Daj mi jeść

Irena Świerdzewska

publikacja 19.02.2008 14:52

Co trzecie dziecko w Polsce idzie do szkoły bez śniadania, ale aż 150 tys. potrzebujących dzieci nie włączono do systemu pomocy w dożywianiu. Raport Komisji Europejskiej stawia w tym względzie Polskę na ostatnim miejscu w Unii Europejskiej. Idziemy, 17 luty 2008

Daj mi jeść



Badania wykonane na zlecenie Komisji Europejskiej wskazują, że w sferze ubóstwa w krajach całej Wspólnoty żyje 19 proc. dzieci. Najmniej w Szwecji – 9 proc. Najwięcej w Polsce – 29 proc. Zbliżony do naszego wynik ma tylko Litwa (27 proc.). W innych krajach postkomunistycznych wskaźniki są dużo lepsze niż u nas. W Słowenii ubóstwem dotkniętych jest 12 proc. dzieci. W Czechach – 18 proc., w Słowacji – 19 proc., na Węgrzech – 20 proc. Nawet Bułgaria i Rumunia wypadły lepiej niż Polska. W ubóstwie żyje tu kolejno 22 proc. i 25 proc. najmłodszych. O ile w Finlandii biedne jest co dziesiąte dziecko, na Węgrzech co piąte, to u nas aż co trzecie.

Ubóstwo jest problemem wieloaspektowym. Ale jednym z najbardziej jaskrawych jego przejawów jest niedożywienie dzieci. Sytuacja na pewno nie jest zawiniona przez nie same. Częściej przez ich rodziców albo wadliwe rozwiązania strukturalne.

Dzieci z uboższych rodzin korzystają z rządowego programu dożywiania. Z pomocą wychodzą też organizacje pozarządowe, m.in. Caritas Polska czy Polska Akcja Humanitarna. Jak zauważa Grzegorz Gruca z PAH, nie zaspokaja to jednak wszystkich potrzeb. – W Polsce powinno być dożywianych jeszcze około 150 tys. dzieci. To grupa, która nie została zakwalifikowana do systemu pomocowego: albo rząd nie przekazał wystarczających pieniędzy samorządowi lokalnemu, albo żadna organizacja nie zakwalifikowała ich do swego programu z powodu braku funduszy– ocenia Grzegorz Gruca.

W skali kraju województwo mazowieckie nie należy bynajmniej do regionów biednych. Jednak i tu wiele dzieci wymaga pomocy w dożywianiu. Do Publicznej Szkoły Podstawowej w Podcierniu koło Mińska Mazowieckiego uczęszcza 120 uczniów z kilku okolicznych wiosek. Setka z nich korzysta z posiłków w stołówce. Zdecydowana większość – aż 80 – ma posiłki w pełni refundowane. – Przypuszczam, że są wśród nich i takie dzieci, które dopiero w szkole jedzą pierwszy posiłek. Zwłaszcza maluchy z pierwszej i drugiej klasy przychodzą już po pierwszych lekcjach i dopytują: „Czy to już przerwa obiadowa?” – mówi Anna Stelmaszczyk, dyrektor szkoły.

Podobnie jest w Szkole Podstawowej w Dobrem. Z posiłków korzysta tu 104 uczniów, 60 ma żywienie refundowane. – Dla niektórych dzieci korzystających ze szkolnej stołówki obiad jest pierwszym posiłkiem w ciągu dnia. Sytuacja jednych dzieci to skutek ubóstwa materialnego ich rodzin. W niektórych domach jest problem alkoholowy. Rodzice wszystkie pieniądze, które mają, i tak przeznaczą na alkohol – mówi Wojciech Rastawiecki, dyrektor szkoły.





Skrzydła, pajacyk i rząd


Donata Rapacka, koordynatorka „Pajacyka” Polskiej Akcji Humanitarnej, ocenia: z naszych badań wynika, że 1/3 dzieci przychodzi do szkoły głodna. Z tej liczby 1/4 korzysta z dożywiania w szkołach w ramach programu rządowego „Pomoc państwa w zakresie dożywiania”.

