Zawód: tata

Monika Sarnacka

publikacja 27.06.2007 19:50

Szeryf i superman, zawsze bez żony i dzieci - taki model ojca proponuje współczesna kultura! Co dziś robią ojcowie, skoro najczęściej są nieobecni albo niepotrzebni? Idziemy, 24 czerwca 2007

Zawód: tata




Dobre ojcostwo chroni, ratuje, odbudowuje, wspomaga wartości, którymi dziecko kieruje się w życiu i które decydują o jego zdrowych relacjach z otoczeniem. Złe ojcostwo rujnuje te wartości, spychając często dziecko na margines życia społecznego.

Jan Paweł II rolę mężczyzny ujął zaledwie w czterech, ale za to bardzo mocnych, punktach: „(…) powołany jest do zabezpieczenia równego rozwoju wszystkim członkom rodziny przez: wielkoduszną odpowiedzialność za życie poczęte pod sercem matki; troskliwe pełnienie obowiązku wychowania dzielonego ze współmałżonką; pracę, która nigdy nie rozbija rodziny, ale utwierdza ją w spójni i jedności; dawanie świadectwa dojrzałego życia chrześcijańskiego”. Jak tę rolę spełniają współcześni ojcowie? W ostatnich latach przeprowadzono dwie kampanie społeczne poświęcone kalekiemu ojcostwu. Pierwsza przekonywała, że przeciętny tata poświęca swemu dziecku tyle samo czasu, ile zajmuje wypalenie jednego papierosa. Druga – w formie filmiku – pokazywała rozkoszną scenkę, w której dziecko podbiega do siedzącego na fotelu tatusia i nagle odbiega z płaczem, bo zobaczyło obcą sobie twarz. Uspokaja się dopiero, gdy tato zasłania się gazetą – to już widok znany, oswojony. Kampanie przeminęły bez echa.


Syndrom blaszanego bębenka


Kiedy zaczyna się ojcostwo? Tuż po narodzinach, ale…własnych! Już wtedy przyszły tata jest zdeterminowany wpływem swojego ojca i ojca jego ojca. Mężczyzna, dla którego przyjemność fizyczna ważniejsza jest od życia dziecka, które w jej wyniku może się począć, nie dorósł do roli ojca. Nie cechuje go bowiem odpowiedzialność.

– Mężczyźni wykładają się już na pierwszym punkcie, traktując seks i kobietę jak zabawę – mówi Jacek Pulikowski, wykładowca na Podyplomowym Studium Rodziny przy Wydziale Teologicznym na UAM w Poznaniu, od 31 lat „potrójny” tata. – W jednym z plemion afrykańskich chłopiec nie może zalecać się do dziewczyny, dopóki nie upoluje lwa, czym dowiedzie, że jest dzielny i odpowiedzialny, słowem: dorosły – mówi Pulikowski. – I że dzięki temu byłby w stanie utrzymać rodzinę. W naszej – cywilizowanej – kulturze rolę inicjacji spełnia często pierwszy kieliszek, pierwszy papieros, pierwszy seks. To one mają być dowodem męskości.




– Wielu ojców czuje, że się nimi stało dopiero, kiedy wezmą dziecko na ręce czy kiedy pierwszy raz je przewiną. To za późno – przekonuje. – Mężczyzna poważnie traktujący rolę ojca będzie się do niej przygotowywał na długo przed tym, jak się w nią wcieli. Już jako chłopiec powinien podjąć trud samowychowania z perspektywą ojcostwa; powinien rozbudzać w sobie takie cechy jak jego wspomniany afrykański rówieśnik. Potem, kiedy zacznie się rozglądać za życiową partnerką, powinien szukać przede wszystkim matki przyszłych dzieci, powinien być pewien, że chce być jej opiekunem. Wreszcie siebie i ją powinien wychowywać do rodzicielstwa, by podjąć je świadomie.

Od wieków w kulturach i religiach obecne są sytuacje, kiedy chłopiec przestaje być dzieckiem, staje się mężczyzną i zbliża się do swego ojca. Żydowska bar micwa oznacza, że 13-letni chłopiec deklaruje się jako mężczyzna, zdejmując tym z ojca odpowiedzialność za siebie. Tym były postrzyżyny obecne w wielu słowiańskich kulturach. O tym opowiada wspomniany już rytuał afrykański.

