Stłumienie nadziei

Zuzanna Smoleńska

publikacja 04.09.2008 16:56

Duże państwa dyktują swą wolę małym państewkom, a gdy te małe dążą do wolności słowa i wyznania, narażane są na wkroczenie wojsk. Strach bierze, co się stanie z wolnością małych narodów, gdy człowiek bezbożny zacznie urządzać życie po swojemu. Idziemy, 31 sierpnia 2008

Stłumienie nadziei



Kiedy społeczeństwo Czechosłowacji coraz głośniej i odważniej zaczynało podnosić głowę w obronie swoich praw, Leonid Breżniew w styczniu 1968 r., szukając propagandowego wyjścia z tej sytuacji, wyznaczył na stanowisko I sekretarza Komunistycznej Partii Czechosłowacji jednego z ówczesnych reformatorów - Aleksandra Dubčeka. Miał to być dla Czechów i Słowaków dowód złagodzenia systemu komunistycznego. Nikt nie przypuszczał, że wydarzenie to przejdzie do historii jako symboliczny początek Praskiej Wiosny.



Walka z kontrrewolucją


Historycy twierdzą, że I sekretarz PZPR Władysław Gomułka już w lutym 1968 r. dostrzegł w Dubčeku zagrożenie dla systemu komunistycznego. Słysząc o planach reform gospodarczych i systemowych Słowaka, Gomułka miał nie tylko mocno przeciw nim zaprotestować. – Już wtedy – twierdzi Grzegorz Majchrzak z IPN – zachęcał Breżniewa do ostrej rozprawy z Czechosłowacją, bo – argumentował – „gdy zaczyna się reformy, to natychmiast podnoszą głowę elementy antysocjalistyczne”.

W przekonaniu, że polityka Dubčeka może doprowadzić do rozkładu całego bloku socjalistycznego, umocnił Moskwę polski Marzec ‘68. Czesi i Słowacy wyraźnie wówczas demonstrowali swoją solidarność z Polakami. Pojawiające się wśród Polaków hasło „Cała Polska czeka na swego Dubčeka” nie mogło zostać niezauważone. Na życzenie Kremla, jeszcze w tym samym miesiącu, w Dreźnie, odbyła się specjalna, dotycząca czechosłowackiej „kontrrewolucji”, jak mówił Breżniew, narada państw Układu Warszawskiego. Po niej prawdopodobnie podjęto decyzję o interwencji militarnej. Jej wielkim zwolennikiem był przywódca bułgarskich komunistów Todor Żiwkow.

Pierwszą przymiarką do interwencji były organizowane na terenach granicznych ćwiczenia. Przygotowania rozpoczęto w kwietniu, w pierwszych dniach rządów nowego prezydenta Czechosłowacji gen. Ludwika Svobody. Pod koniec lipca przez Polskę przemaszerowały na oddziały Armii Czerwonej. Obok szło Wojsko Polskie, a ministrem Obrony Narodowej był wtedy – właśnie od kwietnia, jako widocznie najbardziej dla Moskwy zaufany – gen. Wojciech Jaruzelski, z wiernym gen. Florianem Siwickim u boku. – Było to – stwierdza historyk Piotr Ferenc – bezpośrednie przygotowanie do interwencji. – W Czechosłowacji – ironizował wówczas bp Wacław Skomorucha, sufragan siedlecki – nie mógł przecież rządzić Svoboda.

Ćwiczenia zakończono 29 lipca. W tym czasie w Ciernej nad Tisou odbyły się też rozmowy moskiewskich decydentów z przywódcami Praskiej Wiosny, którzy przekonywali: „wszystko jest pod kontrolą”, chodzi jedynie o „twórcze rozwijanie socjalizmu”. Na zakończenie spotkania, 3 sierpnia, Breżniew zapewnił: „Towarzysze, wierzymy w wasze słowa komunistów. Jeżeli nadużyjecie naszego zaufania, potraktujemy to jako zdradę i zbrodnię”. Mimo to już na 20 sierpnia na godz. 23.00 wyznaczono rozpoczęcie operacji „Dunaj”. Wieczorem tego dnia przerzucono na teren Czechosłowacji sowieckich agentów, w tym współpracowników peerelowskiej SB. Od godz. 23.00 zaczęły wkraczać jednostki Układu Warszawskiego, rozpoczęto aresztowania przywódców Praskiej Wiosny.




W interwencji wzięło udział przeszło 250 tys. żołnierzy, ok. 6,5 tys. czołgów i 800 samolotów. Naprzeciw Armii Radzieckiej (25 dywizji), WP (4 dywizje) oraz wojsk Węgier (1 dywizja) i Bułgarii (1 pułk zmotoryzowany) stanęła głównie ludność cywilna – jej jedyną bronią były koktajle Mołotowa, ulotki i audycje w ochranianych przez miejscowe wojsko radiowych rozgłośniach. – Społeczeństwo Czechosłowacji było jednolite w sprzeciwie – twierdzi Piotr Ferenc – Nastąpił masowy opór.

