Wszystko na sprzedaż

Z dr. Szymonem Grzelakiem rozmawia Małgorzata Glabisz-Pniewska

publikacja 14.05.2008 09:08

Według amerykańskich psychologów sytuacja jest alarmująca: czy to w mediach, czy w reklamach człowiek jest pokazywany w taki sposób, jakby to, co w nim seksualne, fizyczne, cielesne było najważniejsze i stanowiło o jego istocie. Jest to bardzo często połączone z przedmiotowym traktowaniem człowieka. Idziemy, 11 maja 2008

Wszystko na sprzedaż



W reklamie kawy mamy niedwuznaczne uściski, w reklamie spodni chłopak rozbiera dziewczynę, nawet proszek do prania może być „zerotyzowany”. Współczesny świat mediów, w tym i reklam, został zdominowany przez takie podteksty. Dlaczego tak się dzieje i czemu to służy?

Za tym, że tak dużo pokazuje się w reklamie ciała i seksualności, nie stoi żaden spisek ani jakaś szczególnie zła wola ludzi, tylko mechanizm rynku. Po prostu na ciele i za pomocą ciała najlepiej można zarobić, ponieważ eksponowanie cielesności jest dobre zarówno dla koncernów kosmetycznych, jak i dla całego przemysłu związanego z modą czy rekreacją. Wszystko to stanowi duży biznes, który wciąż musi powiększać swe zyski. Z punktu widzenia tego typu działalności gospodarczej, im bardziej ludzie są przekonani, że ciało jest czymś ważnym, tym bardziej w to ciało inwestują.

Jak Pan reaguje, widząc mocno erotyczne reklamy w telewizji czy bilboardy na ulicach?

Przede wszystkim jestem świadomy tego, że eksponowanie ciała, seksualności kosztem innych wymiarów człowieka jest bardzo szkodliwym zjawiskiem.

Czy potwierdzają to jakieś badania naukowe?

Cenne dane przynosi wydany przed rokiem raport Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego o seksualizacji dziewcząt. Według amerykańskich psychologów sytuacja jest alarmująca: czy to w mediach, czy w reklamach człowiek jest pokazywany w taki sposób, jakby to, co w nim seksualne, fizyczne, cielesne było najważniejsze i stanowiło o jego istocie. Jest to bardzo często połączone z przedmiotowym traktowaniem człowieka: patrzy się na niego jak na przedmiot użycia.

Właśnie przed takim traktowaniem człowieka ostrzegał już prawie pół wieku temu Karol Wojtyła w swojej „Miłości i odpowiedzialności”...

Tak, rzeczywiście Ojciec Święty przestrzegał przed tym zjawiskiem już dawno. Dodam jeszcze, że autorzy raportu za najgroźniejszy aspekt seksualizacji uznali zmiany wewnętrzne zachodzące w samych dziewczynach.

Proces ten nazywany samouprzedmiotowieniem polega na tym, że po bombardowaniu treściami z reklam, z mediów dziewczęta same zaczynają myśleć, że tym, co w nich najistotniejsze, jest ciało. Ono ma być najważniejszym dobrem, jakie kobieta wniesie w związek z mężczyzna.





Rezultat jest taki, że gdy chłopak zaczyna traktować nastoletnią dziewczynę, jakby była tylko ciałem i nie liczyły się jej uczucia, poglądy, system wartości, to ona nawet się nie zorientuje, że dzieje się coś złego.

Można zatem powiedzieć, że treści erotyczne proponowane młodzieży zagrażają późniejszym związkom?

Niestety tak. To największe zagrożenie polega przede wszystkim na oderwaniu fizyczności od reszty człowieka. Młody człowiek, żeby mógł dobrze budować relacje miłości, musi umieć tworzyć więzi we wszystkich wymiarach życia. Budować relację na poziomie emocjonalnym, intelektualnym czy rozumowym i na poziomie poznawania systemu wartości drugiej osoby.

Okazuje się również, że dla tworzenia trwałych związków w przyszłości, bardzo ważna jest umiejętność budowania związku na pewien dystans fizyczny, a nie przechodzenia od razu do głębokich, intymnych kontaktów. Jeśli młody człowiek obserwuje w telewizji, w reklamach sytuacje, w których fizyczność jest obecna od samego początku relacji, to po pierwsze, uznaje to za obowiązkowy element znajomości między chłopakiem a dziewczyną, niezależnie od długości trwania znajomości.

Drugą niebezpieczną konsekwencją jest to, że im częściej ktoś ogląda w reklamach, w telewizji, w Internecie nagość, tym bardziej przyzwyczaja się do schematu pobudzenia za pomocą obrazu czy dźwięku. Nie ma wtedy kontaktu z osobą, z człowiekiem, który ma uczucia i system wartości. To bardzo utrudnia budowanie dojrzałych, a przede wszystkim – trwałych związków.

A co z dziećmi stykającymi się niemalże na co dzień z treściami erotycznymi? Jaki ma to wpływ na ich rozwój?

Psychologia rozwojowa mówi, że w okresie między 6 a 12 rokiem życia występuje tzw. okres latencji, czyli uśpienia, kiedy dziecko nie wykazuje specjalnego zainteresowania bodźcami seksualnymi. W rozwoju psychoseksualnym dokonuje się budowanie ról płciowych poprzez obserwowanie mamy, taty, uczenie się, co to znaczy być dziewczyną, chłopakiem. Natomiast w dzisiejszej kulturze, która emanuje wszechobecną seksualnością, okres uśpienia seksualności praktycznie nie istnieje.

