Boża Opatrzność z perspektywy filozoficznej

Jacek Wojtysiak

publikacja 15.02.2008 13:47

Determinizm przyrodniczy i społeczny głosi, że każde wydarzenie jest wyznaczone przez jakieś inne wydarzenie. Indeterminizm temu przeczy. Obie doktryny twierdzą, że w naszym życiu mamy do czynienia z grą ślepych sił lub z przypadkiem. Pogląd ten przezwycięża doktryna o Bożej Opatrzności. Znak, styczeń 2008

Boża Opatrzność z perspektywy filozoficznej



Determinizm przyrodniczy i społeczny głosi, że każde wydarzenie jest wyznaczone przez jakieś inne wydarzenie. Indeterminizm temu przeczy. Obie doktryny jednak twierdzą, że w naszym życiu mamy do czynienia z grą ślepych sił lub z przypadkiem. Pogląd ten przezwycięża doktryna o Bożej Opatrzności: ani ślepe siły, ani przypadek, lecz Bóg kieruje biegiem zdarzeń przyrodniczych i społecznych; nie naruszając autonomii i twórczości „aktorów” tego biegu, prowadzi ich do dobrego celu.



Istota opatrzności


Spora liczba ludzi – pod wpływem objawienia religijnego lub argumentów ściśle filozoficznych – jest przekonana o tym, że osobowy Bóg nie tylko stworzył świat, lecz także opiekuje się nim i prowadzi go do wyznaczonego przez siebie, dobrego celu. Co więcej, nie dotyczy to tylko świata jako całości, ale również każdej rzeczy i osoby, która go „zamieszkuje”. Przekonanie to – przekonanie o istnieniu Bożej Opatrzności – stanowi istotny składnik teizmu i odróżnia go między innymi od deizmu.

Znamienne, że Bożą Opatrzność można wyprowadzić z głównych przymiotów Boga. Jeśli Bóg – Stwórca świata – odznacza się wszechwiedzą, wszechmocą i absolutną dobrocią, to trudno pomyśleć, by nie „korzystał” z tych swoich „zdolności”. Stwórca wie wszystko o swoim (każdym!) stworzeniu i chce jego dobra. Skoro wie, czego mu potrzeba, i pragnie realizacji tych potrzeb, skutecznie pomaga (bo ma odpowiednią moc!) w ich osiągnięciu. Oczywiście, czyni to w znany sobie sposób, który nie zawsze musi się zgadzać z naszymi aktualnymi – zmiennymi i niekiedy mylnymi – oczekiwaniami.

W Biblii nie mówi się wprost o Bożej Opatrzności. Zresztą termin opatrzność (gr. pro-noia – przed-wiedza) występuje w niej sporadycznie, i to w odniesieniu do ludzkiej przezorności (np. Dz 24, 2). Biblię można jednak odczytywać jako wielką opowieść o Bożej Opatrzności: o tym, jak Bóg troszczy się o wszystko, jak wyprowadza dobro ze zła, jak przypadkowe zdarzenia dziejów ludzi układa w pomyślną, zbawienną całość. Z kolei w filozofii starożytnej, co najmniej od Timajosa Platona, obecna jest idea opatrzności kosmicznej. U stoików przybrała ona postać koncepcji wewnętrznego rozumu-porządku świata.

Warto zwrócić uwagę, że w filozofii greckiej akcentowano właśnie opatrzność kosmiczną, natomiast w Biblii położono większy nacisk na Bożą Opatrzność w historii ludzkiej. Te dwa aspekty pojęcia opatrzności wymagają odrębnego rozpatrzenia. Tym bardziej że stają one przed poważnymi wyzwaniami, jakie stawia im nauka oraz codzienne doświadczenie.



Opatrzność kosmiczna


Starożytna idea opatrzności kosmicznej przewija się przez całe dzieje filozofii. Ma ona swoich zwolenników do dziś, także w środowisku przyrodników. Oto znakomity popularyzator kosmologii Paul Davies pisze: „świat wygląda tak, jak gdyby rozwijał się według jakiegoś planu lub projektu” (P. Davies, Plan Stwórcy. Naukowe podstawy racjonalnej wizji świata ). Świadczy o tym jego jedność i jednorodność oraz uporządkowanie według prostych praw, wyrażalnych w matematycznie eleganckich równaniach. Co więcej, prawa te oraz odpowiednie warunki początkowe i stałe kosmologiczne okazują się nie przypadkowe, lecz jakby specjalnie, przemyślnie dobrane – tak aby wytworzyć struktury złożone, a w końcu życie, w tym życie świadome.

