Twardziel z pasją

Radek Molenda

publikacja 10.08.2007 20:53

W II połowie lat 90. przyszła myśl o „stabilizacji”. Zaczął jeździć słabiej, ale znalazł nowy cel – udział w Rajdzie Paryż– Dakar. Pierwszy, w którym startował w 2000 r. wraz z Markiem Dąbrowskim i Piotrem Więckowskim, był najtrudniejszy. Idziemy, 5 sierpnia 2007

Twardziel z pasją




Jacek Czachor to facet, dla którego głównym celem i podstawową wartością jest rodzina. W drugiej kolejności są motocykle – sport to jego pasja.

Wychował się na Mokotowie. Motorynka, którą kupili mu rodzice, była spełnieniem jego największych marzeń. Zapisał się do sekcji motocyklowej w Pałacu Młodzieży, którą prowadził Roman Umiastowski. – Gdybym nie trafił na takich jak on ludzi i do takiej sekcji, nic bym nigdy nie osiągnął. To była szkoła życia. Wtedy uwierzyłem, że można realizować marzenia – mówi Jacek Czachor.

Przyszły mistrz nie zaczynał od wyczynowego sportu, ale od turystyki, zrobienia karty motorowerowej, poznania budowy silnika. Wtedy przeżył swój najpoważniejszy wypadek, który wiele go nauczył. Jechali z kolegą motorowerem, Jacek uderzył głową w asfalt. – Leżąc przez miesiąc w szpitalu postanowiłem, że będę jeździł na motorach, ale nie na wyścigowych i nie po asfalcie. Wtedy też nauczyłem się raz na zawsze, żeby jeździć w kasku – wspomina.


Sportowiec i instruktor


Zaczynał od wyścigów na motorynce. – W dniu startu okazało się, że nie ma powietrza w tylnym kole. Torem była pętla ok. 3 km, a na niej kilkusekundowe próby sprawnościowe. Jacek biegł i pchał motorek, a przed każdą próbą błyskawicznie pompował oponę, przejeżdżał próbę zanim nie zeszło powietrze i biegł dalej. Zajął 4 lub 5 miejsce. Sam to wymyślił. Już jako nastolatek to był ambitny i inteligentny twardziel – wspomina Roman Umiastowski, z którym do dzisiaj łączy Jacka przyjaźń i wzajemny szacunek. Na początku było ciężko, bo młody sportowiec sam sobie przygotowywał motocykle i… stale się psuły. Nie zrażał się jednak. Kiedy doszedł do wprawy – zaczął wygrywać. W 1984 r., jako 17-latek zdobył wicemistrzostwo Polski Juniorów w klasie 125 w Rajdach Enduro i zaczął startować w trudniejszej klasie Senior. Zajmował wtedy V i nieraz III miejsca, co było znacznie ważniejsze niż I miejsca w juniorach. – Pozbawiłem go w ten sposób kilka razy tytułu mistrza Polski juniorów, ale to była dobra szkoła – wspomina Umiastowski. Już w 1989 r. Czachor został po raz pierwszy mistrzem Polski w Rajdach Enduro w klasie Senior i zostawał nim potem wielokrotnie.

Czachor jest nie tylko świetnym zawodnikiem. Ma też talent pedagogiczny. Spod jego ręki wyszło już wielu mistrzów, którzy – jak mówi – są bardziej utytułowani od niego. Jego głównym wychowankiem jest Marek Dąbrowski. W 1996 r. Czachor został trenerem polskiej drużyny podczas drużynowych Mistrzostw Świata w Rajdach Enduro. – Nigdy nie dążyłem do tego, żeby być mistrzem. Czasem z ostatniej pozycji w zawodach można wyciągnąć więcej nauki niż z pozycji w czołówce. Porażka zawsze dopingowała mnie do lepszej pracy. Najważniejsze, że miałem i nadal mam radość z jeżdżenia – mówi Czachor.





