Milczenie i egoizm świata

Janina Ochojska-Okońska

publikacja 13.09.2007 13:20

Odpowiedź na pytanie, czy media powinny kierować się gustami odbiorców czy też mieć jasno określoną misję, której celem jest kształtowanie tych gustów, zadecyduje o tym, z jakim społeczeństwem będziemy w Polsce mieli do czynienia. Znak, 9/2007

Milczenie i egoizm świata




My, Polacy, za pośrednictwem mediów patrzymy na siebie z zewnątrz. Porównujemy nasze problemy z krajami Europy Zachodniej lub Ameryki Północnej. Świadomość tego, że w miarę bogacenia powinniśmy się bardziej dzielić z innymi, byłaby większa, gdybyśmy umieli odnieść sytuację Polski do realiów państw, w których ludzie umierają z głodu i pragnienia.

Ze względu na rolę mediów we współczesnym świecie bardzo ważne jest określenie ich misji. Podstawą funkcjonowania i rozwoju mediów nie może być bowiem wyłącznie dążenie do osiągania jak najlepszych wyników finansowych – tak jak najważniejszym celem nie może być zadowolenie gustów i potrzeb odbiorców, które wyrażają się w badaniach opinii publicznej i są często „usprawiedliwieniem” niskiego poziomu programów czy sensacyjności przekazywanych informacji.

Odpowiedź na pytanie, czy media powinny kierować się gustami odbiorców czy też mieć jasno określoną misję, której celem jest kształtowanie tych gustów, zadecyduje o tym, z jakim społeczeństwem będziemy w Polsce mieli do czynienia. Bo temu, że media mają decydujący wpływ na kształtowanie opinii, zainteresowań i aktywności społecznej, nikt nie może zaprzeczyć (pomijam tu tę nieliczną część społeczeństwa, która ma swoje określone zainteresowania i wie, gdzie szukać potrzebnych informacji).

Jak chcielibyśmy być postrzegani przez innych? Czy jako społeczeństwo świadome, dokonujące przemyślanych wyborów, zaangażowane w lokalny rozwój, rozumiejące pojęcie dobra wspólnego i dobra ojczyzny, kierujące się wartościami, odpowiedzialne za siebie, otoczenie oraz za zadania nałożone przez wykonywaną pracę, wreszcie – zainteresowane procesami zachodzącymi w świecie i potrafiące na nie wpływać? Czy też jako społeczeństwo konsumpcyjne, żyjące serialową rzeczywistością, interesujące się sensacjami, aferami, niezdolne nawet do wyboru władz lokalnych, obojętne na zło dziejące się wokół i tym bardziej ślepe na potrzeby bliźniego wtedy, gdy wyznaje on inną religię, ma inny kolor skóry i mieszka daleko od nas? Czy chcemy być społeczeństwem zaściankowym, egoistycznym, myślącym tylko o sobie i swoich potrzebach?

Na to, jakim społeczeństwem będziemy, ogromny wpływ mają media, a zwłaszcza telewizja. To poprzez dziennikarzy dowiadujemy się, co ważnego dzieje się na świecie, i to oni nadają wagę tym wydarzeniom. Nie musimy się stykać bezpośrednio z ofiarami walk w Kongu czy z bezdomnymi na polskich ulicach. O ich sytuacji, problemach i możliwych sposobach pomocy tym ludziom dowiadujemy się – lub powinniśmy się dowiadywać – z mediów.

Zainteresowało mnie, jak czołowe media na świecie opisują na własnych stronach internetowych swoją misję. Nie wszystkie to czynią – co ciekawe, nie znalazłam takiego opisu na stronie polskiej telewizji publicznej, która powinna go mieć.





„New York Times”: „Odpowiedzialność przed społeczeństwem tkwi u podstaw każdego aspektu naszego działania (…). Jest ona szczególnie widoczna w stosowaniu przez nas najwyższych standardów jakościowych w sztuce dziennikarskiej. Nasze zaangażowanie w dziedzinie filantropii, a także wspieranie naszych społeczności jest inspirowane naszą historią, sposobem działania, pracą naszych dziennikarzy”.

„The Economist”: „Pismo jest głównym źródłem informacji dla przeprowadzania analiz dotyczących światowego biznesu oraz spraw bieżących. Dostarcza miarodajnych opinii oraz umożliwia wgląd w wiadomości międzynarodowe, politykę światową, biznes, finanse, naukę i technologię, a także raporty krajowe”.

