Obrona Aidos. Rozważania o wstydliwym wstydzie.

Jakub Lubelski

publikacja 01.02.2007 12:42

Co odpowiadam tej cynicznej pseudo-Aidos, która uwodzi, zaślepia i niszczy nas wszystkich produkując zaślinionych gwałcicieli? Co odpowiadam na owo fatalne „nie wstydź się”? Przychylam się do wojtyłowego apelu iż potrzeba dzisiaj wychowania wstydu, a w szczególności wychowania wstydu seksualnego! Pressje, 8/2006

Obrona Aidos. Rozważania o wstydliwym wstydzie.




Zdarza się, że bliski jestem przylania komuś w mordę. Okropnie mnie to dręczy. Jestem dość wątłej postury, po drugie – co wynika z wychowania – do bitki jestem nie skory i nie mam jej w zwyczaju, po trzecie – po prostu wstyd by mi było. Czytam jednak, że w Krakowie tęsknią mężni Profesorowie za epoką pojedynków, obrony czci, honoru i posiłkować się w zamian muszą teatralnymi aktami lania w papę. Może takich zwierzeń czynić nie wypada, może to bezwstydne, powiem jednak, kiedy to tak bardzo przylać bym chciał w mordę, kiedy tak ze wstydu ledwo co powściągam gwałtowne emocje. Otóż szał mnie ogarnia i w furię wpadam dziką, kiedy widzę gwałcicieli! Po ulicach pełno dziś chodzi bezwstydnych, zaślinionych, perwersyjnych gwałcicieli. Patrzą oni z natężającym się nienasyceniem, rozbierają drwiąco, bezkarnie kawałkują wzrokiem przygodnie napotkane ofiary. Kobiety, które choć ze wstydu tego nie przyznają, czują się jak po utracie duszy… Wyrachowane uprzedmiotowienie ciała niszczy ich wartość, degraduje je duchowo. Te kobiety, skromnie spuszczające wzrok, ciepłe, łagodne, nie szukające konfrontacji – ostatnia deska ratunku na odrodzenie moralne cywilizacji – wstydzą się wstydu! Im dłużej rozważam, słucham, obserwuję, tym silniej jestem przekonany, że wstyd jest wartością!

O tym, jak głęboko wstyd jest w nas zapisany, pokazuje tragedia w Gdańsku. Po tym jak próbowano komentować i zrozumieć przyczyny samobójstwa czternastoletniej Ani, mówiono o nie dającym się znieść upokorzeniu po… gwałcie. Gdy jeszcze kilka lat temu czytaliśmy wstrząsające streszczenia prasowe z przesłuchań sądowych dotyczących gwałtów, gdy czytaliśmy wszystkie skandaliczne pytania o odczucia i szczegóły dotyczące procesów fizjologicznych ciała ofiary, dzisiaj dokonał się zwrot. To nam wszystkim umknęło. Ów zwrot polega na tym, iż nikt już nie ośmieli się podważyć sformułowań: gwałt na godności czy gwałt na wstydzie [1]. Owo pełne i właściwe rozumienie gwałtu wyprowadza nas ze zwodniczego podziału na dusze i ciało. To nie ciało bowiem jest gwałcone ale człowiek – dusza i ciało.

Jak pisze Roger Scruton, niczego nie podejrzewająca kobieta, oczekująca w swoim łożu męża, spędziwszy noc z „przebranym” za męża obcym mężczyzną, została zgwałcona [2]. Wbrew spotykanym, skandalicznym tendencjom wymiaru sprawiedliwości – uprzednio doznana przyjemność nie ma żadnego znaczenia. Podobnie możemy analizować gwałt na mężczyźnie. W Księdze Rodzaju czytamy historię ślubu Jakuba, który prosząc Labana o rękę jego córki, Racheli, nie będąc tego świadomym, spędził noc z najstarszą Leą, przyprowadzoną przez ojca zamiast upragnionej przez Jakuba młodszej (Rdz. 29, 18-27). Ta biblijna przypowieść może być odczytana jako świadectwo jednego z najstarszych gwałtów na mężczyźnie. W tejże samej Księdze Rodzaju, w opisie upadku człowieka, teolog upatruje źródeł ludzkiego wstydu (Rdz 3,7).