Już kilkuletnie dziecko narażone jest na oglądanie treści, których nie rozumie i które również na nie mogą działać pobudzająco, co może zachęcać do większego eksperymentowania np. z dotykiem. To, że tak się dzieje jest w dużej mierze „zasługą” mediów, jak również ograniczonej kontroli rodziców nad dostępem dzieci do tych mediów. Wystarczy, że dziecko parę razy zostanie z dostępem do telewizora w środku nocy, obejrzy program mocno erotyczny i nie mając nawet złej woli, naśladuje potem to, co robią dorośli. To także może prowadzić do różnego rodzaju zaburzeń.




Skoro u dziecka we wczesnym dzieciństwie nie ma naturalnych zainteresowań związanych z płciowością, to należy nie wywoływać tego tematu i czekać, aż dziecko samo zacznie pytać o sprawy związane z seksem?

Nie do końca się z tym zgadzam. Gdyby przyjąć taką metodę i czekać na to, ż dziecko zacznie pytać, to po pierwsze, można się nie doczekać, bo niektóre dzieci nie pytają. Po drugie dzieci mogą zacząć pytać od bardzo nieciekawego końca. Zanim dowiedzą się, jak piękną, ważną i cudowną dziedziną może być ludzka seksualność i bliskość fizyczna dwojga ludzi, zaczynają się pytać o to, co było w wiadomościach. A więc co to jest pedofilia, gwałt? Jeżeli rodzice nie wykażą się inicjatywą w bardzo wczesnym i mądrym nawiązywaniu z dziećmi rozmów o płciowości, to zanim dziecko się dowie od rodzica, będzie miało nawrzucane do głowy mnóstwo bardzo szkodliwych wiadomości.

Tutaj ogromnie pomocne jest prawo biologiczne, znane też z medycyny, że pierwszy szczep bakteryjny, który zasiedli dane środowisko jest najsilniejszy i nie dopuszcza potem innych. Dokładnie to samo zjawisko występuje w dziedzinie psychologicznej. Rodzic powinien być tym, który jako pierwszy przekaże dziecku informacje o ludzkiej seksualności i to we wczesnym dzieciństwie w piękny sposób, wiążący seksualność z miłością, z relacją mąż–żona. Małe dziecko nie ma żadnych wyobrażeń na ten temat i jeśli się to zrobi odpowiednio, to po prostu ono to przyjmie, skrępowanie czuje jedynie dorosły. Dla dziecka jest to naturalne.

Gdy dziecko potem zetknie się z dewiacją, łatwiej mu będzie wytłumaczyć, że tak wygląda niewłaściwe podejście do miłości. Będzie ono miało już obraz pięknej miłości przekazany im przez rodziców.

Można zatem powiedzieć, że świat mediów, reklam z elementami erotycznymi, najbardziej zagraża młodzieży i dzieciom? Dorosłemu, ukształtowanemu człowiekowi może się to podobać lub nie, ale nie ma to chyba zasadniczego wpływu na jego życie, wizję świata, człowieka?

Rzeczywiście dorosłym mniej szkodzi eksponowanie cielesności, ale to nieprawda, że nie szkodzi wcale. Dla wielu ludzi, którzy stali się przestępcami w takiej dziedzinie jak gwałty, czy pedofilia ważny był, poza zaburzeniami chorobowymi, kontakt z pornografią, który jest ułatwiony przez wszechobecną nagość. Mówimy tu oczywiście o niebezpiecznych dewiacjach. Ale problem dotyka także tak zwanych zwyczajnych ludzi, jest bardzo trudny i niewiele się o nim mówi: jest to uzależnienie od seksu. Istnieją grupy samopomocowe anonimowych erotomanów, którym pomagają także wyspecjalizowani terapeuci.





Ja również zajmuję się pomocą ludziom, którzy mają tego typu problemy i doświadczyli bardzo negatywnych konsekwencji swego uzależnienia. Dopuszczają się zdrady, od której nie potrafią się już powstrzymać, wydają ogromne pieniądze na prostytucję nawet, gdy budżet rodzinny już się zupełnie chwieje, są regularnie wyrzucani z pracy, bo za słabo sobie radzą, gdyż rozpraszają ich myśli seksualne. Dla człowieka dorosłego próbującego zdrowieć i wyjść z uzależnienia od seksu konieczne jest w pierwszej kolejności odcięcie się od bodźców seksualnych. W dzisiejszych czasach jest to ogromnie trudne. Tak więc ta wszechobecność seksualnych bodźców szkodzi nie tylko dzieciom i młodzieży, ale także – i to w ogromnym stopniu – ludziom dorosłym.



PS. Autorka wywiadu jest dziennikarką Polskiego Radia

***

Szymon Grzelak (1967), doktor psychologii. Wiceprezes Fundacji Homo Homini im. Karola de Foucauld, zajmuje się profilaktyką problemów młodzieży, wychowaniem, prowadzi badania nad młodzieżą. Specjalizuje się w tematyce miłości i seksualności. Pomaga osobom mającym problemy w tej dziedzinie. Autor publikacji naukowych i popularnych. Autor i realizator nowoczesnego programu profilaktyki zintegrowanej „Archipelag Skarbów”, którego celem jest jednoczesne zapobieganie przemocy, wczesnym kontaktom seksualnym i używaniu substancji psychoaktywnych przez młodzież.. Mąż, ojciec czworga dzieci.