„Washington Post”: „Czasy się zmieniły. Wiadomości nie są już biernym wykładem. Jest to dialog, rozmowa, dynamiczna wymiana prowadzona między milionami ludzi na świecie, którzy zdecydowali, że chcą być dobrze poinformowani”.

BBC: „Wzbogacić życie ludzi dzięki dostarczeniu im programów i usług informacyjnych, edukacyjnych i rozrywkowych. Chcemy być najbardziej twórczą organizacją na świecie”.

A jak jest w Polsce? Śledząc w ostatnich dniach (12 i 13 sierpnia) na użytek tego tekstu polskie media, zastanawiałam się, jaka jest misja publicznej telewizji i pozostałych środków przekazu.

Kłótnie polityków, kolejne afery, informacje o tym, kto, na kogo i jakie posiada taśmy – takie informacje dominują w polskich mediach. Zastanawiałam się, czy są to rzeczywiście najbardziej nas interesujące informacje. Co by było, gdyby dziennikarze nie wyczekiwali pod budynkiem w Koszalinie na słowa tego czy innego polityka; czy brak informacji o tym byłby rzeczywiście istotny, czy wpłynąłby na świadomość i poziom kultury społecznej Polaków?

Ci, którzy decydują o tym, o czym każdego dnia poinformują miliony Polaków, powinni pamiętać, że często powtarzana informacja zajmuje i kształtuje umysły oraz wpływa na działania nas wszystkich. Myślę zresztą, że wydawcy doskonale o tym wiedzą. Czy celowo wybierają sensacje i afery, skupiając się ostatnio głównie na nowych pomówieniach, oskarżeniach i kłamstwach polityków – czy są przekonani, że to właśnie jest misją mediów? A może nie myślą o misji, goniąc za sensacją, która sprzeda się lepiej, nawet jeśli za chwilę przestanie być aktualna, bo pojawi się następna, choćby nawet sprzeczna z poprzednią?

Politycy wiedzą, że im częściej się o nich mówi, tym lepiej. Nieważne co, ważne ile. W ten sposób wciągają do swoich gier media, które czekają na każde słowo, przetwarzane potem w wiadomościach, programach publicystycznych i dyskusjach dziennikarzy. I co najdziwniejsze, media, nawet te całkiem szacowne, dają się na to „złapać”. Obraz dziennikarzy oczekujących pod prokuraturą w Koszalinie budził mój niesmak. Czym tak bardzo się podniecaliśmy, czy to, co usłyszeliśmy od polityków, było naprawdę tak istotne, że należało poświęcić na to cały dzień, wydać pieniądze na bezpośrednie relacje, podróże etc.? W wielu z nas wytworzyło się przeświadczenie, że skoro te sprawy zajmują tyle czasu w mediach, to widocznie są naprawdę ważne.





Znakomita większość mediów codziennie skupia się głównie na wydarzeniach polityki krajowej. Dzień po rewelacjach Leppera, Ziobry i Kaczmarka niektórzy nadawcy przemilczeli sprawę wyborów w Sierra Leone, fakt rozpoczęcia akcji rozbrojenia w południowym Sudanie, koncertu rockowego w Kaszmirze (który miał „zagłuszyć” trwające tam od 20 lat odgłosy wybuchów i strzałów), zawieszenia przez Kongo operacji militarnych prowadzonych przez Tutsi przeciwko rwandyjskim Hutu, początku nowych rozmów w sprawie Kosowa. Nie wszystkie media poinformowały o bardzo ważnej wizycie prezydenta Pakistanu Perveza Musharrafa w Kabulu i jego udziale w wielkiej radzie pasztuńskich wodzów z pogranicza afgańsko-pakistańskiego (choć był to tylko akt polityczny, to świadomość takich wydarzeń jest ważna dla Polski, której synowie walczą w Afganistanie).

Korespondencje z Afganistanu i Iraku zawężają się do informacji politycznych lub wojskowych. Brak dyskusji o rzeczywistych problemach tych krajów, na których rozwiązanie możemy mieć wpływ. Nie ma informacji, które pokazywałyby na przykład sytuację lokalnych społeczności. Polacy bardzo mało wiedzą o życiu codziennym Afgańczyka czy Irakijczyka. Ich codzienność to wcale nie wybuchy min-pułapek czy strzelaniny na ulicy – to walka o wyżywienie i utrzymanie przy życiu rodziny, to kłopoty z dostępem do wody pitnej, choroby spowodowane niedożywieniem, brak szkół, wykształconej kadry, perspektyw na lepszą przyszłość i poczucie bycia zbędnym i zapomnianym przez współczesny świat.