[1] Aleksander Nalaskowski, Zgwałcono jej wstyd, jej świat, „Dziennik” nr 161/2006, s. 2
[2] Roger Scruton, Przewodnik po filozofii dla inteligentnych, Warszawa 2002, s. 134–147




Gdyby jednak zobaczyć co powiedzą nam na ten temat Starożytni Grecy i wybrać się w podróż z Jerozolimy do Aten, a precyzyjnie o cztery mile od Starożytnej Sparty, to odkryjemy tam mityczny Aidos – posąg bogini wstydu i świątynię skromności. Wedle greckiego mitu, wybudował ją Ikarios, ojciec Penelopy oddanej po konkursie za żonę zwycięskiemu Odyseuszowi. Kiedy Ikarios zażądał aby młoda para pozostała w Sparcie, Odys postawił żonie warunek: albo oboje pojadą do Itaki, albo jeśli Penelopa chce usłuchać Ojca, może zostać sama. W odpowiedzi Penelopa zaczerwieniła się i ukryła twarz za welonem. Ojciec widząc wstyd córki i uznając prawo Odyseusza, pozwolił jej odjechać razem z mężem [3].

Czego wstydziła się Penelopa, jak rozumieć jej świadectwo skromności i czego ono dowodzi? W poszukiwaniu odpowiedzi odnajdziemy „metafizykę wstydu” Karola Wojtyły. Filozoficzne intuicje zawarte w Miłości i odpowiedzialności [4], stanowić będą dla mnie szlak podróży po zapomnianych, porosłych dzikim trawskiem przestrzeniach wstydu.

Wstyd przejawia się chęcią ukrycia czegoś. Najczęściej popełniamy błąd myśląc, że tylko coś złego. Ukryć bowiem można coś dobrego i pięknego, coś co ze swej istoty powinno pozostać ukryte, wewnętrzne. Oddanie i umiłowanie męża przez Penelopę jest wielkim dobrem. To dobro prześwituje między nićmi, z których utkany jest welon. Uzewnętrznienie ze swej istoty wewnętrznej więzi Odysa i Penelopy, byłoby złem – stąd musi pozostać pod osłoną. Sprzeciwienie się Ojcu i uświadomienie, iż nadszedł czas rozstania, wydaje się złem koniecznym. Jednak wstyd jest Penelopie, że zasmuca Ojca. To zło, jak uprzednio wspomniane dobro, musi pozostać ukryte.

Podczas gdy wstyd jest fundamentalnie wpisany w naszą naturę, straciliśmy poczucie tego, jak wielką jest dla nas wartością. Owa niechęć do wstydu bierze się często z braku namysłu i zrozumienia jego sensu. Niechęć ową dobrze obrazuje powiedzenie Henry`ego Louisa Menckena zwanego amerykańskim Nietzschem, które możemy rzucić każdemu takiemu jak ja, postulującemu powrót i ponowne odkrycie wartości wstydu – „pokaż mi purytanina, a ja ci pokażę sukinsyna!” [5]. Nie lekceważę zagrożenia bycia owładniętym obsesją czystości. Zdaję sobie sprawę z istnienia pokusy wyznaczenia granicy pomiędzy sobą samym a całą resztą, z jej brudem, bezwstydem. Wiem o zagrożeniu chorego radykalizmu prowadzącego do ustawiania się po stronie dobra przeciw lubieżnym siłom zła. Istnieje jednak dobra i konieczna żarliwość zdrowego purytanizmu, o czym pisałem kiedyś stając w obronie chrześcijańskiego radykalizmu [6].


