Kim są Świadkowie Jehowy?

Alicja Wysocka

publikacja 22.11.2007 07:53

Młoda Angielka zmarła niedawno w szpitalu w wyniku niegroźnego krwotoku po urodzeniu zdrowych bliźniaków. Odmówiła poddania się transfuzji krwi. Była świadkiem Jehowy. Idziemy, 18 listopada 2007

Kim są Świadkowie Jehowy?




Podobne przypadki mają miejsce również w Polsce, choć trudno zdobyć oficjalne statystyki. Zdarza się, że lekarze w obawie przed tego typu sytuacjami unikają leczenia świadków Jehowy. Profesor Tadeusz Szreter z Centrum Zdrowia Dziecka dostał zgodę sądu na przetoczenie krwi noworodkowi, wbrew woli jego rodziców. Uratował dziecku życie, ale maleństwa nikt potem nie odebrał ze szpitala. Świadkowie Jehowy twierdzą, że transfuzji krwi zakazuje Biblia. Wolą umrzeć niż się jej sprzeniewierzyć. Jednak w swojej historii wielokrotnie zmieniali interpretacje świętej księgi. O tym jednak nie chcą rozmawiać, gdy nagabują potencjalnych wyznawców w domach i na ulicach. Charakterystyczne „dwójki” i „trójki” ze „Strażnicą” pod pachą wrosły w nasz codzienny krajobraz – czy jednak wiemy, kim naprawdę są świadkowie Jehowy?


Kilka końców świata


Organizacja świadków Jehowy została założona przez sprzedawcę pasmanterii Charlesa Russela w 1872 r. w amerykańskiej Pensylwanii. Zanim zajął się razem z grupą przyjaciół studiami nad Biblią, był kongregacjonalistą (odłam protestantyzmu). Szybko rozszerzał swoje nauki, już w 1879 r. założył dziennik, nazwany później Strażnicą – swoisty katechizm świadków, gdzie prezentowana jest aktualna wykładnia wiary. Rozwojowi organizacji nie przeszkodziły liczne skandale związane z Russellem, przede wszystkim jego głośna separacja z żoną oraz oszustwa przy sprzedaży „cudownej pszenicy”, która rzekomo miała leczyć raka. Dopiero niespełnienie się proroctwa Russella o końcu świata w 1914 r. spowodowało odejście wielu zwolenników. Sam „prorok” przyznał po prostu, że się pomylił i ogłosił nowy termin – rok 1918. Nie musiał się tłumaczyć z kolejnej pomyłki, bo zmarł dwa lata wcześniej. Jego następcy nie rezygnowali jednak: wyznaczali następne daty, ale gdy świat nie skończył się w 1974 r., po prostu przestali bawić się w proroctwa. Kosztowało ich to zbyt dużą utratę wyznawców. Ci, którzy nabierali się ta te przepowiednie, nie tylko czuli się okpieni, ale też często byli pozbawieni środków do życia, ponieważ sprzedawali swoje majątki, zasilając kasę centrali na nowojorskim Brooklynie, gdzie od wielu lat mają siedzibę władze organizacji. Jednak członkowie najwyższego kierownictwa w oczekiwaniu na apokaliptyczny Armadegon, czyli powszechną ostatnią "wojnę w Wielkim Dniu wszechmogącego Boga", swojej własności nigdy się nie pozbywali.


Pełni sprzeczności


W co wierzą świadkowie Jehowy? Najprostsza odpowiedź brzmi: w objawienie zawarte w Biblii Starego i Nowego Testamentu. Wiara ta opiera się jednak tylko na wybranych fragmentach Pisma Świętego i dość często zmienianej ich interpretacji, co czyni ją pełną sprzeczności. Poza tym ich Biblia nie jest tłumaczona z języków oryginalnych, ale oparta jest na przekładzie angielskim, w którym wprowadzono różne zmiany. Dla świadków Bóg jest jeden, a jego jedyne imię brzmi „Jehowa”. To parafraza hebrajskiego słowa oznaczającego Boga – Jahwe. Jego wyznawcy od 1931 r. nazywają siebie świadkami, zgodnie z wersetem z Księgi Izajasza (43,10), gdzie Jehowa mówi: „wy jesteście moimi świadkami”. Wcześniej natomiast posługiwali się nazwą „russelici”, a następnie Międzynarodowi Badacze Pisma Świętego.





Świadkowie nie uznają Trójcy Świętej, co jest powodem niezaliczania ich w poczet chrześcijan. Chyba najjaskrawszym przejawem braku logiki w ich wierzeniach jest mimo całkowitego odrzucenia Trójcy Świętej przyjmowanie chrztu „w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Do 1936 r. posługiwali się krzyżem jako znakiem śmierci Jezusa Chrystusa – pierwszego świadka Jehowy. Potem zrezygnowali z krzyża na rzecz pala, do którego został przybity Jezus.