Czy nasze zaangażowanie w Afganistanie i Iraku powinno ograniczać się tylko do interwencji militarnej? Oprócz środków dostępnych w ramach konkursów Polskiej Pomocy Zagranicznej MSZ, dzięki którym organizacje pozarządowe mogą skutecznie pomagać lokalnym społecznościom w tych krajach, nie ma innych źródeł finansowania takich działań. Próba nagłośnienia w mediach tych problemów spotyka się z całkowitą obojętnością. Brakuje nawet wśród Polaków inicjatywy, żeby zorganizować jakieś przedsięwzięcie humanitarne. Dlaczego? Przecież nie jesteśmy aż tak bezdusznym i egoistycznym społeczeństwem.

Zauważyłam też, że tamtego dnia, 12 sierpnia, poza nielicznymi wyjątkami, zapomniano w polskich mediach o koreańskich zakładniczkach w Afganistanie. Inne media (BBC, CNN, Euronews, „New York Times”, „The Washington Post”, „Libération”) mówiły i pisały o ich sytuacji. U nas nie powiedziano nic, choć była to sprawa życia lub śmierci 24 osób, których dramat rozgrywał się na naszych oczach. W mojej opinii informacja ta była ważniejsza od innych, którymi raczyli nas politycy. Na kłótnie polityków i ich zachowanie nie mamy wpływu (możemy ich najwyżej nie wybrać i mam nadzieję, że nasze społeczeństwo w następnych wyborach to zrozumie), natomiast na to, co stanie się z koreańskimi zakładnikami, mamy – i powinniśmy wierzyć, że mamy – wpływ. Możemy pisać listy, protestować, głośno o tym mówić. Czyż nie dzięki temu, że o nich nie zapomniano, osiem bułgarskich pielęgniarek odzyskało wolność? Tę wiarę w siłę społecznego czy po prostu ludzkiego protestu mogą i powinny w nas kształtować media (jeżeli wcześniej nie zrobiła tego szkoła). Tymczasem niedzielne i poniedziałkowe media (12 i 13 sierpnia 2007) przekonywały, że najważniejszym wydarzeniem na świecie jest konfrontacja zeznań z prokuratury w Koszalinie... A może bardziej interesującą czołówką byłyby wydarzenia w Mogadiszu, gdzie ludność cywilna jest narażona na egzekucje, bombardowanie domów i szpitali, konieczność ucieczki z miejsc zamieszkania na skutek działań wojsk etiopskich, islamskich rebeliantów i wojsk rządowych? To są według mnie istotne problemy tego świata, w którym żyjemy.





Amerykańskie pismo „Foreign Policy” stworzyło listę państw, w których istnieją największe zagrożenia. Brano pod uwagę „wskaźniki niestabilności”, między innymi stan gospodarki, nierówności społeczne, ochronę praw człowieka, liczbę uchodźców, siłę instytucji państwowych i zagrożenia zewnętrzne. Są na tej liście w kolejności: Sudan, Irak, Somalia, Zimbabwe, Czad, Wybrzeże Kości Słoniowej, Kongo, Afganistan, Gwinea oraz Republika Środkowoafrykańska. Według Reuters AlertNet (www.alertnet.org), który monitoruje około 10 tysięcy źródeł medialnych (w tym 107 tytułów anglojęzycznych) na całym świecie, w ostatnim miesiącu ukazało się 1466 artykułów na temat Iraku – ale na temat Darfuru już tylko 164, Somalii – 41, Demokratycznej Republiki Kongo – 29. Czad doczekał się tylko ośmiu wzmianek. Na stronie Reuters AlertNet można zresztą samemu dokonać takich zestawień. Pokazują one, w jaki sposób media światowe traktują wydarzenia, nadając priorytet tym, które są najbardziej powiązane z interesami gospodarczymi lub które są najbardziej sensacyjne – choć niekoniecznie decydują o kształcie świata.

Podobnego zestawienia tematów brakuje w odniesieniu do polskich mediów (chociaż sądzę, że współpracujący z Polską Akcją Humanitarną Instytut Monitorowania Mediów mógłby takie zestawienie przygotować). Z ciekawości wpisałam słowo „Darfur” na stronie telewizji publicznej. W okresie od lipca 2004 do sierpnia 2007 problem Darfuru pojawił się 26 razy. Nie dziwi mnie więc, że przeprowadzający sondę uliczną dziennikarz „Gazety Wyborczej” na pytanie, z czym kojarzy się słowo „Darfur”, usłyszał niedawno od przechodniów: – „Carrefour”? Jakiś nowy produkt?

