publikacja 07.05.2008 10:18
To samo odnosi się także do wielkich uczonych, którzy uważają się za ateistów. Odrzucają ideę Boga, którego nie ma i którego nie głosi religia. Obraz Boga, jaki mają, jest przykrojony na ich własne podobieństwo; Bóg myśli jak oni i jest swego rodzaju supermanem. Takiego Boga należy rzeczywiście odrzucać. Idziemy, 4 maja 2008
Rozwój nauki przysparza wielu ludziom problemów związanych z wiarą. Nauka mówi, że człowiek nic nie znaczy w bezmiarze kosmosu, a w ujęciu religijnym jesteśmy stawiani na pierwszym miejscu wśród stworzeń. Jak to pogodzić?
Przede wszystkim, gdy chodzi o ów rozziew między nauką a wiarą, przyglądam się temu zjawisku od kilkudziesięciu lat i stwierdzam, że problem się pogłębia. Dzieje się tak za sprawą standardów wykształcenia religijnego, które z każdym niemalże rokiem się obniżają. Wykształcenie religijne jest dzisiaj, muszę to powiedzieć z żalem, na poziomie gorszym niż elementarny i ludzie opuszczają szkołę, mając bardzo prymitywne poglądy religijne. Obecnie u przeciętnego człowieka rozziew między wiedzą religijną a wykształceniem zawodowym, fachowym jest ogromny. To samo odnosi się także do wielkich uczonych, którzy uważają się za ateistów. Odrzucają ideę Boga, którego nie ma i którego nie głosi religia. Obraz Boga, jaki mają, jest przykrojony na ich własne podobieństwo; Bóg myśli jak oni i jest swego rodzaju supermanem. Takiego Boga należy rzeczywiście odrzucać.
Jaki jest zatem Bóg, którego wyeliminowała także nauka? W odróżnieniu od badaczy dawnych wieków, w naukowym objaśnieniu świata nie odwołujemy się już do interwencji Boga, czego potrzebował na przykład Newton, gdy w XVII wieku formułował swoje teorie fizyczne. Z czego to wynika?
U początków nauki nowożytnej, gdy było jeszcze wiele białych plam na mapie naukowej i nie znano odpowiedzi na mnóstwo elementarnych pytań, istniała tendencja do wypełniania dziur w wiedzy – Bogiem. Potem, gdy nauka szła naprzód, luki te wypełniano teoriami naukowymi i Bóg stawał się, jak się wydawało wówczas, niepotrzebny. Było to jednym ze źródeł nowożytnego ateizmu. Ale zarówno nauka, jak i religia, a także teologia, dojrzewały. To, że dzisiaj nie ma miejsca na Boga w nauce, nie jest wcale negatywnym procesem. Powiem więcej, jest dużym osiągnięciem współczesnej filozofii nauki, gdyż nauka posługuje się innymi metodami niż teologia. Ma do dyspozycji metodę doświadczalną, czyli empiryczną i metodę zmatematyzowanych teorii. Ani matematycznie, ani doświadczalnie nie możemy chwycić Boga, który jest poza zasięgiem metod nauk współczesnych. Inaczej mówiąc, nauka jest neutralna wobec pytania o Boga.
Gdzie zatem mamy szukać Boga i o Niego pytać?
Jeśli chcemy szukać miejsca dla Boga i argumentować za Jego istnieniem, musimy wyjść poza naukę i zadać pytanie, którego ona nie zadaje. Pytanie to, które udramatyzował Leibniz, było od dawna znane: „dlaczego istnieje raczej coś, niż nic?” Na to pytanie nie odpowiada nauka, tylko teologia. Istnieje coś – człowiek, wszechświat – bo zostało stworzone!
A my nie musimy o tym wiedzieć ani mieć z nimi kontaktu.
Wśród kosmologów, astronomów przeważa opinia, choć nie jest to opinia naukowa, tylko – podkreślam – prywatny sąd, że gdzieś we wszechświecie istnieje życie. Szansa jednak, żebyśmy się z nim skontaktowali, jest znikoma. Jakie jest prawdopodobieństwo, że spotkają się dwie muchy, z których jedna wyleciała ze Szczecina, a druga z Warszawy i lecą w dowolnych kierunkach? Wszechświat jest znacznie bardziej rozległy niż odległość z Warszawy do Szczecina.
Jak wobec tego człowiek ma się w nim odnaleźć? Ksiądz Profesor pisał, że twórczość jest naszym przeznaczeniem i powołaniem; gdy człowiek popada w lenistwo, to następuje skarłowacenie ludzkiej osobowości.
Myślę, że istnieje rodzaj prawa we wszechświecie – albo rozwój, albo śmierć. Człowiek także nie może być statyczny, tylko powinien rozwijać siebie, swoją wiedzę i osobowość. Moralny rozwój człowieka współgra z ideą ewolucji wszechświata, z ideą ewolucji człowieka, z ideą ewolucji ducha ludzkiego.
Ale istnieje w człowieku poczucie wyższości. W momencie, gdy dowiadujemy się, że jesteśmy tylko jakimś pyłkiem w kosmosie, trudno się z tym pogodzić!
Dystans do siebie jest zawsze potrzebny. Jeśli jednak koniecznie chcemy poprawić swoje samopoczucie, to możemy odwołać się do faktu, iż najbardziej skomplikowaną strukturą, jaka istnieje we wszechświecie, jest ludzki mózg. Nawet wszechświat jako całość jest mniej skomplikowany od niego. Dzisiaj wiemy to ponad wszelką wątpliwość i pod tym względem człowiek jest na szczycie jakiejś piramidy.
Dzieło stworzenia złożono w ręce człowieka, gdyż nie zostało dokończone przez Boga. Nie jest to tylko piękna przenośnia literacka?
Broniłbym tezy, że człowiek został stworzony w stanie jak gdyby niepełnym i ma dopiero dokończyć dzieło stworzenia. Z bardzo surowego tworzywa, z jakim wszedł we wszechświat, ma stworzyć pełną osobowość. To jest chyba celem każdego z nas.
Jak można pogodzić bycie księdzem i naukowcem? Czy kontakt z nauką pogłębia wiarę?
Odwołam się do starego powiedzenia, że mała wiedza jest szkodliwa, napawa jakimś zarozumialstwem i może szkodzić wierze. Natomiast duża wiedza pomaga człowiekowi zobaczyć własne proporcje i uczy go poczucia tajemnicy, a zatem – w ostatecznym rozrachunku – pomaga wierze. Nie twierdzę, że mam wielką wiedzę, mam raczej świadomość jej ograniczeń, ale przynajmniej staram się ją powiększać.
Im większa wiedza, tym większa świadomość ograniczeń?
Niewątpliwie jest tak, jak mówił Sokrates – „wiem, że nic nie wiem”. Trzeba mieć dosyć dużą wiedzę, aby zdawać sobie sprawę z jej wielkich ograniczeń. Jeśli zaś miałbym wskazać miejsce w nauce, które mnie najbardziej zbliżyło do Boga, to byłoby to odnajdywanie w świecie racjonalności. Einstein, który miał bardzo specyficzne poczucie Boga, mawiał, że jedynymi religijnymi ludźmi w naszym zlaicyzowanym świecie są uczeni, którzy mają pasje poznawania i twierdził, że jedynym celem nauki jest zbadanie zamysłu Boga w dziele stworzenia. A ponieważ świat badany jawi nam się jako wielka myśl, swego rodzaju maszyna, czy nawet program komputerowy, to ów kontakt z racjonalnością jest dla mnie przedsionkiem religii.