Wychowanie w szkole – do życia w rodzinie

Beata Dudkowska-Tupaj

publikacja 22.05.2007 09:04

Nie można przysłowiowo wylewać dziecka razem z kąpielą, sądząc, że nie ma co ich uświadamiać – życie samo ich nauczy. Wiemy wszak, że to życie pokazuje im swoje różne oblicza, często upiorne. Może więc warto dać im oręż w postaci elementarnej wiedzy o emocjach, pokojowym rozwiązywaniu problemów i budowaniu przyjaźni? Nowe Życie, 4/2007

Wychowanie w szkole – do życia w rodzinie




Rodzina jest pierwszą i podstawową szkołą uspołecznienia: w niej, jako we wspólnocie miłości, uczynienie daru z siebie jest prawem, nadającym kierunek i warunkującym wzrost.

Nadszedł już chyba czas, aby rozważyć temat budzący niegdyś bardzo gorące dyskusje. Rok szkolny trwa i warto zainteresować się, czy nasze dziecko uczestniczy w zajęciach, czy sprawa zakończyła się dla nas w momencie podpisania deklaracji i dalej nas to nie obchodzi.

Przyjrzyjmy się bez emocji zajęciom „Wychowanie do życia w rodzinie” realizowanym w szkołach. Pierwsza, niezbyt szczęśliwa nazwa przedmiotu, „Wychowanie seksualne” mogła sugerować, że lekcje dotyczą wyłącznie zagadnień biologii człowieka związanych z płcią. Głośno krzyczano wówczas, że zajęcia będą wpływać na przedwczesne rozbudzenie dzieci i młodzieży pod względem seksualnym. Fakty są takie, że w większości podręczników przyrody tematy związane z rozmnażaniem człowieka są realizowane już w klasie IV. Dzieci interesują się sprawami płci o wiele wcześniej. To jest najzupełniej normalne. Rodzice dość niechętnie i często niezręcznie informują dzieci na temat ich narodzin. To wszystko sprawia, że niepotrzebnie wprowadza się dzieci w błąd (bajki o bocianach), promując niekiedy fałszywe przekonanie, że to sprawy trudne, o których się nie rozmawia.

Tymczasem Jan Paweł II, w Adhortacji Apostolskiej „Familiaris Consortio”, pisze: Wychowanie seksualne, stanowiące prawo i podstawowy obowiązek rodziców, winno dokonywać się zawsze pod ich troskliwym kierunkiem: zarówno w domu, jak i w wybranych, i kontrolowanych przez nich ośrodkach wychowawczych. W tym sensie Kościół potwierdza prawo pomocniczości, które szkoła obowiązana jest przestrzegać, współpracując w wychowaniu seksualnym, w takim samym duchu, jaki ożywia rodziców.

Zanim uznamy lub zanegujemy potrzebę uczestnictwa naszego dziecka w takich zajęciach, warto zapoznać się z obowiązującymi przepisami. Zgodnie z Rozporządzeniem MEN z dnia 12.08. 1999 r. w sprawie sposobu nauczania szkolnego oraz zakresu treści dotyczących wiedzy o życiu seksualnym człowieka, o zasadach świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, o wartości rodziny, życia w fazie prenatalnej oraz metodach i środkach świadomej prokreacji, zawartych w podstawie programowej kształcenia ogólnego: Zajęcia realizowane są w klasach V i VI szkół podstawowych, gimnazjach i dotychczasowych szkołach ponadpodstawowych oraz w liceach profilowanych i szkołach zawodowych, w tym specjalnych, publicznych i niepublicznych, posiadających uprawnienia szkół publicznych. Realizacja treści programowych zajęć powinna stanowić spójną całość z pozostałymi działaniami wychowawczymi szkoły, a w szczególności: 1. wspierać wychowawczą rolę rodziny; 2. promować integralne ujęcie ludzkiej seksualności i 3. kształtować postawy prorodzinne, prozdrowotne i prospołeczne. Jak wiadomo, udział ucznia w zajęciach nie jest obowiązkowy, a zgodę na piśmie wyrażają rodzice, prawni opiekunowie bądź sami uczniowie (o ile są dorośli). Jeżeli uczeń brał udział w zajęciach, odnotowuje się ten fakt na świadectwie szkolnym w postaci odpowiedniego wpisu.

Istotne są również dwie sprawy: w paragrafie 6 niniejszego rozporządzenia, czytamy: Zajęcia mogą być prowadzone przez osoby posiadające kwalifikacje do nauczania w danym typie szkoły oraz ukończone studia wyższe w zakresie nauk o rodzinie albo studia podyplomowe lub kursy kwalifikacyjne zgodne z treściami programowymi zajęć.

To oczywiste, że tylko odpowiednio wykształcone osoby są upoważnione do prowadzenia tych niełatwych, wymagających taktu, kultury i wrażliwości zajęć. Oprócz tego, jest jeszcze coś bardzo ważnego. Liczy się postawa, stosunek do nauki Kościoła oraz rzeczywiście realizowany życiowy program osoby prowadzącej zajęcia. Jak wspomniał 1 kwietnia w wywiadzie dla telewizji, abp Kazimierz Nycz 0czas danych autorytetów przeminął. Teraz każdy powinien podjąć trud budowy własnego autorytetu. Ludzie, którzy podejmują się nauki przedmiotu, winni starać się być takimi autorytetami.



