Po drugiej stronie kratek, czyli tajemnice konfesjonału

Stanisław Morgalla SJ

publikacja 19.03.2009 22:37

Najbardziej znaną tajemnicą konfesjonału jest tajemnica spowiedzi. Znaną, ale czy największą? Szczerze wątpię. To raczej złudzenie w stylu: zakazany owoc zawsze kusi najbardziej. Znacznie bardziej intrygujące od tego, co mówi się w konfesjonale, jest to, co się tam w sposób niewidoczny dla oka dokonuje, tj. odpuszczenie grzechów List, 3/2009

Po drugiej stronie kratek, czyli tajemnice konfesjonału



Najbardziej znaną tajemnicą konfesjonału jest tajemnica spowiedzi. Znaną, ale czy największą? Szczerze wątpię. To raczej złudzenie w stylu: zakazany owoc zawsze kusi najbardziej. Znacznie bardziej intrygujące od tego, co mówi się w konfesjonale (tj. od tajemnicy spowiedzi), jest to, co się tam w sposób niewidoczny dla oka dokonuje, tj. odpuszczenie grzechów

Spowiadanie jest zajęciem monotonnym: te same słowa, gesty, emocje, i to z obu stron. Przypomina to trochę odmawianie różańca: penitenci, niczym bliźniaczo podobne paciorki, przesuwają się przez konfesjonał, ale podobnie jak w różańcu za każdym razem rozważana jest inna tajemnica.

tajemnice radosne

Jaki jest najbardziej radosny moment w życiu spowiednika? Oczywiście taki, gdy nie ma „nic do roboty". Nie chodzi jednak o pustki w konfesjonale. Wprost przeciwnie, rzecz dotyczy sakramentu pokuty w pełnym tego słowa znaczeniu, gdy penitent w najwyższym stopniu spełnia warunki dobrej spowiedzi. Nie mam na myśli spowiedzi z pobożności, tj. spowiedzi osób, które nie popełniły żadnego grzechu ciężkiego i właściwie nie potrzebują rozgrzeszenia.

Nie myślę też o tych spowiedziach, które nazwałbym „rytualnymi", w których po książeczkowym wyznaniu grzechów penitent oczekuje książeczkowej odpowiedzi, najlepiej w rozpoznawalnej sekwencji: pokuta, rozgrzeszenie i rytualne opukanie konfesjonału. Znajomy zapomniał kiedyś o tym ostatnim i dopiero po wyspowiadaniu kolejnego penitenta zauważył, że poprzedni ciągle jeszcze klęczy z drugiej strony. Gdy zdziwiony zapytał o powód, usłyszał dosadny wyrzut: „To czemu k... nie pukasz?". Radosne tajemnice konfesjonału to spowiedzi z miłości.

Tym różnią się od innych, że penitenci, wyrażając skruchę i żal i wyznając ciężkie przewinienia, często po wielu latach, czynią to nie tak jak inni z lęku przed karą, ale z miłości do Boga i ze świadomością, że zranili Jego miłość. W takich chwilach spełniają się Jezusowe słowa, że więcej jest radości z nawrócenia jednego grzesznika niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (por. Łk 15, 7).

tajemnice światła

W różańcu tajemnice światła obejmują publiczną działalność i nauczanie Jezusa, w ciemnościach konfesjonału dotyczą zrozumienia tego nauczania i jego wykładni w Kościele. Pomimo katechezy w szkołach religijna wiedza katolików jest słaba. Dlatego konfesjonały często muszą przeistaczać się w szkolne ławki, przy których wyjaśnia się kwestie najbardziej podstawowe.

Przyznam szczerze, że nieraz już w trakcie wyznania grzechów chciałoby się zareagować na religijną ignorancję penitenta i krzyknąć: „Więcej światła!". Kto wie, czy nie byłoby to dobre duszpasterskie rozwiązanie, zwłaszcza dla tych kapłanów, którzy łatwo tracą cierpliwość i krzykiem lub połajankami próbują komuś wbić do głowy niewygodne prawdy wiary. Możliwość wykrzyczenia frustracji sprawiłaby, że negatywne uczucia znalazłyby neutralne ujścia, a penitent myślałby, że kapłan aktem strzelistym modli się do Boga o pomoc przede wszystkim dla siebie.