Także publicystyka jest całkowicie zdominowana przez bieżącą politykę polską. Oto ostatnie tematy programu Warto rozmawiać (TVP 2): „Kto odzyska Ziemie Odzyskane?”, „Z tarczą czy na tarczy?”, „Między lustracją a demokracją”, „Czego nie powie już Barbara Blida?” etc. Na 106 programów tylko jeden poświęcono problemom innego kraju (w marcu 2006 doczekała się tego Czeczenia). Czy naprawdę „nie warto rozmawiać” o tym, co dzieje się na świecie, wyjść poza własne podwórko? Media zamykają nas w małym, egoistycznym światku wydarzeń wokół polskiej polityki. Charakterystyczną cechą programów publicystycznych i dyskusji jest też to, że dziennikarze zapraszają najczęściej innych dziennikarzy, którzy komentują rzeczywistość. Czasem pojawiają się eksperci, ale jest to zazwyczaj wąskie grono. Najczęściej dyskutującymi są dziennikarze i politycy. A to właśnie dziennikarze powinni być pośrednikami pomiędzy nami a ekspertami, pokazywać różne punkty widzenia i rozszerzać nasze widzenie poza polską „miedzę” i same tylko problemy polityczne.

Media mogą poszerzać nasze horyzonty i wiedzę nie tylko o samych wydarzeniach, ale również o tym, w jaki sposób można rozwiązać problemy tego świata i jak rozwiązują je osoby zaangażowane w różnego rodzaju działania. Dlaczego my, Polacy, mamy być nieświadomi tego, że kwietniowe negocjacje UE z 75 państwami Afryki, Karaibów i Pacyfiku przybrały postać bezpośrednich nacisków, by kraje te ratyfikowały umowy handlowe niekorzystne dla ich gospodarek (na apel PAH ok. 200 osób podpisało w Internecie list do Angeli Merkel, a w całej Unii od lutego do maja br. zrobiło to 21 tysięcy osób)? Nie mamy świadomości tego, że chociaż Unia jest największym dawcą pomocy humanitarnej, to jej polityka ochrony rynków europejskich poprzez dopłaty do produkcji żywności niszczy lokalne rynki w krajach afrykańskich.





Oczywiście nie można powiedzieć, że w polskich mediach brakuje zupełnie informacji i analiz na temat problemów na całym świecie. Ostatnio nawet ich nieco przybyło. Zainteresowani mają dostęp do stron internetowych organizacji pozarządowych lub pism (np. w „The Economist” można znaleźć bardzo ciekawe analizy, informacje). Zainteresowani problemami ekologii, ofiar wojen, bezdomnymi, zaginionymi, skutkami katastrof naturalnych, sprawiedliwym handlem etc. bez trudu znajdą potrzebne informacje. Dlatego nie piszę o braku dostępu do informacji, ale raczej o tym, jaka jest dzisiaj rola i misja mediów, jak ją wypełniają i jak wpływają na społeczeństwo.

Media polskie były na przykład bardzo zaangażowane w pokazywanie tragedii ludzi po tsunami. Pojawiły się nawet reportaże pokazujące rozmiary tragedii, losy ludzi, którzy stracili wszystko. Dzięki temu wiele organizacji zebrało bardzo dużo pieniędzy na zorganizowanie pomocy. Ale na tym skończyło się zainteresowanie mediów. Zabrakło już informacji o tym, co dzieje się z zebranymi środkami, jakiej pomocy udzielono. Z mojego punktu widzenia jest to bardzo istotna rola mediów – patrzenie na ręce tym, którzy dysponują społecznymi środkami. Zainteresowanie mediów może być w takim wypadku wręcz czynnikiem uniemożliwiającym organizacjom przekazywanie byle jakiej pomocy lub, co gorsza, użycie tych środków w zupełnie innych celach. Zabrakło też informacji pokazujących nie tylko tragedię tsunami, ale problemy polityczne i społeczne krajów nim dotkniętych. PAH, pracując na Sri Lance, miała też do czynienia z problemami związanymi z konfliktem tamilsko-syngalezkim.

