Doświadczenie graniczne

Redakcja LISTU rozmawia z Bartłomiejem Dobroczyńskim, psychologiem, wykładowcą UJ

publikacja 26.02.2009 19:04

Kiedy muszę zanegować jakąś istotną dla siebie wartość kosztem innej, nagle dochodzę do granicy wiedzy o sobie, o swoich emocjach, wyznawanych wartościach, sile wewnętrznej... Nie mam żadnych narzędzi, aby się z tym dylematem uporać. Cokolwiek zrobię, będzie niedobrze. List, 2/2009

Doświadczenie graniczne



Jest wiele określeń, za pomocą których opisujemy doświadczenia trudne, a jednocześnie w jakiś sposób przełomowe w naszym życiu: kryzys, tragedia, trauma… Czasami używamy też wyrażenia „sytuacja graniczna". Co ono właściwie oznacza?

Twórca tego pojęcia Karl Jaspers mówił: „Sytuacjami granicznymi nazywam to, że nie mogę żyć bez walki i cierpienia, że biorę na siebie winę i nie mogę tego uniknąć, wreszcie, że muszę umrzeć". To był bardzo poważny niemiecki filozof, więc posługiwał się górnolotnymi sformułowaniami. Twierdził więc, że sytuacje graniczne są „jak mur, o który uderzamy, o który się rozbijamy.

Nie potrafimy ich zmienić, lecz jedynie naświetlić. Nie da się ich oddzielić od samego istnienia empirycznego" (K. Jaspers, „Filozofia", t. III, s. 2). Ale myślę, że można mówić o takich sytuacjach językiem nieco prostszym i nie tak wzniosłym. Samo sformułowanie oznacza, że ktoś znalazł się „na granicy", czyli w jakiejś przestrzeni „pomiędzy". Wydaje się też, że w sytuacji granicznej ważną rolę odgrywa konieczność dokonania wyboru.

Tak więc ktoś, kto znalazł się w sytuacji granicznej, musi wybierać, i to ze świadomością, że decyzja, którą podejmie, zmieni całe jego życie. Wszystko, co się wydarzy później, będzie w ogromnej mierze konsekwencją tego jednego wyboru. Najprostsza definicja sytuacji granicznej, jaka mi się w tej chwili nasuwa, jest następująca: to takie zdarzenie, o którym ten, kto nie brał w nim udziału, zareaguje pełnymi wdzięczności słowami: „Dobrze, że nie musiałem tam być". W takiej sytuacji granicznej znalazła się np. bohaterka książki „Wybór Zofii" (Sophie's Choice) Williama Styrona, gdy zażądano od niej, by wybrała, która z jej córek ma umrzeć.

A jeśli człowiek nie zgodzi się na dokonanie takiego wyboru?

Rzecz w tym, że nie może. Sytuacja graniczna to dylemat, którego nie można uniknąć. Niezależnie od tego, co człowiek zrobi, poniesie nieodwracalne konsekwencje: w przypadku A takie, w przypadku B inne...

Czyli nie jest to po prostu skrajnie trudna sytuacja?

Sytuację trudną od granicznej dzieli przepaść. W trudnej wiem, co zrobić, nie wiem tylko, czy mam w sobie tyle siły, by się tego zadania podjąć. Natomiast w sytuacji granicznej nie wiem, co zrobić. W dodatku nie mogę wyjść z niej nieskalany - cokolwiek zrobię (nawet jeśli nic nie zrobię), będę już kimś innym.

Dam taki „samurajski" przykład: zostaję postawiony w sytuacji wyboru między zwierzchnikiem (szogunem, królem), któremu z przekonaniem ślubowałem posłuszeństwo, a najbliższym przyjacielem. Cokolwiek zrobię - muszę zanegować jakąś istotną dla siebie wartość kosztem innej. Nagle dochodzę do granicy wiedzy o sobie, o swoich emocjach, wyznawanych wartościach, sile wewnętrznej... Nie mam żadnych narzędzi, aby się z tym dylematem uporać. Cokolwiek zrobię, będzie niedobrze.

Jak w greckiej tragedii...