Pomoc świadczy wiele organizacji pozarządowych. Największa trafia za pośrednictwem Caritas. – Wydajemy ponad 150 tys. posiłków dziennie – mówi Katarzyna Sekuła, koordynator projektów Caritas Polska. Dzieci jedzą w placówkach Caritas lub organizacja finansuje im obiady w szkołach. Część dzieci – 2136 – wpisana jest w program „Skrzydła na co dzień”. Potrzeby są duże. Na naszych listach mamy 2,5 tys. dzieci oczekujących na wsparcie – mówi Katarzyna Sekuła.

Do świetlicy środowiskowej w podwarszawskim Chotomowie przychodzi 25 dzieci. Tu spędzają czas po zajęciach lekcyjnych dzieci z Chotomowa, Dąbrowy Chotomowskiej i Olszewnicy. – Codziennie otrzymują posiłki. Niektóre przychodzą, bo rodzice pracują po południu, więc dzieci są w tym czasie pod opieką świetlicy. Ale część przychodzi po to, żeby zjeść – nie ukrywa Anna Błauciak, kierownik placówki. Przychodzą tu dzieci od I klasy szkoły podstawowej aż po młodzież do 18 roku życia. Na okres zimowy zapisało się 8 nowych uczniów. – Czasem po rozmowie z dzieckiem dowiadujemy się, że w domu jest kiepsko, nie ma co do garnka włożyć. W miarę możliwości z tego co mamy: kaszy, makaronu, mleka robimy paczki dla konkretnego dziecka i dajemy mu do domu. Na święta Wielkanocne czy na Boże Narodzenie staramy się przygotować paczki dla wszystkich dzieci – mówi Anna Błauciak. Jak zauważa, nie zawsze na pierwszy rzut oka widać, że u dziecka w domu są kłopoty. Strój jeszcze nie zdradza, że niedawno mama czy tata stracili pracę.

Polska Akcja Humanitarna finansuje obecnie posiłki dla 3,5 tys. dzieci. – Na ten rok szkolny zapotrzebowanie dziesięć razy przewyższało środki, które mogliśmy rozdysponować pomiędzy placówki – mówi Donata Rapacka. Pomoc trafia do dzieci ze 120 placówek w całej Polsce: szkół podstawowych, gimnazjów, świetlic środowiskowych, ośrodków szkolno-wychowawczych. – Finansujemy zakup produktów, a placówki we własnym zakresie przygotowują dzieciom posiłki. Inne szkoły kupują gotowe posiłki, wtedy finansujemy całą usługę – mówi Donata Rapacka.

PAH dwukrotnie w ciągu roku dokonuje naboru szkół do żywienia dzieci w ramach akcji „Pajacyk”. – Jeśli szkoła zostanie zakwalifikowana w semestrze letnim, wówczas otrzymuje dofinansowanie przez cały rok szkolny. W tym roku jest takich dzieci 1,5 tys. W kolejnym naborze na semestr zimowy zakwalifikowanych zostało 2 tys. dzieci. Te będą dożywiane przez jeden semestr. – Poza wymaganiami formalnymi jak opinia z ośrodka pomocy społecznej, zwracamy uwagę na „aktywność szkoły”. Czy stara się pozyskiwać pieniądze z innych źródeł, czy pomaga wychodzić dzieciom z „kręgu biedy”. Uważamy, że szkoły aktywne przekażą dzieciom najlepszą ofertę edukacyjną. To największa szansa dla dzieci ubogich na wyjście ze swojego środowiska – mówi Rapacka.




W systemie i poza nim


Pieniądze z programu rządowego trafiają do dzieci za pośrednictwem samorządów, które powinny przeznaczyć też część własnych środków na dożywianie. Dzieci otrzymują dofinansowanie przy spełnieniu określonych warunków. Ważne jest kryterium finansowe: średnia miesięczna przypadająca na osobę w rodzinie nie może przekroczyć 526,5 zł. – Największy problem jest na terenach byłych PGR-ów. W regionach warmińsko-mazurskim, kujawsko-pomorskim, także na terenach górskich, m.in. w Małopolsce, na Podkarpaciu. Tam kryterium dochodowe rodziny naliczane jest z hektara przeliczeniowego, co nie zawsze odpowiada rzeczywistym przychodom rodziny – mówi Donata Rapacka. – Jeśli gmina nie jest zasobna, nie jest w stanie wygenerować pieniędzy na dożywianie dzieci.