Informacje w polskich mediach związane są raczej z wydarzeniami, a nie z systematycznym budowaniem zainteresowania i analizą problemów. Takie tematy jak AIDS, głód, sprawiedliwy handel, wykorzystywanie pracy dzieci, handel ludźmi, efekty wojen i katastrof naturalnych powinny być stałym elementem programów informacyjnych, reportaży i dyskusji. We wspomniane dwa dni, 12 i 13 sierpnia, w CNN zobaczyłam oprócz ważnych informacji z całego świata, program Inside Africa z reportażem o sytuacji Pigmejów w Republice Środkowoafrykańskiej, wywiadem ze studentem z Burkina Faso, który przyjechał do swojej wioski i opowiadał o problemach jej mieszkańców, rozmową z pracownikiem organizacji humanitarnej o sytuacji w Angoli oraz reklamą społeczną. BBC z kolei pokazało reportaż z Soloville w Południowej Afryce, gdzie ludzie mieszkają na cmentarzu, a także o powodzi w Nigerii. Oczywiście, obie stacje informowały o sytuacji w Sierra Leone, gdzie akurat odbywały się wybory.

17 października to Światowy Dzień Walki z Ubóstwem. Rok temu żyliśmy wtedy w Polsce wydarzeniami związanymi z kolejnym powrotem koalicji – w telewizji nie ukazał się ani jeden raport o ubóstwie na świecie. W jednym z mediów poinformowano o akcji PAH „Pajacyk”, ale dziennikarz nie był już zainteresowany pokazaniem, jak wygląda problem niedożywienia dzieci na świecie. W listopadzie 2006 roku UNDP (Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju) ogłosił raport pt. „Globalny kryzys wodny”. Informacje i artykuły z tym związane zamieściły: „Gazeta Wyborcza”, „Dziennik” i „Newsweek”. A przecież, banalnie mówiąc, woda to życie, a problem braku dostępu do pitnej wody coraz bardziej dotyczy też Polski. Czy nie byłoby więc właściwe, chociażby w publicznych mediach, zachęcanie do oszczędzania wody? PAH od czterech lat prowadzi taką kampanię (www.wodapitna.pl), ale jak dotąd nie zyskała ona zainteresowania publicznej telewizji.





My, Polacy, za pośrednictwem mediów patrzymy na siebie z zewnątrz. Porównujemy nasze problemy z krajami Europy Zachodniej lub Ameryki Północnej. Myślę, że spojrzenie z zewnątrz – poprzez pryzmat tragedii dziejących się w świecie – pozwoliłoby nam ukazać własne problemy z innej perspektywy. Świadomość tego, że w miarę bogacenia powinniśmy się bardziej dzielić z innymi, byłaby większa, gdybyśmy umieli odnieść sytuację Polski do realiów państw, w których
ludzie umierają z głodu i pragnienia, gdzie zabija się niewinnych cywilów, gdzie życie skupia się w obozach dla uchodźców, co powoduje całkowite uzależnienie się od pomocy humanitarnej, gdzie dzieci stają się przedmiotem handlu i zarobku.

W gruncie rzeczy jesteśmy wrażliwym społeczeństwem, gotowym uczyć się i działać. To, czego brakuje, to informacja. Podjęcie przez „Gazetę Wyborczą” akcji na rzecz ratowania życia ludzkiego w Darfurze pokazało, jak wielu ludzi oczekiwało na wiadomości stamtąd, jak można „ukształtować” społeczną wrażliwość, która objawiła się zarówno wpłatami na konto PAH, jak i zainteresowaniem wyrażonym e-mailami i komentarzami. Wystarczyło dać ludziom szansę w postaci informacji, wystarczył bodziec w formie zaproponowanych konkretnych działań. Misja, którą spełnia w ten sposób „Gazeta Wyborcza”, ma wielkie znaczenie. Informuje społeczeństwo o tragedii w Darfurze, proponuje zaangażowanie się w konkretną pomoc dla ofiar konfliktu (budowa studni), wspiera w ten sposób Polską Akcję Humanitarną. Nasza pomoc w Darfurze będzie miała większy zasięg i będzie skuteczniejsza, pokaże mechanizmy pomagania, problemy, jakie są z nimi związane. A przede wszystkim wyrwie nas z obojętności i bezradności, obudzi wiarę, że możemy pomóc ludziom, którzy znaleźli się w tragicznej sytuacji, i przyczyni się do budowy prawdziwej solidarności, która powinna być żywa w naszych sercach.

