Z kompleksem niedocenienia

Rozmowa z prof. Wojciechem Roszkowskim, historykiem, posłem do Parlamentu Europejskiego

publikacja 13.11.2007 13:01

Jeszcze dwa, trzy lata temu patriotyzm to było słowo trochę wstydliwe, wręcz niebezpieczne. W polskim słowniku politycznym funkcjonowało albo jako karykatura określonych zachowań – tromtadrackich i czysto werbalnych, albo jako wyzwisko – synonim ciemnogrodu. Idziemy, 11 listopada 2007

Z kompleksem niedocenienia




Jeszcze kilka lat temu słowo „patriotyzm” rzadko pojawiało się w polskiej debacie publicznej. To się jednak zmieniło. Co dziś rozumie się pod tym pojęciem?

Rzeczywiście jeszcze dwa, trzy lata temu „patriotyzm” to było słowo trochę wstydliwe, wręcz niebezpieczne. W polskim słowniku politycznym funkcjonowało w sposób dość ułomny: albo jako karykatura określonych zachowań – tromtadrackich i czysto werbalnych, albo jako wyzwisko – synonim ciemnogrodu. Na szczęście ta sytuacja się zmieniła, przede wszystkim za sprawą młodego i średniego pokolenia, którego przedstawiciele weszli do partii politycznych i organizacji społecznych, w ten sposób rozumiejąc służbę Ojczyźnie. Duże znaczenie miało też pojawienie się postaci i dzieł, które bez wahania można nazwać patriotycznymi. Myślę o Muzeum Powstania Warszawskiego, o próbach stworzenia Muzeum Historii Polski oraz o osobach, które lansują politykę historyczną. W tych działaniach nie ma nadętych haseł i pustosłowia, jest za to autentyczne służenie krajowi poprzez wzmacnianie go od środka, jak i wyrabianie dobrego imienia zagranicą. Nie jest to łatwe, bo na Zachodzie mamy fatalną opinię, lansowaną w mediach przez kręgi lewicowo-liberalne. Próby przedstawiania polskich interesów interpretowane są jako nacjonalizm, skrajna prawica i radykalizm. Polska przez 50 lat była na marginesie polityki europejskiej, więc teraz nasz głos jest zaskoczeniem i brakuje dla niego miejsca w Europie. Hasło „polski patriotyzm” napotyka za granicą na ogromne trudności psychologiczne i polityczne, więc trzeba determinacji, rozumu i wyczucia, żeby je z powodzeniem realizować.

A może patriotyzm narodowy i członkostwo w Unii Europejskiej to pojęcia nawzajem się wykluczające?

Niekoniecznie. W europarlamencie na co dzień obserwuję dość brutalną walkę o interes narodowy poszczególnych członków Unii. I czasem zdaje mi się, że w tej walce ostrzejsi są tak zwani euroentuzjaści niż eurorealiści. Walka o interes narodowy jest powszechną regułą w Europie. Czy to można nazwać patriotyzmem? W pewnym sensie tak, choć jest też i drugie dno. Bardzo często bowiem ci, którzy „wyrywają” z Unii dla swoich krajów jak najwięcej pomocy i korzyści stroją się w piórka obrońców projektu wspólnej Europy, nie szczędząc słów krytyki tym krajom i rządom, które patrzą na ten projekt bardziej realistycznie i trzeźwo.

Wokół jakich spraw toczy się polska debata o patriotyzmie?

Nasz spór o patriotyzm jest nadal bardzo powierzchowny i emocjonalny. Toczy się głównie wokół tego, żeby być dobrze postrzeganym zagranicą. W Anglii na przykład nikt nie mówi o patriotyzmie, bo Anglicy są pragmatycznymi patriotami. Realizują swoje cele, interesy, kultywują narodowe tradycje i szanują wartości. I nie przejmują się tak bardzo tym, czy ich się w Europie lubi, czy nie. My natomiast stale tkwimy w kompleksach niedoceniania. Może więc najpierw powinniśmy dojść do ładu ze sobą, a kiedy osiągniemy już próg świadomości, że jesteśmy silnym, zorganizowanym narodem europejskim, który może osiągać sukcesy, w naturalny sposób przestaniemy przejmować się stanem naszego patriotyzmu? Póki co jednak powinniśmy skupić się na promocji wartości podstawowych dla naszej tożsamości. Chodzi o przywiązanie do tradycji rodzinnej, do chrześcijaństwa. Czy potrafimy wnieść te wartości do zjednoczonej Europy? – to już inna sprawa. Na razie winniśmy bardziej wnikliwie oceniać, na czym polegają nasze atuty a czym są nasze słabości. Na przykład jesteśmy świetni w improwizacji, łatwo się zapalamy do różnych działań, ale na dłuższą metę jesteśmy mało skuteczni.





Na czym więc polega nowoczesny patriotyzm?

Nie tyle na mówieniu o nim, na rzucaniu wielkich słów, ale na wyborze określonych postaw, zbudowanych na takich elementach jak: rozum, rozwaga, solidarność, właściwa ocena hierarchii ważności i wartości.

Kto ma nas uczyć takiego patriotyzmu?

Chyba tylko my sami, ale patrząc na siebie z zewnątrz.