Oczywiście, wiemy, że istnieją konkurencyjne – nieteistyczne, „nieopatrznościowe” teorie wyjaśniające wspomniane zadziwiające fakty. Są one jednak albo szalenie spekulatywne (jak teorie wielu światów), albo ich poprawne zastosowanie jest ograniczone do pewnego zakresu zjawisk (jak teorie ewolucji biologicznej). Zresztą teorie te nolens volens pozostawiają niekiedy miejsce dla opatrzności. Ewolucjoniści wskazują na naturalne mechanizmy rozwoju gatunków. Dlaczego jednak świat ożywiony działa według tych mechanizmów? Dlaczego są one właśnie takie, że przynoszą wspaniałe rezultaty? Dlaczego przemiany życia zaowocowały świadomością? Poszukiwanie „palca Bożego” w odpowiedziach na te pytania nie wydaje się czymś irracjonalnym.



Boża wszechwiedza a wolność woli


Najciekawsze filozoficzne problemy dotyczące Bożej Opatrzności wiążą się z tym, jak ją pogodzić z ludzką wolnością. Czy Boska wszechwiedza i wszechmoc, które Opatrzność zakłada, nie wykluczają ludzkiej wolności?

Zacznijmy od wszechwiedzy. Wielu ludzi podziela mniemanie, że nie można jej pogodzić z naszą wolnością. Czasem intuicja ta przybiera bardziej wyrafinowaną postać. Otóż – powiadają niektórzy – jeśli Bóg jest wszechwiedzący, to zawsze wiedział, że Hitler wywoła w 1939 roku II wojnę światową (z jej straszliwymi konsekwencjami). Skoro Bóg wiedział o tym na przykład na początku stwarzania świata, to już wtedy było prawdą, że Hitler wywoła w 1939 roku II wojnę światową. Tym samym już wtedy wszystko było przesądzone: Hitler nie mógł nie wywołać wojny, bo prawda (Bożego sądu o Hitlerze wywołującym wojnę) jest zgodnością z faktami (o wywołaniu wojny przez niego), a zgodność ta zachodziła od wieków, zanim jeszcze II wojna wybuchła.




Powyższe rozumowanie musiało być tak przekonujące, że jeden z najwybitniejszych współczesnych (prochrześcijańskich) filozofów religii Richard Swinburne przyjął nietypowy – jak przyznaje – pogląd, że Boża wszechwiedza jest poważnie ograniczona: „Bożą wszechwiedzę należy rozumieć jako posiadanie przez Boga w dowolnym czasie wiedzy o wszystkim, co w tym czasie jest logicznie możliwe wiedzieć. Wszechwiedza nie będzie więc polegać na znajomości tego, co ludzie uczynią w sposób wolny, dopóki tego nie uczynią” (R. Swinburne, Czy istnieje Bóg?).

Wbrew Swinburne’owi sądzę, że pełna Boża wszechwiedza nie narusza ludzkiej wolności. Czym innym jest przecież prze-widywanie jakiegoś zdarzenia, a czym innym jego wywoływanie. (Zresztą „prze-widywanie” stanowi najlepszy odpowiednik łacińskiej pro-videntia [pro-video – widzę uprzednio], którą zwykle tłumaczy się jako „o-patrz-ność”). Jeśli tak dobrze znam swego syna, że wiem, jak postąpi, gdy zobaczy loda, to nie wpływam w żaden sposób na to, co zrobi. Po prostu wiem, że – jako wolna, choć „lodoskłonna” istota – zje loda. Podobnie jest z Bogiem: Bóg zna nas tak dokładnie, że wie (i od zawsze wiedział), co i kiedy uczynimy, nie determinując naszego działania. Inna sprawa, jaka jest to wiedza (probabilistyczna, zwykła czy koniecznościowa) oraz czy dokonuje się ona w czasie (Bóg wie dziś, co będzie jutro) czy poza nim (Bóg w jednej chwili obejmuje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, które są wymiarami tylko naszego aparatu poznawczego). Nie musimy jednak znać odpowiedzi na te pytania, by odróżniać Bożą przed-wiedzę o naszych czynach od (ewentualnego) ich determinowania. Sądzę, że pełna Boża wszechwiedza nie narusza ludzkiej wolności.