W ślad za zmianami doktryny szły zmiany organizacyjne. Jak wspomina w książce „Trzydzieści lat w niewoli Strażnicy” niemiecki świadek W.J. Schnell, „z biegiem czasu ci, którzy rozpowszechnili największą liczbę książek i broszur, spędzili największą ilość godzin miesięcznie przy ich sprzedaży, przekazali największą ilość pieniędzy do Towarzystwa, byli faworytami, pod każdym względem wywyższani; ci natomiast, którzy wykupywali czas, przynosząc owoce ducha, uczynki miłosierdzia, byli coraz bardziej pogardzani, aż wreszcie napiętnowani jako «źli słudzy ». Schnell wspomina też o przeprowadzce niemieckiego biura Towarzystwa z zachodniej części kraju do środkowej, do Magdeburga, gdzie właśnie zakupiono za uzyskane pieniądze ze sprzedaży książek wielką własność ziemską: „W nowym otoczeniu czułem się skrajnie inaczej niż w Berlinie, gdzie istniały wówczas zbory przepojone duchem braterstwa i wolności. W Magdeburgu odwrotnie, od razu wpadłem w atmosferę organizacyjną centrali «Strażnicy«. Zamiast społecznością, cieszyliśmy się sprawozdaniami, zajmowaliśmy się organizacją produkcji i zestawianiem kosztów. Zamiast poprzednich doświadczeń, w których «Duch Święty świadczy Duchowi naszemu, że jesteśmy dziećmi Bożymi« , teraz słuchaliśmy, jak przedstawiciel Towarzystwa świadczył świadkom Jehowy, że jesteśmy dobrymi Zwiastunami Królestwa, gdyż zebraliśmy przypadającą na nas kwotę”.
Świadkowie Jehowy nie określają swojego wyznania mianem Kościoła, lecz organizacją. W Polsce zostali zarejestrowani jako „Strażnica – Towarzystwo Biblijne i Traktatowe. Zarejestrowany Związek Wyznania Świadków Jehowy” z centralą w podwarszawskim Nadarzynie. Wszystkie religie oprócz własnej zaliczają do Wielkiego Babilonu, czyli „ogólnoświatowego imperium religii fałszywej”. Dlatego żaden dialog ekumeniczny nie jest możliwy i świadkowie nie uczestniczą w żadnych tego typu strukturach. Oprócz Strażnicy istnieje kilka innych, mniejszych związków religijnych, wywodzących się ze środowiska badaczy Pisma Świętego.


Wzorowi więźniowie PRL


Świadkowie Jehowy największy rozkwit przeżywali po II wojnie światowej. Niewątpliwie wpływ na to miało prześladowanie ich przez hitlerowców. W obozach koncentracyjnych byli grupą wyznaniową wyróżnioną specjalnym symbolem – fioletowym trójkątem na pasiaku. W powojennych Niemczech odrodzili się na fali fascynacji ruchem pacyfistycznym. Świadkowie są przeciwnikami służby wojskowej i odmawiają udziału w jakichkolwiek organizacjach społecznych i politycznych. Twierdzą, że całkowita lojalność wobec Jehowy uwalnia ich od odpowiedzialności wobec władz i społeczeństwa.





– Ich domy wyróżniają się zwłaszcza podczas państwowych i religijnych świąt. Nie wywieszają flagi narodowej ani nie dekorują posesji bożonarodzeniowymi lampkami. Ich dzieci w szkole na życzenie rodziców nie włączają się w przygotowanie imprez i ozdób związanych z tego typu uroczystościami. Jako sąsiedzi są niemal idealni: nie wolno im pić alkoholu, więc nie ma żadnych awantur, głośnych zabaw. Są bardzo uczciwymi ludźmi. Zawsze życzliwie wymieniają pozdrowienia na ulicy. Dzieci mają bardzo grzeczne – mówi mieszkanka podwarszawskiego Józefowa.

W Polsce mieszka dziś ok. 130 tysięcy świadków Jehowy. Liczba ich wyznawców wzrosła w latach 1939–1945 dwukrotnie. Pierwsze lata powojenne nie osłabiły tej dynamiki, wręcz przeciwnie – jak podaje Jerzy Rzędowski w biuletynie IPN (nr 3 /2004) – „Rozwój liczebny polskiej społeczności Świadków w okresie prześladowań stalinowskich był ewenementem nawet w skali światowej. Liczba wyznawców zwiększyła się w latach 1950–53 o ponad 50 proc. (do ponad 28 tys. dorosłych wyznawców)”. W procesach sądowych skazywano ich przede wszystkim za rzekome szpiegostwo na rzecz Ameryki. Źródła Urzędu Bezpieczeństwa PRL mówią o 18 śmiertelnych ofiarach prześladowań i o masowych aresztowaniach w tym okresie. Przez cały okres PRL świadkowie Jehowy karani byli dwu- lub trzyletnim więzieniem za odmowę służby wojskowej. „Młodzi Świadkowie uważali pobyt w więzieniu (zamiast w koszarach) za nieuchronny epizod u progu dorosłości, natomiast personel więzienny wystawiał im jak najlepsze opinie za wzorowe sprawowanie” – zauważa Jerzy Rzędowski.

