Bez cudownych recept

Witold Dudziński

publikacja 05.01.2009 23:45

Albo sam zaatakuję, albo będę ofiarą. Tak coraz częściej myślą uczniowie prześladowani przez rówieśników. Nie zawsze udaje im się obronić przed przemocą ze strony kolegów. Fala w szkole narasta. Magazyn Familia, 1/2009

Bez cudownych recept



Sposobów na „ściganie” kolegi ze szkoły jest wiele: straszenie i zastraszanie, rozpowszechnianie plotek i oszczerstw, nieprzyzwoite gesty. Są i wyszukane sposoby fizyczne: kopanie, bicie, wymuszanie pieniędzy i prezentów, niszczenie rzeczy należących do prześladowanych.

Na pięści i kopniaki

Tomek z jednego z podwarszawskich gimnazjów był – według kolegów z klasy – inny, „zardzewiały”. Brązowe włosy, nieregularne rysy, misiowata sylwetka nie pomagały mu we wtopieniu się w klasę. Nie pozwalał się wyzywać, rewanżował się. I tylko początkowo kończyło się na słowach.

„Kiedy wracał do domu, widać było, że ma siniaki, zadrapania, ale uważaliśmy, że to nic dziwnego. Sam mówił, że jak się gra w piłkę, biega i skacze, to zawsze złapie się jakiegoś siniaka” – wyznaje ojciec Tomka. Uczył się nieźle, dlatego rodzice sądzili, że wszystko jest w normie. A on po prostu – jak potem mówił – nie chciał ich martwić.

Oczy otworzył im nauczyciel, który wezwał ich do szkoły. Okazało się, że Tomek bił się po lekcjach z kolegami z klasy. „Próbowali z nim siłą: było popychanie, plucie, kopniaki, wreszcie dostał pięścią w twarz” – opowiada ojciec Tomka. Bił się regularnie, obrywał, ale też zdobywał pozycję. „W pierwszej chwili chcieliśmy go zabrać ze szkoły i przenieść do innej. Tyle że byłby kłopot, bo musiałby do niej dojeżdżać. Pomyśleliśmy, że jakoś się ułoży”.

Samo się nie ułożyło. Pomogli nauczyciele, a dwaj liderzy grupy, która „ścigała” Tomka, i kilku innych uczniów wylecieli ze szkoły. „Ważne było to, że Tomek się postawił i nie robił z siebie ofiary” – tłumaczy jego ojciec.

Pięknym za nadobne

Inaczej niż Tomek próbował sobie radzić Paweł z gimnazjum w centrum Łodzi. Klasa odrzuciła go niemal od razu, ale wina była po obu stronach. Paweł nie potrafił się dostosować. Z czasem swoją „inność” zaczął demonstrować, a koledzy odpłacali mu pięknym za nadobne. Oni obrzucali go wyzwiskami, on zachowywał się wobec nich wulgarnie. Dochodziło do robienia sobie na złość, poszturchiwań i bójek.

„Przyszli do mnie rodzice z prośbą o pomoc i z pytaniem, co robić. Byli bezradni. Próbowali rozmawiać z nauczycielką, ze szkolnym pedagogiem, z innymi rodzicami na wywiadówkach, ale te rozmowy nic nie dały – opowiada psycholog z łódzkiej poradni szkolno-wychowawczej. – Zbadaliśmy sprawę. Okazało się, że chłopak jest zdrowy na ciele i umyśle, a wszystko wynika z problemów w rodzinie. Był niedoceniany, odrzucony przez rodziców”.

Psycholog stwierdziła u Pawła niską samoocenę i lęk przed kontaktami. A agresja z jego strony była sposobem zwrócenia na siebie uwagi. „Rozpoczęliśmy terapię najpierw indywidualną, potem grupową. Rozmawialiśmy z klasą, a że to byli inteligentni uczniowie, osiągnęliśmy niezłe wyniki. Obie strony wreszcie zaczęły się tolerować” – stwierdza psycholog.

