z rodzimej edukacji. Straszenie niemieckimi koncernami prasowymi, których tytuły w Polsce należą nota bene do najbardziej antyniemieckich, germanizacją za pomocą kapitału może okazać się wkrótce niezrozumiałym anachronizmem. Otwartość i konkurencja stają się bowiem dla młodego pokolenia chlebem codziennym.

Mądre partnerstwo z Niemcami wymaga kompetentnej pracy nad przeszłością. Historia nie może zajmować równorzędnego z bieżącą polityką miejsca. Historia i polityka kierują się bowiem odrębnymi regułami. Polskie tragiczne doświadczenia wyniesione z sąsiedztwa z Niemcami nie powinny stanowić źródła ani moralnego wynoszenia się, ani wykorzystywania, jak sugeruje się dziś, „złego sumienia Niemców” dla doraźnych celów politycznych. Może nadszedł czas, by obok formułowania oczekiwań wobec zachodniego sąsiada i Unii Europejskiej zastanowić się, co Polska może wnieść oraz uczynić, by stać się atrakcyjnym i przyjaznym partnerem dla Niemiec i Europy.

***


ANNA WOLFF-POWĘSKA - historyk, politolog, prof. dr hab., w latach 1990–2004 dyrektor Instytutu Zachodniego w Poznaniu. Autorka licznych publikacji na temat stosunków polsko–niemieckich oraz dziejów myśli i kultury politycznej w Europie.