Właśnie. To modelowy przykład sytuacji granicznej - wybór między jednym złym rozwiązaniem a drugim, równie złym. Nikt nie wie, co w takiej sytuacji należałoby zrobić.







Istnieją zatem sytuacje, które są dla wszystkich ludzi - niejako obiektywnie - graniczne?

Wyróżniłbym dwa rodzaje takich doświadczeń: osobisty i tzw. archetypowy (dotyczący wszystkich). Istnieją zarówno sytuacje, które tylko niektórych stawiają na granicy ich władz umysłowych i moralnych, jak i takie, które u większości z nas wywołują skrajny dyskomfort. Doświadczenia współczesnych pokazują wyraźnie, że problem, który dla filozofa ubiegłego wieku był obiektywną sytuacją graniczną, dla człowieka żyjącego obecnie wcale takiej rangi mieć nie musi.

Wszechświat ludzi ubiegłych stuleci, nawet jeżeli mieli różne poglądy, był jednak wspólny. Żyli oni w bardziej homogenicznej kulturze. Dzisiaj mamy dostęp do rozmaitych ujęć konkretnych zagadnień. Obecna epoka opisywana jest wręcz jako koniec wielkich narracji, koniec uniwersalnych historii, które dotychczas porządkowały doświadczenie ludzkości. W zamian są pojedyncze historie poszczególnych ludzi.

Każdy ma swój, oparty na pewnych założeniach, system etyczny. Jeśli znajdzie się w sytuacji, w której zostanie wystawiony na ciężką próbę, to będzie ona dla niego graniczna. Każdy więc, zgodnie ze swoim światopoglądem, sam decyduje, czy coś jest dla niego sytuacją graniczną, czy nie. Wiadomość o zbliżającej się śmierci jednego skłoni do zastanowienia się nad swoim życiem i podjęcia próby jego usensownienia, a dla drugiego będzie impulsem do tego, by czerpać z życia jak najwięcej przyjemności. Dla jednego małżeństwo jest związkiem zawieranym raz na zawsze, dla kogoś innego to tylko kilkuletni kontrakt. W związku z tym czasami zastanawiam się nawet, czy sytuacje graniczne w ogóle istnieją.

Jak to?

Wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego jak sytuacja graniczna w ogóle, są tylko czyjeś sytuacje graniczne. Aby jakaś sytuacja została zdefiniowana jako graniczna, musi być tak rozumiana przez jednostkę, która ją przeżywa. Tylko wtedy uruchomi się mechanizm konsekwencji przeorientowujący całe jej życie.

Od tego, w jaki sposób ktoś z zewnątrz definiuje jakąś sytuację, dla współczesnego człowieka ważniejsze jest to, jak on sam ją sobie przedstawia, i jak będzie ją sobie przedstawiał później, kiedy będzie do niej wracał myślami. Mamy do dyspozycji wiele psychologicznych instrumentów i mechanizmów, które pomagają nam zignorować owo napięcie swojego systemu wartości. Zawsze może sobie wytłumaczyć: „To nie było takie ważne", „Źle się czułem", „Miałem złe dzieciństwo", „Byłem nieprzygotowany".

Pewną rolę w ocenie sytuacji jako granicznej może odgrywać jedynie opinia grupy ludzi, którzy są dla nas ważni ze względów intelektualnych lub duchowych. Nawet jeśli sami decydujemy o tym, co jest dla nas sytuacją graniczną, robimy to zawsze jako przedstawiciele pewnej kultury. Musimy mieć jakieś wzorce, wybieramy więc pozytywną i negatywną grupę odniesienia.

Kiedy mówimy: „postąpiłem słusznie", to za tym stwierdzeniem stoi naprawdę chór ludzi, z których zdaniem się liczymy - autorzy ważnych dla nas książek, przyjaciele, bliscy, ci wszyscy, którzy mają podobną hierarchię wartości… Nasza ocena sytuacji może też być zgodna- ale nie musi -z pewnymi systemami filozoficznymi, religijnymi, psychologicznymi. To my wybieramy, z czym chcemy się liczyć, a co odrzucamy.