Przytacza też inny przypadek ze swojej pracy. Niedawno przybiegła do poradni przerażona matka ucznia szkoły podstawowej. Samotnie wychowywany przez nią syn chciał popełnić samobójstwo, wieszając się na klamce. Okazało się, że był prześladowany przez grupę chłopców i dziewczyn. Kazali mu się obnażać, poniżali go i bili.





Reszta klasy przyglądała się temu biernie, nie interweniowała. „Przyzwalali na to na zasadzie, że to nie ich sprawa” – uważa psycholog. Co ciekawe, o przemocy wiedzieli nauczyciele. Postępowali jednak stereotypowo: były uwagi w dzienniczkach, karcenie, wzywanie rodziców. Na jakiś czas był spokój, potem wszystko wracało do normy – czyli do nienormalności.

W tym wypadku terapia się udała, ale trwała bardzo długo i dotyczyła wszystkich uczestników dramatu, poza… nauczycielami. Chłopak nie zmienił szkoły, skończył ją, a w gimnazjum, jak twierdzi jego mama, nie ma już takich problemów.

Niedźwiedzie przysługi

Krzysiek, syn warszawskiego socjologa, też na własnej skórze doświadczył przemocy szkolnej. Był dobrym uczniem w nie najgorszym gimnazjum. Nauczyciele go chwalili, stawiając za wzór innym, co okazało się niedźwiedzią przysługą.

Większość klasy reagowała na to niechęcią, wielu zazdrościło. Stąd był tylko krok do agresji i „ścigania”. Zaczęli go grupowo prześladować, dochodziło do zaczepek i bijatyk. Jak potem mówił, nie miał życia. Na szczęście szybko wkroczyli w to rodzice Krzyśka.

„Rozmawialiśmy z nim nie tylko o stopniach i zadanych pracach domowych, ale i o tym, czym naprawdę żyje. Wiedzieliśmy o kłopotach i o kolegach, z kim się zaprzyjaźnił, o co pokłócił. Po trosze żyliśmy jego szkolnym życiem. I pewnie dlatego mogliśmy szybko zareagować – mówi matka Krzyśka.

– Najpierw była rozmowa z nauczycielem, potem, gdy on próbował sprawę bagatelizować, poszliśmy do dyrektora. I był efekt. Doszło do długiej rozmowy wychowawcy z uczniami. Ogólnego «Kochajmy się!» w klasie Krzyśka może nie ma, ale nie ma także bijatyk i przemocy psychicznej”.

Krzysiek otworzył rodzicom oczy na rzeczywistość, jakiej wcześniej nie znali. Ci, którzy go „ścigali”, sami mieli kłopoty, tyle że ze swoimi rodzicami. Puszczano ich samopas, być może sami byli bici.

Skacowane lekcje

Oczywiście nie tylko chłopcy stają się ofiarami szkolnej przemocy. Także dziewczęta. Najczęściej jest tak, że ofiara przemocy nie tylko nie stawia się, ale też zachowuje swoje przeżycia dla siebie. Obawia się zemsty i pogorszenia własnej sytuacji. Zdarza się, że przebąkuje o przeniesieniu do innej szkoły, wyszukując najrozmaitsze wytłumaczenia. Czasem zaczyna wagarować.

„Przemocy szkolnej często winni są nauczyciele, najczęściej nieprzygotowani do radzenia sobie z problemami, z którymi stykają się w pracy – podkreśla psycholog z łódzkiej poradni szkolno-pedagogicznej. – Sami mówią: «Ja studiowałem geografię, biologię. Nie wiem, jak zachowywać się w takich sytuacjach»”.




Wnioski z pracy z uczniami z kilkunastu szkół podstawowych i gimnazjów, które podlegają poradni, nie są budujące. W każdej jest przemoc, „drugie życie”, niemal w każdej jest alkohol albo narkotyki. „Skacowany uczeń na zajęciach nie jest niczym niezwykłym. Zdarzają się nam nawet piętnastoletni alkoholicy” – mówi pani psycholog.