[3] Robert Graves, Mity greckie, Warszawa 1968, s. 579. Ciekawszą wersję tego mitu przedstawia Pierre Grimal, Słownik mitologii greckiej i rzymskiej, Wrocław 1990, s. 160. Terminu Aidos używam za: Andrzej Zwoliński, Seksualność w relacjach społecznych, Kraków 2006, s. 192.
[4] Karol Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Lublin 2001. „Metafizyka wstydu” (s. 156–172) składa się z trzech części: 1) Zjawisko wstydu seksualnego i jego interpretacja, 2) Prawo absorpcji wstydu przez miłość, 3) Problem bezwstydu. W swoim artykule nie referuję autorskiego ujęcia trzyczęściowej Metafizyki wstydu Wojtyły, a jedynie korzystam z wybranych wątków dokonując reorganizacji wywodu na potrzeby obrony Aidos.
[5] Hugh Brogan, Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki, Wrocław 2004, s. 42
[6] Jakub Lubelski, Obrona radykalizmu, „Znak” nr 6/2006, s. 202–206




Jak sądzę, w Metafizyce wstydu Karola Wojtyły odnajdziemy cztery istotne przekonania wedle których wstydzimy się wstydu. Myślimy, że wstyd jest względny i zależy od kultury, w związku z tym każdy ma prawo do swoiście pojmowanego wstydu. „To, czego ty się wstydzisz dla mnie jest normalne” – mówi dzisiejsza kultura – „wara ci od mojej skromności!” Po drugie wstyd to pruderia i hipokryzja, warto zatem w imię otwartości i autentyczności pozbyć się tego nienowoczesnego balastu. Po trzecie wstyd to lęk przed ciałem. Wszyscy zachłyśnięci wartościami seksualnymi, owi – jak ich nazwał Dariusz Karłowicz – wyznawcy religii ciała idealnego, uwielbiają zarzucać wstydliwym zaczadzenie w manichejskich oparach moherowego zacofania. Po czwarte wreszcie, sądzimy że wstyd jest przeciw miłości, a wręcz ją zabija. Zadajmy wreszcie pytanie generalne, które przerazi wyznawców religii ciała idealnego, czy wstyd jest w istocie tak duszny niczym „zatęchły zapach starego kobiecego ciała długo hartowanego w dziewictwie” [7]? Byłbym w stanie podjąć się obrony i tych starych, zahartowanych kobiet, jednak nie ma na to tutaj miejsca. Tymczasem warto się rozprawić z powyższymi czterema błędnymi poglądami.

Dla wsparcia tezy o relatywności wstydu wymienia Wojtyła przyczyny zewnętrzne i wewnętrzne. Te pierwsze to nawyki zbiorowości oraz ciepły klimat atmosferyczny. Te drugie to często wyrażany pogląd, że ktoś jest bardziej zmysłowy, ktoś jest bardziej spontaniczny i bezpośredni, prezentuje większą lub mniejszą kulturę moralną albo wyznaje inny światopogląd. Wszystko to prawda. Prawdą są różnice naturalne w temperamentach, prawdą jest także to, że kobiety niejednego afrykańskiego plemienia za dziwaczne uznałyby osłanianie kobiecego biustu, czy pośladków. Jednakże relatywność poszczególnych zachowań nie dowodzi, że sam wstyd jest względny, że nie ma stałych czynników decydujących o tym, że się wstydzimy pomimo różnic w tego okazywaniu i pomimo różnic w ocenach wstydliwych sytuacji.

Pruderia jest postawą kłamliwą jednak tyle tylko ma wspólnego ze wstydem, że jest jego fałszywym obrazem. Pruderia to fałszywy wstyd! Jest chęcią oszukania, że się nie jest zaślinionym gwałcicielem, jest chęcią ukrycia, że się chce używać, rozczłonkowywać, uprzedmiotawiać, degradować. Czy można zatem oskarżać o pruderię zgorszoną staruszkę pokrzykującą na obściskujących się na Plantach? Widzimy z jak charakterystycznym dla dzisiejszych, bałaganiarskich czasów pomieszaniem pojęć mamy do czynienia. Apel zgorszonej staruszki dotyczy ochrony tego, co wewnętrzne przed wydostaniem się na zewnątrz. Istnieje możliwość, że jakaś część moherowych babć zatruła się manichejskim jadem, ano jak my wszyscy (!). Ufam jednak, że w większości babcie te, dostrzegając piękno miłości łączącej młodych, domagają się jako ostatnie ochrony tego dobra, aby widoczne już na zewnątrz nie przemieniło się w zło. Miłość jest stanem wewnętrznym jak i zewnętrznym łączącym dwie osoby. Zewnętrzna, widoczna sfera miłości, fałszuje jej obraz, nie oddaje w pełni całej relacji tych dwojga. To co widoczne, często domaga się poprzez wstyd tkwiący w nas immanentnie osłony, owego figowego listka. Wstydzimy się bowiem wszystkiego tego co niekontrolowane – wybuchu namiętności, gniewu czy procesów fizjologicznych – a to właśnie bardzo charakteryzuje zewnętrzną sferę miłości.


