Co to jest miłość?

Anna Świderkówna

publikacja 15.03.2007 13:57

Bóg stworzył nas „na swój obraz”, abyśmy całym naszym człowieczeństwem dążyli nawet podświadomie do pełni miłości, do tego nieustannego „przyjmowania i dawania”, które jest odwieczną radością Trójjedynego Boga. Zeszyty Karmelitańskie, 1/2007

Co to jest miłość?





Co to jest miłość? Pytanie takie może się komuś z nas wydać bezsensownym, jeżeli tylko czytał kiedyś uważnie listy św. Jana. Znalazł tam przecież takie oto stwierdzenie: „Bóg jest miłością. Kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4,16).

Otóż wielu z nas utożsamia miłość z porywem uczucia, które może nam wprawdzie czasem pomóc w kochaniu, lecz istotą miłości na pewno nie jest. Jezus przecież mówił swoim uczniom: „Syn nie może niczego czynić sam z siebie, jeśli nie widzi Ojca czyniącego (...) Ja sam z siebie nic czynić nie mogę. A Ten, który mnie posłał, jest ze mną; nie pozostawił mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba” (J 5,19.30; 8,29). Po swej rozmowie z Samarytanką uspokaja uczniów, którzy przynoszą Mu jakieś pożywienie: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który mnie posłał i wykonać Jego dzieło” (J 4,34). A obok tych wyznań całkowitej zależności i bezgranicznego posłuszeństwa pojawia się także inne, wydające się im zaprzeczać, zadziwiające oświadczenie: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30).

Sprzeczność jest tu jednak tylko pozorna, wynika z błędnego rozumienia dwóch słów: wolność i miłość. Wolność nie polega bynajmniej na robieniu tego, na co mam w tej chwili ochotę, lecz tego, czego chcę naprawdę. A każda, godna tego miana miłość, dąży do zjednoczenia, do którego drogą jest dla nas przede wszystkim zjednoczenie woli. Miłość zatem pragnie chcieć tego, czego chce ten, kogo kochamy. W ludzkiej miłości bywa to nieraz niebezpieczne, bo kochany człowiek może chcieć czasem czegoś złego, złego dla niego samego, dla mnie albo dla drugich. Z Bogiem takiego problemu nie ma, także owo nieznające żadnych granic posłuszeństwo Syna jest po prostu doskonałym wyrazem Jego miłości, jak również Jego pełnej jedności z Ojcem.

Tutaj można się zastanowić, w jaki sposób to, co Jezus mówi o sobie i o Ojcu, może dotyczyć także nas. Pamiętać przede wszystkim należy, że Jezus, prawdziwy Bóg jest także prawdziwym człowiekiem. Jeżeli Jezus widzi wyraz i zarazem kryterium miłości w posłuszeństwie, to przede wszystkim dlatego, że jest ono aktem woli otwierającym drzwi naszego wewnętrznego „ja”. O. Varillon powiedział gdzieś, że kochać to nie znaczy brać, lecz przyjmować i dawać. Przyjmować to, co nam dają i Tego, kto do nas przychodzi (jeśli to człowiek, przychodzi z nim także Bóg), a dawać wszystko i siebie samego również. Taka jest droga Jezusa. „Będąc objawieniem miłości Ojca w życiu człowieka, mógł On nadać swojemu istnieniu jedną tylko formę: istnienia oddanego bez reszty miłości innych, miłości idącej aż do końca”.




A ponieważ wiedział dobrze, jak bardzo jesteśmy w tych sprawach niepojętni, powracał do nich wielokrotnie i na różne sposoby. W wielkiej mowie o Chlebie Życia czytamy: „Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” (J 6,55). Odnajdujemy znowu ten sam motyw wzajemnego otwarcia: on we Mnie, a Ja w nim. Dalsze zaś zdanie objaśnia, jak to się stać może: „Jako Mnie posłał Ojciec, a Ja żyję przez Ojca i dla Ojca, tak i ten, kto Mnie pożywa, żyć będzie przeze Mnie i dla Mnie” (J 6,56-57). Nasze przekłady piszą zazwyczaj tylko „przez Ojca” i „przeze Mnie”, lecz użyte tu małe greckie słówko dia, znaczy zarówno „przez”, jak i „dla”.

Dla Jezusa wola Ojca jest „pokarmem”, źródłem siły i samego istnienia nawet. W każdej chwili żyje On tym, co Ojciec Mu daje i czego Ojciec od Niego oczekuje – żyje „przez Ojca”, w każdej chwili też, aż do ostatniego tchnienia na Krzyżu i dobrowolnie przyjętej okrutnej ludzkiej śmierci, jest cały bez reszty „dla Ojca”. Nazbyt często widzimy w tej śmierci jedynie cierpienie (zupełnie tak, jakby Ojciec mógł się lubować cierpieniem Syna!). A tymczasem jest ona przede wszystkim ostatecznym otwarciem, pełnym wyrazem miłości, owym „przez Ojca” i „dla Ojca”, doskonałym przyjęciem i oddaniem. W swoim życiu człowieka jest Jezus zawsze Tym, kim jest od wieczności, objawiając nam w ten sposób tajemnicę wiekuistego Syna i Boga Trójjedynego. A jeżeli my będziemy żyć podobnie jak On, przez Niego i dla Niego, wówczas i my również zostaniemy wciągnięci w ten Taniec Nieskończonej Miłości. Bóg stworzył nas przecież „na swój obraz, stworzył mężczyzną i kobietą” (Rdz 1,27), abyśmy całym naszym człowieczeństwem, całym naszym psychofizycznym „ja” tęsknili i dążyli nawet podświadomie do pełni miłości, do tego nieustannego „przyjmowania i dawania”, które jest odwieczną radością Trójjedynego Boga.