Oczywiście władze komunistyczne bardzo szybko zorientowały się, że świadkowie Jehowy, tak jak wszystkie mniejszości religijne, mogą się przydać w rozbijaniu jedności najbardziej znienawidzonego przeciwnika – Kościoła katolickiego. W archiwach UB w Poznaniu znaleziono plan miasta Wronki, jaki dostali świadkowie Jehowy przed wyruszeniem do pracy misyjnej. Kościoły rzymskokatolickie oznaczono jako „Babilon”. Przyjęto zasadę „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” i dlatego nie rezygnując z represji, nadawano jednocześnie przywileje. W roku 1982, gdy obowiązywał jeszcze stan wojenny, pozwolono, by na państwowych stadionach odbyło się aż 80 zgromadzeń świadków, jedno odbyło się nawet w hali milicyjnego klubu „Gwardia”. „W tamtym czasie ekspansywność Świadków była postrzegana jako większe zagrożenie dla katolicyzmu niż komunizmu” – podsumowuje Jerzy Rzędowski politykę władz PRL wobec świadków Jehowy.


Nie teoria, lecz metoda


Zapał misyjny kolporterów „Strażnicy” opadł w połowie lat 70., kiedy ówczesny główny dyrektor Brooklynu Homer Knorr znów pomylił się, wyznaczając datę końca świata. Kryzys przeniósł się też do Polski. Liczba nowych świadków nie rosła już tak szybko, a wielu długoletnich członków organizacji rozluźniało z nią więzy pod wpływem rozczarowania niespełnionym proroctwem, ale też coraz częściej docierającymi sygnałami o nadużyciach popełnianych przez „warstwy kierownicze”. Świadectwa osób, także tych z grona najwyższego kierownictwa w Brooklynie, które zerwały z organizacją, mówią o stosowaniu wobec członków metod typowych dla sekty: psychomanipulacji, socjotechniki.





Guenter Pape w książce „Byłem świadkiem Jehowy” pisze wprost: „Nauka Towarzystwa Strażnica to nie teoria, lecz metoda”. A Dariusz Pietrek ze Śląskiego Centrum Informacji o Sektach i Grupach Psychomanipulacyjnych "Kana" kilka miesięcy temu na naszych łamach mówił: „W sekcie, na przykład u świadków Jehowy, jeśli wyznawca nie przyjdzie przez jeden tydzień na „studium Strażnicy” czy na spotkanie zboru, będzie się musiał solidnie tłumaczyć. W sekcie człowiek jest tak zaplątany w przeróżne nitki, związki, motki, że właściwie nie ma możliwości wyplątania się i samodzielnego życia. Tymczasem Sobór Watykański II, wypowiadając się o zbawieniu osób niebędących katolikami, a nawet chrześcijanami, mówi, iż wierząc, że posiada pełnię prawdy, nie zamyka drogi zbawienia dla muzułmanów, hindusów, buddystów, a nawet ateistów pod warunkiem, że żyją zgodnie z tzw. prawem serca. A co proponuje sekta? „My mamy prawdę jedyną, słuszną i zbawienną, jeżeli nie będziesz z nam, zostaniesz potępiony”.

Świadkowie Jehowy są doskonale przygotowani do pracy misyjnej. Wiedzą, kiedy najlepiej „zaatakować” i co mówić, żeby ludzi zainteresować. Niedawno mój znajomy blisko związany z Kościołem złapał się na tym, że z zainteresowaniem spojrzał na dwójkę Świadków, którzy zaproponowali rozmowę o walce z rakiem. Temat był trafiony w dziesiątkę: właśnie w nienajlepszym nastroju wychodził z przychodni. Inna znajoma opowiada o szczególnym przypadku w swojej rodzinie, kiedy to nagabywanemu kuzynowi, wciąż mającemu opory przed wiarą w Jehowę, świadkowie zaproponowali pomoc finansową w otwarciu warsztatu stolarskiego. Opory zostały pokonane.

Ojciec Tomasz Franc, dyrektor Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach we Wrocławiu, mówi, że ostatnio zgłoszono mu przypadek werbowania do świadków Jehowy osoby niepełnoletniej, bez zgody jej rodziców. Jest to niezgodne z prawem.