[7] William Faulkner, Absalomie, Absalomie…, Warszawa 1966, s. 6


Mit pruderyjnego wstydu wynika z bezrefleksyjnego łączenia wstydu i zakrywania. Nie należy dosłownie traktować symbolu welonu Penelopy. Ów welon nie jest symbolem zakrywania, ubierania, nie stara się być mitycznym archetypem sukienki wyzapinanej po najwyższy guzik. Symbolizuje po prostu wartość wstydu – Aidos! Odkrycie ciała nie jest od razu bezwstydne. Czasem bezwstydne okazuje się właśnie ubranie, czasem ubranie tak podkreśla wartość ciała i wartości seksualne, że zasłaniają one wartość samej osoby. Nagość natomiast może naturalnie pozostawać w zgodzie z wartością wstydu, jeżeli tylko nie przysłania wartości tej nagiej kobiety, czy nagiego mężczyzny. Wedle przykładu Wojtyły, kobieta w bikini na basenie, na plaży nie zachowuje się bezwstydnie, wychodząc jednak na spacer w centrum miasta, czyni to. Jak się wydaje, możliwy jest jeszcze dalej idący w swej niejednoznaczności przykład: opalająca się toples Niemka może leżeć na plaży, równie dobrze mieszcząc się w kanonach skromności jak i zachowując się bezwstydnie. Zdaję sobie sprawę, że igram z ogniem, skoro jednak sama nagość nie jest bezwstydem, to wszystko rozgrywa się pomiędzy – jak to ujmuje Wojtyła – wstydem ciała, którego celem jest obrona osoby, która nie chce być przedmiotem używania ani w uczynku ani nawet w intencji, lecz chce być przedmiotem miłości (sytuacja wstydliwej Niemki), a wstydem przeżycia, chęcią ukrycia zmysłowej reakcji na ciało drugiej osoby jak na możliwy przedmiot użycia (sytuacja wstydliwego plażowicza).

Autor Metafizyki wstydu z niespotykaną dziś otwartością dopowiada iż u mężczyzn na ogół silniejsza jest zmysłowość z nastawieniem na ciało jako przedmiot użycia, dlatego właśnie wstydliwość jako ukrycie wartości seksualnych związanych z ciałem powinna być silniejsza u kobiet. Warto przypomnieć iż pierwsze wydanie Miłości i odpowiedzialności ukazało się w 1960 czyli jeszcze przed rewolucją `68. Kobiety – jak pisze Wojtyła – u których uczuciowość bierze nad zmysłowością górę i które mocniej niż ciało męskie przeżywają „człowieka drugiej płci”, swego rodzaju „psychiczną męskość” – mniej są świadome zmysłowości męskiej. Dlatego „kobieta nie znajduje w sobie takiej zmysłowości, jaką na ogół musi w sobie odnaleźć mężczyzna, nie czuje tak wielkiej potrzeby ukrycia ciała jako możliwego przedmiotu użycia. Dla urobienia wstydliwości kobiecej potrzeba dopiero wczucia się w psychikę męską” [8]. Stąd tak jak może zabraknąć wstydu ciała (bezwstydna Niemka), potrzebny jest wstyd przeżyć (wstydliwy plażowicz), tak potrzebny jest wstyd ciała (wstydliwa Niemka) bo może nie napotkać na wstyd przeżyć (bezwstydny plażowicz).