Skoro wystarczyłoby nie uznać problemu, aby uniknąć przewrócenia swojego życia do góry nogami, to dlaczego mimo to nadal cierpimy, zamiast masowo odrzucić wszelkie sytuacje graniczne?
Bo wynosimy z nich ogromne korzyści. Będąc w takiej sytuacji, możemy bardzo dużo stracić - nie tylko w sensie „mieć", ale i „być". Z drugiej strony możemy wiele zyskać.






Na przykład co?

Każda z nich jest dla nas idealnym narzędziem samopoznania.

To chyba lepiej zacząć medytować albo zrobić sobie psychotest.

One nigdy nie dostarczą nam takiej wiedzy o sobie, jak sytuacja graniczna. Wspomniany wcześniej Jaspers - który był nie tylko filozofem, ale także psychoterapeutą - miał bardzo ciekawą i przekonującą koncepcję na ten temat. Uważał, że człowiek nie jest w stanie poznać samego siebie wyłącznie przez rozmyślanie o sobie, analizowanie wspomnień czy relacji z ludźmi, ponieważ samopoznanie, podobnie jak szczęście, jest wartością „mimochodną", dodaną.

Nie staję się szczęśliwy sam z siebie, ale dlatego, że mam dobrą pracę, dobry związek, przyjaciół, że jestem w dobrych relacjach z naturą itp. Żyję w określony sposób, podejmuję różne działania i dzięki temu, niejako przy okazji, zyskuję też szczęście. Bardzo podobnie jest z samopoznaniem. Wszystkie odpowiedzi, jakich sobie sami udzielamy na pytania w rodzaju: jakim jesteś ojcem? jak sobie wyobrażasz miłość? co byś zrobił, gdybyś znalazł milion dolarów? jak oceniasz się jako pracownik? - nie mają tak naprawdę wielkiego znaczenia.

Wartościowej wiedzy o sobie dostarczy nam tylko udział w realnych wydarzeniach. Najlepiej poznaję samego siebie przez pracę, przyjaźnie, miłość, zadania, które wykonuję. Według Ja-spersa, każdy, nawet najdrobniejszy czyn, jest wyraźnym krokiem na drodze samopoznania. W tym kontekście nie można przecenić wiedzy, jaką człowiek zyskuje o sobie, gdy jest postawiony w sytuacji granicznej.

W takim razie najlepiej byłoby stale wystawiać się na różne ekstremalne doświadczenia…

Po pierwsze, sytuacji granicznej nie można wywołać, musi się ona dokonać w wyniku splotu okoliczności. Jeśli, niejako z definicji, unieważnia ona całą wiedzę, jaką mamy o sobie czy świecie, to wyklucza to jakiekolwiek przygotowanie z naszej strony. Jak mówił Szestow, to tragedia spotyka człowieka, a nie na odwrót. Po drugie, ekstremalne doświadczenia nie muszą wcale być sytuacjami granicznymi.

Pamiętam, jak kiedyś razem z żoną i synem płynęliśmy łódką po Biebrzy dwadzieścia kilka kilometrów. Bałem się potwornie. Bo kanu jest na dwie osoby. I wtedy jest w porządku. Gdy jednak do kanu wejdą trzy osoby z bagażami, to wystaje ono z wody zaledwie na kilka centymetrów, prąd bywa silny, wiosłowanie kolebie łodzią. Jeśli ktoś ma odrobinę wyobraźni, to szybko sobie uprzytomni, że taka sytuacja jest dość niebezpieczna. Gdybyśmy się wtedy wywrócili, pewnie byłoby po nas - telefon zatopiony, rzeka głęboka, bagna po horyzont i zimno, bo był kwiecień. Płynąc, myślałem: „O Jezu, naprawdę jest strasznie". Dopłynęliśmy szczęśliwie.

Jakiś czas potem dotarło do tego miejsca trzech facetów, Ślązaków, którzy wyglądali na silniejszych. Zrobili ten sam błąd - weszli w trójkę do łodzi. Jeden z nich powiedział: „Ja się tak trzymoł ta łodzia, że mi ręce zbielały! Nigdy więcej nie wejdę do takiej łodzia, ja myślał, że tam umrę ze strachu! Ja się modlił przez cały czas...". Mimo całej dramaturgii nie nazwałbym jednak tej wyprawy sytuacją graniczną, bo cały czas wiedziałem, co robić. Podzieliliśmy między siebie zadania, nie wiedzieliśmy tylko, czy wystarczy nam siły i szczęścia.