Ale do jakich wzorów mamy sięgać? Jeszcze niedawno minister oświaty podjął próbę wskazania konkretnych postaci z historii Polski. Spotkało się to jednak z wielkim protestem i zostało ośmieszone – być może słusznie.

Styl, w jakim minister Giertych próbował zreformować szkołę, był bardzo niefortunny. Ale szczerze mówiąc, podzielam wiele jego opinii i poglądów. Wprowadzenie dyscypliny do szkół, mundurków, zero tolerancji dla wybryków – to były bardzo słuszne hasła. Przy okazji jednak wzniecono konflikty i zantagonizowano środowisko szkolne. Część winy leży tu zresztą po stronie nauczycieli, którzy buntowali uczniów. Uważam, że szkoła powinna prowadzić wychowanie patriotyczne, co jest równoznaczne z wychowaniem obywatelskim, przez które rozumiem racjonalną troskę o dobro wspólne. Uczniowie powinni kończyć szkołę z przekonaniem, że do końca życia obowiązują ich zasady: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe, pomagaj słabszym i działaj na rzecz dobra wspólnego. To jest chrześcijańskie, nowoczesne, obywatelskie i ponadczasowe. To jest „abc” patriotyzmu.

Ale patriotyzm bywa różnie definiowany przez konserwatystów, chadeków, liberałów i socjalistów.

To prawda, ale podział społeczeństwa wedle tych idei nie powinien być podziałem na wojownicze plemiona, które dążą do wzajemnego zniszczenia. Różnica zdań w ważnych, często nawet fundamentalnych dla życia społecznego sprawach, nie powinna jednak burzyć pewnego minimum wspólnych zasad i reguł postępowania. To się zasadza na dobru wspólnym kraju. Można mieć bardziej socjalistyczny punkt widzenia na sprawy budżetu czy nawet na sprawy polityki zagranicznej, natomiast nie można podważać samych reguł, na których oparta jest wspólnota. Jedną z nich jest model rodziny, o którym nie powinno się dyskutować, tak jak nie dyskutuje się o pewnych prawach natury. Mówiąc obrazowo: „deszcz pada, bo pada” i podobnie naturalne jest, że małżeństwo to jest mężczyzna i kobieta. O tym nie powinniśmy dyskutować, jeżeli nie chcemy zburzyć fundamentu wspólnoty. Natomiast sprawa podatków, koalicji rządowych, czy sposób organizacji państwa to jest pole do debaty politycznej w społeczeństwie pluralistycznym.





Czy dzisiaj jest sens odwoływania się do znanych z historii różnych tradycji patriotycznych?

W Polsce przedwojennej największe napięcia istniały między tradycją piłsudczykowską i endecką. Dziś te spory odżyły wyraźnie u niektórych polityków. LPR próbował kultywować tradycję endecką absolutyzując rolę narodu, a z kolei PiS odwoływał się do spuścizny piłsudczykowskiej, akcentując rolę państwa. Ale ja nie bym nie przesadzał w odniesieniach do tych tradycji. Dzisiaj takie kategorie jak naród i państwo funkcjonują inaczej. Czasy zupełnie się zmieniły, kontekst polityczny też.

Czym dla Pana jest patriotyzm?

Z mówieniem na temat patriotyzmu jest jak z deklarowaniem wiary w Boga. Zawsze znajdą się ci, którzy poddają ocenie takie deklaracje i wydają publiczne opinie. Przy tym zastrzeżeniu mogę powiedzieć, że dla mnie patriotyzm jest działaniem na rzecz szerszej wspólnoty mieszkańców danego kraju. Działanie dla dobra tej wspólnoty: czy ją nazwiemy narodową, czy państwową, jest właśnie patriotyzmem.



***

Profesor Wojciech Roszkowski (1947), urodzony w Warszawie. Ukończył wydział Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie, a następnie został doktorantem Instytutu Historii PAN. W latach 1978–1981 współpracował z podziemnym Polskim Porozumieniem Niepodległościowym (pod pseudonimem Andrzej Albert). Odznaczony w 1987 r. nagrodą podziemnej "Solidarności" za Najnowszą Historię Polski 1918–1980. W 1994 r. został wybrany dyrektorem Instytutu Studiów Politycznych PAN. (do 2000 r.). W 1995 r. był przewodniczącym komitetu wyborczego Adama Strzembosza, a następnie Hanny Gronkiewicz-Waltz w wyborach prezydenckich. W latach 1999–2001 członkiem Rady Instytutu Dziedzictwa Narodowego. Bezpartyjny zarówno przed 1989 r., jak i obecnie. Opublikował kilkanaście książek oraz około 100 różnych drobniejszych prac w pismach naukowych na całym świecie. W 2004 r. został wybrany z listy PiS na posła do Parlamentu Europejskiego z okręgu śląskiego. Należy do grupy Unii na rzecz Europy Narodów. Prowadzi też zajęcia w Collegium Civitas w Warszawie. Jako wykładowca akademicki prof. Roszkowski przykłada szczególną wagę do kontaktów z młodzieżą. Jego biuro poselskie na Śląsku organizuje coroczny konkurs historyczny i wiedzy o UE, w którym nagrodą jest trzydniowa wycieczka do Brukseli wraz z wizytą w Parlamencie Europejskim.