W II połowie lat 90. przyszła myśl o „stabilizacji”. Zaczął jeździć słabiej, ale znalazł nowy cel – udział w Rajdzie Paryż– Dakar. Pierwszy, w którym startował w 2000 r. wraz z Markiem Dąbrowskim i Piotrem Więckowskim, był najtrudniejszy. – Gdy Jacek wywrócił się i złamał kciuk, chciałem wezwać pomoc. Powiedział: daj mi 15 min. i dojdę do siebie. Następne 200 km jechał ze łzami w oczach. Skończył ze złamaną ręką, ale dojechał do mety – wspomina Dąbrowski. Czachor zajął wtedy 46 pozycję. Rok później był 24, a już w 2004 r. znalazł się w pierwszej dziesiątce. Dotąd jechał w Dakarze osiem razy. – Mam już obiecany udział w kolejnym i mam nadzieję po raz dziewiąty dojechać do mety. Zawsze chcę być jak najwyżej, ale nigdy nie zakładam, że pozycja jest nadrzędnym celem. Zawsze ważniejsze było jechać i dojechać, a potem móc stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: „zrobiłem wszystko, co mogłem zrobić, ale byli lepsi” – tłumaczy.

Udział w Dakarze zmienił go. – Gdy się wraca po takim rajdzie, to się inaczej patrzy na świat. Dakar trwa 16 dni. Można świetnie jechać przez 8 dni, a w 9 już się nie jedzie. To taki sport, że jeśli ci się coś stanie na pustyni, to tak jak w Himalajach – można nie być odnalezionym. Ukończenie Dakaru hartuje człowieka – tłumaczy.


Jacek rodzinny


Między zawodami Jacek nie wsiada na motor. Jeździ samochodem „Ford Windstar” 96 rocznik, 3.8 litra, na gaz. – Prywatnie jeżdżę jak ostatni tramwajarz, najczęściej z psem. Nie mam żadnych punktów karnych. Nie dlatego, że jestem Jacek Czachor, ale dlatego, że jeżdżę spokojnie i wolno. Wyżywam się na zawodach – mówi. Wolny czas najchętniej spędza z rodziną. Z żoną Martą są małżeństwem od 2000 r. i mają dwójkę dzieci: 6-letniego Jakuba i 3-letnią Helenkę. Gdy się poznali, Marta wiedziała, że Jacek lubi motory, ale nie, że jest już tak utytułowanym sportowcem. Wzięła go razem z jego pasją. – Myślę, że ma ciężki kawałek chleba, zwłaszcza gdy słyszy o śmiertelnych wypadkach i połamanych na Dakarze zawodnikach. Z każdego wojażu staram się przywieźć jakąś pamiątkę. Poza tym chciałbym jej to wynagrodzić jak najszybszą przeprowadzką z bloku, gdzie mieszkamy, do naszego dużego domu na Zaciszu, który od 4 lat w wolnych chwilach remontuję – tłumaczy Jacek. – Marta jest wspaniałą kobietą. Z doświadczenia wiem, że bardzo niewielu jest sportowców, którzy mają wybitne wyniki i złą sytuację w rodzinie. Moje wyniki to głównie Marty zasługa – dodaje. Z kolei Marta docenia to wszystko, co Jacek wnosi w ich życie. – Jest bardzo dobry i uczynny. Często mi go brakuje, ale kiedy już jest, to tylko dla nas. Daje się nam cały – mówi.





Jacek Czachor daje się nie tylko rodzinie. Z ks. Marianem Midurą, krajowym duszpasterzem kierowców, podróżuje po Polsce i propaguje dobrą jazdę: na trzeźwo i kulturalnie. Pomaga mu też zdobywać sprzęt dla misjonarzy. – Jacek zna rynek motoryzacyjny. Idzie do producenta, mówi prosto z mostu: „Potrzebujemy dobrego skutera dla misjonarzy” i załatwia po cenie fabrycznej, czyli praktycznie za połowę kwoty rowery, motory, skutery. Kiedyś nawet łódź, która trafiła na Nową Gwineę – opowiada ks. Midura. Nie zapomina także o dawnym wychowawcy Romanie Umiastowskim, któremu pomaga przygotowywać trasy na Mistrzostwa Polski dla młodszych kolegów.