Czy sytuacje graniczne zawsze muszą być negatywne? Nie można dotrzeć do granicy wiedzy o sobie bez nieszczęścia?

Wcale nie muszą być negatywne. Można sobie wyobrazić sytuację pozytywną, która sprawia, że wszystkie nasze władze umysłowe, moralne, i duchowe znajdą się na granicy. Tak zwane „dobre wydarzenia" też mogą stawiać nas w sytuacji nie do rozwiązania. Spójrzmy na opowieść o Zwiastowaniu: Archanioł Gabriel mówi młodej żydowskiej dziewczynie: „Urodzisz dziecko, które będzie synem Bożym".

Czy można sobie wyobrazić coś lepszego? Zostałaś wybrana, nie będzie drugiej takiej, jak Ty - błogosławiona jesteś między niewiastami (Łk 1,28). Można byłoby powiedzieć, że to wręcz wymarzona sytuacja, a jednak graniczna. Najważniejsze w graniczności jest to, że sytuacja, w której się znalazłeś, przerasta cię całkowicie.

W podobnym położeniu jest Frodo Baggins, bohater „Władcy Pierścieni" Tolkiena, który zostaje ku swojemu zaskoczeniu wybrany na wybawcę świata. Można byłoby powiedzieć: „Wspaniała propozycja! Wszyscy ci ufają, bo wiedzą, że tylko ty temu podołasz", a jednak, jak wiemy, sytuacja, w której się znalazł, jest nie do pozazdroszczenia.

Zatem sytuacja graniczna to taka, po której na pytanie: „Kim jestem?", mogę sobie odpowiedzieć coś innego niż przed nią.

Tak. Jeśli dowiemy się o sobie czegoś dobrego, to zwykle bardziej to cenimy, niż gdybyśmy dowiedzieli się czegoś złego, ale i jedno, i drugie może być się dla nas źródłem korzyści. Weźmy przykład św. Piotra, który przyparty do muru, wyrzeka się znajomości z Jezusem. Zachowanie Piotra okazało się zupełnie sprzeczne z obrazem siebie, który miał jeszcze kilka godzin wcześniej (por. Łk 22,31-34.54-62). Ewangelista przekonuje, że dzięki tej porażce Piotr zyskał samowiedzę, która była dla niego korzystniejsza, niż zwycięskie przejście tej próby. Doświadczenie własnej słabości pomogło mu potem dokonać tego wszystkiego, o czym czytamy w dalszej części Pisma Świętego.

Historia Piotra pokazuje, że w sytuacji granicznej od decyzji, którą podejmiemy, ważniejsza jest wiedza o sobie, którą w ten sposób uzyskamy, i wnioski, jakie wyciągniemy. Można dokonać dobrego wyboru i uznać, że jest się niepokonanym, dobrym, cudownym, co później przyniesie fatalne skutki. Można też źle wybrać, ale zamiast się z tego powodu załamać, próbować wykorzystać uzyskaną w ten sposób wiedzę. Myślę, że nieprzypadkowo wszystkie tradycje cenią sobie najbardziej takie historie, w których bohater najpierw ponosi klęskę, a potem się odradza.

Najlepiej bowiem skonfrontować się ze swoimi słabościami jak najszybciej, bo zyskuje się wtedy wiedzę, która uczy pokory. Taka pokora nie polega na umniejszaniu się, ale powstrzymaniu się od radykalnych sądów, surowych ocen sytuacji. Idealna pokora wyraża się w zasadzie: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni (Mt7,1).

Od czego zależy to, czy ktoś tę wiedzę spożytkuje właściwie?

Myślę, że nie można wskazać żadnych reguł. Często sami zainteresowani nie potrafią sensownie wyjaśnić, dlaczego jakieś wydarzenie pchnęło ich życie naprzód. Trzeba by się zastanowić nad tym, dlaczego ktoś podejmuje wysiłek przepracowania takiej sytuacji i skąd bierze na to siłę.

