W szpitalach cudu nie będzie

Irena Świerdzewska

publikacja 25.01.2008 16:44

Tak trudnej sytuacji w służbie zdrowia jeszcze nie było – mówią dyrektorzy szpitali zaniepokojeni, że na oddziałach może zabraknąć lekarzy. Ministerstwo Zdrowia umywa ręce: to sprawa między lekarzami a dyrektorami szpitali. Czego mogą spodziewać się pacjenci? Idziemy, 20 stycznia 2008

W szpitalach cudu nie będzie




Zamieszanie spowodowała realizacja unijnej dyrektywy. Od 1 stycznia czas pracy lekarzy nie powinien przekraczać 48 godzin tygodniowo, a odpoczynek po pracy powinien trwać co najmniej 11 godzin. Lekarz może pracować do 72 godzin tygodniowo, jeśli wyrazi pisemną zgodę (tzw. opt-out). Wprowadzenie dyrektywy unijnej przegłosował polski parlament w sierpniu ubiegłego roku. Limit 48 godzin wyczerpuje się przy pełnieniu dyżurów np. w piątek i w sobotę, przez co we wtorek, piątek i czwartek lekarz nie powinien pojawić się w ogóle na oddziale. Lekarze chcą pracować dłużej niż 48 godzin, żądają jednak za ten czas wyższych wynagrodzeń. Dyrektorzy placówek oceniają, że znaleźli się w sytuacji bez wyjścia: szpitale nie mają pieniędzy na podwyżki. Jeśli lekarze nie będą pracować więcej niż 48 godzin tygodniowo, zabraknie pełnej obsady. Dyrektorzy jednak nie mogą zatrudnić więcej personelu, bo brakuje na to funduszy.

Na Mazowszu w grudniu 2007 r. utworzony został Mazowiecki Regionalny Zespół Negocjacyjny OZZL do rozmów z dyrektorami szpitali w sprawie warunków na prace powyżej 48 godzin w tygodniu. W jego skład weszli lekarze z 18 szpitali. Około 2 tysiące lekarzy złożyło pisemne pełnomocnictwa, do reprezentowania ich w rozmowach.


Oddziały bez lekarzy


– Niestety, pacjenci muszą się nastawić na stopniowe pogarszanie się dostępności do opieki medycznej – ocenia Maciej Jędrzejowski, przewodniczący mazowieckiego Okręgu Związku Zawodowego Lekarzy. W szpitalu przy ul. Solec w Warszawie nie będzie w sobotę lekarza izby przyjęć. Istnieje ryzyko, że pod koniec stycznia wstrzymane będą przyjęcia w Szpitalu Praskim, ponieważ na oddziałach brakuje obsady lekarskiej. Już teraz w szpitalach przy ul. Litewskiej i Działdowskiej ograniczane są przyjęcia. W większości szpitali warszawskich w godzinach nocnych brakuje radiologów. Według wymogów obecnej ustawy mogą oni pracować 5 godz. dziennie i nie mogą dyżurować, ze względu na ograniczenia z powodu szkodliwych warunków pracy. W szpitalu przy ul. Stępińskiej z oddziału wewnętrznego z dniem 1 lutego odejdzie 10 lekarzy. – Rozmawialiśmy z dyrektorami szpitali i oceniamy, że sytuacja jest zła. W najbliższych miesiącach coraz bardziej będzie pogarszać się dostępność do planowych zabiegów – ocenia Jędrzejowski.

Julian Wróbel, przewodniczący Zespołu Negocjacyjnego, dodaje, że mogą się też wydłużać kolejki do poradni przyszpitalnych, bo kiedy zabraknie lekarzy na oddziale, będą tu do pracy przesuwani lekarze z poradni.

Wiele szpitali nie ma jeszcze podpisanej umowy opt-out.





Henryk Wacławek, lekarz pracujący na izbie przyjęć w Szpitalu Czerniakowskim, mówi o swojej placówce: – Jak we wszystkich szpitalach, sytuacja jest zła. Nie mamy zapewnionej pracy opt-out w lutym. Może dojść do sytuacji, że nie będzie lekarzy dyżurujących w izbie przyjęć i będzie do niej musiał schodzić jeden lekarz zajmujący się konsultacjami w oddziałach szpitalnych. Jednak dopóki będziemy w stanie zajmować się pacjentami, nie zostawimy ich bez opieki.

