Stacja bez postoju

Radek Molenda

publikacja 17.06.2008 15:58

Dziesiątki tysięcy nastolatków w Polsce uciekają z domu, prostytuują się lub padają ofiarą przemocy seksualnej. Są narażone na kontakt z narkotykami, AIDS i konflikty z prawem. Tymczasem w Warszawie zamyka się hostele, w których młodzi mogliby znaleźć schronienie i pomoc. Idziemy, 15 czerwca 2008

Stacja bez postoju



W siedzibie „Stacji” przy ul. Wspólnej 65/19 czas jakby zatrzymał się w miejscu. Ciepło, jasno, przytulnie, czysto, w dwóch pokojach po pięć starannie pościelonych łóżek czeka na „klientów”. Tak wychowawcy i wolontariusze „Stacji” nazywają młodych ludzi, którzy mogą skorzystać z ich pomocy. – Gdyby pan przyszedł jeszcze kilka miesięcy temu, tętniło tu życie. Teraz to relikt przeszłości – mówi jeden z wychowawców „Stacji”. Nikt łóżek już nie zajmuje, ponieważ prowadzony tu od 2004 roku Hostel Interwencyjny w połowie kwietnia br. zakończył działalność.



Młodzi dorośli


– Uciekłem z domu jako 17-latek – opowiada Filip. – Miałem dość ciągłych awantur i pijanego ojca, który tłukł mnie zawsze, gdy się napił. O matce nie mówię, bo nie wiem, gdzie jest. Spakowałem plecak, wsiadłem w pociąg i przyjechałem do Warszawy. Chciałem znaleźć jakąś robotę, ale nie było z nią tak prosto, nie mówiąc już o miejscu do spania. Po kilku dniach wróciłem na dworzec. Zaczęło się kombinowanie, znajomi spod ciemnej gwiazdy, „interesy”, narkotyki. Kiedyś kumpel powiedział mi, że idzie do „Stacji” i czy chcę z nim? Powiedział, że to takie miejsce, gdzie możesz za frajer się wykąpać i uprać ciuchy. No i poszliśmy.

Akurat były zajęcia na świetlicy, coś o dragach i HIV-ie. Potem coraz częściej wpadałem pogadać, coś zjeść, spotkać znajomych. Gdy w grudniu mnie przycisnęło i nie miałem gdzie spać – przyjęli mnie na trzy dni pod warunkiem, że zrobię coś ze sobą. Pamiętam, że układaliśmy plan działania: zostawić dworzec, skończyć szkołę itd. Chcieli mi załatwić szkołę z bursą, ale wtedy jeszcze nie chciałem – po trzech dniach wróciłem na Centralny, do „Stacji” przychodziłem czasem pogadać z wychowawcami. Gdy znalazłem pracę na budowie i wynająłem kwaterę, pomyślałem, że fajnie byłoby nie być całe życie zwykłym robotnikiem. Z wychowawcami znalazłem szkołę zaoczną dla dorosłych. Stwierdziłem, że jak chcę to wszystko ogarnąć, muszę zniknąć z dworca. Teraz kończę szkołę, mam dziewczynę, a jak mi się coś dzieje czy dobrego, czy trudnego – przychodzę pogadać.

Historia Filipa jest typowa dla podopiecznych „Stacji”. Wychowawcy nazywają ich młodymi dorosłymi, bo mają od kilkunastu do ok. 25 lat i za sobą nieraz ciężkie doświadczenia ludzi dorosłych. „Stacja” prowadzi dla nich świetlicę, jednak konstytutywnym elementem całego projektu od początku był Hostel, czyli miejsce, gdzie można spać. – Jeśli przychodzi do nas osoba uzależniona, zagubiona, która doświadcza przemocy w miejscu, w którym przebywa, nie możemy jej powiedzieć: „będzie dobrze”, poklepać ją po plecach i wysłać tam, skąd przyszła. Nie można pomagać komuś w dzień, a na noc – pozostawić ją samą sobie. To nie skutkuje – tłumaczy Monika Siuchta, jedna z 10 wychowawców i członkini zarządu „Stacji”.





Kulawe prawo


Hostel przez cztery lata był realną alternatywą dla obowiązującego w Polsce, niedostosowanego do sytuacji nieletnich uciekinierów, prawa. – Te dzieciaki, które uciekają, czasami są łobuzami, a czasami ofiarami maltretowania lub molestowania seksualnego. Jeśli postępujemy zgodnie z ustawą, to nieletni powinien trafić nie do hostelu, ale na komisariat. Tam jest przesłuchiwany nie jako ewentualny poszkodowany, ale jednostka patologiczna. Stamtąd trafia do pogotowia opiekuńczego, gdzie do sprawy włącza się sąd i dzieciak już na stałe ma to w papierach. Często po kontakcie policji z domem rodzinnym szybko zjawia się tatuś, dziewczyna z „gigantu” zostaje oddana rodzicom, po drodze łomot, a w domu na nowo molestowanie – tłumaczył w sierpniu ubiegłego roku Krzysztof Gutowski, koordynator skierowanego do nieletnich uciekinierów z Dworca Centralnego programu „Drogowskaz – droga do domu”. – Trzeba zmienić system na tyle, żeby dać możliwość kontaktu z nieletnim przez jakiś czas osobie, której może on zaufać, która nie jest w „pędzie administracyjnym”, dowie się co w jego domu się dzieje. Tymczasem dyrektorzy ośrodków opiekuńczych są dumni z tego, jak szybko odsyłają dzieci do środowisk, z których uciekły – dodaje.