Lekarstwo na świadków


Jak uchronić się przed negatywnym wpływem dziwnej i niebezpiecznej nauki świadków Jehowy? Najprościej unikać kontaktu, czyli nie rozmawiać. Wszyscy znamy te sytuacje, gdy otwierając w dobrej wierze drzwi własnych domów, na widok charakterystycznej uśmiechniętej życzliwie „dwójki” czy „trójki”, natychmiast z irytacją je zamykaliśmy. Co jednak zrobić, gdy ktoś w rodzinie przeszedł do świadków albo w ogóle czujemy się w obowiązku sumienia pomóc tym ludziom wyrwać się z błędnego koła? Kościół od dawna zalecał różne sposoby postępowania. Słynna była „instrukcja” śp. bp. Herberta Bednorza z Katowic, wzywająca do unikania jakichkolwiek rozmów ze świadkami.





W 1989 r. w Elblągu zawiązał się ruch Effatha, którego podstawowym celem było przeciwdziałanie szerzeniu nauk świadków Jehowy. Wśród jego założycieli był Tadeusz Kunda, oraz s. Zofia Klimowska AVD. Oto jakie rady daje ona tym, którzy chcą rozmawiać ze świadkami: „Należy unikać w stosunku do nich tak sformułowanych zdań, jak np. Jesteście fałszywymi nauczycielami i prorokami. Jesteście członkami amerykańskiej sekty. Chodzicie po domach za pieniądze. Zostaliście oszukani i zwiedzeni! Musicie przyjąć zbawienie!

Możemy być pewni, że świadkowie są już «uodpornieni» na tego typu zarzuty czy wezwania i opuszczając taki dom, poczują się nawet "prześladowani za wiarę", co tylko umocni ich w dalszym trwaniu w organizacji. Po takiej wymianie wzajemnych oskarżeń i apeli (świadkowie też potrafią przyjąć ton oskarżycielki wobec Kościoła, gdy zorientują się, że mają przed sobą katolika), nie ma mowy o dalszym dialogu. ("Effatha" 11-12/1994).

Andrzej Wronka, który przez osiem lat był przewodniczącym Stowarzyszenia Effatha, napisał specjalną instrukcję, jak rozmawiać ze świadkami Jehowy, co robić i czego nie robić. W całości jest dostępna na jego stronie internetowej. Naszych czytelników przestrzega: „Żeby wejść w dialog ze świadkami, trzeba po pierwsze znać bardzo dobrze prawdy wiary katolickiej, po drugie znać publikacje, sposób myślenia i socjotechnikę świadków Jehowy i po trzecie – mieć umiejętność owocnej dyskusji ze świadkami. Moim marzeniem jest, żeby katolicy, którzy przyjęli bierzmowanie, czyli sakrament dojrzałości chrześcijańskiej, umieli rozmawiać ze świadkami Jehowy, pokazując gdzie w Biblii jest mowa o Trójcy Świętej, o nieśmiertelności duszy i tak dalej, i tak dalej. Ale nawet osoby nieprzygotowane do takiej dyskusji, mogą zaprosić świadków do wspólnej modlitwy, na przykład odmówienia Ojcze nasz, mogą też wręczyć katolickie publikacje o wierze”.

Na pytanie, dlaczego tylu katolików słucha nauki o Jehowie, Andrzej Wronka odpowiada: „Bo zbyt małą wagę przykłada się do teologii dogmatycznej w nauczaniu Kościoła, apologetyki w ogóle zaniechano, a w duchowości wprowadza się jakieś plumkania, śmichy, mdlenia, gitareczki, świeczuszki, bez formacji intelektualnej fides et ratio. Dlatego łatwo przeróżnym ideologiom, ruchom czy sektom wyrywać dla siebie ludzi”. Zdaniem Wronki, ludzie wahający się, czy zmienić wyznanie lub w ogóle przystąpić do jakiejkolwiek grupy powinni zbadać jedną kwestię: czy kierownictwo organizacji nie boi się trudnych pytań stawianych przez swoich członków, czy też ich własne opinie i myślenie jest tępione. Czy dana grupa religijna głosi pełnię prawdy objawionej czy tylko strzępy tej prawdy poprzez wybór cytatów i fragmentów.





Każdemu wahającemu się można zadedykować też słowa byłego świadka Jehowy Guentera Pape´a: „Życie przeczy oderwanym od rzeczywistości poglądom świadków Jehowy. Gdyby ludzkość zrealizowała program z Brooklynu, rozpadłaby się rodzina, rozprzęgło państwo, życie społeczne i polityczne zostało zniszczone. A to jest sprzeczne z wolą Bożą oraz z prawami i potrzebami stworzonej przez Boga natury człowieka”.



***

Gdzie szukać informacji o świadkach Jehowy (adresy stron www)

  • www.sekty.net
  • www.effatha.org.pl
  • www.andrzejwronka.com