Problem niedożywienia dzieci istnieje też w dużych miastach. Ale tu nie ma niebezpieczeństwa, że zabraknie środków na pomoc. W warszawskiej dzielnicy Praga Północ w ubiegłym roku 992 dzieci korzystało z refundowanych obiadów. Pomoc szła do 46 placówek: przedszkoli, szkół podstawowych, gimnazjów i liceów. – Finansujemy dożywanie dzieci w szkołach z dwóch źródeł: ze środków miasta oraz z programu „pomoc Państwa w zakresie dożywiania”. Nie pamiętam, by trzeba było odmawiać z powodu braku funduszy. OPS płaci też za dożywianie dzieci uczących się w szkołach poza terenem dzielnicy. Dzieci zgłaszane są przez rodziców, pedagogów, środowisko lokalne – sąsiadów, rodzinę dalszą i bliższą. – Jeśli rodzina od dawna objęta jest pomocą i znana pracownikom socjalnym, to z urzędu, bez żadnego wniosku, przyznajemy jej pomoc – mówi Mirosław Młynik, kierownik filii nr 1 Ośrodka Pomocy Społecznej przy ul. Groszkowskiego.

Dlaczego potrzebują pomocy? – Na Pradze mieszka dużo osób z niskim wykształceniem. Wiadomo, że trudniej im znaleźć pracę. Praga Północ to dzielnica zamieszkała przez wiele osób od pokoleń korzystających z pomocy społecznej – przyznaje Mirosław Młynik.

Na Pradze Południe do Centrum Pomocy Dzieciom i Młodzieży prowadzonego przez Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej przy ul. Garwolińskiej 4 przychodzi codziennie ok. 70 dzieci. Tu mają zorganizowane zajęcia pozalekcyjne w grupach: przedszkolnej, świetlicowej i podwórkowej. – Wszystkie jedzą obiady w szkole. Ale kiedy przyjdą do nas, zaraz pytają: „Co będzie na podwieczorek?”. Kilkakrotnie przychodzą po dokładki. Kiedy zostają produkty, proszą by mogły wziąć do domu – mówi Paulina Rozynek, dyrektor placówki. – W czasie ferii i w wakacje mamy więcej dzieci niż w ciągu roku szkolnego. Przychodzą na obiady – dodaje.





To, czy dzieci otrzymają pomoc, zależy od aktywności osób pracujących z dziećmi i od dobrej woli decydentów rozdzielających pomoc. Problemów nie ma w Publicznej Szkole Podstawowej w Podcierniu. – U nas wszystkie potrzebujące dzieci otrzymują pomoc. Jesteśmy szkołą, gdzie kwalifikuje się do tego wiele rodzin. Współpracujemy z trzema Gminnymi Ośrodkami Pomocy Społecznej z gmin, z których pochodzą dzieci. Jeśli kryterium dochodowe zostanie przekroczone o 2–3 zł, pracownicy GOPS-u kwalifikują je do pomocy. Nie ma w szkole uczniów, którym byłby potrzebny posiłek, a któryś z GOPS-ów by go nie przyznał – podkreśla Anna Stelmaszczyk, dyrektor szkoły.

Donata Rapacka zwraca uwagę na bierność placówek szkolnych, gdzie przecież dokonuje się najważniejsza selekcja. To pedagodzy, nauczyciele mają najlepszą orientację, które dziecko wymaga pomocy. Tymczasem z takich ubogich rejonów jak niezamożne Podlasie Polska Akcja Humanitarna nie otrzymuje wielu wniosków o pomoc. – Niewiele szkół w tamtym regionie jest aktywnych w poszukiwaniu pomocy dla dzieci, może brakuje lokalnych liderów – mówi Donata Rapacka.



Ciężar dziedzictwa


Profesor Wielisława Warzywoda-Kruszyńska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego od ponad 15 lat zajmuje się badaniem problemu biedy w Polsce, głównie wśród dzieci. W ostatnich latach kierowała zleconym przez Komisję Europejską międzynarodowym projektem badawczym dotyczącym nierówności w zjawisku biedy oraz w jej dziedziczeniu przez kolejne pokolenia w rodzinie. Wyniki wskazały, że wśród 8 badanych krajów najłatwiej biedę dziedziczy się we Włoszech, w Polsce i w Wielkiej Brytanii. Najlepiej radzą sobie w wychodzeniu z biedy rodziny w Niemczech i Finlandii. Jak zauważa prof. Warzywoda-Kruszyńska, w Polsce o biedzie wśród dzieci, poza okresem wyborów, raczej się nie mówi. Podejmuje się raczej ogólny temat wspierania rodziny.