W dzisiejszym polskim społeczeństwie obserwujemy od jakiegoś czasu syndrom Oskara z „Blaszanego bębenka”. Oto 30-letni „chłopcy” wciąż żyją na garnuszku rodziców, mają finansowe i psychiczne zabezpieczenie: jest wikt i opierunek, nie płacą za mieszkanie, no i… wciąż są pod czyjąś opieką. Mamusie są szczęśliwe, bo mają dziecko pod ręką. A tatusiowie są za słabi, by pogonić synków do założenia własnych rodzin. Ale w pewnym momencie nawet Oskar postanowił dorosnąć – gdy zabrakło matki, przybranego i prawdziwego ojca i gdy sam poczuł się ojcem. Dziś idolami są „figomandaryni” w typie Kuby Wojewódzkiego. Kobiety, które dostają takich mężczyzn za mężów, wiedzą, jak trudno ich doprowadzić do dorosłości.

– Tego nie zrobi osoba z zewnątrz – ks. Jarosław Szymczak rozwiewa złudzenia. – Kobietom się wydaje, że zmienią mężczyzn jednym ruchem. Oni tymczasem „zejdą do podziemia” i będą uskuteczniać partyzantkę. Sami mężczyźni starają się czasem dojrzewać na siłę – udając poważnych biznesmenów, odpowiedzialnych mężów, krótko mówiąc: przywdziewając za duży kostium – co często kończy się frustracją i depresją, bo się okazuje, że ich możliwości stoją niżej niż ambicje. – Najzdrowszą metodą – radzi duchowny – jest praktyka zdrowej afirmacji: należy doprowadzić do tego, by „chłopiec i mężczyzna”, bo taka jest męska osobowość, stali się przyjaciółmi. By chłopiec dawał mężczyźnie marzenia i gorące uczucia, a mężczyzna, dzięki zdrowemu rozsądkowi, przekuwał je w plany i dobre relacje z płcią przeciwną.





Hubert Minakowski wychowywał się w domu rozwiedzionych rodziców, którzy wciąż jednak mieszkali razem. – Ojciec miał własną półkę w lodówce, a mama rzucała zdawkowe: „wywiadówka o 18, idź, bo ja mam chałturę” – wspomina. – Ponieważ o tym, że rodzice są rozwiedzeni nie wiedziałem do 21 roku życia, atmosfera, w której się wychowywałem wydawała mi się normą. Podskórnie czułem jednak, że coś jest nie tak. Dlatego być może tak długo zwlekałem z założeniem własnej rodziny. Zdecydowałem o tym dopiero, kiedy uświadomiłem sobie, że nie muszę kopiować modelu, w którym się wychowałem, a który nie wydawał mi się atrakcyjny. To właśnie pozwoliło mi dojrzeć.


Wielcy niepotrzebni


Przyczyn „problemu współczesnych ojców” Dariusz Cupiał z portalu tato.net upatruje w ich nieobecności. – Nazywam to dezercją: fizyczną, emocjonalną, duchową i psychiczną – tłumaczy. – Kiedyś ojcowie, którzy nie uczestniczyli w wychowywaniu dzieci, to byli wielcy nieobecni: sybiracy, powstańcy, bohaterowie wojenni, którzy żyli w rodzinnej legendzie. Swoją postawą potrafili oddziaływać i wychowywać mimo dzielących kilometrów. Dzisiejsza fizyczna nieobecność ojców podyktowana jest emigracją zarobkową albo rozwodem.

Tata nieobecny emocjonalnie z kolei nie podejdzie i nie powie: „kocham cię, synu”, „córko, nikt nie ma tak pięknych oczu jak ty”. Ojciec, który nie zaznacza swej duchowej obecności w życiu dziecka, czyli nie „wyposaża” go w wartości, które pokierują jego przyszłym życiem, nie spełnia jednego ze swoich podstawowych obowiązków. Badania naukowe dowodzą, że w rodzinach niewierzących nawrócona matka pociągnie dzieci zaledwie w 17%, tymczasem ojciec ma już na to 83 % szans. Nieobecność psychiczną wywołuje nierzadko zaborcza postawa matek, które spychają mężczyzn do roli tych, którzy mają przynosić pieniądze i wyrzucać śmieci.

Tę ostatnią tezę potwierdza Jacek Pulikowski, który prowadzi także poradnię małżeńską. – Zgłasza się do mnie wielu panów, którzy mówią, że w domu nic nie znaczą. Przyznają, że do pewnego momentu rola taka była dla nich wygodna, potem jednak czują się okradani ze swojej podstawowej funkcji opiekuna. Okazuje się, że są niepotrzebni. Feminizm poczynił na tym polu ogromne spustoszenia. Kobiety coraz częściej mają poczucie, że są w stanie sprostać samodzielnemu utrzymaniu rodziny i często odchodzą od mężów.





Zamiast upominać się o dowartościowanie kobiecości i macierzyństwa, walczą o prawa do zawładnięcia sferą, która dotąd przypisana była mężczyznom. Paradoksalnie matki, które wywalczyły sobie niezależność, straciły coś więcej: naturalnego opiekuna. Tymczasem nie ma macierzyństwa bez ojcostwa. Zarówno u jego początków, jak i potem. Dziecko potrzebuje i ojca, i matki. Nie powinno mu się tego odbierać.

