Antysemityzm bez Żydów

Ks Romuald Jakub Weksler-Waszkinel

publikacja 20.12.2008 21:46

Do podtrzymywania antysemityzmu wcale nie są potrzebni Żydzi. Wystarczy chore chrześcijaństwo. A polskie chrześcijaństwo (dokładniej: to, co w polskim katolicyzmie dominujące) jest chore, zainfekowane antyjudaizmem. Znak, 12/2008

Antysemityzm bez Żydów



„Antysemityzm nie ma żadnego usprawiedliwienia i zasługuje na bezwzględne potępienie” – mówił Jan Paweł II do uczestników sympozjum na temat korzeni antyjudaizmu w środowisku chrześcijańskim (31 X 1997)[1]. Zaś kilka miesięcy później watykańska Komisja do spraw Stosunków Religijnych z Judaizmem ogłosiła dokument Pamiętamy: Refleksje nad Szoa. Ostatnie zdanie owego tekstu brzmi jak polecenie (postulat): „(…) już nigdy nie można pozwolić, aby zatrute ziarna antyjudaizmu i antysemityzmu zakorzeniły się w jakimkolwiek ludzkim sercu”.

Oba zacytowane powyżej stwierdzenia są wnioskami wyciągniętymi z dziewiętnastu wieków historii chrześcijaństwa. Antyjudaizm (antysemityzm chrześcijański) zaczął się bowiem formować niczym mała kulka śniegu już w II wieku po Chrystusie, a w wieku XX, w chrześcijańskiej Europie, zszedł straszliwą „lawiną”, która pochłonęła miliony Żydów. Jest faktem, że „lawina” ta w końcu otworzyła oczy wielu ludziom i wstrząsnęła ich sercami. Wielu – nie znaczy jednak wszystkim.

W polskim krajobrazie poczyniła ona w każdym razie straszliwe spustoszenia; ta ziemia po II wojnie światowej stała się największym na świecie cmentarzyskiem sponiewieranych żydowskich prochów. W Polsce pozostały ślady po hitlerowskich obozach śmierci – z Auschwitz-Birkenau, postrzeganym również przez Jana Pawła II jako symbol eksterminacji Żydów. „Oświęcim – mówił polski papież – nie przestaje ostrzegać także dzisiaj. Oświęcim mówi, iż antysemityzm jest wielkim grzechem przeciw ludzkości”.

Jak te stwierdzenia Ojca Świętego oraz polecenie watykańskiego dokumentu (czyli – mówiąc najogólniej – nauczanie Kościoła o Żydach i judaizmie) ma się do rzeczywistości Kościoła katolickiego w Polsce? Jak ma się do polskiego katolicyzmu, do tego, co w nim dziś, jesienią 2008 roku, dominujące? Moim zdaniem, odpowiedź na tak postawione pytanie najlepiej wyraża obraz przedstawiający tłum palących papierosy pod napisem: „Zakaz palenia”.

Nie znaczy to, że nikt tego zakazu nie przestrzega; oznacza jedynie, że przestrzegający zakazu są w mniejszości i czują się bezradni, czasem wręcz zagubieni w tłumie palaczy. Napis zabraniający palenia jest wyraźny, ale większość wydaje się go nie dostrzegać albo (czego nie można wykluczyć) nie rozumie jego treści, albo wreszcie (tego też nie da się wykluczyć) po prostu ów zakaz lekceważy.

Na pytanie umieszczone w tytule naszej dyskusji (Dziedzictwo ONR-u wiecznie żywe?) udzielam odpowiedzi twierdzącej: tak, dziedzictwo ONR-u jest wciąż żywe (w ostatnim czasie chyba nawet coraz żywsze)[2]. Jednakże przyczyn obecności antysemityzmu w Polsce nie szukałbym głównie w dziedzictwie ONR-u czy innych, ciągle żywych tradycjach ideologii narodowej.

Obecność Żydów w Polsce jest szczątkowa – to po pierwsze; po drugie, w suwerennej Polsce, ożywionej duchem „Solidarności”, niosącej pamięć pluralistycznej polskości jagiellońskiej i, konsekwentnie, otwartej na jednoczącą się Europę – jakąż siłę przyciągania mogą mieć ideologie straszące obcym, konserwujące fobie i resentymenty? A jednak są one żywe.