Pruderia często bywa mylona z poglądem, że to co seksualne może być wyłącznie towarem do użycia, że seksualność, to sam czysty głód, sfera instynktownego wyżycia się. Ta kłamliwa wizja wyzwolenia niczym nie różni się od pułapki schorowanego manicheizmu.


[8] Karol Wojtyła, Miłość…, op. cit, s. 159



Wstyd nie jest także lękiem, choć uczucie lęku mu towarzyszy. Lękamy się bowiem, aby to czego się wstydzimy, nie wyszło na jaw. Uczucie wstydu zatem łączy się tu z uczuciem lęku, ale jego istota jest poza lękiem i sięga głębiej. Wstyd zakłada wewnętrzność, zakłada wnętrze jakie ma każdy z nas. Wnętrze, w którym możemy ukryć to, co nie powinno być widoczne na zewnątrz. Lęk jest natomiast uczuciem strachu przed czymś zewnętrznym i nie zakłada konieczności życia wewnętrznego. Lękać się może owieczka przed wygłodniałym wilkiem, nie ma ona jednak życia wewnętrznego i nie odczuwa wstydu, wstyd jest bowiem konstytutywny dla osoby ludzkiej, to my – ludzie – mamy bowiem jako jedyni życie wewnętrzne.

Wstyd nie jest wreszcie ucieczką przed miłością ale wręcz przeciwnie, jest otwarciem sobie drogi do niej! Wstyd jako potępienie miłości, ciała czy seksualności to fałszywy mit! Wynika on z podwójnej budowy wstydu. Na początku wstyd istotnie jest ucieczką, jest ukryciem wartości seksualnych aby nie przysłonić wartości osoby. Później jest natomiast wielkim pragnieniem miłości, pragnieniem jej wywołania – co łączy się z męskim pierwiastkiem oraz z pragnieniem jej przeżycia – co stanowić ma domenę pierwiastka kobiecego (Jak zaznacza Wojtyła nie należy jednak dogmatyzować podziału na pierwiastek inicjujący i pierwiastek reagujący .) Wstyd ujęty jako odruch wycofania, ucieczki, wstyd symbolizowany zasłoną, stanowi możliwość zaistnienia głębokiego, wielkiego, płomiennego pragnienia miłości! Tak jak pragnęła jej Penelopa. Lecz zanim prawdziwa miłość stała się możliwa, Penelopa przysłania swą twarz welonem…

Wypieranie wstydu przez współczesną kulturę jest niesłychanie pozorne. Wstyd, który próbuje nas oszukać, że go w ogóle nie ma, staje się wstydliwym wstydem. Pod wpływem postheroicznej kultury nie cierpimy przyznawać się do słabości, wstyd odczytujemy jako jej oznakę. Kultura bezwstydu, anty-Aidos, chce wyeliminować wszelki wstyd z naszych przeżyć, staje przed nami i cynicznie wykrzykuje – „co się wstydzisz, nie wstydź się głuptasie, bądź odważny!” Nie chcemy się wstydzić i nie wstydzimy się dzisiaj prywatności, intymności, nagości, rozmów o seksie. Z drugiej strony wstydzimy się okazać wzruszenie, czułość, bezradność, wstydzimy się słabości, porażek, zawodów, konwencji, podstawowych elementów dobrego wychowania. Paradoksalnie zatem, chcąc wyprzeć wstyd wstydzimy się samego wstydu. On ciągle jednak do nas powraca, ciągle nas zawstydza. Wstydzimy się dobra zewnętrznego, kompletnie nie radzimy sobie ze „wstydliwymi” wzruszeniami czy „wstydliwym” dobrym wychowaniem. Nie wstydzimy się zaś dobra wewnętrznego, nagości, intymności, którym grozi przemiana w zło. To przerażająca ślepota!