Z sytuacji zdają sobie sprawę i streetworkerzy i policja, która często nie kwapi się – dla dobra uciekinierów i własnego świętego spokoju – z ich wyłapywaniem i odstawianiem „gdzie trzeba”. Wtedy zostawieni samym sobie często padają ofiarą przestępstwa, zgadzając się na pomoc finansową lub nocleg u nieznajomego, co często prowadzi do wykorzystania. Właśnie aby tego uniknąć, grupa pedagogów-wizjonerów ze „Stacji” stworzyła hostel. Było to przeniesienie na grunt polski funkcjonujących na Zachodzie placówek zajmujących się osobami zagubionymi, młodymi bezdomnymi, w kryzysie. W krótkiej historii hostelu odnotowano w prawie 800 pobytów, nieraz kilkakrotnych, młodych ludzi. Część z nich – choć mniejsza – była nieletnia, jednak nigdy „Stacja” w hostelu nikogo nie ukrywała ani trzymała wbrew jego woli. Zawsze szukano kontaktu z ich opiekunami. – Policja o nas i naszych „klientach” wiedziała. Dbaliśmy o dobre kontakty. Zdarzało się nawet, że przychodziła do nas z pytaniem, czy nie wiemy czegoś o losie danej osoby, bo dla jej dobra jej szukali. Nigdy nie przeszukiwali hostelu i przychodzili w cywilnych ubraniach, żeby nikogo nie wystraszyć – opowiada Monika Siuchta.



Niewygodny hostel


– Od kiedy zamknęliśmy hostel, nie ma w Warszawie takiego miejsca – bezpłatnego, anonimowego, gdzie można przyjść, przespać się, załatwić sprawy związane z otrzymaniem dowodu, załatwianiem miejsca w bardziej specjalistycznym ośrodku, detoksu, kontaktu z prawnikiem, załatwieniem spraw z rodziną, w której była przemoc. Są co prawda noclegownie, ale w nich można jedynie przespać się, umyć i złapać wszy. Nie ma żadnej pracy z „klientem” – tłumaczy Siuchta.





Dlaczego hostel upadł? Od początku brakowało środków finansowych. Główny dawca, Biuro Polityki Społecznej m. st. Warszawy przekazywało zawsze pieniądze z zastrzeżeniem: nie na hostel! Próby wyjaśnienia tego stanu rzeczy w Biurze Polityki Społecznej oraz Biurze Prasowym m.st. Warszawy okazały się bezskuteczne. Najprawdopodobniej jednak postawa miasta bierze się stąd, że do prowadzenia Hostelu Interwencyjnego dla nieletnich nie ma żadnych uregulowań prawnych. „Stacja” finansowała go z pieniędzy, które dostawała na realizację innych projektów, głównie związanych z działalnością świetlicy i streetworkingiem. – Były pieniądze na pracę streetworkerów, a nie było na miejsce, do którego mogliby zaprosić swoich „klientów” – kwituje Monika Siuchta.

Początkowo pieniędzy starczało na comiesięczny czynsz, opłacenie mediów i częściowo wyposażenie. Później środki na działalność hostelu pracujący w nim wychowawcy i wolontariusze „wydobywali spod ziemi” albo wykładali z własnej kieszeni. W końcu zabrakło pieniędzy nawet na bieżące opłaty. Po pracach adaptacyjnych w lokalu przy ul. Wspólnej 65/19 działać będzie prowadzone wspólnie przez „Stację” i Fundację „Pedagogium” Centrum Profilaktyki i Pomocy Środowiskowej. Hostel „Stacji” nie jest jedynym tego typu miejscem właśnie zamykanym w Warszawie. Tymczasem media alarmują: nawet 30 tysięcy nastolatków, najczęściej 16–17-latków, trudni się prostytucją. Czy będzie komu i gdzie skutecznie się nimi zająć?



***

STACJA jest wielozadaniowym projektem pomocowo-edukacyjnym i interwencyjno-profilaktycznym skierowanym do dzieci i młodzieży z grup wysokiego ryzyka, proponującym pomoc w zapobieganiu i wychodzeniu z prostytucji dziecięcej oraz młodzieżowej. W programie STACJA wychowawcy i wolontariusze są jednocześnie streetworkerami. Więcej na stronie: www.programstacja.org.pl.

Streetworking to metoda pracy socjalnej polegająca na tym, że działania prewencyjno-pomocowe realizowane są poza miejscem funkcjonowania tradycyjnych instytucji pomocowych. Dzięki tej metodzie streetworkerzy nawiązują kontakt z młodzieżą, do której nie docierają służby socjalne, ani inne organizacje społeczne, które nie wchodzą czynnie w środowisko młodych osób przebywających stale bądź okresowo na ulicy.