Czym usprawiedliwić ich żywotność? Sądzę, że wyjątkowo im dobrze w polskim katolicyzmie! Do podtrzymywania antysemityzmu wcale nie są potrzebni Żydzi. Wystarczy chore chrześcijaństwo. A polskie chrześcijaństwo – dokładniej: to, co w polskim katolicyzmie dominujące – jest chore, zainfekowane antyjudaizmem.

 




[1] Poniższy tekst został wygłoszony w trakcie dyskusji panelowej: Dziedzictwo ONR-u wiecznie żywe? Antysemityzm bez Żydów, która odbyła się 27 września 2008 roku na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Panel ten zorganizowano w ramach III Kongresu Kultury Chrześcijańskiej (Lublin, 25–28 IX 2008 r.). Oprócz ks. Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela w dyskusji uczestniczyli: ks. Wiesław Dawidowski OSA, ks. Andrzej Luter, ks. Janusz Salamon SJ i rabin Burt Schuman.
[2] Mam tu na uwadze ostatnie trzy lata; najwyraźniejszym symptomem tego „życia” jest reakcja na książkę Jana T. Grossa Strach.



W rzeczywistości Kościoła w Polsce po II Soborze Watykańskim doszło do trzech powszechnie dostrzeżonych konfrontacji z Żydami (a raczej z pamięcią o Żydach), które wywołały żywe i ostre polemiki. Pierwszą polemikę spowodował spór o obecność karmelitanek bosych w obrębie hitlerowskiego obozu śmierci Auschwitz- Birkenau.

Był to spór poniekąd najważniejszy i, jeśli tak można powiedzieć, najbardziej owocny, gdyż w pewien swoisty sposób uwydatnił czwartą część soborowej deklaracji Nostra aetate[3], mobilizując do głębszego zrozumienia fundamentalnej prawdy nowej ewangelizacji, tej mianowicie, iż Kościół, zgłębiając swą własną tajemnicę, spotyka – powinien spotykać! – tajemnicę Izraela.

Nie wchodząc w szczegóły, ów spór „w cieniu Auschwitz” pozwolił nam przede wszystkim uprzytomnić sobie sprawę fundamentalną: że Kościół, idąc za wskazówkami II Soboru Watykańskiego, zupełnie inaczej niż przez dziewiętnaście wieków patrzy dziś na Żydów i judaizm. Miejsce dotychczasowej apologetyki zajęło zgłębianie tajemnicy Kościoła. Co to znaczy w odniesieniu do Żydów i judaizmu?

Czytając teksty posoborowych papieży oraz najważniejsze dokumenty Stolicy Apostolskiej o Żydach i judaizmie (m.in.: Wskazówki i sugestie w sprawie wprowadzania w życie deklaracji soborowej Nostra aetate nr 4, 1974; Żydzi i judaizm w głoszeniu słowa Bożego i katechezie Kościoła, 1985; Pamiętamy: Refleksje nad Szoa, 1998), możemy skonstatować, że nie ma w nich szukania usprawiedliwienia dla wrogich wobec Żydów postaw ludzi ochrzczonych, niezależnie od tego, jakie stanowiska ludzie ci zajmowali w Kościele. Jest natomiast głęboki żal, skrucha, prośba o przebaczenie za to wszystko, co Żydzi od chrześcijan – bezpośrednio lub pośrednio – przez długie wieki musieli wycierpieć.

„Kościół – czytamy w deklaracji Nostra aetate – pomny na wspólne z Żydami dziedzictwo, opłakuje [Jan Paweł II, komentując te słowa w synagodze rzymskiej w 1986 roku, powiedział: potępia] (…) akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek i przez kogokolwiek kierowane były przeciw Żydom”. I znowu Papież w synagodze dodał: „Kiedykolwiek i przez kogokolwiek” (podkreślenie moje – R.J. W.-W.).

Dostrzeżenie tej zmiany oraz wprowadzenie jej w życie, czyli nowy sposób myślenia i postępowania wobec Żydów i judaizmu, jest sprawą fundamentalną dla Kościoła katolickiego na całym świecie – również w Polsce[4]. Podkreślam to, gdyż sądzę, że Kościół katolicki w Polsce, a na pewno to, co w polskim katolicyzmie dominujące, ma duże trudności z zauważeniem tej zmiany. Spór o oświęcimski Karmel trudności te ujawnił. Pamiętna i historyczna wizyta Jana Pawła II w rzymskiej synagodze (1986), a następnie jego słowa i gesty w Jerozolimie (2000) uprzytomniły chyba wszystkim, w jaki sposób Kościół pragnie ów problem rozstrzygnąć.

