Sukces skandalu

Jarosław Kossakowski

publikacja 14.10.2006 09:58

Dzisiejsi twórcy nie walczą już przecież z powszechną obłudą i hipokryzją. Wręcz przeciwnie. To ich idee, którymi tłumaczą użycie – dla swoich celów – ważnych, najczęściej religijnych symboli są albo fałszywe i pokrętne, albo płytkie i banalne. Powściągliwość i Praca, 5/2006

Sukces skandalu





Twórczość głośnego XIX-wiecznego belgijskiego malarza i grafika Feliciena Ropsa (1833 – 1898), znanego zarówno ze skandali obyczajowych, jak i artystycznych, prezentowana była rok temu w warszawskiej Zachęcie. Pokaz ten bez wątpienia był głosem Zachęty w szerokiej dyskusji, jaka od dłuższego czasu przetacza się przez nasz kraj, poświęconej granicom swobody artystycznych wypowiedzi. Wsłuchując się w ten głos, stonowanie opowiadający się za niekrępowaniem twórców etycznymi barierami, należało jednak koniecznie pamiętać o kontekście historycznym: w XIX w. Rops prowokacją walczył z hipokryzją belgijskich mieszczan i z powszechnym wówczas zakłamaniem w sferach polityki obyczajowej, socjalnej, a także międzynarodowej.

Wyzywający wdzięk licznych kobiecych postaci – perwersyjnych i dekadenckich, podkreślających bezwzględną władzę płci pięknej nad światem mężczyzn – bohaterek grafik, rysunków i obrazów Ropsa, w Polsce znany był już od przełomu XIX i XX wieku. Na wystawach sztuki tego artysty w Polsce szczególną uwagę zwracała grafika o ironicznym tytule Porządek panuje w Warszawie. Wykonana w roku 1863, odnosiła się nie do Powstania Styczniowego, lecz do wcześniejszego o lat 30 Powstania Listopadowego. Artysta przypomniał cyniczne zdanie francuskiego ministra, który, w parę dni po klęsce Powstania, właśnie tymi słowami oznajmił zwycięstwo carskiej tyranii. Unoszący się nad trupem Wolności dwugłowy, carski orzeł oraz szereg szubienic i szarżujący kozacy to obraz owego porządku w Warszawie. Zawarta w tytule dzieła przewrotna słowna prowokacja służyła celowi demaskatorskiemu, ujawniającemu hipokryzję elit rządzących oraz drobnomieszczańską mentalność belgijskiego społeczeństwa, przyjmującego dla świętego spokoju każdy polityczny fałsz.

Tłumacząc swój późniejszy, niezwykle skandaliczny rysunek kredką, zatytułowany Kuszenie św. Antoniego, Rops dowodził: Należy przede wszystkim wybić ludziom z głowy pomysły o ataku na religię czy erotykę. Ta wspaniała dziewczyna jest sportretowana bez żadnej rozwiązłej myśli. Akt nie jest erotyczny. Co zaś do religii, to w ogóle jej nie atakuję... Znając już publicystyczną pasję Ropsa, krytykującego wszystkie przejawy życia publicznego i duchowego, trudno w te słowa wierzyć. Uwielbiał skandale, atakował rządy i Kościoły, i zyskał dzięki tej postawie i niewątpliwemu talentowi sławę w całej Europie. Jednak, jak to już podkreśliłem, był to jeszcze wiek XIX, a warte bojów artysty przełamywanie mieszczańskiej mentalności szło opornie.

Ropsowi przyświecały więc zdecydowanie inne, wznioślejsze i ambitniejsze cele niż artystom nam współczesnym, wykorzystującym skandal jako nośne źródło sukcesu, najczęściej niepoparte ani ideą, ani talentem. Dzisiejsi twórcy nie walczą już przecież z powszechną obłudą i hipokryzją. Wręcz przeciwnie. To ich idee, którymi tłumaczą użycie – dla swoich celów – ważnych, najczęściej religijnych symboli są albo fałszywe i pokrętne, albo płytkie i banalne. Bo czyż użycie religijnego symbolu - krzyża - fotografowanego wraz z męskimi genitaliami, można po prostu wytłumaczyć niezwykle społecznie ważną chęcią obnażenia męskiej próżności i fizycznej prężności, sztucznie podtrzymywanej mozolną kulturystyką. Żenujące jest jeszcze i to, że działający w ten sposób twórcy z całą powagą uważają siebie za prześladowanych prekursorów artystyczno-obyczajowej awangardy. Czyżby na Akademiach Sztuk Pięknych nikt im nie mówił o naśladowanych przez nich takich artystach, jak właśnie Rops, Duchamp czy Dali, by wymienić tylko sztandarowe postacie sztuki skandalu?




Praca Doroty Nieznalskiej pt. Pasja, przedstawiająca wspomniany krzyż z naklejonym zdjęciem genitaliów, różnie była uzasadniana przez różnych jej admiratorów. Opiekun młodej artystki i jej profesor z gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych Grzegorz Klaman bronił ją słowami: "Znam Dorotę od lat 90-tych, gdy zaczęła studia w ASP. Dobrze poznałem jej sztukę i wiem, że nigdy nie była przeciwna religii i nie atakowała Kościoła katolickiego (tych samych słów używał Felicien Rops, oskarżany o nadużycie religijnych symboli w rysunku Kuszenie św. Antoniego). Praca Pasja – wbrew niektórym opiniom – nie jest wymierzona przeciwko krzyżowi. Według mojej wiedzy praca miała interpretować kwestię zniewolenia ciała przez mężczyzn dobrowolnie trenujących w siłowniach..."