Często dzieci chronią się przed agresją, uciekając od rówieśników. Nie zawierają przyjaźni, nie chodzą z innymi do kina czy na basen, unikają gry w piłkę po lekcjach albo udziału w zajęcia pozalekcyjnych. A rodzice pozwalają na to. „Dziecko jest wtedy ułomne, bezradne wobec trudnych sytuacji, w których może się znaleźć. Nie stykając się z przemocą, nie wytwarza mechanizmów obronnych. Rodzice, izolując i chroniąc dziecko w taki sposób, robią z niego potencjalną ofiarę” – mówi psycholog.

Współautorka łódzkich badań na temat przemocy, dr Elżbieta Michałowska uważa, że cudownej recepty na jej pokonanie nie ma. Można natomiast minimalizować ryzyko stania się ofiarą. „Jest kilka tak zwanych domowych sposobów” – twierdzi. Należy korzystać z toalety w czasie lekcji, gdy nie ma w niej innych osób. Nie przesiadywać w szatni, nie kręcić się wokół szkoły. To, według uczniów, miejsca, gdzie do aktów przemocy dochodzi szczególnie często.

Według największych polskich badań na temat szkolnej agresji, ukończonych niedawno przez socjologów z Uniwersytetu Łódzkiego, co drugi uczeń przyczyn agresji upatruje w przenoszeniu do szkoły zachowań z domu. Co trzeci – w tym, że rodzice nie interesują się jego sprawami. Co czwartego zachęcają do przemocy telewizja i gry komputerowe. A co ósmy stwierdza: „Jeżeli nie zaatakuję, sam będę ofiarą”. Pokrywa się to z innymi badaniami i obserwacjami psychologów zajmujących się problemem na co dzień.

Psychologowie radzą rodzicom

Najgorsze, co możecie zrobić, to zareagować zbyt ostro. Mimo złości starajcie się nie zachować agresywnie, nie rozwiązujcie problemu, np. samemu wymierzając karę sprawcy.

- Postarajcie się nie obwiniać szkoły i nauczycieli. Pamiętajcie, że skoro wy nie wiedzieliście o prześladowaniu waszego dziecka, szkoła też może tego nie wiedzieć. Zawiadomcie wychowawcę – to on powinien dalej pokierować sprawą. Możecie także zwrócić się do pedagoga szkolnego. Jeśli w szkole poinformowano was wcześniej, jakie są zasady współpracy z rodzicami w podobnych sytuacjach, postępujcie zgodnie z nimi.

- Wobec dziecka starajcie się zachować tak, żeby mu pomóc, a nie zaszkodzić. Nie obwiniajcie go, niezależnie od tego, jak radziło sobie z prześladowaniem. Nie miejcie do niego pretensji, jeśli nie powiedziało wam, że jest prześladowane. Zachęćcie, aby opowiedziało wam o wszystkim – pomoże mu to poradzić sobie z napięciem i odreagować trudne emocje. Zapewnijcie, że zrobicie wszystko, aby mu pomóc, i nie dopuścicie do podobnych sytuacji w przyszłości. (WD)






Większa grupa zwiększa szansę

Z Andrzejem Miziołkiem, psychologiem i psychoterapeutą z Ośrodka Pomocy Rodzinie Stowarzyszenia ASLAN rozmawia Witold Dudziński

◗ Jak chronić dziecko przed przemocą szkolną?

Najpierw trzeba wiedzieć, że źle się dzieje. Ale żeby rodzice, opiekunowie czy nauczyciele o tym wiedzieli, dziecko musi im ufać. Zadaniem rodziców jest budowanie zaufania od najwcześniejszych lat. Często jednak interesują ich tylko stopnie, a nie kwestia szkolnych relacji. Tymczasem dziecko musi wiedzieć, że ma prawo mieć problemy i mówić o nich. Warto też poznać kolegów dziecka i ich rodziców. Gdyby pojawił się jakiś problem, można się do tej wiedzy odwołać i wspólnie próbować ten problem rozwiązać. Przed wyborem szkoły dla dziecka dobrze jest poznać opinie innych rodziców o danej szkole.