Kolejne dwie polemiki wywołał Jan Tomasz Gross, a dokładniej: dwie jego książki poświęcone pamięci o polskich Żydach – Sąsiedzi (2000) oraz Strach (2008). Ich autor dwukrotnie dotknął miejsc, które – jak się okazało – zabolały. Ból jest przeważnie oznaką choroby. Jakie podjęto w związku z tym leczenie? Moim zdaniem, zostały tu postawione dwie różne diagnozy – i zastosowane dwie terapie.

 




[3] Przypomnijmy, że od słów Nostra aetate rozpoczyna się Deklaracja II Soboru Watykańskiego o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich; czwarta jej część jest poświęcona Żydom i judaizmowi.
[4] Por. J. Kłoczowski, Dzieje chrześcijaństwa polskiego, Warszawa 2000. Czytamy tam: „Odrzucenie tradycyjnego »antyjudaizmu«, jakże silnego przez wieki w głowach i sercach chrześcijan, uwypuklenie żydowskich korzeni chrześcijaństwa, »judeochrześcijaństwa« jako cechy zasadniczej religii wyznawców Chrystusa, stanowi jedną z podstawowych cech posoborowego Kościoła katolickiego” (s. 294).



1. Z wdzięcznością przyjąłem „diagnozę i terapię” Kościoła wobec pamięci o polskich Żydach z lat wojny, przypomnianej książką Sąsiedzi, a następnie pogłębianej i korygowanej badaniami historyków (zob. Wokół Jedwabnego, t. 1: Studia, t. 2: Dokumenty, red. P. Machcewicz, K. Persak, IPN, Warszawa 2002). 27 maja 2001 roku w warszawskim kościele pw. Wszystkich Świętych zebrał się Episkopat Polski na modlitwie za Żydów pomordowanych w Jedwabnem i w innych miejscowościach. Przy tej okazji biskup Stanisław Gądecki, przewodniczący Komisji Episkopatu do spraw Dialogu Religijnego z Judaizmem, powiedział:

Chcemy, jako pasterze Kościoła w Polsce, stanąć w prawdzie przed Bogiem i ludźmi, zwłaszcza przed naszymi żydowskimi braćmi i siostrami, odnosząc się z żalem i skruchą do zbrodni, która w lipcu 1941 roku wydarzyła się w Jedwabnem i gdzie indziej. Jej ofiarami stali się Żydzi, zaś wśród sprawców byli także Polacy i katolicy, osoby ochrzczone. (…) Bolejemy głęboko nad postępowaniem tych, którzy w ciągu dziejów – szczególnie w Jedwabnem i innych miejscach – przysporzyli Żydom cierpień, a nawet zadali śmierć. (…). Wysiłek »oczyszczania pamięci« staje się dla nas trudnym zadaniem »oczyszczania sumień«. Podejmujemy to zadanie i raz jeszcze potępiamy wszelkie przejawy nietolerancji, rasizmu i antysemityzmu, o których wiadomo, że są grzeszne. (…). Oby nigdy nie powtórzyły się: Katyń i Auschwitz, Kołyma i obozy zagłady ani Jedwabne…

Można zapytać, czy w związku z książką Grossa o Jedwabnem nie było w ogóle prób apologetyki. Były. Wydobywały się przede wszystkim z antysemickiej księgarni ANTYK, znajdującej się w podziemiach tego samego kościoła, w którym biskupi zgromadzili się na modlitwie pokutnej (w 2006 roku księgarnia ta została zlikwidowana).

W samym Jedwabnem wiele apologetyki można było znaleźć w działaniach proboszcza (i nie tylko jego); było jej sporo również w słowach i działaniach biskupa łomżyńskiego. Najwięcej o rzekomych kłamstwach Grossa pisał (i wciąż to robi) Jerzy Robert Nowak, a także wielu innych publicystów „Naszego Dziennika” i pism jemu pokrewnych. Jednak postawa Episkopatu Polski była tu jasna i wyraźna. Zgłębianie tajemnicy Kościoła wzięło górę nad apologetyką.