***

Od stycznia 2007 do chwili zamykania tego numeru „Znaku” na świecie wydarzyły się 52 katastrofy naturalne o dużym zasięgu (pomniejsze można liczyć w kolejne dziesiątki). Ostatnia zdarzyła się w Peru (16 sierpnia w trzęsieniu ziemi zginęło 337 osób, 827 jest rannych, nieznane są jeszcze rozmiary zniszczeń). Poprzednie katastrofy wydarzyły się w Korei Północnej (powodzie w sierpniu zniszczyły 2800 domów, zginęło 14 osób), na Filipinach (powódź, sztorm i obsunięcia ziemi – 6 osób zginęło, 53 tysiące rodzin zostało dotkniętych skutkami), w Wietnamie (powódź – 61 osób zginęło, 400 domów zostało całkowicie zniszczonych, 54 tysiące uszkodzonych), w Południowej Afryce (pożary – zginęło 28 osób, ok. 320 domów spłonęło, zniszczonych zostało 50 tysięcy ha upraw i lasów), Nigerii (powódź – ok. 4 tysiące osób pozostało bez dachu nad głową) oraz Rosji (trzęsienie ziemi na Sachalinie – 2 osoby zginęły, ok. tysiąca osób zostało bez dachu nad głową).





Te statystyki nie dotyczą, oczywiście, ofiar wojen i konfliktów zbrojnych, które bądź trwają, bądź ich skutki są odczuwalne na wszystkich kontynentach: w Afryce (Republika Środkowoafrykańska, Czad, Demokratyczna Republika Konga, Burundi, Dżibuti, Erytrea, Etiopia, Kenia, Rwanda, Somalia, Uganda, Tanzania, Angola, Malawi, Zambia, Sudan, Seszele), w Ameryce (Kolumbia, Haiti), w Azji i na Bliskim Wschodzie (Afganistan, Armenia, Azerbejdżan, Gruzja, Korea Północna, Wschodni Timor, Indonezja, Irak, Liban, Nepal, Autonomia Palestyńska, Sri Lanka), w Europie (Bałkany, Czeczenia) oraz Oceanii (Indonezja).

Poniżej zamieszczam opis sytuacji w kilku krajach. Ze względu na brak miejsca podałam tylko kilka wybranych informacji, które moim zdaniem najlepiej charakteryzują tragedię tych państw i naszą obojętność.

Afganistan. Z powodu braku środków oraz warunków bezpieczeństwa niepozwalających na transport żywności WFP (Światowy Program Żywnościowy) przerwał dostarczanie żywności dla przesiedlonych rodzin z Pakistanu. Kolejne obozy w Pakistanie, Kachagari i Jalosai, w których mieszka ok. 15 330 rodzin, są zamykane, rodziny zmuszone do powrotu zostaną pozbawione środków do życia. Od kwietnia z Iranu powróciło 163 tysiące osób. Sytuacja ekonomiczna i socjalna w Afganistanie pogarsza się, spada bezpieczeństwo. Osoby powracające do Afganistanu (ok. trzy miliony Afgańczyków urodziło się poza krajem) muszą mieć dach nad głową i jakiekolwiek środki do życia.

Demokratyczna Republika Konga. Dochodzi do walk rebeliantów z siłami rządowymi, zwłaszcza w północnej prowincji Kivu. W rezultacie po kraju przemieszcza się ponad 650 tysięcy osób. Tylko w tym roku 160 tysięcy osób zostało zmuszonych do ucieczki. Około tysiąca kobiet miesięcznie staje się ofiarami gwałtów. 2,5 miliona ludzi żyje za mniej niż jednego dolara dziennie (w niektórych rejonach na wschodzie ludzie muszą żyć za 18 centów dziennie). 80 proc. rodzin z prowincji Kivu było w ciągu ostatnich pięciu lat wysiedlanych. Powyżej 117 tys. dzieci jest żołnierzami (z ostatnio rekrutowanych żołnierzy ponad 15 proc. to młodzież poniżej 18 lat, duża część nie ukończyła 12 lat). Według oficjalnych danych, 800–900 tysięcy dzieci to nosiciele wirusa HIV. Około 413 tysięcy osób uciekło do Burundi, Rwandy, Tanzanii, Angoli lub Zambii.

Republika Środkowoafrykańska. 26 tysięcy uchodźców uciekających przed rebeliantami i grupami bandyckimi koczuje w około 50 miejscach rozciągniętych na długości tysiąca kilometrów wzdłuż wschodniej granicy z Kamerunem. 18 proc. dzieci uchodźców umiera z powodu niedożywienia, co siedmiokrotnie przekracza tzw. próg emergency (w wypadku katastrof lub wojen określa się zawsze poziom śmiertelności dzieci, co pozwala „obliczać” przewidywany
zasięg interwencji humanitarnej).