Słuchając takich obrońców (skądinąd ciekawych artystów), nie sposób nie załamać rąk. Profesor tłumaczy, iż jego studentka, obecnie absolwentka wyższej uczelni artystycznej, wybierając dla swojej pracy ewidentny symbol religijny i łącząc krzyż z tytułowym słowem Pasja, absolutnie nie orientowała się, że zestawienie takie na całym świecie kojarzy się z męką i śmiercią Jezusa Chrystusa. Sama artystka przez długi czas utrzymywała, że dosadność swojej pracy uświadomiła sobie dopiero, gdy zajęła się nią prokuratura (rzecz ciągnie się od roku 2003). Obecnie Nieznalska przyznała przed sądem, że jednak jej Pasja z założenia miała być radykalna. Sąd w Gdańsku próbował dociec, do jakiego nurtu sztuki należy zaliczyć twórczość Nieznalskiej. Artystka odpowiedziała, że jest to nurt sztuki krytycznej, zaangażowanej, która podejmuje trudne tematy społeczne i posługuje się radykalnymi środkami, by wzbudzić emocje u odbiorcy... Innymi słowy – za wszelką cenę skandal i medialny szum, które zwracają uwagę masowej publiczności na nazwisko artystki i zapewniają jej powszechną rozpoznawalność, a co za tym idzie przyszły sukces komercyjny.

O wartościach artystycznych już się nie mówi. Jeżeli takie jeszcze można dostrzec w Kuszeniu św. Antoniego Ropsa, które podbudowane było wątpliwymi, ale widocznymi, spontanicznymi emocjami, to praca Nieznalskiej nie zawiera już nic, oprócz zimnej, wyrachowanej kalkulacji.

Z prawdziwymi dziełami sztuki, niosącymi wartości artystyczne, można się zgadzać lub nie. Można podjąć dyskusję z oryginalną wizją artysty, np. z interpretacją Francisa Bacona (1909 – 1992) potwornie deformującą przedstawienie Ukrzyżowania, ale tylko w przekonaniu, że dzieło nie jest szyderstwem ani cyniczną zabawą z krzyżem jako znakiem wiary. Artysta bowiem, kiedy tworzy dzieło, nie tylko powołuje je do życia, lecz także poprzez to dzieło objawia też swoją osobowość... Tak więc historia sztuki nie tylko jest historią dzieł, lecz także ludzi – w Liście do artystów w 1999 r. pisał zmarły ubiegłego roku Ojciec Święty Jan Paweł II. Praca pozbawiona jednak wartości artystycznych, a kreująca w swoim zamyśle czyjeś poniżenie lub uwłaczające wyszydzenie, i zrealizowana tylko dla wywołania wykalkulowanego skandalu, niewiele się różni się od rasistowskich rysunków i haseł wypisywanych przez nieświadomych swojej głupoty wyrostków na ulicznych murach i w brudnych bramach. Mimo że współczesna sztuki ma różne twarze, to przecież na dyplomowanym twórcy ciąży jakaś odpowiedzialność za siebie, za dzieło i w pewnym sensie za jego odbiorców.




Sprzeciw wobec pseudoartystycznych eksperymentów z postaciami księży katolickich wywołała też praca pokazana na wystawie Pies w sztuce polskiej w galerii Arsenał w Białymstoku (2003). Instalacja Piotra Kurka, prorektora Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, tak postrzeżona została przez Beatę Antypiuk, radną LPR: Ta instalacja obraża moje uczucia religijne. W drugiej części psiej budy, gdzie spodziewać się można psiego ogona, widzimy przesuwające się postacie katolickich księży. Gdyby autor umieścił tam np. wizerunki swoich przyjaciół, nie miałabym nic przeciwko temu. Ale nie do przyjęcia jest, by w takim kontekście umieszczać postacie księży reprezentujących Kościół katolicki...

Cała wystawa, w której wzięło udział wielu wybitnych współczesnych polskich twórców, pod prowokacyjnym szyldem i pod pozorem opowieści o psach, ukazywała bolesne przypadki przemocy, ale także miłości i cierpienia. Nie uniknęła jednak, jak widać, i niepotrzebnych zgrzytów. Kurator wystawy Marek Wasilewski tłumaczył: "Pani radna najwyraźniej nie zna i nie rozumie kultury chrześcijańskiej, do której się tak często odwołuje. Przecież wizerunek psa w chrześcijaństwie funkcjonuje jako metafora kaznodziei. Pies liże rany, a one się goją. Kapłan głosi dobrą nowinę, a dobra nowina goi rany duszy..." Dość karkołomne dowody pana Wasilewskiego uzasadniającego obecność księży katolickich w psiej budzie nie wszystkich jednak przekonały. Praca Piotra Kurka została, mimo protestu pozostałych artystów, z wystawy wycofana.

Część środowisk twórczych wytknięcie wspomnianym artystycznym incydentom ich niestosowności uznała za zamach na twórczą wolność. Myślę, że mogło tu dojść do pomylenia pojęć, do zatarcia różnicy pomiędzy artystyczną wolnością a beztroską i często cyniczną swobodą. Sprawa Doroty Nieznalskiej oparła się o sąd. W najbliższym czasie specjalna komisja złożona z antropologów religii, historyków sztuki i socjologów ma analizować Pasję Nieznalskiej w odniesieniu do znanych im katolickich dzieł sztuki ukazujących cierpienie i nagość ludzkiego ciała, biorąc oczywiście pod uwagę współczesną sztukę zaangażowaną. Nie sądzę i nie chciałbym jednak, by jej wyrok jednoznacznie ustalił i określił granicę swobody artystycznych wypowiedzi. Nie pozbawiajmy twórców odpowiedzialności za swoje dokonania.

PS. Warto przypomnieć, że planowana w Austrii ekspozycja Doroty Nieznalskiej została odwołana po krytycznych głosach kościelnych hierachów.