W Polsce realizowany jest – z pewnymi modyfikacjami zależnie od ekipy rządzącej – model społeczeństwa neoliberalnego. Obowiązuje zasada: ludzie, także biedni, radźcie sobie sami! Jeśli jesteś biedny, to znaczy że nie potrafisz radzić sobie w życiu i rościsz sobie prawo do otrzymywania pomocy, które utrwala tylko zapotrzebowanie na nią. Profesor Warzywoda-Kruszyńska twierdzi, iż brak skuteczności w docieraniu z pomocą do potrzebujących wynika z braku koordynacji działań. Badania pani profesor pokazują, że w miastach nie ma przepływu informacji między poszczególnymi wydziałami i sektorami, np. między komórką pomocy socjalnej a wydziałem edukacji.



UE wprowadziła wskaźniki, przy pomocy których monitoruje się biedę i wykluczenie społeczne. Na ich podstawie można co dwa lata stwierdzić, czy dany kraj poczynił postęp, czy nie. Ale ta ogólna wiedza nie przekłada się na poziom samorządów. Wiadomo, ile jest biednych dzieci w Polsce, ale nie wiadomo, ile np. w Elblągu albo w Białymstoku.

Zdaniem prof. Warzywody-Kruszyńskiej, ogromnym zaniedbaniem jest brak powszechnego przekonania, że bieda wśród dzieci jest złem. Ujawnia się to często w wypowiedziach: „Ktoś żył w biedzie i się wybił, bo bieda daje szkołę życia”. Tymczasem badania pokazują w sposób jednoznaczny, że żyjąc w biedzie człowiek nie ma równych szans. Ubóstwo ogranicza możliwości rozwoju. Niedożywienie dzieci negatywnie wpływa na ich zdolność uczenia się, ograniczając im start w dorosłe życie.

Według badań amerykańskich uczonych, trzy lata niedożywienia dziecka w wieku do 5 lat prowadzą do obniżenia poziomu inteligencji aż o 9 punktów IQ. To niewątpliwie przyczynia się do późniejszych trudności szkolnych. Lekarze wskazują, że wypływające z niedożywienia zaburzenia odporności organizmu mogą powodować w przypadku choroby dziecka powikłania infekcyjne, trudności w gojeniu się ran czy niewydolność oddechową. Wydłuża się czas hospitalizacji takich dzieci aż po wzrost śmiertelności.



Bądź wrażliwy na biedę


Jak pomóc dzieciom żyjącym w niedostatku? Jedną z możliwości jest włączenie się w akcję PAH-u „Pajacyk”, którego podobizna znajduje się na stronie internetowej organizacji. Klikając w figurkę drewnianego pajacyka uruchamiamy pomoc sponsorów, toteż wiele osób ustawia „pajacyka” jako swoją stronę startową. Od trzech lat realizowany jest program „Skrzydła na co dzień” Caritas. – Można włączyć się do programu, podpisując deklarację i wpłacając środki na tzw. skarbonkę skrzydeł. Deklarację podpisujemy na minimum 5 miesięcy, a więc jeden semestr szkolny. Wtedy otrzymujemy informację o dziecku, które wspieramy.

Można też wpłacić dowolną kwotę, bez podpisywania deklaracji. Wówczas skarbonka rozdysponowana jest pomiędzy dzieci, które czekają na wsparcie – informuje Katarzyna Sekuła z Caritas Polska. Może to być nasza wielkopostna jałmużna.

Zarówno Caritas, jak i PAH są organizacjami pożytku publicznego. Dlatego na jedną z nich można też przekazać 1% swojego podatku od dochodów. To nic nie kosztuje, w tym roku nie wymaga nawet chodzenia na pocztę, a pomnożone daje naprawdę dużą pomoc. Jeden procent podatku przekłada się na sto procent pomocy. Tak właśnie owocuje wyobraźnia miłosierdzia.