Etiopia. Jednym z problemów tego kraju jest tzw. wewnętrzne uchodźstwo (ok. 60 tysięcy osób) spowodowane konfliktami etnicznymi, polityką regionalizacji według grup etnicznych oraz kolejnymi suszami i powodziami. Pochodzą oni z regionów Tigray, Somali, Oromiya i Gambella. Do tego dochodzi 100 tysięcy uchodźców z Sudanu, 13 tysięcy z Somalii, 10 tysięcy z Erytrei, uciekających przed walkami oraz głodem. Osoby te uzależnione są od pomocy humanitarnej, której dotarcie do południowo-wschodniej części kraju (Ogaden) jest utrudnione.





Kenia. Około 240 tysięcy uchodźców pochodzi głównie z Somalii, dodatkowo w obozach mieszka 360 tysięcy uchodźców z Sudanu, do tego dochodzą uchodźcy wewnętrzni, którzy przemieszczają się z różnych powodów socjalnych narosłych wokół nierozwiązanych problemów z własnością ziemi (wysiedlanie przez rząd) oraz walk o kontrolę nad gospodarką i surowcami naturalnymi. Powoduje to gwałtowne konflikty etniczne, utratę mienia, skupianie się w obozach dla uchodźców. Do tego dochodzą susze i powodzie, które niszczą również tereny zamieszkane przez uchodźców.

Somalia. Od przejęcia władzy przez Unię Trybunałów Islamskich (rok 2006) oraz rozpoczęcia wojny z Etiopią ok. 320 tysięcy osób uciekło z Mogadiszu i koczuje w prowizorycznych obozach w bardzo trudnej sytuacji. Ostatni raport Narodów Zjednoczonych mówi o milionie osób przemieszczonych w Somalii na skutek 16 lat walk, przemocy i gwałtów.

Zimbabwe. W maju 2005 roku rząd Zimbabwe rozpoczął brutalną kampanię pod hasłem „Przywrócić porządek” skierowaną przeciwko nieformalnym osiedleniom (domy były palone, niszczone buldożerami, ok. 50 lokalizacji zostało zniszczonych) oraz małemu, prywatnemu biznesowi (20 tysięcy osób zostało aresztowanych). Ta akcja oraz susze spowodowały przemieszczenie ok. 570 tysięcy osób. Śmiertelność dzieci do lat 5 wynosi 50 proc., 25 proc. populacji jest zakażona wirusem HIV, stąd też bardzo duże osierocenie dzieci (ok. 20 proc.).

Uganda. Na północy kraju ok. 1,7 mliliona osób (90 proc. populacji żyjącej w tym regionie) jest „wewnętrznie przemieszczonych” (IDP – Internally Displaced People) wskutek ponad 20-letniego konfliktu między siłami rządowymi a Lord’s Resistance Army (Bożą Armią Oporu), która od 1986 roku porwała ok. 25 tysięcy dzieci, które albo walczą w jej szeregach (chłopcy), albo są wykorzystywane seksualnie (dziewczynki). W konflikcie zginęło 300 tysięcy osób. Uchodźcy mieszkają w ok. 200 obozach. W rejonie konfliktu (w dystryktach Gulu czy Kitgum) ok. 40 tysięcy dzieci znanych jako night commuters wędruje co noc ze swoich domów do miast, żeby uniknąć porwania przez LRA.

Sudan. Po podpisaniu umowy pokojowej, która zakończyła 21-letnią wojnę rządu w Chartumie z People’s Liberation Movement ulokowanym w południowym Sudanie, w obozach (głównie w Sudanie i Czadzie) nadal mieszka ok. 5 milionów uchodźców (łącznie z ok. 2 milionami w Darfurze). Około 2 miliony osób mieszka wokół Chartumu. Powrót tej ogromnej rzeszy ludzi do swoich wiosek jest utrudniony przez grasujące bandy oraz przez zniszczenie miejsc zamieszkania. Brak wody uniemożliwia ludziom osiedlanie się. Polska Akcja Humanitarna prowadzi misję w południowym Sudanie, budując studnie w wioskach, gdzie powracają ludzie. W czerwcu tego roku 15 tysięcy osób zostało dotkniętych powodzią w okolicach Renk w południowym Sudanie.