Przerwały go wieści z Moskwy, gdzie Dubček właśnie podpisał porozumienie – na jego mocy, pod warunkiem unormowania sytuacji, Sowieci zgodzili się pozostawić go i prezydenta Svobodę na zajmowanych stanowiskach. Czechosłowacja widziała w tym zdradę ideałów Praskiej Wiosny. Głośne były akty protestu: samospalenie Jana Palacha (19 I 1969 r.) czy Jana Zajicia (25 II 1969 r.) Dziś obaj mają pomnik przed Muzeum Narodowym w Pradze, asteroida 1834 nosi imię Jana Palacha.

W walkach zginęło ok. 200 osób. Interwencja na długie lata zatrzymała rozwój Czechosłowacji. Partyjni propagandyści pracowali nad tym, aby wzrosło napięcie między Czechosłowacją i Polską.



Solidarni z Czechosłowacją


Choć w Polsce nie brakowało przykładów życzliwości dla sąsiadów, trzeba było wielu lat, aby Czesi i Słowacy się o tym dowiedzieli. Zresztą my sami dopiero od niedawna, dzięki historykom IPN, możemy o tym usłyszeć.

„Wszelkim przedsięwzięciom związanym z sytuacją w Czechosłowacji nadaje się kryptonim „Podhale” – czytamy w tajnym dokumencie specjalnego znaczenia peerelowskiego MSW. Kilkadziesiąt osób skazano na podstawie tego dokumentu za redagowanie ulotek oraz inne wyrazy poparcia dla Praskiej Wiosny. Pierwsza duża fala sprzeciwu pojawiła się u nas już 21 VIII, choć i wcześniej przechodzącą przez nasz kraj Armię Radziecką i oddziały WP żegnano okrzykami: „hańba”, „zdrada”, „Rosjanie do domu”. Potem ulotki i napisy – „Hańba najeźdźcom, wycofać wojska z CSSR, precz z reżimem Gomułki, niech żyje wolna Polska” – pojawiały się nie tylko w Warszawie, Wrocławiu czy innych dużych miastach, widać je było także w małych miejscowościach.

Protestowały środowiska naukowe: wtedy z PZPR na znak sprzeciwu wystąpił m.in. Bronisław Geremek. Literaci, z inicjatywy Witolda Dąbrowskiego i Jerzego Andrzejewskiego oraz muzycy z Zygmuntem Mycielskim zbierali podpisy pod listami poparcia dla Pragi i Bratysławy. Głosy sprzeciwu wobec okupacji zdarzały się nawet w środowiskach emerytowanych wojskowych i byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Za zdobyczami praskiej wiosny opowiedziała się też mniejszość polska, zwłaszcza na Zaolziu, oraz diaspora grecka w Polce. Pomagał także polski Kościół, znane były wypowiedzi abp. Bolesława Kominka, bp. Franciszka Musiela i wielu innych cichych bohaterów tamtych wydarzeń. Świeccy i duchowni przemycali dla Czechów i Słowaków Biblię i literaturę religijną, seminaria potajemnie przyjmowały stamtąd kleryków i dokonywały święceń. W ostatnich latach wielu Polaków zostało za to uhonorowanych; w tym roku odznaczenia od premiera Czech odebrali Teresa Ordyłowska i Kornel Morawiecki.





Polski honor uratował przede wszystkim Ryszard Siwiec: żołnierz AK, filozof, księgowy z Przemyśla – znany z niezależnej działalności patriotycznej w PRL jako Jan Polak.

Po interwencji w Czechosłowacji podjął on świadomą, choć sprzeczną z jego katolickim światopoglądem decyzję – na znak protestu dokonał publicznego samospalenia. Zrobił to na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie w czasie partyjnych ogólnopolskich dożynek 8 IX 1968 r. Zostawił apel: „Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!”.

Zanim Ryszard Siwiec oblał się rozpuszczalnikiem, rozrzucił w tłum ulotki. Płonąc, krzyczał: „Protestuję! Nie pozwalam gasić płomieni”. Później zabrano go na przesłuchanie. Zmarł po 4 dniach w szpitalu w wyniku oparzeń ponad 85% powierzchni ciała. Czuwająca przy nim rodzina przez wiele lat była inwigilowana. Ostatni jego list, skonfiskowany przez SB, żona otrzymała dopiero pod koniec lat 80. Jego czyn miał być zabity milczeniem. Polakom o Ryszardzie Siwcu opowiedział dopiero film Macieja Drygasa „Usłyszcie mój krzyk” (1991).

Prezydent Czech Václav Havel przyznał w 2001 r. pośmiertnie Ryszardowi Siwcowi order Tomasza Masaryka I klasy. W Polsce odznaczono go (2003) Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, a w 2006 r., w dniu święta narodowego Słowacji, ambasador František Ružička przekazał na ręce Wita Siwca, syna zmarłego, Order Białego Podwójnego Krzyża.

Staraniem dziennikarzy Tygodnika „Solidarność”, przy wejściu na Stadion Dziesięciolecia wmurowana została w latach 90. pamiątkowa tablica. Jednak dziś czyn Ryszarda Siwca nadal pozostaje u nas nieznany i niedoceniony. Tak, jakby pamięć o bohaterze tamtych wydarzeń wciąż była ukryta za „żelazną kurtyną”.