Boże działanie a ludzka wolność


Jest oczywiste, że usunięcie niezgodności między Bożą wszechwiedzą a naszą wolnością nie rozwiązuje problemu. Przecież teza o Opatrzności Boga mówi nie tylko o Jego poznaniu, lecz także o Jego działaniu. Bóg wedle tej tezy nie tylko doskonale wie, co się w świecie dzieje, ale również kieruje tym, co się dzieje. Co więcej, jest to kierownictwo skuteczne: nawet jeśli w naszych wolnych wyborach postąpimy wbrew Bożym „sugestiom”, to i tak Boży plan zostanie zrealizowany. Jak więc pogodzić naszą wolność z Bożą (wszechwładną!) Opatrznością?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, proponuję zwrócić uwagę na dwa naturalne ograniczenia naszej wolności. To prawda, że niejednokrotnie postępujemy w życiu na mocy wolnego wyboru. Nasze wolne wybory nigdy jednak nie są nieograniczone. Z pewnością z jednej strony ograniczają je okoliczności naszego działania, a z drugiej – jego dalsze konsekwencje. Innymi słowy: po pierwsze, wybieram tylko z tego, co mogę wybrać, co leży w zasięgu mej aktywności (np. mieszkając na północy Europy, mam dostęp tylko do takiego, a nie innego, zestawu owoców); po drugie, realizując moje zamierzenia, nie mam wpływu na dalekosiężne rezultaty (skutki skutków) tej realizacji (np. budując dom, nie wiem, jaka na mocy splotu różnych zdarzeń będzie jego funkcja za sto lat).




Korzystając z powyższych rozróżnień, łatwo zauważymy, jak (przykładowo) Bóg może kierować biegiem ludzkich zdarzeń, nie naruszając naszej wolności. To my decydujemy, ale to Bóg może istotnie wpływać na okoliczności naszych wyborów, przynajmniej częściowo określając zestaw tego, co wybieramy. Co więcej, to my decydujemy, ale to Bóg może powodować, że dalekosiężne efekty naszych działań okażą się (w szerszej perspektywie, zainicjowanego przez Boga układu przyczyn i skutków) takie, a nie inne. W języku deterministycznym powiedzielibyśmy, że Bóg wyznaczył (zaplanował) takie warunki początkowe oraz prawa przyrodnicze i społeczne, dzięki którym stanęliśmy przed takimi (a nie innymi) właśnie wyborami oraz dzięki którym nasze wybory przyniosły na dłuższą metę takie (a nie inne) – w gruncie rzeczy dobre – skutki. Z kolei w języku indeterministycznym powiedzielibyśmy, że prawa te i warunki początkowe oraz wszelkie okoliczności życia – „zadane” przez Boga w sposób naturalny (zwyczajny) lub nadprzyrodzony (wyjątkowy) – ustanowiły dla nas pewne możliwości do tworzenia lub pojawienia się różnorako przejawiającego się dobra.

Oto przykład. Wczoraj po południu spadło ciśnienie. Chciałem się zdrzemnąć, ale przypomniałem sobie, że na biurku czeka na mnie niedokończony artykuł. Postanowiłem więc – w sposób wolny! – pójść do sklepu po kawę, by orzeźwić się i wydajniej pracować. W tym samym czasie warunki pogodowe sprawiły, że dla pewnego bezdomnego nadarzyła się okazja, by opuścić noclegownię i pójść na spacer. Skorzystał on – w sposób wolny! – z tej okazji. Dzięki temu splotowi zdarzeń przyrodniczych (atmosferycznych) i psychicznych (decyzyjnych) nastąpiło nasze spotkanie na ulicy. Było to spotkanie opatrznościowe: przede mną otworzyła się (moralna) szansa udzielenia pomocy bezdomnemu, a przed nim (biologiczna) szansa uzyskania pomocy. Teista przypisze nasze niezależne decyzje – moją i bezdomnego – tylko nam, ale okoliczności tych decyzji i ich konsekwencje (które zaowocowały spotkaniem) przypisze Bogu. Być może w opisywanym przykładzie zlekceważyłem szansę, którą Bóg mi dał, ale „dla Boga nie ma nic niemożliwego”: sprawi On z pewnością, że kiedyś podobna szansa (na mocy podobnego splotu zdarzeń) się powtórzy, a wspomnianego bezdomnego uratuje od głodu inny (niby przypadkowo przechodzący) człowiek.



Opatrzność a zło


Ktoś mógłby wysunąć poważne zastrzeżenie do powyższego przykładu. Zdarza się, że nolens volens spotykamy bezdomnego albo bezdomny spotyka filantropa. Teistyczna („opatrznościowa”) interpretacja tych zdarzeń jest jak najbardziej dopuszczalna. Zdarza się jednak także, że spotykamy bandytę lub wychodzimy z domu i uderza nas piorun. Być może nawet częstość zdarzeń drugiego typu jest większa od częstości zdarzeń pierwszego typu. Czy jednak można nadać złym zdarzeniom „opatrznościową” interpretację? Innymi słowy: czy moralne lub fizyczne zło może być częścią Bożego planu?




Zadając powyższe pytanie, poruszamy fundamentalny problem, jak pogodzić istnienie i dobroć Boga z faktem istnienia zła. Nie będę tu referował wszystkich strategii, które próbują rozwiązać ten problem. (Być może należałoby opowiedzieć się po prostu za tzw. teologicznym sceptycyzmem i rzec: nie wiemy, dlaczego Bóg dopuszcza zło, ale wie to Bóg – osoba wszechwiedząca, wszechmocna i, pomimo wszystko, absolutnie dobra). Zwrócę uwagę tylko na pewną propozycję, która ma swą genezę w filozofii i teologii nowożytnej.