Darfur. Od 2003 roku trwa krwawy konflikt, który spowodował śmierć 200 tysięcy ludzi i uchodźstwo ponad 2 milionów (wewnętrzne bądź zewnętrzne: Czad, Republika Środkowoafrykańska). W Darfurze pracuje ok. 80 organizacji międzynarodowych (w tym 13 agend ONZ) i 13 tysięcy pracowników humanitarnych. Obozy dla IDP w Darfurze są przepełnione. Brakuje studni, systemów dystrybucji wody, jedzenia, leków, środków higieny etc. Jednym ze skutków ostatniej powodzi jest epidemia cholery. Ogromnym problemem jest ochrona dzieci i kobiet przed przemocą i wykorzystywaniem seksualnym samych rebeliantów oraz arabskich milicji. Szczególnie narażone są kobiety szukające chrustu w buszu poza terenem obozu. W związku z zagrożeniem przemocą wobec własnych pracowników takie organizacje jak Oxfam, Norwegian Refugee Council czy Save the Children musiały zawiesić część działań w niektórych rejonach Darfuru.

Sri Lanka. Wieloletni konflikt pomiędzy siłami rządowymi i „tamilskimi tygrysami”, który eskalował w 2006 roku, spowodował śmierć 3 tysięcy osób, ponad 20 tysięcy stało się uchodźcami. Do tej liczby należy doliczyć uchodźców, którzy od czasu tsunami nie powrócili jeszcze do swoich domów. Obie strony konfliktu uderzają przede wszystkim w ludność cywilną, łamiąc jej prawa oraz niszcząc domy i dobytek. Utrudniony dostęp na tereny konfliktowe uniemożliwia organizacjom niesienie pomocy oraz monitorowanie przestrzegania praw człowieka. Najbardziej dotknięte tereny to Jaffna, Trincomalee i Batticaloa.

Nepal. Po zakończeniu dziesięcioletniej wojny domowej (zginęło ok. 13 tysięcy osób) w listopadzie 2006 tylko kilka tysięcy osób powróciło z wygnania. Ciągłe łamanie praw człowieka, tortury i zabójstwa polityczne powodują, że reszta uchodźców – ok. 200 tysięcy – woli poczekać na rozwój sytuacji, głównie w Indiach. Represje maoistów spowodowały zniszczenie kraju, gospodarki, co tym samym pogorszyło warunki socjalne.

Kolumbia. Liczba uchodźców osiągnęła już 3,5 miliona. Jest to spowodowane między innymi konfiskowaniem ziemi rolnikom, handlem narkotykami oraz walką o władzę pomiędzy zwalczającymi się grupami. Masakry lokalnej ludności zdarzają się codziennie. Większość uchodźców mieszka w prowizorycznych slumsach, gdzie warunki życia powodują ogromną śmiertelność. W Kolumbii pracuje ponad milion dzieci pomiędzy 5 a 17 rokiem życia. Wzrosła także liczba dzieci świadczących za pieniądze usługi seksualne i dzieci będących ofiarami handlu.





Palestyna. Od 2005 roku wewnętrzne uchodźstwo jest spowodowane niszczeniem domów oraz konfiskowaniem ziemi przez władze Izraela, co wiąże się z budowaniem murów oddzielających obie społeczności. Nie ma dokładnych danych o liczbie uchodźców, setki tysięcy mieszkają w obozach od 1948 roku. Warunki życia w obozach są bardzo trudne i sprzyjają rozwijaniu się terroryzmu wśród młodych Palestyńczyków. Mur odgradza ich od wody, edukacji i pracy.

We wszystkich tych krajach uchodźcy żyją w obozach lub innych prowizorycznych schronieniach. We wszystkich tych miejscach łamane są podstawowe prawa człowieka. W obozach tych śmiertelność dzieci do 5 lat dochodzi do 50 proc., zakażenie HIV/AIDS sięga 15 proc. i więcej. W samej Afryce w obozach mieszka ok. 11,8 miliona uchodźców, na całym świecie – 24,5 miliona.



***

Janina Ochojska-Okońska - współzałożycielka i prezes Polskiej Akcji Humanitarnej. W 1993 roku Komisja Wspólnot Europejskich przyznała jej tytuł Kobiety Europy. Laureatka Nagrody im. Jana Karskiego Za Odwagę i Serce oraz Nagrody im. ks. Józefa Tischnera. Ukazał się wywiad-rzeka Niebo to inni. Z Janiną Ochojską rozmawia Wojciech Bonowicz (2000).