2. Z odmienną sytuacją spotkałem się w przypadku recepcji drugiej książki Grossa (Strach) dotykającej pamięci o Żydach tuż po wojnie. (Dobrze jest pamiętać, że problem powojennego losu Żydów w Polsce pojawiał się już wcześniej w wielu publikacjach[5] ). W 1991 roku Jerzy Turowicz, omawiając list Episkopatu Polski ogłoszony z okazji 25. rocznicy Nostra aetate, stwierdzał, iż zagłada Żydów, „od wieków żyjących wśród nas czy obok nas”, powinna była

wzbudzić jakąś powszechną falę solidarności z ofiarami zagłady. A przecież tak nie było. A po wojnie? I znowu, wydawałoby się, że wiedza o tym, co spotkało Żydów, powinna była usunąć dawne animozje i antagonizmy, zatrzeć stereotypy, wywołać współczucie dla tych niedobitków, tych nielicznych, którym udało się przeżyć, utraciwszy wszystkich bliskich. A jednak tak też nie było. Zaraz po wojnie były Kielce, bywało, że Żydzi, próbujący wracać na swoje czy po swoje, byli mordowani. Można to tłumaczyć zdziczeniem moralnym spowodowanym wojną, tym, że w owych latach cena życia ludzkiego była bardzo niska, że byliśmy – jak pisał Antoni Gołubiew – zarażeni śmiercią. Ale to nie jest usprawiedliwienie! („Tygodnik Powszechny” nr 11/1991).
 




[5] Warto tu wspomnieć chociażby o liście Jacques’a Maritaina do biskupa Montiniego (12 VII 1946), w którym filozof, wstrząśnięty powojennymi pogromami Żydów w Polsce, prosi, żeby papież potępił antysemityzm. Odpowiedzi na ten list nie było.



W roku 1995, w czasie kolokwium poświęconego pamięci, Stanisław Krajewski mówił:

(…) o ile Polska nie była jedynym krajem europejskim, gdzie były pogromy, to była chyba, niestety, mówię to z wielkim bólem, jedynym krajem, gdzie po wojnie, w wyniku systematycznych działań zbrojnych grup, Żydzi byli zagrożeni fizycznie jako Żydzi. Po wojnie, nie przez Niemców. Jest to hańba, która – moim zdaniem – nie została podjęta dostatecznie przez polskie myślenie[6].

Wreszcie Jerzy Kłoczowski, jeden z najwybitniejszych europejskich historyków chrześcijaństwa, pisał:

Historyk nie zapomina (…), że już po tragicznej masakrze Żydów polskich w czasie wojny, w latach 1945–1947 doszło w kilku miastach polskich do zbiorowych napadów tłumów i zamordowania pewnej liczby ocalałych Żydów. Trudno stwierdzić, ile w tych napadach było elementów świadomej prowokacji i cynicznej manipulacji opinią międzynarodową: pozostaje nagi fakt udziału pewnej liczby katolików w tych szczególnie haniebnych wydarzeniach[7].

W istocie, książka Strach Jana Tomasza Grossa, opatrzona podtytułem: Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści, przypominała czas, który wciąż bardzo boli. A skoro ból jest oznaką choroby, to jaka powinna być diagnoza, jaka terapia? W pamiętnym i bardzo ważnym liście Episkopatu z okazji 25. rocznicy Nostra aetate biskupi napisali: „Choćby tyko jeden chrześcijanin mógł pomóc, a nie podał pomocnej ręki w czasie zagrożenia lub przyczynił się do (…) śmierci, każe to nam prosić naszych Braci Żydów o przebaczenie”.

Choćby tylko jeden przyczynił się do śmierci… Okazuje się – i nie jest to ani odkrycie, ani kłamstwo Grossa, bo wszyscy o tym wiedzą – że tych, którzy bezpośrednio lub pośrednio przyczynili się do śmierci Żydów już po wojnie, było trochę więcej niż jeden. Co zrobić z tym bólem? Najlepiej rozpocząć rachunek sumienia. Przypominam słowa biskupa Stanisława Gądeckiego: „Wysiłek oczyszczania pamięci staje się dla nas trudnym zadaniem oczyszczania sumień” (podkreślenie moje – R.J. W.-W.).