Aidos nie jest jakością li tylko uczuciową, istnieje bowiem wstyd, który trzeba przełamać – to wstyd zła, które kiedy wyjdzie na wierzch, może przemienić się w dobro. Wstydzimy się naszej niewiedzy kiedy ktoś nam jasno sugeruje iż coś nam powinno doskonale być znane – gdybyśmy się przełamali – posiedlibyśmy większą wiedzę. Wstydzimy się kiedy spotyka nas coś złego ze strony naszych bliskich i nie umiemy sobie z tym poradzić – gdybyśmy się przełamali, moglibyśmy uzyskać pomoc. Wstydzimy się wreszcie swoich złych uczynków, to tak dobrze znane katolikom uczucie strachu i wstydu przed spowiedzią. Tertulian krytykował tych, którzy „więcej pamiętają o własnym zawstydzeniu aniżeli zbawieniu. Ci stają się podobni do tych, którzy nabawili się choroby wstydliwych części ciała i wstydzą się lekarzy i w ten sposób giną jako ofiary nierozumnej swej wstydliwości!” [9]. Stąd właśnie nie tyle co pozorność ale wręcz niemożność anty-Aidos, która dzisiaj jest raczej pseudo-Aidos.


[9] Jacek Salij OP, Spowiedź w świetle chrześcijańskiej antropologii, „Znak” nr 9/1998, s. 13–14



Anty-Aidos byłaby absolutnym bezwstydem, zniszczeniem wartości wstydu oraz jego wymazaniem z naszego wnętrza, z naszej natury. Pseudo-Aidos jest właśnie brakiem wstydu tego co dobre i co powinno pozostać w ukryciu, a wstydem zaś tego co złe i co powinno być uzewnętrznione i przemienione w dobro. Dlaczego pseudo-Aidos (wstydliwy wstyd) jest tak wpływowa, dlaczego jest potężniejsza od Aidos (wstyd pożądany) i anty-Aidos (bezwstyd) razem wziętych? Odpowiedź wydaje się banalna – jest wygodna, łatwiejsza. Żyjemy przecież w czasach, w których nie tylko trudu się nie podejmuje, ale się go nie rozumie – a przez to – odrzuca.

Dlaczego wstyd jest wartością, dlaczego warto bronić Aidos? Bo jest ostatnią instancją stojącą na straży właściwych, przyzwoitych zachowań. Mężczyźnie bardzo zakochanemu łatwo jest nie zdradzać, gdyż nie widzi świata poza swą ukochaną. Mężczyzna będący w długotrwałym, dobrym związku małżeńskim, zwróci zapewne uwagę na urok innej kobiety, jednak mając silne poczucie bycia związanym z wybraną przez siebie kobietą, będąc wiernym i kochając, nie zdradzi. Natomiast mężczyzna będący w związku nietrwałym, pełnym napięć, frustracji, goryczy, w związku niepewnej przyszłości, nawet w chwili największego zapomnienia jeśli tylko nie zdradzi, to ze względu na wstyd. Wstyd jest bowiem ostatnią instancją ochronną kiedy to już brakuje dobrej woli. To wstyd gwarantuje zachowanie resztek przyzwoitości.

Co odpowiadam tej cynicznej pseudo-Aidos, która uwodzi, zaślepia i niszczy nas wszystkich produkując zaślinionych gwałcicieli? Co odpowiadam na owo fatalne „nie wstydź się”? Przychylam się do wojtyłowego apelu iż potrzeba dzisiaj wychowania wstydu, a w szczególności wychowania wstydu seksualnego! To wychowanie jest prawdziwym wstępem do wychowania miłości, wielkiej, pełnowartościowej miłości! Apel ten tym pilniejszy, gdyż żyjemy w czasach, kiedy zupełnie na serio trzeba wychowywać synów, mówiąc im – „nie bądź bezwstydnym, złym człowiekiem, nie podglądaj, nie obmacuj, nie rozbieraj koleżanek, nie bądź zaślinionym gwałcicielem!” …inaczej, do końca zmagał się będę z tym, co ani nie wychowuje, ani nie zapobiega złu, ze wstydliwym popędem do walenia w mordę…

***


Jakub Lubelski (ur. 1984) – absolwent Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie, student amerykanistyki UJ. Redaktor „PRESSJI”, członek „Klubu Jagiellońskiego” oraz uczestnik seminarium „Teologii Politycznej” i Ośrodka Badań nad Tradycją Antyczną Uniwersytetu Warszawskiego .