Agnieszka i Szymon Grzelakowie wychowują czwórkę dzieci. W swoich rolach wzajemnie się wspierają: – Ja wiem, że na prośby o przedłużenie zabawy pewnie bym zmiękła – mówi pani Agnieszka – dlatego do zbierania zabawek dzieci mobilizuje mąż. On nie reaguje na płacz, tylko tłumaczy, że przyszła pora snu. On potrafi być konsekwentny, ja mam z tym kłopoty, zwłaszcza kiedy widzę buzię w podkówkę – śmieje się. Ojciec uczy też szacunku dla matki: – Kiedy któreś pyskuje, mówię: „Nie zgadzam się, byś tak traktował moją żonę” – opowiada pan Szymon. Chłopca uczę w ten sposób, że jak się ma swoją kobietę, to samemu się ją szanuję i tego szacunku wymaga się od innych; a dziewczynki widzą, że tego szacunku mają prawo oczekiwać od swojego partnera.

– Dobry ojciec jest konsekwentny, dzięki czemu zaszczepi w dziecku niepodważalne zasady moralne, kocha matkę swoich dzieci i okazuje to wobec nich, jest z dziećmi w sposób aktywny – mówi Dariusz Cupiał. Właśnie ten ostatni punkt nastręcza dzisiejszym tatusiom wiele problemów.

– Do pewnego myśliciela podeszła dwuletnia córeczka i zaproponowała grę w piłkę. Odprawił ją z kwitkiem mówiąc, żeby nie przeszkadzała, bo tatuś pisze ważną książkę. Żona powiedziała mu krótko: książkę zdążysz zawsze napisać; dwuletnią córeczkę masz tylko teraz. – Musisz zdążyć być tatą, zanim zostaniesz dziadkiem! – tak przekonujemy naszych kursantów – relacjonuje Łukasz Hart z Akademii Familijnej, która prowadzi warsztaty dla rodziców chcących rozwijać się w tej roli. – Niestety, wciąż wielu jest takich, od których nie tylko my, ale i dzieci słyszymy: „nie mam czasu”, „kiedy indziej”. Są tatusiowie, którzy mówią, że dzieckiem się zajmą, jak się już z nim będzie można dogadać, mając na myśli wiek szkoły podstawowej. Tymczasem kluczowym w całym rozwoju dziecka i kontakcie z rodzicami jest okres od niemowlęctwa do trzeciego roku życia, który nazywamy złotym okresem wychowania. Za argumentem o „braku czasu” stoi zwykłe lenistwo!





Jeśli tata tłumaczy, że nie ma na coś czasu, pokazuje, że mu na tym czymś nie zależy. I to znajduje przełożenie w relacjach ojcowskich. Dla pięcioletniej Zosi, córki państwa Grzelaków, idealny tata to taki, który nie ma komórki. – Co jej po zabawie z tatą, który wciąż odbiera telefony – tłumaczy pan Szymon. – Ojcowie powinni sobie uświadomić, że są ludzie ważniejsi niż komórka. Z podobnego powodu zrezygnowaliśmy z telewizora – dzięki temu mamy czas na spacery, gry i rozmowy z dziećmi.


Józef bez lukru


– Problem ze współczesnym ojcostwem polega także na tym, że nie funkcjonuje w naszym społeczeństwie model ojca – przekonuje Jacek Pulikowski. – Mamy, i owszem, Supermana czy szeryfa, którzy są męscy i ofiarni. Tyle że nie mają rodzin. Warto w tym wypadku odwołać się zarówno do nauki Kościoła, jak i do historii biblijnej.

Pierwszym ojcem jest Bóg Ojciec. W stereotypie występuje jako ten srogi i karzący. Jego ziemską figurą jest Józef. Świętego Józefa ojcowie powinni traktować jako wzór, najpierw jednak trzeba go odlukrować: to nie żaden „oblubieniec Maryi”, tylko jej mąż. Nie „stróż Świętej Rodziny”, tylko opiekun i wychowawca. – Święty Józef, mimo że ogłoszony patronem Kościoła, wciąż postrzegany jest jako „ciepłe kluchy” – mówi Szymon Hołownia, publicysta. – Nie ma bardziej mylnego przeświadczenia! Jakiej trzeba siły, by „ukrzyżować” swoje plany dla kobiety, którą się kocha, i dla dziecka – dodajmy, że nie własnego. Przecież nie wiedział, że stanie się bohaterem Ewangelii, musiał to wyzwanie dźwignąć po ludzku! I jawi nam się właśnie jako człowiek: mocny, bo to on ratował rodzinę z opresji, ale i ciepły, bo jako taki właśnie wychowywał syna do jego misji.