Niestety, tym razem tak nie uczyniono. Kardynał Stanisław Dziwisz, powołując się na opinię Jana Żaryna i ją akceptując[8], skarcił wydawnictwo Znak za opublikowanie książki Grossa. Dlaczego metropolita krakowski uznał za prawdziwą opinię, a właściwie stereotyp (nie tylko endecki) Żyda-komunisty? Ja tego nie rozumiem. A nie rozumiem tym bardziej, że zupełnie odmienną opinię na ten temat wyraził Episkopat Polski we wspomnianym liście z 1991 roku[9]. Od strony faktów nic się przecież od tamtego czasu nie zmieniło[10]. Natomiast, moim zdaniem, po 2005 roku radykalnie zmienił się IPN, stając się coraz częściej Instytucją Pielęgnowania Narodowej ideologii.

Taki bieg wydarzeń był niczym wiatr w żagle dla ideologów narodowych. Polski przekład Strachu ukazał się 11 stycznia 2008 roku, a już 9 lutego w bazylice Księży Jezuitów w Krakowie zjawili się Jerzy R. Nowak oraz Bogusław Wolniewicz z okrzykiem „Żydzi atakują!”. Można by powiedzieć: nihil novi. To już było, w 1968 roku: sojusz „towarzyszy narodowych” z tzw. katolikami postępowymi. Ten antysemicki sojusz przetrzymał próbę czasu.

Nowe (i porażające) jest to, że tym razem starzy sojusznicy wyrażają swoje stare opinie w murach katolickiej świątyni. Narodowcy wzięli odwet za rzekome kłamstwa Grossa, zanosząc antysemicki brud do katolickich kościołów lub sal przykościelnych. Niestety, czasami nawet w towarzystwie biskupa (Kielce) lub księży oraz z cichą akceptacją niemal wszystkich biskupów – z wyjątkiem dwóch: Józefa Życińskiego (Lublin) i Tadeusza Gocłowskiego (Gdańsk) oraz prowincjała jezuitów (Kraków).
 




[6] S. Krajewski, Być polskim Żydem w Polsce, w: Pamięć żydowska. Pamięć polska, Kraków 1995, s. 142–147.
[7] J. Kłoczowski, dz. cyt., s. 369–370.
[8] „Dopiero w (...) lustrze stosunków polsko-komunistycznych można przeglądać inne, wrażliwe tematy, takie jak relacje polsko-żydowskie” (List otwarty kardynała Stanisława Dziwisza, w: Wokół „Strachu”. Dyskusja o książce Jana T. Grossa, red. M. Gądek, Kraków 2008, ss. 74–75).
[9] „Jesteśmy świadomi – pisali biskupi – że u wielu naszych rodaków żywa jest ciągle pamięć krzywd i niesprawiedliwości wyrządzonych przez powojenne rządy komunistyczne, w których uczestniczyli także ludzie pochodzenia żydowskiego. Przyznać jednak musimy, że źródłem inspiracji ich działania nie było zapewne ani pochodzenie, ani też religia, ale ideologia komunistyczna, od której sami Żydzi zresztą zaznali wiele niesprawiedliwości”.
[10] Zob. T. Stańczyk, Mniejszość w bezpieczeństwie, „Rzeczpospolita”, dodatek: „Żydzi polscy”, nr 25, 30 września 2008, s. 14.



Czy apologetyka Kościoła zdominowała tym razem zgłębianie jego tajemnicy? Poniekąd tak, jeżeli głoszenie antysemityzmu w świątyni może być w ogóle jakąkolwiek apologetyką Kościoła! Owszem, sprawiało to wrażenie obrony niektórych hierarchów, zaangażowanych w ratowanie Żydów, czego miał nie dostrzegać lub wręcz miał deprecjonować autor Strachu[11].

W istocie, dotykamy tu sprawy bardzo ważnej. Nikt przy zdrowych zmysłach – nawet Jan T. Gross – nie odmawia ludziom Kościoła zasług w ratowaniu Żydów. Tam, gdzie autor Strachu w zapale polemicznym deformuje obraz któregoś ze znakomitych hierarchów, można – a nawet trzeba – dokonywać korekt. Ale sedno problemu znajduje się gdzie indziej, i wielka szkoda, że tego nie dostrzeżono. I wciąż się nie dostrzega.