- Dziś już nie chciałbym jeździć w motokrossie i w rajdach enduro. Tam młodzi ludzie walczą o sekundy, a rajdy, w których startuję, są dla zawodników, dla których nie jest problemem 10 godzin jazdy na motorze. Nabrałem dystansu. Nie zastanawiam się, czy Bóg jest. Ja wiem, że jest. Nie proszę Go, żebym zajmował pierwsze miejsca. Chcę szczęśliwie kończyć rajdy i szczęśliwie żyć.


Marek Dąbrowski


To Jacek mnie stworzył jako zawodnika. Dzięki niemu zrealizowałem to, co wydawało mi się nierealne – jeździmy razem Dakar. Trafiłem do sekcji motocyklowej w 1990 r., byłem starszy od innych i niewielu pokładało we mnie nadzieję. Jacek stwierdził że „coś ze mnie będzie” i zaopiekował się mną.


Ks. Marian Midura


Jacek jest konkretny, wie o co mu w życiu chodzi. Twardy, na pierwszy rzut oka szorstki, ale bardzo rodzinny. Często mówi innym zawodnikom: patrz, mam rodzinę, mam do kogo wracać.

Bardzo mi pomaga w duszpasterstwie. Jak każdy dobry zawodnik sportów ekstremalnych potrzebuje oparcia, nie tylko duchowych rad, ale także świadomości, że ktoś się za niego modli. Znakomity trener, wychowawca, opiekun. Czasami widzę, jak odnosi się do swoich wychowanków. Nie musi dużo mówić. Słuchają go.



Krzysztof Hołowczyc


To bardzo porządny gość. Prawdziwy sportowiec, który widzi nie tylko rywalizację: on żyje startami, przeżywa wspaniałe emocje.

Fantastyczne było to, jak mnie z Markiem Dąbrowskim przyjęli do zespołu. Mimo że codziennie startował, miał czas, żeby dzielić się ze mną swoim doświadczeniem na Dakarze. Zresztą do tej pory nigdy mi nie żałuje rad. Bardzo na tym korzystam.

Jestem zapalonym narciarzem wodnym. Przed dwoma laty zaproponowałem Jackowi, że go tego nauczę. Chwiał się, nie dawał z początku rady, ale miał zacięcie. Pierwszego dnia już pływał. Dzień później miał ogromne zakwasy, ale zaimponował mi ambicją.



***

Jacek Czachor (ur. 1967) - polski motocyklista rajdowy, uprawia sport motorowy od 1981 r. Wicemistrz Świata 2004 w Rajdach Długodystansowych. Wielokrotny mistrz i wicemistrz kraju w rajdach enduro. Wraz z Markiem Dąbrowskim w ekipie Orlen Teamu ośmiokrotnie uczestniczył w Rajdzie Paryż-Dakar. W ostatnich latach plasował się na miejscach 10–14 (w poszczególnych etapach zajmował nawet 2 i 3 miejsca), co jest najlepszym rezultatem w historii polskich startów w tym najtrudniejszym rajdzie świata. Startował z sukcesami niemal we wszystkich najbardziej znanych rajdach terenowych na świecie. Trener i instruktor uhonorowany Srebrnym i Brązowym Krzyżem Zasługi za pracę z młodzieżą i za wybitne osiągnięcia sportowe.

W sporcie wzorem do naśladowania jest dla niego 9-krotny tryumfator Dakaru Francuz Stephane Peterhansel, choć zaznacza, że lubi uczyć się od każdego. Zagorzały kibic Legii Warszawa i wszystkich sportów z udziałem reprezentantów Polski.