Współcześni analityczni filozofowie religii, rozpatrując problem Bożej Opatrzności, lubią powoływać się na koncepcje XVI-wiecznego jezuity Luisa de Moliny. Otóż według tego myśliciela Bóg posiada (posiadał przed stworzeniem świata) tzw. wiedzę pośrednią (scientia media) o ludzkich czynach. Wiedza pośrednia nie jest ani konieczna (a więc taka, że nie mogło – nawet dzięki działaniu Boga – być inaczej), ani przygodna (czyli taka, że mogło być inaczej i że owo „inaczej” mógł sprawić Bóg). Wiedza pośrednia ma charakter kontrfaktyczny: mówi ona, co dana wolna istota zrobiłaby – w sposób wolny – w takich a takich warunkach.

Wyobraźmy sobie (jak by to zrobił Gottfried W. Leibniz), że całości pośredniej wiedzy Boga odpowiadają różne możliwe światy. W jednych zawsze świeci słońce, ale ludzie są przez to leniwi i przestają się rozwijać. W innych zawsze jest zimno i tylko nieliczne jednostki potrafią zachować pogodę ducha. W jeszcze innych są sami święci, co trąci nudą – gdzie indziej zaś przeważają bandyci, co grozi unicestwieniem samego świata. Przykłady można by mnożyć. Dla teisty jedno jest pewne: Bóg – na podstawie swej pośredniej wiedzy – wybiera do realizacji ten świat, w którym (pomimo wszystko) zrealizuje się wiele dobra. Dlaczego więc doświadczamy tyle zła? Być może świat o mniejszej ilości zła nie był (nie jest) dla wolnych istot możliwy bądź w świecie takim nie mogłoby w szerszej perspektywie zrealizować się jakieś istotne i wielkie dobro.



Optymizm


Ktoś powie, że powyższy wywód to tylko „gdybanie”. To prawda. Koncepcja Bożej Opatrzności (prowidentyzm) ma przecież charakter spekulatywny, a nie naukowo-empiryczny. Koncepcja ta jednak ma szereg zalet.

Po pierwsze, stanowi konsekwencję przekonania o istnieniu osobowego Boga. Jeśli mamy dla tego przekonania dobre – pochodzące z objawienia (doświadczenia religijnego) lub filozofii – racje, trudno kwestionować ideę Opatrzności. Po drugie, idea ta daje się – jak starałem się wykazać – uzgodnić z danymi nauki i ludzkiego doświadczenia. Co więcej, po trzecie, prosto porządkuje i wyjaśnia te dane, a teorie konkurencyjne (w których moc eksplanacyjną wątpię) są w najlepszym dla nich wypadku co najmniej równie spekulatywne i arbitralne.




I wreszcie po czwarte – najważniejsze: koncepcja Boskiej Opatrzności jest koncepcją optymistyczną. Determinizm przyrodniczy i społeczny głosi, że każde wydarzenie jest wyznaczone przez jakieś inne wydarzenie. Indeterminizm temu przeczy. Obie doktryny jednak twierdzą, że w naszym życiu mamy do czynienia z grą ślepych sił lub z przypadkiem. Pogląd ten przezwycięża doktryna o Bożej Opatrzności: ani ślepe siły, ani przypadek, lecz Bóg – istota doskonale mądra, potężna i dobra – kieruje biegiem zdarzeń przyrodniczych i społecznych; nie naruszając autonomii i twórczości „aktorów” tego biegu, prowadzi ich do dobrego celu. Czy może istnieć bardziej optymistyczna teoria na temat świata i naszego życia?

Optymizm prowidentyzmu ujawnia się szczególnie w chwilach, gdy nasze życie wydaje się nam kompletnym chaosem lub areną panowania zła. Wtedy możemy sobie uświadomić, że tak się tylko wydaje z naszego aktualnego punktu widzenia. Przypadkowy i zły splot zdarzeń może przecież się okazać w innej – Boskiej – perspektywie przemyślanym i (ostatecznie) dobrym ukrytym ładem. Konsekwentny prowidentysta będzie zawsze starał się „odszyfrowywać” ten tajemniczy ład. Nie ulegnie jednak pokusom jego magicznego – czy to parareligijnego, czy to paranaukowego – odsłaniania lub kreowania. Będzie po prostu pamiętał, że „teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany” (1 Kor 13, 12).



***

JACEK WOJTYSIAK - ur. 1967, adiunkt w Katedrze Teorii Poznania KUL, redaktor (wraz z A. B. Stępniem) II tomu Studiów metafilozoficznych: Kategorie filozoficzne. Istnienie i sąd. Ostatnio wydał: O słowie „być” (2006).