W szpitalu dziecięcym przy ul. Niekłańskiej dyrektor Paweł Chęciński podpisał z lekarzami porozumienie o podwyżkę płac. – Nie wiem, czy podpiszą umowę opt-out. Jeżeli nie, to powstanie ogromny problem z zapewnieniem pacjentom 24-godzinnej opieki. Na 48-łóżkowym oddziale rano jest 3 lekarzy. Wykonanie procedur, których o tej porze dnia jest najwięcej, przekracza możliwości fizyczne. Gdyby jeden z lekarzy zachorował, praca oddziału zostałaby sparaliżowana – mówi. Jeśli lekarze w szpitalu przy ul. Niekłańskiej zechcą podpisać umowę opt-out, pojawi się kolejny problem. – Nie mam dla nich pieniędzy za dodatkowe godziny pracy. W praktyce lekarze będą musieli być wynagrodzeni z puli pieniędzy przeznaczonych na opłacenie faktur firmom za zakup asortymentu medycznego. Niestety, potem trzeba będzie zapłacić karne odsetki, a po 2–3 miesiącach firmy mogą przestać dostarczać nam towar. Na poniedziałek rozmowy ze mną zapowiedziały pielęgniarki. Spodziewam się, że będą oczekiwały podwyżek proporcjonalnych do wzrostu wynagrodzeń lekarzy. Jestem doświadczonym managerem i dyrektorem. Tak trudnej sytuacji jak obecnie, dotychczas nie było – mówi Paweł Chęciński. Na Niekłańskiej przez najbliższe trzy miesiące pacjenci nie odczują wewnętrznych problemów placówki poza jednym, ale istotnym – mówi jej dyrektor. – Od 1 kwietnia może przestać istnieć oddział „Patologia noworodka”.

O trudnej sytuacji mówi też Mieczysław Brągoszewski, dyrektor Szpitala Powiatowego w Pruszkowie. – W tej chwili zabezpieczamy właściwy podział usług medycznych. Na jak długo, trudno powiedzieć. Możliwości wykonywania usług planowych, z powodów kadrowych, mogą się zmniejszyć. Tzw. kolejka medyczna może się wydłużać. Jeśli nie pojawią się decyzje związane z „urealnieniem funkcjonowania” naszej placówki, to będziemy w stanie pracować tylko kilka miesięcy. Potem zacznie się tylko zabezpieczanie doraźnych potrzeb związanych z zagrożeniem życia pacjenta. Te problemy przesuwane są w czasie od wiosny ubiegłego roku.


Rozmowy trwają


W niektórych szpitalach trwają jeszcze negocjacje, w innych są już porozumienia.

– Koledzy nie odeszli od łóżek pacjentów. Jestem im wdzięczny, że tak poważnie potraktowali swoje obowiązki i jednocześnie swoje powołanie. Na najbliższe trzy miesiące zawarliśmy porozumienie. Pracujemy w normalnym trybie. W tym czasie w naszym szpitalu nie będzie dodatkowych kolejek – mówi prof. Bogdan Chazan, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego Św. Rodziny, przy ul. Madalińskiego.

W Grodzisku Mazowieckim dyrektor szpitala skierował 9 I wniosek do wojewody mazowieckiego. – Jeśli negocjacje z lekarzami nie przyniosą pożądanego efektu, ograniczymy działalność medyczną. Będziemy udzielać pomocy tylko w sytuacjach zagrożenia życia pacjenta – mówi Krystyna Płukis, dyrektor. Jednak 14 I udało się sfinalizować umowy z lekarzami i pielęgniarkami w sprawie nowych warunków płacowych. – 95% pracowników jest na kontrakcie. Do 31 III pracujemy bez zmian. Nie będzie ewakuacji chorych, ograniczenia przyjęć pacjentów i przesuwania terminów wizyt – zapowiada Krystyna Płukis.





W Mińsku Mazowieckim trwają negocjacje lekarzy z dyrektorem placówki. – Rozmawiamy w sprawie opt-out. Zmienią się zasady dyżurowania lekarzy. Żadnego zagrożenia dla pacjentów nie ma. Kolejki do szpitala nie powinny się wydłużać – mówi Andrzej Poziemski, dyrektor placówki.

To, że lekarze podpisali umowę opt-out nie oznacza, że problemy z obstawą dyżurów są zażegnane. Zabezpieczone będą zwykle tylko 3 najbliższe miesiące funkcjonowania pracy placówek. Problem braku pieniędzy w szpitalach jedynie odsuwa się w czasie.

Trudna sytuacja zaistniała w placówkach ze złą kondycją finansową. Do takich należy Szpital Śródmiejski przy ul. Solec. – Placówka ma największe zadłużenie w stosunku do innych szpitali warszawskich.

Rozmowy na temat pracy i wynagrodzeń w najbliższych miesiącach przebiegają bardzo ciężko – mówi Wojciech Zasacki, dyrektor szpitala. – Rozmawiamy o pracy w systemie równoważnym i opt-out. Nie mamy takich pieniędzy, jakie chcieliby uzyskać lekarze. Do końca stycznia mamy zabezpieczenie. Co będzie dalej? Wszystko może się wydarzyć. Szpital może przestać funkcjonować. Żądania lekarzy idą w kierunku płacowym, a jednocześnie lekarze nie chcą pracować w systemie dyżurowym – mówi dyrektor.