Oczywisty jest niepokój, aby zajęcia, które odbywają się w szkołach, nie były prowadzone przez przypadkowe osoby. Dobrze jest, jeśli znamy daną osobę, być może, uczy jeszcze innego przedmiotu w szkole. Czasem jednak jest to ktoś nam nieznany, co nie znaczy, że należy go zdyskwalifikować i nie udzielać mu kredytu zaufania. Zgodnie z paragrafem 5 wspomnianego rozporządzenia MEN: W każdym roku szkolnym, przed przystąpieniem do realizacji zajęć, nauczyciel prowadzący je wraz z wychowawcą klasy przeprowadza co najmniej jedno spotkanie informacyjne z rodzicami uczniów niepełnoletnich oraz uczniami pełnoletnimi. Nauczyciel jest zobowiązany przedstawić pełną informację o celach i treściach realizowanego programu nauczania, podręcznikach szkolnych i środkach dydaktycznych.

Tutaj właśnie należy być bardzo czujnym. Warto uważnie przeczytać zaplanowane tematy. Jeśli mamy wątpliwości, należy poprosić o wyjaśnienie. Przeglądnąć podręczniki, zaznajomić się z nazwiskami autorów. Większość z wymienionych niżej pozycji książkowych można kupić w naszej wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej. Programy, których z pewnością nie należy się obawiać, to: „Wychowanie do życia w rodzinie” pod redakcją Teresy Król, Krystyny Maśnik i Grażyny Węglarczyk czy „Życie i miłość” Wandy Papis – książka zawierająca wspaniałe pomoce dydaktyczne Warto mieć w domu książki „Oto jestem” autorstwa Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel oraz prof. dr hab. Włodzimierza Fijałkowskiego. Komisja Episkopatu Polski ds. Wychowania Katolickiego wydała natomiast „Przygotowanie do życia w małżeństwie i rodzinie”. Książka ta pomaga młodym odkryć piękno i wielkość powołania do miłości i służyć życiu (Familiaris Consortio Jan Paweł II). Jednym ze współautorów ww. pozycji jest wykładowca KUL o. dr Karol Meissner OSB, autor wielu ciekawych opracowań m.in. „Nas dwoje i…”, „Skąd się biorą dzieci?” „Jak rozmawiać z dziećmi o przekazywaniu życia?” (Fundacja „Głos dla życia”).

Nie może zabraknąć wśród wartościowych pozycji książki pt. „Miłości trzeba się uczyć” niezapomnianego, drogiego wychowawcy kilku pokoleń wrocławskiej młodzieży akademickiej śp. ks. Aleksandra Zienkiewicza. Sama, będąc jeszcze studentką, miałam szczęście być słuchaczką rocznego studium: „Miłość, Małżeństwo, Rodzina” prowadzonego pod słynną „Czwórką” przez ukochanego „Wujka”. Nie sposób wymienić w tym miejscu wszystkich cennych opracowań oraz ich autorów.

Należy zdawać sobie jednak sprawę, że właśnie teraz toczy się walka o naszą młodzież i dzieci! Komuś zależy, aby je deprawować! Aby w krzywym zwierciadle pokazywać rodzinę chrześcijańską. Zachęcam do lektury książki znanego wrocławskiego księdza Henryka Łuczaka pt. „Nie pozwólcie się okłamywać”, w której pisze m.in.: W związku z aktualnymi przemianami społeczno-politycznymi pojawili się ludzie, którzy świadomie was okłamują. Czynią to w imię ideologii propagujących nihilizm moralny i niepohamowaną niczym swobodę seksualną. Czynią to z powodu świadomego lekceważenia waszych aspiracji życiowych i dążeń do udoskonalania samych siebie (...). Nie pozwólcie się zatem okłamywać! Bo możecie zrobić coś, co będzie tragicznie rzutować na dalsze wasze życie. Nie pozwólcie sobą manipulować! Bo możecie stać się karłami duchowymi, którym wystarczą, chleb i igrzyska.

Fakt, że nasze dzieci są manipulowane przez media, nikomu chyba nie jest obcy. Wszyscy narzekamy, że gry komputerowe niosą w sobie wiele agresji i przemocy. Ale to rodzic winien wiedzieć, czego uczy gra, w którą gra dziecko nawet po kilka godzin dziennie. Jest gra, w której największą ilość punktów otrzymuje gracz za przejechanie samochodem kobiety w ciąży! Czy to nie jest oburzające? Kto i gdzie ma „uświadomić” nasze dzieci? Czy edukatorami w tym zakresie mają być gazety typu „Popcorn”, „Bravo”, „Bravogirl” czy czasopisma pornograficzne, po które zaczynają sięgać już chłopcy w V klasie?

Jeśli okaże się, że natrafimy na nauczyciela godnego zaufania, któremu można pozwolić pomóc i sobie, i dziecku – to wspaniale. Nie można przysłowiowo „wylewać dziecka razem z kąpielą”, sądząc, że nie ma co ich uświadamiać – życie samo ich nauczy (taką wypowiedź słyszałam osobiście). Wiemy wszak, że to „życie” pokazuje im swoje różne oblicza, często upiorne. Nawet najbardziej zatroskani rodzice nie są w stanie ochronić swego dziecka przed „brudem tego świata”. Może więc warto dać im oprócz własnego, dobrego przykładu także oręż w postaci elementarnej wiedzy o emocjach, pokojowym rozwiązywaniu problemów i budowaniu przyjaźni? Czy nie warto, aby młodzi ludzie wiedzieli, co to są naturalne metody planowania rodziny (NPR)? To Bóg jest dawcą życia, a my – współpracownikami w dziele Jego powoływania. Mamy tak naprawdę obowiązek o tym wiedzieć. Ciąże nieletnich matek nie są skutkiem uczestnictwa w zajęciach, ale często właśnie braku informacji i wykształcenia określonych postaw moralnych wobec płci i nowego życia. Bo jeśli nasze dziecko ma się przygotować do życia, to gdzie, jeśli nie w rodzinie? Czy może w grupie zbuntowanej młodzieży, która nie miała gdzie pogadać o swoich problemach, bo nikt nie miał czasu ich wysłuchać?