Jan Paweł II w przemówieniu wygłoszonym z okazji 20. rocznicy Nostra aetate (28 X 1985) zwracał uwagę, że katolikom, usiłującym zrozumieć bezmiar eksterminacji wielu milionów Żydów podczas drugiej wojny światowej oraz rany zadane świadomości ludu żydowskiego, „potrzebna jest również refleksja teologiczna”. To bardzo ważna wskazówka hermeneutyczna pouczająca, iż samo liczenie (u)ratowanych Żydów nie wystarcza.

Co więcej, nawet największa liczba ocalonych nie uwalnia Kościoła od odpowiedzialności i współwiny za to, co się stało. Do pełnego zrozumienia sytuacji konieczna jest perspektywa teologiczna – perspektywa nowego posoborowego nauczania Kościoła o Żydach i judaizmie.

Bardzo często, zwłaszcza w środowiskach niechętnych nauczaniu II Soboru Watykańskiego, można usłyszeć opinię, iż nie należy łączyć potępienia antysemityzmu z ostatnim soborem. Przecież Kościół potępił antysemityzm dekretem Świętego Oficjum już w roku 1928. W istocie tak było[12]. Ale pamiętać również trzeba, że w 1930 roku ukazało się w Niemczech drugie wydanie cieszącego się dużym uznaniem „Leksykonu Teologicznego”[13], który rozróżniał dwie postacie antysemityzmu: złą – niedozwoloną, czyli rasistowski nacjonalizm, oraz dobrą – antysemityzm polityczno-gospodarczo-społeczny, dozwolony, a nawet wskazany w walce z Żydami w różnych obszarach życia społeczno- politycznego[14].

Zwróćmy uwagę, że nie tylko przed wojną, ale również w czasie wojny we wszystkich katolickich świątyniach modlono się w Wielki Piątek „za perfidnych Żydów”, a jeżeli jakiś dorosły Żyd prosił o chrzest, słyszał przy chrzcie słowa dla Żydów obraźliwe. Co więcej, „Encyklopedia katolicka”, wydana w Watykanie w roku 1953 (a więc 9 lat przed rozpoczęciem ostatniego soboru), pod hasłem Antysemityzm zawiera informację następującej treści: „Kościół katolicki, choć nakazuje szacunek dla Żydów, celem uniknięcia niebezpieczeństw i nieporozumień zaleca chrześcijanom, żeby nie rezygnowali ze swojej tysiącletniej tradycji ostrożności”[15].

Słowem: przez dziewiętnaście wieków, aż do II Soboru Watykańskiego, świat żydowski był postrzegany przez Kościół jako rzeczywistość zewnętrzna, obca i wroga. I to był błąd, który czyni Kościół współodpowiedzialnym i współwinnym za tragedię Szoa.
 




[11] Zob. ks. R. Nęcek, Strach jest jak fałszywa moneta, w: Wokół „Strachu”, wyd. cyt., s. 79–82. Znalazło to swój wyraz również w potępieniu Grossa przez senat UKSW, który wystąpił w obronie kardynałów Wyszyńskiego i Sapiehy; zob. również homilię abpa Mariana Gołębiewskiego w czasie krakowskich uroczystości ku czci św. Stanisława, 11 maja 2008.
[12] Czasami jeszcze przywołuje się list prymasa Augusta Hlonda z 1936 roku, w którym bierze on w obronę Żydów przed atakami narodowej radykalnej prawicy.
[13] Zob. Lexicon für Teologie und Kirche, artykuł: Antysemitismus, t. I, wyd. 2, Fribourg-en-Brisgau, Herder 1930, s. 504–505.
[14] Zwracam uwagę na znaną ulotkę Frontu Odrodzenia Polski autorstwa Zofii Kossak-Szczuckiej, w której pisarka, nawołując do ratowania Żydów, jednocześnie stwierdzała: „Oni pozostaną naszymi wrogami…”. Wspomniany list prymasa Augusta Hlonda również zezwalał na „dobry antysemityzm”, płynący z pobudek ekonomicznych.
[15] Cyt. za L. Accattoli, Kiedy Papież prosi o przebaczenie, tłum. A. Dudzińska-Facca, Kraków 1999, s, 117.



II Sobór Watykański radykalnie to zmienił, a Jan Paweł II wyjaśnił to Żydom i chrześcijanom obecnym w rzymskiej synagodze (1986), że religia żydowska już nie może być traktowana jako zewnętrzna, ponieważ jest rzeczywistością wewnętrzną, a Żydzi nie są wrogami, lecz starszymi umiłowanymi braćmi w wierze.