Z pewnością nie zależy to od samej sytuacji, ale od człowieka, od jego formacji. Najważniejszy jest chyba jednak pewien czynnik niedefiniowalny. Kościół mówi o Duchu Świętym. Chodzi o to, że pojawia się w pewnym momencie „element" - geniusz, iskra Boża, natchnienie - który decyduje o tym, że ktoś przewartościowuje swoje życie.






A można być odpornym na wiedzę uzyskaną w sytuacji granicznej?

Tak. Jaspers mówi, że wiedzę tę można uznać, ale też można całkowicie odrzucić i do końca życia trwać w świetnym nastroju i w zakłamaniu.

Czy można się nauczyć, jak przeżywać sytuacje graniczne?

Wydaje się, że mitologie całej ludzkości, baśnie, podania, przypowieści są właściwie jednym wielkim opisem sytuacji granicznych, a religie wręcz się w nich specjalizują. Religia jest swoistą szkołą sytuacji granicznych, ponieważ wyrasta z refleksji nad ostateczną sytuacją graniczną, jaką jest śmierć. Uczy jak umierać w kontekście życia i jak żyć w kontekście śmierci. Ewangelie są pełne opisów sytuacji granicznych.

Najpierw Anioł Gabriel stanął przed Maryją i powiedział Jej: „Poczniesz dziecko, chociaż nie jesteś mężatką". Potem Józef miał to przyjąć. A na następnych stronicach spotykamy kolejne postacie: bogatego młodzieńca, Martę i Marię...

Wszystkie tradycje religijne pokazują, które sytuacje graniczne są najważniejsze w życiu człowieka, i dają konkretne narzędzia do poradzenia sobie z nimi: módl się, medytuj, pość, pielgrzymuj… Pomagają też nie czuć się tak strasznie samotnym w obliczu tego, czego doświadczamy. Chrześcijanie mówią wprost: jest z tobą Chrystus, który wraz z tobą cierpi.

Równocześnie religia w pewnym sensie stwarza sytuacje graniczne. Gdy człowiek się rodzi, chrześcijaństwo przez chrzest od razu przedefiniowuje jego życie, zmienia zupełnie jego status - z istoty „śmiertelnej" staje się „nieśmiertelną". Człowiek staje się też członkiem określonej wspólnoty ludzi i wartości.

Sytuacje graniczne zbliżają nas do innych ludzi?

Wręcz przeciwnie - czynią nas bardziej samotnymi. I to z dwóch powodów. Pierwszy jest prozaiczny: ludzie po prostu unikają przebywania z tymi, którzy mają kłopoty. Drugi jest głębszy: człowiek w sytuacji granicznej przypomina kogoś, kto przeżył doświadczenie mistyczne - nie jest w stanie wyjaśnić innym ludziom, co przeżył, pozostaje niezrozumiany.

Dzięki doświadczeniom granicznym poszczególnych osób całe społeczeństwo wiele jednak zyskuje. Człowiek jest istotą historyczną i na podstawie tego, co robił dwa tysiące czy sto lat temu, uczy się bycia człowiekiem i zdobytą wiedzę wprowadza w obieg społeczny. Doświadczenie chrześcijaństwa na przykład zaowocowało na Zachodzie, nieznanym w Indiach, ruchem charytatywnym.

Widok chorych i głodnych na ulicach, poddawany na przestrzeni wieków chrześcijańskiej refleksji o miłości bliźniego, spowodował, że zaczęto zakładać darmowe hospicja i stołówki. W Indiach, które mają przecież wspaniałe tradycje religijne, ale inne od chrześcijaństwa - takiej refleksji, a w konsekwencji ruchów charytatywnych - nie ma. Ludzie zrobili z sytuacji granicznych system edukacyjno-religijny, zgodnie z którym uczą swoje dzieci, jak postrzegać i rozumieć świat. To jednak, czy taka nauka przyniesie komuś pożytek w konkretnej sytuacji, to już inna sprawa.