Medialna histeria

ks. Sylwester Łącki CSMA

publikacja 03.06.2005 16:25

Niezmienna, bez względu na to, kto w naszym kraju sprawuje władzę i jakie przynosi nam to pożytki, jest medialna histeria, która od lat towarzyszy wszystkiemu, co dzieje się w gdańskim kościele św. Brygidy i w najbliższym otoczeniu tej świątyni. Powściągliwość i Praca, 7-8/2004

Medialna histeria




Zmieniają się polityczne ustroje, gospodarką rządzi ponoć wolny rynek, wszystko jest inne niźli jeszcze przed ćwierćwiekiem, jednym słowem: „przemija postać świata tego”. Jednak niezmienna, bez względu na to, kto w naszym kraju sprawuje władzę i jakie przynosi nam to pożytki, jest medialna histeria, która od lat towarzyszy wszystkiemu, co dzieje się w gdańskim kościele św. Brygidy i w najbliższym otoczeniu tej świątyni.

Wszystko, rzecz jasna, za sprawą miejscowego proboszcza – ks. prałata Henryka Jankowskiego, który zrazu był wrogiem ludu pracującego miast i wsi i prowadził, niczym ks. Jerzy Popiełuszko na warszawskim Żoliborzu, coniedzielne seanse nienawiści. Potem, już w wolnej Polsce, przyklejono mu łatę wojującego antysemity i pierwszego ksenofoba III RP, zatroskanego wyłącznie o, nie mające nic wspólnego z kapłańskim powołaniem, własne – rzecz jasna – niezbyt czyste interesy.

Jednak ponawiane z wielką regularnością telewizyjne połajanki i prasowe poszturchiwania tego kapłana – jednego z symboli i bohaterów solidarnościowej walki o niepodległość – nijak się mają do ciężaru propagandowej amunicji, jakiej użyto ostatnio, aby zadać cywilną śmierć temu gdańskiemu duszpasterzowi. Prałat molestuje ministranta...; Ksiądz pedofilem..; Demoralizuje i rozpija nieletnich... – grzmiały na swych czołówkach właściwie wszystkie gazety, zarówno te, których nie warto nawet brać do ręki, jak i te, które twierdzą, iż są poważne. Takiego kąska, co budzić musi największe oburzenie, nie darował sobie nawet, wciąż uważający się za pismo katolickie, Tygodnik Powszechny, który, niestety, nie po raz pierwszy, zaczyna przemawiać jednobrzmiącym głosem z antykościelnie zorientowanymi tytułami...

Z wydania na wydanie przybywa w brukowcach, zwanych kiedyś czerwoniakami, a obecnie tabloidami, kolejnych, coraz bardziej pikantnych, szczegółów. Jednoznacznie orzeka się o winie ks. Jankowskiego, przypisując mu nie tylko nieokiełznany pociąg do własnej płci, lecz także łajdactwa, które widział każdy, kto choć raz obejrzał sensacyjny film klasy B lub C. To, że wszystkie zarzuty mogą się okazać funta kłaków warte, nikogo zdaje się nie interesować. Także i to, że choć prowadzone jest prokuratorskie śledztwo, które z pewnością uwolni księdza prałata od stawianych mu zarzutów, nie sprawia wcale, iż korzysta on z gwarantowanej konstytucyjnie i prawnie ochrony dóbr osobistych. Bezczelność i dziennikarska hucpa każą szargać jego nazwisko i wizerunek oraz wszelkie nie do przecenienia zasługi.



Najrzetelniej skomentował ten, moralnie obrzydliwy, medialny zgiełk Andrzej Grajewski na łamach Gościa Niedzielnego, pisząc: „Oskarżenie (...) ks. Henryka Jankowskiego o molestowanie seksualne nieletniego jest kolejnym dramatycznym przypadkiem nadużywania wolności słowa w naszym kraju. Sprawa jest bulwersująca nie dlatego, że rzekomy skandal związany jest z osobą duchownego. Kościół nie boi się prawdy. Nie broni także ludzi rzeczywiście odpowiedzialnych za czyny niegodne, a molestowanie nieletnich z pewnością jest rzeczą wyjątkowo podłą. W tej sprawie szokuje sposób, w jaki znaczna część wysokonakładowej prasy codziennej relacjonowała całą sprawę. (...) W ten sposób ks. Jankowski został postawiony w sytuacji ofiar stalinowskich procesów pokazowych: to nie jemu udowadnia się winę, ale od niego żąda się, aby wykazał, że jest niewinny...”

Nic dodać, nic ująć! Pozostaje tylko pytanie, dlaczego głosy takie, jak ten cytowany, giną gdzieś w pomruku złowrogiej propagandy, rodem z urbanowskiego tygodnika? Co się stało z nami samymi, z naszymi sumieniami, że przestaliśmy reagować, gdy komuś dzieje się krzywda?

Każdy, kto dzisiaj pochłania, z wypiekami na twarzy, kolejne, coraz bardziej wydumane bajania o złym urzędniku w sutannie, niech pamięta, że niebawem i on sam wydany może zostać na żer żądnych krwi i sensacji pracowników propagandowego aparatu jakiegoś, najczęściej znajdującego się w zagranicznych rękach wydawnictwa. Bo trudno wielu autorów tych tzw. informacji nazwać dziennikarzami. Sprawa ks. Jankowskiego to nie tylko walka o jego godność, jako człowieka i jako kapłana, ale także sprawdzian dla nas samych, mogący wykazać, jak bardzo można sterować naszą świadomością. Miejmy nadzieję, że wyjdziemy z niego zwycięsko mocniejsi i mniej podatni na fałszywe słowa, które choć ranią, to prawdy nie są w stanie unicestwić.

Rozmawiał Paweł Smogorzewski