Wielką łaską Boga jest znaleźć takie słowa i takie emocjonalne nastawienie, które sprawi, że penitent poczuje się przyjęty i zaakceptowany niczym syn marnotrawny. W konfesjonale można, a nawet trzeba obosieczny miecz Słowa Bożego schować lub przekuć na lemiesze. Czy nie na tym polega sakrament miłosierdzia? Nieraz zadziwiała mnie siła prostych słów o Bożej miłości, cierpliwości i wierze w człowieka, wypowiedzianych z miłością. W takiej atmosferze z pewnością łatwiej zrozumieć kolejne prawdy wiary lub odkryć atrakcyjność naśladowania Jezusa.






tajemnice bolesne

Spowiedź zawsze boli, choć inaczej boli penitenta, a inaczej spowiednika. Oglądanie ciemnej strony ludzkiej natury nie ma w sobie nic pociągającego czy fascynującego. Zło nie przestaje być szpetne i odrażające nawet wtedy, gdy ozdobione jest piękną narracją. Nadmierne wielomówstwo czy oratorskie popisy są zwykle przejawem niedojrzałości penitenta.

Barwny kontekst, wszystko wyjaśniające okoliczności, szerokie opisy wydarzeń dobre są w książkach, w konfesjonale najczęściej brzmią jak niepotrzebne usprawiedliwienie. Źle dzieje się zwłaszcza wtedy, gdy niedojrzałość z jednej strony spotyka się z niedojrzałością z drugiej, tj. gdy spowiednik niepotrzebnymi pytaniami prowokuje do niepotrzebnych zwierzeń, zwłaszcza w sferze seksualnej. W spowiedzi, niczym pierwsi ludzie z raju, stajemy nadzy wobec drugiego człowieka i Boga i dla nikogo nie jest to przyjemne. Jesteśmy - mówiąc nieco mniej biblijnie - wystawieni na zranienie, dlatego tak ważny jest szacunek, troska i dobroć spowiednika.

Spowiadanie jest niebezpiecznym zajęciem: nie można bezkarnie słuchać o cudzej niegodziwości. Jeśli kapłan beztrosko podchodzi do spowiedzi, jest to pierwszy sygnał ostrzegawczy, informujący o zaniku głębszej wrażliwości. Łatwo wtedy rani się innych i traci rozeznanie, co jest dobre, a co złe. W konfesjonale łatwo bowiem o zgorszenie; ludzka niegodziwość może tak spowszednieć, że przestaje się na nią reagować, a nawet bezwiednie stopniowo zaczyna się jej ulegać.

Moim zdaniem, tylko kapłani są zdolni do popełnienia tajemniczego grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. Tylko oni posiadają konieczną do tego wiedzę i tylko oni obcują tak blisko z tym, co najbardziej święte z jednej, a grzeszne i plugawe z drugiej strony. Jeśli zanika duchowa wrażliwość i czujność, można zagubić granice między dobrem i złem, a nawet poczuć się Bogiem. Czyż faryzeizm nie był od początku przypadłością ludzi religii?

Wszelka beztroska w konfesjonale (np. łatwość udzielania rozgrzeszenia innym lub „rozgrzeszanie" siebie) jest przejawem głębokiego zagubienia. Świadczy ona o tym, że zapomina się o cenie, którą zapłacił Jezus za łaskę tego sakramentu. Jedynie nosząc w sobie Jezusową mękę i śmierć, można sprawować należycie ten sakrament i doświadczyć w sobie i w innych cudu zmartwychwstania.

tajemnice chwalebne

O tajemnicach chwalebnych spowiedzi będzie krótko. Otwierają nas one na podwójną tajemnicę: na eschatologiczne „już" i „jeszcze nie" Królestwa Bożego. Konfesjonał stoi na granicy światów i przez jego kratki, niczym przez ramię Pana Boga, można zerknąć w przyszłość. Doświadczyłem tego kilkakrotnie, spowiadając osoby umierające. Nic bardziej nie wycisza lęku przed tym, co po drugiej stronie życia niż pokój i wewnętrzna radość ludzi pojednanych przed śmiercią z Bogiem. Nie zmienia to jednak faktu, że tajemnica, nawet odrobinę odsłonięta, nadal pozostaje tajemnicą.

„Jak to jest słuchać spowiedzi?" - pytają mnie czasem znajomi. Odpowiedź nie jest prosta, bo rzeczywistość konfesjonału jest złożona. „Jest w kratkę - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Raz jest radośnie, innym razem boleśnie, raz dusza śpiewa, a innym razem płacze". Zawsze jednak jest interesująco, bo interesujący i niepowtarzalny jest każdy człowiek. Chodzi o to, by indywidualne tajemnice ludzi na nowo zanurzyć w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. W tym tkwi sens spowiedzi. Przecież w Chrystusie żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28).


*****

o. Stanisław Morgalla, jezuita, psycholog, odbywa Trzecią Probację w Południowej Dakocie (USA).