Reasumując: po II Soborze Watykańskim zgłębianie tajemnicy Kościoła staje się zdecydowanie ważniejsze od apologetyki. I dopiero ten nowy teologiczny kontekst pozwala, mam nadzieję, w pełni rozumieć zacytowane na początku tego artykułu stwierdzenie Papieża: „Antysemityzm nie ma żadnego usprawiedliwienia i zasługuje na bezwzględne potępienie” (podkreślenie moje – R.J. W.-W.)

Kategoryczny zakaz antysemityzmu stanowi wyraz doktryny Kościoła katolickiego To właśnie jest ów wyraźny zakaz palenia, o którym wspomniałem wcześniej. A jaka jest rzeczywistość? Starałem się ją opisać w wielu publikacjach. Uczynię to raz jeszcze, być może po raz ostatni.

Powróćmy zatem do metafory przedstawiającej tłum palaczy pod tablicą zakazującą palenia. Czyż nie jest ona trafna? Jak potraktować odredakcyjny tytuł w Biblii Tysiąclecia, jakim opatrzono fragment Ewangelii św. Łukasza (13, 22–30): „Odrzucenie Żydów”? Nie ma on żadnego usprawiedliwienia, ale wciąż jest! A cóż zrobić z błędnie przetłumaczoną modlitwą wielkopiątkową, w której zamiast modlić się za „lud, który został wybrany jako pierwszy[populus prioris acquisitionis], wciąż błędnie modlimy się za „naród, który był niegdyś narodem wybranym”?

Nie ma to żadnego usprawiedliwienia, ale wciąż jest! I co ma myśleć gorliwy kleryk, który (mam taką nadzieję!) podczas studiów słyszy, iż nie wolno oskarżać Żydów winą za śmierć Jezusa, zaś – właśnie w Wielki Piątek – odmawiając modlitwę brewiarzową, znajduje tekst św. Jana Chryzostoma: „Żydzi zamordowali Jezusa, a ja zebrałem owoce”? Nie ma to żadnego usprawiedliwienia, ale wciąż jest! Podobne przykłady, wzięte z Biblii Tysiąclecia i podstawowych ksiąg liturgicznych, można by mnożyć…

Proszę mi pozwolić na jeszcze jeden przykład. Mówię o tym z pewnym zażenowaniem, ponieważ powinienem był reagować wcześniej… Otóż nie ma żadnego usprawiedliwienia, by w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim nauczano antysemickiej doktryny Feliksa Konecznego. Ale od lat 90. jest ona tu wykładana!

Koncepcja „cywilizacji łacińskiej” Konecznego zupełnie nie przystaje do posoborowego nauczania Kościoła katolickiego, co więcej – stoi w wyraźnej sprzeczności z nauczaniem Jana Pawła II[16]. Niemniej – powtarzam – w uniwersytecie katolickim Jana Pawła II doktryna ta jest wykładana!
W istocie, dziedzictwo różnych ideologii narodowych przesiąkniętych antysemityzmem jest wciąż żywe, ponieważ – co dojmująco bolesne – czują się one bardzo dobrze w polskim katolicyzmie zainfekowanym antyjudaizmem.

*****

ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL, katolicki ksiądz, dr filozofii, emerytowany wykładowca KUL.
 




[16] O koncepcji „cywilizacji łacińskiej” Feliksa Konecznego pisze Jan Skoczyński: „Nie przystaje ona do nauk papieża Jana Pawła II podkreślającego znaczenie »dwu płuc« Kościoła powszechnego i niewiążącego jego instytucji z jedną tylko cywilizacją. Papież wiele razy zwracał uwagę, że wkład Bizancjum do dziejów Kościoła jest równie istotny co wkład Rzymu… Nie należy pomijać obecnej w pismach Konecznego kontrowersyjnej idei Polaka katolika, która pociąga za sobą konieczność homogenizacji narodu, sprzecznej z dzisiejszego punktu widzenia z głoszoną przezeń wielością i różnorodnością kultur, idei trudnej do pogodzenia z ideą budowy społeczeństwa otwartego” (J. Skoczyński, Koneczny. Teoria cywilizacji, Warszawa 2003, s. 182).