◗ A co z dziećmi, które nie mogą liczyć na taką pomoc?

Wtedy ochrona dzieci spoczywa na szkole. Wychowawca musi wiedzieć, co się dzieje w klasie, kto jest mniej lubiany. Szczególną uwagę powinien zwrócić na kozły ofiarne – uczniów, na których łatwiej coś zrzucić, którym się dokucza. Ważnym sygnałem jest to, że uczniowie ci chodzą smutni, zdenerwowani albo zaczynają się gorzej uczyć czy wagarować. Ucieczka z lekcji jest jedną z metod młodych ludzi na to, żeby dać sygnał, iż dzieje się coś złego.

◗ Załóżmy, że nauczyciel już wie lub ma podstawy, żeby sądzić, że ma do czynienia z przemocą. Co dalej?

Grupa rówieśnicza w tym wieku jest specyficzna. Gdy któreś z dzieci zaczyna mówić dorosłemu, że oni „coś tam robią”, może być uznane za kapusia. W gimnazjach dość powszechnie używa się elementów slangu więziennego. „Frajer”, który wyniesie na zewnątrz, co dzieje się w grupie, jest skreślany. Nie jest łatwo działać tak, by nie pogorszyć sytuacji osoby prześladowanej.

Gdy dorosły zapyta: „Słyszałem od Jasia, że go bijesz”, usłyszy, że nieprawda, a potem zapytany, może chcieć się zemścić na „donosicielu”. Z drugiej strony nie jest dobrze ze strachu przed nasileniem się agresji udawać, że nic się nie dzieje. Trzeba podjąć zdecydowane kroki. Jeśli jest to wyśmiewanie, rozwiązaniem może być rozmowa z klasą: „Słuchajcie, wiemy, że są osoby wyśmiewane, obrażane, my się na to nie godzimy. Jak chcecie to rozwiązać?”.

„Wina” zostaje zdjęta z ofiary, odpowiedzialność przerzucona jest na grupę. W klasie zawsze są tacy, którzy chcieliby jakoś pomóc, ale się boją. Wsparcie nauczyciela daje im na to szansę. Zawieramy umowę klasową, że odrzucamy pewne zachowania, i umawiamy się, co robimy wtedy, gdy komuś się one zdarzą.

◗ A jeżeli już doszło do zastraszania czy bicia?

Wtedy warto podjąć kroki prawne: zgłosić sprawę do sądu rodzinnego, uruchomić zawodowego kuratora, żeby zrobił wywiad w rodzinach tych dzieci, które stosują przemoc, czasami zawiadomić prokuratora. Bardzo ważne jest, żeby ofiara, która doświadcza przemocy, wiedziała, że ma prawo być obroniona, bo to nie ona robi coś złego. Istotne, żeby wiedziała, że dorośli to widzą, reagują, że można na nich liczyć.

◗ Czasem rodzice sami próbują docierać do innych rodziców, w tym do rodziców agresora, i na nich wpływać. Czy to dobra metoda?

Każda metoda, która angażuje większą grupę, zwiększa szansę, że przyniesie jakiś skutek. Poczucie dziecka lub rodzica, że są sami przeciwko wszystkim, wzmacnia lęk i napięcie. Tymczasem odwołanie się do innych rodziców albo (w wypadku dziecka) do kolegów, zbudowanie sojuszu i wspólne zwracanie się do rodzica agresora, zwiększa siłę oddziaływania i szansę na rozwiązanie problemu. Bo trzeba też pamiętać, że rodzic sam może mieć problemy z agresją swojego dziecka, sam może być jej ofiarą.