Julian Wróbel, wiceprzewodniczący Zespołu Negocjacyjnego, wśród placówek, które znalazły się w najtrudniejszej sytuacji w Warszawie wylicza Instytut Matki i Dziecka. Tu lekarze weszli w spór zbiorowy z dyrekcją placówki. Nie chcą pracować w tzw. równoważnym systemie pracy, który zakłada system 12-godzinnych dyżurów.

W szpitalu powiatowym w Nowym Dworze Mazowieckim nie doszło jeszcze do porozumienia co do czasu dyżurowania. Rozważane są dwie opcje: 12 godzin pracy i 12 godzin przerwy lub 7-godzinny dzień pracy, 35-godzinny tygodniowo z podpisaniem umowy opt-out. – Pacjenci są przyjmowani stale. Nie ma przestojów w pracy – zapewnia Beata Duch, sekretarz nowodworskiego starostwa, które jest organem założycielskim szpitala. Dodaje, że szpital ma poważne problemy finansowe. Zadłużenie sięga 10 mln zł. – Już 17 I planujemy sesję, na której będziemy rozważać jak pomóc szpitalowi wyjść z zadłużenia – mówi Beata Duch.

Jeśli chodzi o limit godzin pracy tygodniowej, w najtrudniejszej sytuacji jest Szpital Praski. – Ta placówka ma jednomiesięczny okres rozliczeniowy. To znaczy, że jeśli lekarze przez pierwsze trzy tygodnie będą pracować ponad 48 godzin tygodniowo, to w ostatnim tygodniu miesiąca muszą odebrać nadliczbowe godziny. W oddziałach może więc zabraknąć lekarzy po miesiącu. W większości szpitali na Mazowszu okres rozliczeniowy wynosi 3 miesiące, co o tyle właśnie opóźni paraliż pracy – wyjaśnia Julian Wróbel.




Rząd umywa ręce


Przed jesiennymi wyborami adresatem wszystkich lekarskich problemów było Ministerstwo Zdrowia. Lekarzy reprezentował m.in. Andrzej Włodarczyk, przewodniczący Okręgowej Rady Lekarskiej i wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Teraz sam jest wiceministrem w resorcie zdrowia. Dziwnym zbiegiem okoliczności, po zmianie ekipy rządzącej, problemy służby zdrowia przerzucono na dyrektorów szpitali.

– Mamy dać pieniądze na podwyżki, stłumić strajki i prowadzić nieprzerwanie działalność medyczną. Spoczywa na nas też odpowiedzialność karna, jeśli nie zapłacimy ZUS-ów. W rzeczywistości to wszystko jest nie do pogodzenia – mówi dyrektor Paweł Chęciński. Jak uzasadnia, Ministerstwo Zdrowia proponując reformę, zajmuje się nie tym czym powinno. Reforma jest potrzebna, ale najpierw trzeba rozwiązać problem czasu pracy lekarzy. – Kiedy za kilka miesięcy nie będę mógł ułożyć grafiku pracy, placówkę zwyczajnie trzeba będzie zamknąć – uzasadnia Chęciński.

Dyrektorzy wskazują też na niekonsekwencje ze strony Ministerstwa Zdrowia. – Nie jest sukcesem, jak mówiła Ewa Kopacz, podpisanie umów przez szpitale z NFZ w nowym roku. To zwykła procedura – kiedy umowa się kończy, trzeba podpisać kolejną. – Resort zdrowia poinformował, że w służbie zdrowia jest dobra sytuacja, o 14% wzrosła wartość punktu za usługi medyczne – z 10,35 zł na 11,80 zł. (NFZ przelicza wszystkie usługi na punkty, każda placówka podpisuje kontrakt na ilość punktów – przyp. red.).

Paradoksem jest też, że nie ogłoszono publicznie o zmniejszeniu w pierwszym półroczu liczby punktów, które otrzymają placówki. Mamy mniejszą o 1/10 liczbę punktów przydzieloną przez NFZ. W rzeczywistości, doliczając inflację (w grudniu 4%), globalna kwota zwiększyła się o 5,4%. Na podwyżki lekarskie nie dostałem więc pieniędzy – uzasadnia dyr. Chęciński.

Jędrzejowski jako powód utworzenia zespołu negocjacyjnego podał wypowiedź Ewy Kopacz. Minister Zdrowia oceniła, że rozwiązanie problemu spoczywa na dyrektorach szpitali. Jędrzejowski po spotkaniu zespołu z dyrektorami szpitali podał do publicznej wiadomości, że w Biurze Polityki Zdrowotnej Miasta Warszawy dyrektorom szpitali sugerowano, by nie udawali się na spotkanie z lekarzami.

Lekarze z woj. mazowieckiego zamierzają połączyć swoje siły z lekarzami z woj. łódzkiego i wystąpić jako strona o rozwiązanie problemów do Ministerstwa Zdrowia. – A co będzie z nami – pytają pacjenci?